Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Bob był prawdziwym gangsterem, całe życie uprawiał ten proceder, szło mu nieźle, był jednym z lepszych w swoim fachu, wprawdzie nie lubił swojej roboty, ale dla forsy wyzbył się skrupułów. Specyficzny fach, wymagał od niego bycia twardym, zabił już wielu wrogów mafii, to cechowało jego byt i stało się codziennością jak poranne mycie zębów. Nie narzekał na to co musiał robić i choć ciągłe pociąganie za spust nie mogło mu dawać satysfakcji, nie mógł po prostu odejść, to by oznaczało koniec jego życia, poszedł by za to do piachu, gryzł ziemię z kulą w głowie, lub znalazł na dnie rzeki w butach z betonu. Boss mafijny Frank Boro właśnie zlecił kolejne zadanie likwidacji szefa firmy budowlanej, które Bob miał wykonać dla niego. Proste, likwidacja celu i kłopot z głowy, poza tym nie dać się złapać i nie zostawić żadnych śladów na miejscu zbrodni, robota miała być czysta, wszystko dopięte na ostatni guzik. Dostał wszystkie potrzebne informacje, znał nazwisko i adres, wiedział o której wychodzi z pracy i gdzie lubi spędzać swój wolny czas. Musiał udać się do Manhattanu, wcześniej jednak skontaktować z Wiktorem, pirotechnikiem pochodzenia polskiego i członkiem gangu podległego pod Franka, którego znał od dłuższego czasu, w tym właśnie celu pojechał do Queens, miał tydzień, żeby sprzątnąć Jima Caruso, to więcej niż potrzebował. Zapukał do drzwi, Wiktor otworzył i nic nie mówiąc wpuścił go do środka, to dziwny człowiek, w jego domu panował bałagan i widać było, że w tej brudnej norze brak jest kobiecych rąk, które mogły by wprowadzić odrobinę ładu. Ładunek już czekał gotowy, mógłby wysadzić dom, trzy kilogramy trotylu wraz z zapalnikiem leżało w pokoju na obskurnym biurku. Bob podszedł do bomby i stwierdził stanowczym tonem, właśnie tego mi trzeba, widzę, że miałeś zlecenie, dobra robota, poczym dodał z uśmiechem, jesteśmy trybem w machinie obyczajów, które kształtuje biznes, ktoś musi sporo płacić, powiedz Wiktor dla kogo ta bomba. Zaskoczony Wiktor spojrzał na Boba i przemówił, ładunek zamówił arab niejaki Achmed Banihad, to niebezpieczny człowiek, kieruje grupą ekstremistów islamskich, nie zapłacił jeszcze ani centa ale pojutrze przyśle jednego ze swoich ludzi. Mówisz arab, wtrącił Bob otwierając torbę, Achmed może poczekać, muszę wykonać zadanie dla Franka Boro, ta zabawka uprości całą sprawę. Tylko nie mów nic płotkom z gangu, na twoim miejscu nie ufał bym nikomu. Lepiej nie gadać zbyt wiele, bo można znaleźć się w bagnie po uszy, Frank bardzo nie lubi kłopotów, ma swoich ludzi od brudnej roboty, dla których zabić to tyle co splunąć, są w stanie uciszyć każdego, szef lubi trzymać rękę na pulsie, więc nie zapomnij dla kogo pracujesz. W drodze powrotnej miał wprawdzie małe wątpliwości, myślał o swoim planie, który nie dawał o sobie zapomnieć nawet przez krótką chwilę, nigdy wcześniej nie wysadzał ludzi, z reguły trzymał się sprawdzonych metod jak użycie noża lub broni palnej, ale wiedział, że cel uświęca środki, a cień podejrzeń padnie na terrorystów, którzy się dają coraz częściej we znaki. W piątek wstał z samego rana, jadł śniadanie myśląc o wczorajszej kłótni, wprawdzie nawykł do ciągłych pretensji, lecz tym razem oznaczało to koniec, jego małżeństwo było zwykłą ruiną, sam do tego doprowadził i dobrze o tym wiedział od dłuższego czasu. Doszedł do wniosku, że czas skończyć z hipokryzją, niemiał wątpliwości, że ich wspólne życie, niema najmniejszego sensu i tak wiecznie niebyło go w domu, widział tylko swoje interesy, ciągły niedosyt forsy motywował do działania i choć miał jej sporo, marzył podwoić swój kapitał. Zdegustowany dokończył posiłek, nie był w najlepszym nastroju, jego życie było jak puzzle różnych układanek, których nie da się ułożyć w logiczny sens istnienia, dobrze wiedział, iż jego życie nie jest tym co mógłby osiągnąć, jeszcze czternaście lat temu nie przypuszczał, że zostanie jednym z ludzi mafii, to dziwne, bo błyszczy intelektem i nawet niegdyś ambicją, którą z czasem zatracił. Poszedł po auto, w prawdzie było kradzione, ale za to z przebitymi numerami, oraz kompletem dokumentów na cudze nazwisko. Wyjął torbę z ładunkiem z szafki w garażu i umieścił za fotelem kierowcy, poczym wsiadł do samochodu i pojechał pod dom Jima Caruso. Wysiadając spojrzał na zegarek, przyciemniane okulary kryły zimne spojrzenie mordercy, była za kwadrans trzecia, korki na ulicach i ludzie z których emanował spokój, gdyby tylko wiedzieli, że miejsce to i czas, zaraz od szczęścia dalekie będą i pełne grozy, zapewne nie było by ich tutaj, skazanych na śmierć lub widok cudzego dramatu. Bob zamknął drzwi, wyglądał dosyć zwyczajnie, ubrany w dżinsy i białą koszulkę, z reguły chodzi ubrany bardziej szykownie, ale tym razem musiał utożsamić się z tłumem zwykłych szarych ludzi. Z samochodu zabrał jedynie urządzenie do zdalnej detonacji ładunku, aparat z teleobiektywem oraz wczorajszą gazetę, poczym oddalił się na znaczną odległość. Z daleka był widzem, wygląd fotografa dawał złudzenie prawości, wiedział jak zdobyć zaufanie innych i nigdy niemiał z tym najmniejszych problemów, być może dlatego, że wielu ludzi to zwykli frajerzy, którzy chcą widzieć świat w kolorach tęczy, póki nie spotka ich krzywda. Robił zdjęcia przechodniom, ukradkiem zerkając na dom Jima Caruso, długo nie musiał czekać, czarny mercedes podjechał pod dom, w tym momencie wyciągnął urządzenie do zdalnej detonacji, Jim zmierzał pewnym krokiem do drzwi, spojrzał na numery samochodu pułapki, poczym wybuch bomby zmiótł go z powierzchni ziemi a wraz z nim kilku pechowych przechodniów. Bob zaś schował z powrotem do kieszeni sprzęt do detonacji, który trzymał dyskretnie w dłoni zakryty gazetą i natychmiast odszedł szybkim krokiem jak najdalej od miejsca zbrodni.

