Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

1 maja 1989 roku
Pochodu z okazji święta Pracy nie widziałem. Byłem zbyt zmęczony po dwudniowej imprezie w Barlinku, w dodatku zajęty myśleniem o poznanej tam Agnieszce. Spałem do piętnastej. Później oglądaliśmy z mamą wyścig kolarski, jaki co roku odbywa się wokół Stargardu. Słowo "oglądanie" w przypadku kolarstwa jest dość osobliwe, ponieważ bardziej polega na uświadomieniu sobie, że właśnie mignęła ci przed oczami kolorowa grupa rowerzystów, która już za moment na całe pół godziny znika za zakrętem. Ale jako, że pogoda i humor nam dopisywały, toteż staliśmy przy pustej szosie, i jak to mama wieczorem rzekła koleżance - oglądaliśmy wyścig.
*
Co do tego Barlinka, to przyznam, że przed wyjazdem miałem pewne obiekcje czy tam pojechać. Dziś nie żałuję. Po pierwsze; poznałem urodziwą dziewczynę, której już nie odstępowałem na krok, a po drugie; obejrzałem w tamtejszym domu kultury gościnny spektakl teatru z Nowej Soli. Przedstawienie o surrealistycznym charakterze robiło na mnie duże wrażenie, a doznania kontaktu z czymś nierzeczywistym wzmagały dodatkowo moje i Agnieszki ręce, które były bardzo sobą zaabsorbowane.

A co do niej: Obiecała, że kiedy będzie miała trochę czasu to przyjedzie do mnie. Jednak nie w najbliższych dniach, bo musi przygotowywać się teraz do matury.

5 maja 1989 roku
Aga nie wytrzymała, rzuciła książki w kąt i przyjechała. Zapewne przyczynił się do tego fakt, że moja matka wsiadła do pociągu i wyjechała na trzy dni do swojej siostry w Gdyni, o czym zameldowałem Agnieszce wczoraj przez telefon.
Powtarzam: Nie wytrzymała, odstawiła książki - co poskutkowało również tym, iż od dzisiejszego popołudnia nie jestem prawiczkiem.
Jednak nie tak, sobie to wyobrażałem. Nie myślałem, że to będzie w ten sposób, iż po kilku minutach całowania się na wersalce, ona nagle zerwie się na proste nogi i zacznie zrzucać z siebie wszystkie ciuchy, mówiąc kilkakrotnie abym był delikatny.
A temu jej rozbieraniu, widzę to jeszcze raz - towarzyszy wulgarne dzienne światło, brak nastrojowej muzyki (nie zdążyłem włączyć!) i w ogóle zdumienie wszystkich przedmiotów!
A ja? Ja równie zdumiony jak telewizor mojej matki, myślałem: Boże, ja tego nigdy w życiu nie robiłem, a jeszcze mam wybierać spośród różnych sposobów odbywania stosunku; delikatnych, niedelikatnych czy jakie tam jeszcze są!
Leżałem na wersalce wpół nagi i sparaliżowany strachem. Nie odzywając się czekałem na następstwa wypadków, zupełnie jak wtedy kiedy mając lat piętnaście po raz pierwszy przybliżałem usta do ust dziewczyny. Ale powróćmy do dzisiejszego dnia. Agnieszka błyskawicznie przebrana za biblijną Ewę dała znak abym wstał. Zbaraniały, nie wiedząc o co jej chodzi, z błędnym wzrokiem bóg wie na co skierowanym - wstałem, a ona lekko mnie odpychając podeszła do wersalki, wyciągnęła pościel i szybkimi ruchami rozłożyła. Za chwilę już w niej leżała i wpatrywała się w sufit, a obserwując dajmy na to, jego fakturę i coraz bardziej przy tym spuszczając wzrok wreszcie zauważyła mnie. Z niewinnym uśmiechem jeszcze raz wyszeptała abym był delikatny. Cóż było robić? Wiedziałem, że nie mogę tak stać jak baran, poza tym doświadczenie podpowiadało, że nigdy nie ma tak, żeby jakoś nie było. Zdjąłem spodnie, majtki i wlazłem. - Nie to, żebym położył się obok, lecz właśnie - wlazłem w nią jak baran - a i czułem się jak baran! A już po chwili, wybaczcie szczerość, czułem się tak, jakby temu baranowi zdzierano wełnę wraz ze skórą z miejsca, z którego nigdy się tym jegomościom nie robi!
...
Gdzieś po paru minutach wstałem, by z udawaną szczęśliwca miną podać ukochanej ręcznik, o który poprosiła - nie mogłem pozbyć się natarczywej myśli, że nie ma to jak ręką, że ręką jest sto razy lepiej!
Od tamtej pory upłynęły dwie godziny, ból przechodzi, a Agnieszka wyszła by odwiedzić jakąś tutejszą koleżankę.

