Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




oceniam Pana wiersz, nie Pana. Pan zaś w swym komentarzu próbuje ocenić mą osobę, nie znając mnie wcale. Sam Pan kiedyś "uświadamiał" mnie, że każdy ma prawo do własnej oceny wiersza. Nadal twierdzę, tekst Pana zupełnie nie przypadł mi do gustu i nie wiem jak bardzo musiałabym być "oczytana" by zachwalać ten tchnący prozą kawałek. Nawet miliony przeczytanych tego rodzaju wierszydeł nie przekakonają mnie do takiej twórczości. Zatem proszę nie odbierać mi prawa subiektywnego odbioru prozy, czy poezji (jak Pan woli).
Ciekawe, dlaczego nie zaatakował mnie Pan, gdy pod Pana wierszami zamieszczałam przychylne i pełne zachwytu komentarze. Przecież nie muszę być Pana wielbicielką. Pewnie nie mogę liczyć na krótkie "przepraszam" z Pana strony.
  • Odpowiedzi 41
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




oceniam Pana wiersz, nie Pana. Pan zaś w swym komentarzu próbuje ocenić mą osobę, nie znając mnie wcale. Sam Pan kiedyś "uświadamiał" mnie, że każdy ma prawo do własnej oceny wiersza. Nadal twierdzę, tekst Pana zupełnie nie przypadł mi do gustu i nie wiem jak bardzo musiałabym być "oczytana" by zachwalać ten tchnący prozą kawałek. Nawet miliony przeczytanych tego rodzaju wierszydeł nie przekakonają mnie do takiej twórczości. Zatem proszę nie odbierać mi prawa subiektywnego odbioru prozy, czy poezji (jak Pan woli).
Ciekawe, dlaczego nie zaatakował mnie Pan, gdy pod Pana wierszami zamieszczałam przychylne i pełne zachwytu komentarze. Przecież nie muszę być Pana wielbicielką. Pewnie nie mogę liczyć na krótkie "przepraszam" z Pana strony.

Eeeee - nikogo nie atakuje, zdanie innych szanuje, szuka pani ogromnej dziury w całym. Po prostu napisała pani, że ten tekst jest "niepoetycki i nie wie pani, co robi w dziale poezja". A ja pani powiem, że z racji podziału tekstu na wersy - czyli stworzenie układu tekstu - chcąc nie chcąc jest to wiersz. Czyli - jeżeli autor dzieli nawet prozowate zdania, to jest to jego ingerencja twórcza i po coś to robi - i tylko do tego napisałem, odpowiedź sugerującą że pani po prostu ma zbyt mało wiedzy, (co teraz może pani nadrobic). Na drugi raz napisac tylko "kiepściutki" czy "banał" - bez argumentacji, ktora jest w tym wypadku samobójstwem (co wpływa de facto na odbiór opiniodawcy).
Zatem - nie przepraszam, bo nawet tytułuje pania per pani, zwróciłem tylko uwagę na argumentacje - kiepską - "Lichośc jego nie dotyczy przekazu, a formy." i tutaj cytat.
amen.
Opublikowano

wersy z utworu wiersza nie czynią, to moje skromne zdanie. W ten sposób można ułożyć dowolny tekst pisany prozą, nawet instrukcja obsługi czasem ma układ podobny do pańskiego tekstu. Po Pańskich tłumaczeniach, wolę pozostać ignorantką jeśli chodzi o definicję poezji. Pozdrawiam : )

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To rzeczywiście skromne zdanie, zatem powodzenia. A może pani zmieni hobby - zima idzie, można bałwany lepic? Tak dla stosowności jednak...

za radę dziękuję, ale o lepieniu bałwanów też nic nie czytałam... Dlatego nie wiem czy trzy kule śniegowe położone obok siebie to bałwan, czy tylko trzy śnieżki. Co jeśli te kulki położę na sobie... czy to już jest śliczny bałwanek, czy jednak jeszcze czegoś więcej trzeba? Pewnie i w tej kwestii posiada Pan stosowną wiedzę.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To rzeczywiście skromne zdanie, zatem powodzenia. A może pani zmieni hobby - zima idzie, można bałwany lepic? Tak dla stosowności jednak...

za radę dziękuję, ale o lepieniu bałwanów też nic nie czytałam... Dlatego nie wiem czy trzy kule śniegowe położone obok siebie to bałwan, czy tylko trzy śnieżki. Co jeśli te kulki położę na sobie... czy to już jest śliczny bałwanek, czy jednak jeszcze czegoś więcej trzeba? Pewnie i w tej kwestii posiada Pan stosowną wiedzę.