Opublikowano

Nie ma akapitów, nie ma odznaczonych dialogów, nie ma oryginalnego tematu, bo mafia, bossowie i porachunki to już takie oklepane, że szok. Ale jest dobry styl, dobrze skonstruowane zdania i płynność w czytaniu. Gdybyś tylko dialogi odznaczył jak trzeba, byłoby super, bo czyta się gładko.

Opublikowano

Dzięki za uznanie, już myślałem, że nikt nie oceni tego tekstu, wiem, że temat oklepany, bo opowiadań o mafii jest multum, ale nie mogłem się oprzeć.MARCEPAN 30 - "Nie ma akapitów, nie ma odznaczonych dialogów" - Masz rację, chyba zrobię akapity i zaznaczę dialogi.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Noxen Hej Noxen, Niestety, to nie jest dobry wiersz. Bierzesz się za ciężki temat. Masz ze sobą moc setek tysięcy poetów i dołączasz do tych, którzy na temacie polegli. W warstwie - nazwijmy ją 'metafizyczną' - nie pojawia się tu błysk jakiegoś nowego podejścia, nowej idei, czegoś świeżego... Wiersz w skrócie mówi o tym, że peel nie wierzy w bajki i uważa, że po śmierci wchodzimy w 'nicość'. Nic nowego, to może na nowo da się to powiedzieć? Skąpy dobór rekwizytów nie pozwala wejść na jakiś głębszy poziom obrazowania. Poruszamy się w wątłej refleksji filozoficznej budowanej na wątłych obrazach. Osobiście lubię, gdy w wierszu jestem w stanie wyróżnić przynajmniej jeden z trzech aspektów (za Lacanem): symboliczny, obrazowy i 'realny', a najlepiej wszystkie trzy, ale to już wtedy Święty Graal. Czyli wiersz mówi do mnie na poziomie symbolicznym, gdy czuję, że podmiot bardziej jest mówiony przez język niż sam mówi. Na poziomie obrazowym, gdy jestem w stanie rozpoznać w jakiś sposób siebie w danym obrazie, a jednocześnie rozpoznać iluzję, która jest konsekwencją tego rozpoznania. I na koniec 'realne' - gdy wiersz rozmawia z moim Brakiem - czymś czego nie da się powiedzieć ani językiem ani obrazem, co wymyka się opisowi, ale uparcie powraca i nie pozwala mi się domknąć w spójną całość. I ten ostatni jest najtrudniejszy do wydobycia. Jeśli wiesz co chcę powiedzieć... Operujesz ciężkimi pojęciami - śmierć, dusza, nicość. Każde z nich osobno ma kaliber 44, ale razem - wcale się nie wzmacniają, tylko znoszą. A poza tym, w Nowym Roku, życzę Ci dużo lektur, wzruszeń i nadawania sensu.
    • @KOBIETA Ja bym jednak jechał przez Kołbaskowo żeby się bezpośrednio wpuścić w niemiecką 11, bo jak wiadomo, Niemiec nie ogranicza fantazji kierowców z temperamentem ;)
    • ach vivienne biedna vivienne cały paryż wypełniony nim to minie kiedyś minie teraz wszystko jego uśmiech jego imię noszą dni   chowasz twarz w dłonie nie mam pocieszenia popłacz vivienne dobre to łzy    przyjdzie znów wiosna wymażesz z pamięci saint-germain-des-prés każdą stację metra teraz już śpij vivienne    
    • To miło mi niezmiernie :)  Dziękuję :)   Pozdrawiam i składam najlepsze noworoczne życzenia :)   @Radosław   Tobie również!    Serdeczności :)   Deo  
    • @violetta  Viola masz piękny kolor ścian w mieszkaniu, i miniatura przednia. Pozdrawiam.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...