6 maja 1989 roku
Właśnie odprowadziłem Agnieszkę na dworzec kolejowy. Wracając zauważyłem, że wszystko patrzy na mnie jakoś inaczej, i coś jakby gratuluje osiągnięcia pewnego etapu.

Wczoraj podczas nieobecności Agi napisałem straszne rzeczy o tym pierwszym naszym stosunku, dlatego muszę napisać choćby pobieżnie o tym, co było w nocy, bo było zupełnie inaczej.
Otóż położyliśmy się we wspaniałych humorach, całkowicie spadł z nas ten stres, jakiego zaznaliśmy w południe. Bardzo długo się pieściliśmy, zresztą gwoli prawdy, ja chciałem od tego zacząć, to kontynuować, i na tym poprzestać, ponieważ nie śpieszyło mi się do kolejnych cierpień. Ale w którymś momencie naszych figli, to coś, co zawsze szargałem ręką w łazience samo jakoś wpadło w jej wilgotną dziureczkę. Od razu zrozumiałem, że właśnie na braku zawilgocenia polegał błąd pierwszego razu.
Ach, i oczywiście potwierdziło się to, o czym panowie zawsze mówiliście, mianowicie, że stosunek z kobietą to piękna, cudowna sprawa. Tak więc, i my powtarzaliśmy ową rozkosz do nie wiedzieć kiedy pogrążającego w sobie snu z wyczerpania.
Muszę jeszcze i o tym wspomnieć, że kiedy w nocy obudziłem się i zobaczyłem odwróconą plecami do mnie Agnieszkę, a właściwie jej smakowity tyłeczek - znów zachciało mi się zaznać tego czegoś. Ale jak się okazało, nie zawsze co umysł nakazuje ciału, każde z jego części wykonać może, i niezdarne próby poradzenia sobie z wyraźną impotencją jakoś obudziły moje dziewczę. Wtedy stało się coś, co mnie zupełnie zaskoczyło. Otóż zaspana Agnieszka nie otwierając powiek odwróciła się, objęła mojego wątłego paluszkami, po czym nachyliła się z troską i wzięła go do buzi! Tam zaś, pławiącym się w słusznej ślinie języczkiem jęła go pocieszać, tak, że nie tylko z nabrania krwi do żył mocno się ożywił, nie tylko z tego pocieszania głowę wyżej wzniósł, ale co najważniejsze, po uprzedniej krótkiej konwulsji trysnął wielką euforią! - Euforią, którą zaspana Agniesia, jak zauważyłem, przyjęła głęboko do swego wnętrza, i nieważne czy ostatnim przystankiem tej euforii był jej żołądek, czy też tak już była rozbudzona, że może samo jej serce. - Ważne jest to, że całe wydarzenie było dla mnie mistycznym przeżyciem, że w głowie miałem taki kołowrotek jakbym dopiero co wyskoczył z pędzącej karuzeli.

8 maja 1989 roku
Tęsknota! Gdzie się nie obrócę czuję ją...
Znów mam kołowrotek, tym razem spowodowany tęsknotą za Agnieszką.

Opublikowano

świetne! Najbardziej rzuca się w oczy dystans autora do samego siebie i własnego pisania. Super sprawa, tego mi zawsze brakowało (osobiście, jak i często na tej stronie). Historia miłosna opisana prawdziwie, realnie, niemalże przyziemnie, bez żadnych zamroczonych aniołów, myśli samobójczych i natchnionych ciał niebieskich. Czy jakiś tam "mój pierwszy raz" z Bravo Girl, że gwiazdy na łeb spadły, wybuchły wulkany i świat zawirował w szalonym tangu. Wiadomo o co chodzi ;).Pierwszy raz zawsze boli! U mnie wielkie "bravissimo"!

Opublikowano

Bardzo dziękuję Marcepanie za miłe słowa. Szczególnie podoba mi się, że zauważyłeś dystans, którym staram się kierować przede wszystkim w realnym życiu. Twój komentarz to mój sukces, gdyż właśnie o taki odbiór mi chodziło. Dziennik Nieco Rubaszny oprócz kilku innych idei ma również zachęcać do tego, aby podchodzić do własnej osoby, jak i otoczenia z dużym dystansem.