Naturalnie, że tak - bałwana rozpoznaje od razu.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To rzeczywiście skromne zdanie, zatem powodzenia. A może pani zmieni hobby - zima idzie, można bałwany lepic? Tak dla stosowności jednak...

za radę dziękuję, ale o lepieniu bałwanów też nic nie czytałam... Dlatego nie wiem czy trzy kule śniegowe położone obok siebie to bałwan, czy tylko trzy śnieżki. Co jeśli te kulki położę na sobie... czy to już jest śliczny bałwanek, czy jednak jeszcze czegoś więcej trzeba? Pewnie i w tej kwestii posiada Pan stosowną wiedzę.
Ja też mam! Ja też mam! (Wiedzę)
Trzy kulki bałwana nie czynią!
Trza tu jeszcze duuuuuuuuuużej, pomarańczowej marchewy i garnek na łeb!
;D

Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Widziałam pana lepsze a raczej czytałam.
Wiedzą się nie chwalę.
A zbudowanemu bałwanowi nie zaglądam czy ma wszystko żeby być bałwanem.
Każdy ma swoje środki wyrazu w wierszu.Cieszy mnie za jednak jeśli nie widzę 21 kropek otwierając nowy wiersz.Tu ich nie mam.A co jest. Złośliwe, naindorzone troszkę.Cel?

Opublikowano

Rhiannon - i guziczków na oczka :)

Atlantydo - lepsze nie lepsze, zawsze ja decyduje w wyborze wiersza - oczywiście jako autor. Zresztą każdy tak czyni - i prosze spojrzec, jak się tutaj po kolei wszystkim obrywa - dlatego cieszę się z moich ukochanych oponentów - bo to jest cel - szukac słabych miejs i uderzac, miażdżyc, dobijac itp... A cel - prosty i jasny - żeby nie zrobic z tego forum śmietnika dla wzdychających nastolatek z problemami dojrzewania - pryszcze, chłopiec, sny itp...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Każdy temat jest dobry na utwór literacki czy w ogóle artystyczny. Nie ma gorszych i lepszych tematów. Nastolatki też mają prawo pisać wiersze o swoim wewnętrznym świecie. Nawet bez wprawy (choć istnieje jeszcze forum dla początkujących, to prawda; ale - jak napisałeś - każdy sam decyduje, czy jego wiersz jest lepszy, czy gorszy i gdzie powinien zostać wklejony - i każdy ma prawo o tym decydować). To nie są śmieci, to też wiersze, choć niewprawne, a nastolatki to też ludzie z uczuciami, choć małoletni.
Krytykujmy, pewnie, wyłapujmy słabe miejsca - ale bez tego dobijania i miażdżenia, na litość Boską!
Zresztą im więcej będzie tu niewprawnych poetów, tym bardziej Twoje wiersze będą się wybijać i błyszczeć, Michale. ;-)))
Pozdrawiam serdecznie.
(Rany koguta, już czuję, jak mi się teraz oberwie! Jak należy się bronić przed Predatorem?...) :-/
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Każdy temat jest dobry na utwór literacki czy w ogóle artystyczny. Nie ma gorszych i lepszych tematów. Nastolatki też mają prawo pisać wiersze o swoim wewnętrznym świecie. Nawet bez wprawy (choć istnieje jeszcze forum dla początkujących, to prawda; ale - jak napisałeś - każdy sam decyduje, czy jego wiersz jest lepszy, czy gorszy i gdzie powinien zostać wklejony - i każdy ma prawo o tym decydować). To nie są śmieci, to też wiersze, choć niewprawne, a nastolatki to też ludzie z uczuciami, choć małoletni.
Krytykujmy, pewnie, wyłapujmy słabe miejsca - ale bez tego dobijania i miażdżenia, na litość Boską!
Zresztą im więcej będzie tu niewprawnych poetów, tym bardziej Twoje wiersze będą się wybijać i błyszczeć, Michale. ;-)))
Pozdrawiam serdecznie.
(Rany koguta, już czuję, jak mi się teraz oberwie! Jak należy się bronić przed Predatorem?...) :-/