Pozdrawiam

Opublikowano

mam wrażenie, że jako jedyny trzymasz się nieźle ze swoim pisaniem, jest tam kilka słów do dupy : ukochana, albo jegomościom... momentami rozpisujesz się tam gdzie nie trzeba...ale generalnie podoba mi się...ten nieco rubaszny dziennik....to jest kolejna część??? czy poprawiona ostatnia ?

Opublikowano

Piotrze, to część poprawiona i ostatnia. Zamieściłem ze wględów porządkowych, tj. aby nie było dwóch różnych tekstów o tytule "część szósta..."
Pozdrawiam
PS. dawno ciebie tu nie było, miło, że znów jesteś.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



no szkoda ze to koniec...

dawno mnie tu nie było, bo zadarłem z grupą dzieciaków, jeden mnie sprowokował, drugi dolał oliwy, trzeci ( ten chyba naistotniejszy, grafo-guru, żeby było wygodniej) zabił mój konstruktywizm i nie pozwolił komentowac przez miesiąc, ale wiesz, wracam ze swoją grafomanią ..ciekawe na jak długo???

no to pisz cos nowego , chętnie poczytam...bo głód dobrego pisania jest zawsze, a jesli jeszcze mozna za darmo to poczytać...

do przeczytania Don. 3m sie
Opublikowano

Hehehe - jak to nieopatrznie można kogoś zmylić. Pisząc "ostatnia" miałem na myśli, że ostatnia jaką zamieściłem na forum. Części napisanych jest dużo więcej. Właśnie dopracowuję część ósmą, aby tu przedstawić. To będzie tekst, w którym starałem się spełnić twój postulat, aby było trochę o podróży. No więc wymyśliłem, do tego co już miałem napisane wcześniej, że wsiadam do podmiejskiego autobusu i przeżywam pewną dosyć niecodzienną przygodę.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Uratować rodziców swoich chciałem,

      Nie udało mi się, porażkę poniosłem, 

      Dzięki zdolnościom które posiadam,

      Powinienem zmienić los, pomóc tym, których kocham,

      A jedynie śmierć dookoła przyniosłem, 

      Tak bardzo żałuję, że na mordercę finalnie wyrosłem...

       

                                  ******

       

      Rodzice zawsze mówili mi, jak bardzo wyjątkowy jestem, 

      Nigdy im nie wierzyłem, zwyczajnym byłem dzieckiem. 

      Jak każdy uczyłem się, miałem swoje zainteresowania, 

      Nie czułem bym się wyróżniał, aż do pewnego dnia,

      Lat wtedy skończyłem szesnaście, 

      Wtedy bowiem miało miejsce nieprzyjemne zajście.

       

      Zchodziłem ze schodów, chcąc się udać do szatni,

      Ciasno było, czułem się jak w matni,

      Każdy się przepychał, byli jak dzikusy,

      A najgorzej mieli tacy jak ja, czyli konusy, 

      No ale cóż, finalnie na dół zszedłem, 

      Szybka akcja, kurtkę ubrałem, plecak na plecy zarzuciłem i wyszedłem.

       

      Kolejnym zadaniem było dostać się na górę, 

      Tym razem zaczekałem jednak na swoją turę,

      Pusto na schodach, "no to w drogę" - pomyślałem, 

      I to tu niemal doszło do tragedii - szkoda, że wtedy tego nie wiedziałem, 

      Ktoś na mnie wbiegł, spadłem, bo straciłem równowagę, 

      Sprawca uciekł, a ja - mocno walnąłem głową o podłogę. 

       

       

                                   ******

       

       

      Odzyskałem po jakimś czasie przytomność,

      Ale coś było nie tak, jakby szwankowała mi świadomość,

      Miejsce w którym byłem, wyróżniało się, 

      Pierwsze co mi przyszło na myśl to to, czy umarłem, czy może śnię,

      Obiekty dookoła mnie się unosiły,

      I zabrzmi to głupio, ale jakby... Wokół mnie orbitowały. 

       

      Stałem jak wryty, podziwiając krajobraz,

      Ciężko było wychwycić wszystkie te szczegóły naraz,

      Toć to wylądowałem w jakimś filmie sci-fi,

      Albo jest to jakiegoś rodzaju raj,

      W głowie taki straszny mętlik miałem,

      "Wszystko będzie dobrze" - sobie cały czas powtarzałem. 