A właśnie, że się nie oberwie - bo za co? Tylko jest jedeno postawowe założenie - krytyka to m. in. ciągła dyskusja o kształcie poezji - czyli kto (jaki autor) zostanie po bojach - przesiewie, a ktory zrezygnuje. Wątpie, żeby po 40 napisanych wierszach, ktore każdy czytający uzna za gnioty -taki chłopek (czy chłopka) będzie pisał dalej. No, chyba że da zarobic wydawnictwu, które żarują na takich matołach i wyda sobie tomik.
I tak od wieków toczy się walka pomiędzy poetami-krytykami-krytykami-poetami (np. Fredro, nasz wielki Fredro, autor "Zemsty", którą tak skopał Wajda - umilkł zupełnie po ataku Goszczyńskiego - raczej mniej znanego obecnie autora - zatem krytyka to też oddzielna sprawa...)
A dwa - jeżeli org nie byłby taki, jaki jest - to nie byłby orgiem - w którym jest kilka świetnych poetów i świetnych krytyków - i tutajh bez dygresji, że to internet itp, i że w realu jest inaczej, itp... Bo jest podobnie.
Zatem - nie przedłużając - dobijac bez litości - a i argument byc musi - a bezsensowny argument też dostac kopa musi. Chyba nie chcemy, żeby pod każdym śmieciem (a tak) było 45 wpisów: "podoba mi się"...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Myślę, że Ivonne będzie. Koleżanka jej wmawia, że wszyscy jesteśmy zazdrosnymi idiotami i nieukami.

No właśnie. Właśnie o to mi idzie: żeby nie zniechęcić młodych ludzi, którzy jeszcze nie mają wprawy, ale mogą w przyszłości stać się naprawdę dobrymi i pożytecznymi wierszopisami. Takim wrażliwym młodym ludziom naprawdę łatwo wyrządzić krzywdę.

Nie chcemy. Na pewno nie.
Ale... trochę litości i wyrozumiałości dla młodzi. Dobra krytyka - to niekoniecznie ta agresywna i krwiożercza. Natomiast koniecznie taka, żeby młódź ją rozumiała i mogła wyciągać korzystne dla wszystkich wnioski. (Przynajmniej dążmyż do tego). Nie sztuka wyciąć las - sztuka go wyhodować.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no proszę plan eksterminacji forumowiczów. "Gratuluję" pomysłu na czystkę. Zostawmy samych M. Krzywaków na forum!!! Oj będzie ciekawie ; ) Szanowny Panie Michale, świat to różnorodność, a odmienność poglądów to błogosławieństwo. Nie pozbywałabym się z forum tych wszystkich, którzy w odróżnieniu od Pana nie mają marchewki po środku twarzy i rozżarzonych do czerwoności węgli w miesjscu oczu ; P
Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Myślę, że Ivonne będzie. Koleżanka jej wmawia, że wszyscy jesteśmy zazdrosnymi idiotami i nieukami.

No właśnie. Właśnie o to mi idzie: żeby nie zniechęcić młodych ludzi, którzy jeszcze nie mają wprawy, ale mogą w przyszłości stać się naprawdę dobrymi i pożytecznymi wierszopisami. Takim wrażliwym młodym ludziom naprawdę łatwo wyrządzić krzywdę.

Nie chcemy. Na pewno nie.
Ale... trochę litości i wyrozumiałości dla młodzi. Dobra krytyka - to niekoniecznie ta agresywna i krwiożercza. Natomiast koniecznie taka, żeby młódź ją rozumiała i mogła wyciągać korzystne dla wszystkich wnioski. (Przynajmniej dążmyż do tego). Nie sztuka wyciąć las - sztuka go wyhodować.

No to są łagodniejsi panowie - dobra, będe milszy :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




no proszę plan eksterminacji forumowiczów. "Gratuluję" pomysłu na czystkę. Zostawmy samych M. Krzywaków na forum!!! Oj będzie ciekawie ; ) Szanowny Panie Michale, świat to różnorodność, a odmienność poglądów to błogosławieństwo. Nie pozbywałabym się z forum tych wszystkich, którzy w odróżnieniu od Pana nie mają marchewki po środku twarzy i rozżarzonych do czerwoności węgli w miesjscu oczu ; P
Pozdrawiam

no proszę - kolejny przykład myślenie alogicznego i wmawiania tego, co nie istnieje w rzeczywistości a w dodatku nakładanie na siebie kostiumu św. Pigwy. Otóż nie, droga pani - kto ma dobre wiersze, wg mnie, ten wie - kto badziewie, wg mnie - to też. No chyba nie myśli pani, że się będe pytał pani Jaworek o to, czy wiersz jest dobry, czy niedobry (pomijając fakt, że się będe o cokolwiek pytał). Dlatego ci "wszyscy" (niezła hiperbola, zaprawde) to nie wszyscy. A jak pani chce koleżanki i kolegów - naprawde polecam te balwany - wiele teraz dzieczaczków będzie lepic, a one lubią wierszyki.
Opublikowano