       

      Nie wiedziałem już co zrobić, byłem trochę zmieszany - czułem się dziwnie,

      Czas płynął w tym miejscu jakoś nienaturalnie,

      Odnosiłem wrażenie jakby każda sekunda trwała z godzinę, 

      Jak nie dłużej w sumie, jakbym się władował w czasową minę,

      Z każdym krokiem jaki robiłem, było chyba gorzej, 

      Aż zdałem sobie sprawę, że nie mogłem już zawrócić, więc po prostu szedłem dalej.

       

      Na horyzoncie dostrzegłem lustro wolno stojące,

      Wokół nie było niczego, co było dosyć zadziwiające, 

      Zatrzymałem się tuż przed nim, jakby za sprawą niewidzialnej siły, 

      Przyjrzałem się jemu - było ładne - kamienie szlachetne go zdobiły, 

      Tylko, co ciekawe, nic się od niego nie odbijało, 

      Ani ja, ani cokolwiek innego, co mnie mocno zaciekawiło. 

       

      Usłyszałem jakiś głos, z nikąd pochodzący, 

      Był niski, surowy, osądzający,

      Ciarki mi po plecach przeszły, 

      Emocje jak nigdy dotąd na wyższy poziom weszły,

      Nie dość, że się bałem, to zacząłem w dodatku płakać,

      Kazał mi podejść do lustra, chciał coś mi pokazać.

       

      Tak też zrobiłem, podszedłem bliżej, 

      Aura tego przedmiotu sprawiła, że się poczułem znacznie lżej, 

      Ze środka wydobywało się jakieś światło,

      Które mnie mocno oślepiało, 

      Nagle poczułem w potylicę uderzenie,

      Straciwszy równowagę wpadłem do środka lustra, zmieniając znów otoczenie.

        

       

                                   ******

       

       

      "O mój Boże, ja latam!" - wtedy pomyślałem, 

      Nie było pode mną jakiegokolwiek gruntu, po prostu się w powietrzu unosiłem,

      Byłem w środku tunelu czasoprzestrzennego,

      I nie ukrywam, nigdy w życiu nie widziałem czegoś tak pięknego,

      No i znowu były te wszystkie latające skały,

      Tym razem jakoś inaczej się zachowywały...

       

      Wyciągnąłem rękę, żeby jednej z nich dotknąć,

      Nie zdążyłem nawet dłoni zbliżyć, a udało mi się ją popchnąć,

      To było dziwne, ale wtedy się tym nie przejmowałem,

      Wyłączyłem mózg i się dalej bawiłem,

      Udało mi się nawet kilka nowych trików nauczyć, 

      "Gdyby tylko rodzice mogli mnie teraz zobaczyć..."

       

      Usłyszałem ten tajemniczy głos ponownie, 

      Tym razem był spokojny, powiedział coś o ukończonej próbie, 

      Opanowałem moc, która uśpiona była we mnie,

      Nie dowierzałem temu co mówił, toć to brzmiało zbyt obłędnie,

      "Po co mi ten dar skoro ja wciąż tu tkwię?" - spytałem, 

      Wkrótce potem, odpowiedź na moje pytanie uzyskałem...

       

       

                                  *******

       

       

      Odzyskałem ponownie przytomność, tym razem byłem w swoim świecie,

      Głowa mnie bolała jak nie wiem,

      Leżałem w swoim łóżku, co mnie zdziwiło, 

      Wstać powoli próbowałem, ale nie dałem rady, za bardzo mnie mdliło, 

      Rozejrzałem się dookoła, wyglądało jakby wichura tędy przeszła,

      Na podłodze leżały: ciuchy, telewizor, półki, a nawet krzesła. 

       

      Zawołałem swoich rodziców, z całych sił krzyczałem

      Nic, głucha cisza, raz jeszcze spróbowałem, 

      Ponownie nic, żadnej odpowiedzi, 

      Zastanawiałem się o co kurdę chodzi,

      Usłyszałem za drzwiami kroki, które nagle przyspieszyły,

      Dreszcze całe moje ciało wtedy przeszyły. 

       

      Ktoś raptownie otworzył drzwi,

      To był Konrad - mój przyjaciel bliski,

      Przez chwilę stał jak osłupiały, 

      Nie dowierzał, że mi oczy się jednak otwarły,

      Podszedł do mnie z uśmiechem na twarzy i przytulił, 

      Powtarzał jak się cieszy, że jednak żyję i po chwili mnie puścił. 

       

      Podniósł jedno z leżących krzeseł i usiadł na nim, 

      Spytałem co tu się stało, kiedy odpowiedział byłem w szoku wielkim,

      Cały ten bałagan to ja zrobiłem,

      W jego oczach iskrę podekscytowania dostrzegłem,

      Kiedy leżałem nieprzytomny, wszystko wokół dosłownie latało,

      Moi rodzice nawet oberwali, jakby tego było mało...

       

      Spróbowałem po raz kolejny wstać, 

      Konrad mnie powstrzymał, powiedział, że mam się nie ruszać, 

      Miał rację, omal nie zwymiotowałem, 

      Tak bardzo swoich rodziców zobaczyć chciałem, 

      Uspokajał mnie, że nic im nie jest - akurat gdzieś wyszli,

      Po około pięciu minutach faktycznie, do domu wrócili i do mojego pokoju przyszli...

       

      Powiedzieli, że tydzień byłem nieprzytomny, 

      I byli pod wielkim wrażeniem, do czego jestem teraz zdolny,

      A ja byłem szczęśliwy, że ich mocno nie skrzywdziłem,

      Dosłownie wielkiego banana na twarzy miałem, 

      Chcieli bym się od teraz nauczył nad nowymi mocami panować, 

      I jak się w kryzysowych sytuacjach zachować...

               

       

                                   ********

       

       

      Minęło sześć miesięcy od tamtych wydarzeń, 

      Musiałem niestety dokonać wielu wyrzeczeń, 

      Żeby móc w miarę spokojnie żyć, 

      Chowam swoją twarz za maską - wiadomo - po to by tożsamość ukryć, 

      Stałem się miejscowym bohaterem,

      Z zabawnym wręcz charakterem.

       

      Nauczyłem się panować nad swoimi nowymi mocami,

      Potrafię za pomocą myśli poruszać różnymi przedmiotami,

      W skrócie - posiadam zdolności telekinetyczne,

      Moje życie dzięki temu stało się na prawdę fantastyczne,

      Współpracuję teraz z policją, strażą, pogotowiem ratunkowym,

      I stałem się ich wsparciem zaufanym. 

       

       

                                   *******

       

       

      W końcu nadszedł weekend, mogę kolejny trening rozpocząć,

      A po dwóch godzinach organizm mój musi odpocząć,

      Choć zabrzmi to śmiesznie, 

      To fizyczne najbardziej odczuwam zmęczenie, 

      Trenuję dzisiaj z tatą, będzie do mnie z pistoletu strzelać,

      A ja mam za pomocą myśli wszystkie kule zatrzymać. 

       

      Ale zanim to, chcę pójść do sklepu,

      Żeby nie na pusty żołądek robić "występu",

      Wychodzę zatem z domu, biorę ze sobą torbę, 

      No i jak ja to lubię zawsze mówić - "no to w drogę!",

      Mam ochotę na chipsy, colę i coś słodkiego,

      Typowe przekąski nastolatka przeciętnego.

       

       

                                  ********

       

       

      Idąc wolnym krokiem doszedłem na skrzyżowanie,

      Wydaje się być w miarę spokojnie, 

      Ptaki sobie śpiewają, słońce ładnie świeci, 

      Aż do życia pojawiają się chęci, 

      Dobrze jest sobie głowę czasami przewietrzyć,

      I dłużej na świeżym powietrzu pobyć.

       

      Osiedlowy jest już w moim polu widzenia,

      Nagle ktoś wybiegł z niego bez ostrzeżenia, 

      Ekspedientka krzyczy - "złodziej, niech ktoś go zatrzyma!",

      To był dla mnie sygnał - schowam się w zaułku, przebiorę i się zacznie zadyma,

      Będąc szczerym, zawsze o tym marzyłem, 

      Jak z komiksów zostać superbohaterem...

       

      Kostium zakładam w ekspresowym tempie, 

      Jest luźny, więc bez problemu przebiorę się wszędzie, 

      Mam ze sobą też deskę skateboardową,

      Dzięki czemu wyglądam jeszcze bardziej odjazdowo,

      No, ale dobra, dość już zbędnego gadania,

      Mam w końcu przestępcę do złapania!

       

       

                                 *********

       

       

      Wściekłem się, skubaniec mi zwiał, 

      Od dobrego kwadransu go szukam - sprytny plan ucieczki miał, 

      Wszystkie ulice i alejki przeszukałem, 

      I jedynie Konrada na przystanku widziałem, 

      Muszę przekazać niestety źle wieści tej ekspedientce,

      Że nie udało mi się łupu oddać w jej ręce. 