skoro ja św. Pigwą zostałam, to Pan samozwańczym mędrcem. Proszę śmiało atakować, miażdżyć i co tam jeszcze... mnie Pan nie wytępi. Mogę być przeklętym bałwanem, głąbem, dyletantem i wszystkim co Panu przyjdzie tylko do głowy. Oceniłam Pański wiersz. Uznałam go za mało poetycki. Miałam do tego prawo. Pan nie narzuci nikomu odbioru swoich wierszy. Twierdzę, że Panu tym razem nie wyszło. Czy to takie straszne? Nie mam zamiaru unikać komentowania Pańskich wierszy, tylko dlatego, że nie jestem mistrzynią pióra.
Dziwnie zareagował Pan na moją krytykę. Wszystko co Pan napisał do mnie można w skrócie ująć: "Nie masz prawa mnie tak oceniać, Ty głąbie (bałwanie jak Pan woli)". Najlepszą obroną jest atak. Może dzięki Pańskim zabiegom nikt poza mną nie odniesie się krytycznie do tego "wiersza".

P.S.: po co Pan mnie tak atakuje, skoro Pan też trzy-kulkowy i na wiosnę roztopi się Pan razem ze mną...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Do wiosny daleko - już pal licho tego wierszoła, a bałwanem wcale nikogo nie nazywałem. Ma pani racje - wiersz nie musi się podobac, a że trochę ubodło mnie to, że niepoetycki - tutaj dalej sądze, że co do tego punktu mam racje - niech np. pani wejdzie w utwór Krzysztofa Korczaka - i zobaczy, że coś, co się sili na lirykę, liryką nie jest, jak jest beznadziejnie napisane.
Dlatego oglaszam pokój do następnego wierchoła - zobaczymy, tym razem będzie tekst bez figli (bo ten to figiel, bo jest m. in. o autorach wirtualnych :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Niekoniecznie.
Większość tak, ale niektórym się zdaje, że są (tu cytat) "największymi poetami"...

Nie wytykam palcami, o kogo mi chodzi, bo to nieładnie. W każdm razie o żadną ze stron kłótni, w którą się właśnie wtrącam. :)

Pozdrawiam, R.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Niekoniecznie.
Większość tak, ale niektórym się zdaje, że są (tu cytat) "największymi poetami"...

Nie wytykam palcami, o kogo mi chodzi, bo to nieładnie. W każdm razie o żadną ze stron kłótni, w którą się właśnie wtrącam. :)

Pozdrawiam, R.