       

       

                                  ********

       

       

      Godzina osiemnasta właśnie wybiła, 

      Dzisiejsza sytuacja cały czas mi w głowie tkwiła, 

      Wyjątkowo słabo trening mi poszedł przez to,

      Czuję się jakbym upadł na samo dno,

      Nie mogę o tym zapomnieć, 

      Ani nawet sobie w twarz spojrzeć...

       

      Mama mi mój ulubiony sernik z czekoladą przygotowała, 

      Doceniam to, że mnie pocieszyć chciała, 

      Ale no kurczę, ogromne wyrzuty sumienia miałem, 

      Ni to pić, ni to jeść ja nie chciałem, 

      Rozrysowałem sobie plan miasta i wszystkie możliwe drogi ucieczki,

      I według moich obserwacji, złodziej żeby mi umknąć musiałby być turboszybki...

       

      Eureka! Że też wcześniej o tym nie pomyślałem, 

      Kanały - musiał tam na pewno zejść, a ich nie przeszukałem, 

      Tylko no właśnie, są one rozległe, mógł wyjść wszędzie, 

      Odnalezienie go, cóż, toć to misja ciężka będzie, 

      Ale się nie poddam, jakiś trop znajdę, 

      I może w końcu przestanę się postrzegać jako niedorajdę...

       

       

                                  ********

       

       

      A więc słuchajcie, wstawiam to jeszcze przed skończeniem tego byście ocenili, czy fabularnie wygląda to w miarę dobrze i czy budowa też jest w porządku. Piszę to od ponad miesiąca i jestem z tego dumny, natomiast chciałbym jednak mimo to się doradzić czy dobrze mi idzie :) historia ta powoli doniega ku końcowi 

       

      Edytowane przez Triengel (wyświetl historię edycji)
  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • myślę czy aby na pewno ? co to znaczy? szukam.odpowiedzi ? czy porostu nie mogę zasnąć.
    • Jak zwykle nie rozczarowują te miniaturki. Znakomite połączenie nowoczesności z odwiecznym poetycko-filozoficznym dylematem. Translator Google w gruncie rzeczy to bardzo ułomne narzędzie, czasami przenosi w dziwaczne sensy. To może kiedyś doczeka się osobnego wiersza. Tłumaczenie siebie dla drugiej osoby jest trudne, bo każdy zasadniczo odbiera świat i wchodzi z nim interakcję według innych schematów psychologicznych. I każdy tak naprawdę posługuje się też innym językiem, bo znaczenia przypisywane słowom zależą od osobistych doświadczeń. Językowy imprinting powoduje, że niektóre słowa działają jak triggery. Ciekaw jestem, z drugiej strony, jak to mogłoby się kształtować w przypadku sztucznej inteligencji.
    • Czy ja dobrze widzę? Naprawdę… podobam się? Czy to intuicja do mnie przemawia, mówi: „Tak, pragnie cię, chce cię.” Tak… podobasz mi się. Wiesz o tym? Bo nogi się uginają, gdy tylko cię widzę.   A on… nie widzi - ja czuję. Dlaczego? Dlaczego?   Milczę, bo przecież to tylko moja wyobraźnia. Na pewno… na pewno…   Walczę – ale z kim? Chyba… sam ze sobą.   Powiedzieć? Nie powiedzieć? Pokazać? Nie pokazać? Dać znak, że ja też?   Nie! To nie może być prawda. Wymyśliłem to sobie… On patrzy nie na mnie. On… kocha innego. Tak?   Powiem! Teraz! Teraz… Pokażę. Choć spróbuję. Choć spojrzę. Choć… zobaczę.   A on… odszedł. Nie wiedząc, co czuję. Nie domyślił się. Nie zawalczył. Nie dał znaku.   Stoję przed lustrem. I trwam z myślą, że może nigdy nie miał zobaczyć…
    • Jest coś w tym eintopfie, chociaż logika wersów i powiązań między poszczególnymi obrazami jest znana zapewne jedynie autorowi. A o tym, że piwo lubi dym, nie wiedziałem! No to teraz już się wyjaśniło, dlaczego tak pasuje do niedzielnego grilla.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      I tutaj kończy się wiersz. Dalej zabrakło pomysłu, żeby pociągnąć ten całkiem sympatyczny dialog i tekst skręcił w linijki pozbawione oryginalności. Szkoda, bo wiosna ma wiele pięknych atrybutów, wystarczy się chociażby uważnie przyjrzeć przyrodzie.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...