Dobra, wkleilem teraz nowego - będziemy kontynuowac.
Można mnie wytykac palcami nawet :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tectosmith Bardzo klimatyczna kompozycja wiersza wymowna w rozmowach, których kończyć nie trzeba. Pomimo dramatycznego zakończenia całość napawa spokojem i zrozumieniem upływającego czasu. Pozdrawiam serdecznie.   PS. niebo faktycznie krwawe:)
    • @NefreteteJak wpiszesz w Google, jakiekolwiek pytanie, pierwsza odpowiedź jest zawsze AI
    • Within tree aura, force from the source I take Living spirit Colours carried by the light, skull with visions inside Shining in the forest
    • Tor at anima  a mi na tarot
    • I stało się to co określić by można cudem. Tłum wybuchł euforią i poklaskiem dla skazanego franta. A najgłośniej swoją aprobatę dla króla, nie Francji a Gayet, oznajmiały jego cudowne dziewczęta. Strażnicy nie mogąc upilnować napierających mas ludzi, znów ścieśnili swój kordon i wzięli do rąk nadziaki. Lud błagał trybunał o łaskę dla skazańca. Obywatele najpodlejszego sortu chcieli odzyskać swego brata i poplecznika.     A Orlon milczał, patrząc ze skruchą najczystszą w tłum. Nadal łzy płynęły mu po policzkach, nie dla Boga były one przeznaczone, nie dla króla Karola za jego wkład, nie dla sumienia franta co się nagle odezwać mogło po ślubach milczenia na widok wszelkich zbrodni na przestrzeni krótkiego życia Orlona i wreszcie nie dla ojca Oresta i sędziów, by nie robaka podłego w nim dojrzeli a człowieka równego sobie. Nie dbał o swą renomę i zdanie innych. Był kim był i był z tego dumny. Płakał jedynie dlatego, że dotarło do niego, że stryczek ominie go po raz czwarty i z pewnością nie ostatni. Uratował głowę i tylko to było ważne.   - Boże jedyny! Pobłogosław naszą matkę Francję! Bo nie dostojnicy kościoła i święci w niebiosach ją z kalekiej ułomności dźwigają, lecz Ci co się w jej błotach, burdelach i gnoju ze szczurami i wszami bratają. A mimo to mają siły by w malignie i głodowym pomorze nieść jej sztandar przez doliny upodlenia i wyzysku a czasem jak ja tu przed Wami bracia i siostry, przez deski miejskiego szafotu.   Sędziowie i oficjele poza ojcem Nérée i generałem d'Aubignac. Wstali zza stołu trybunału i zbliżyli się ku Orlonowi. Jeden z nich podszedł do ojca Oresta I wyszeptał mu krótkie zdanie na ucho. Ten przytaknął i zmiął treść wyroku w dłoniach. Oddał już nic nie warty pergamin jednemu z franciszkanów a ten bez zastanowienia cisnął go w tłum.   - Jam był łotrem i pludrakiem najgorszym. Lecz przyznacie, że wyrazem najczystszej niesprawiedliwości byłoby, gdybym oddał głowę po tym czegośmy tu byli świadkami. Bo Ci co śmierć ku uciesze zadają i kata naszego wyszkolili niczym psa by ostatnie tchnienie odbierał z piersi, nie są ni grama lepsi od nas. Oni mają jedynie fartuch czy sutannę czystsze niż nasze łachmany i pludry. Bo grzechy swe piorą odpustem sprzedajnym i kazaniem co stekiem bzdur jest. Bo jedno mówią a inne czynią.     Jedyną wolną od ludzi i przejezdną uliczkę z placu, właśnie zablokował wóz kupiecki, zaprzężony w dwa gniade ogiery, woźnica był osobliwego wyglądu bo wyglądał na zakonnika w habicie franciszkańskim lecz ze wzrostu i postury zdałby się dzieckiem ledwie. Zatarasował jedyną drogę ku apartamentom biskupim i ratuszowi. Ale widać zrobił to nie celowo a zupełnie przypadkiem. Zatrzymał wóz i słuchał przemowy więźnia, która widać nie zainteresowała go na tyle by mógł marnować na nią swój cenny czas. Zresztą wiele egzekucji już widział i z pewnością niejedną jeszcze ujrzy. Co mu z tego czy franta czy świętego życia sznur konopny pozbawia skoro wszystko jest marnością na tym padole i chwilą ledwie w zamyśle Boga. Grając że Stwórcą w kości, człowiek nie może wygrać i zawsze, prędzej czy później, wyląduję na szubienicy. Rzucił okiem spod kaptura na plac. Tłum domagał się łaski I błogosławił króla. A hańbił słowem na święty kościół. - Nil admirari - rzucił krótko woźnica. Kiedy frant uliczny urasta do tronu i godności króla. Przeszedł na tył wozu i ukrył swe oblicze pod narzutą z czarnego jak sumienie zakonnika materiału.     - Chcecie prawdy moi mili. Więc rynsztok Wam ją objawia. Tu frant jest królem a wszetecznica prorokiem. A sędziowie tylko błędnymi rycerzami co skąpią łaski a żebrzą o miłosierdzie. Spójrzcie na moje ciało i na moją krew. Jestem tylko człowiekiem występku i grzechu. Nie chcę za ich nieprawości składać ofiary z życia a chcę Wam nieść ogień prawdy i żagiew zemsty. Nie jestem sam - wskazał na dziewczęta - Są tu i one. Moje piękne latorośle z zamtuzowej winiarni, co upajają zmysły i ciała jadem wolnej miłości i praktyk. Cóż one mają rzec skoro ich dziedzictwem i jedynym bogactwem jest ciało zbrukane po wielokroć? Cóż one mogą rzec po latach bycia jedynie przedmiotami w rękach możnych. Czyż ich łzy są mniej święte i pokorne?     Zamilkł. I wtedy rozległy się pierwsze kroki. Pluie – ta sama, o której śpiewały sprośne psalmy i opowieści zakonników – wyszła z tłumu.   Za nią ruszyły inne.   Kilkanaście, potem kilkadziesiąt. Ciche, blade, ubrane skromnie, ale z ogniem w oczach. Szły ku szafotowi – nie z kwiatami, lecz z krzykiem i pazurami. Tłum się cofnął. Duchowni zbledli. Sędziowie zaczęli uciekać. W powietrzu wisiała rewolucja.   Gniew ulicznic. Bo nie znasz postaci, dnia ani godziny gdy Pan Twój przyjdzie odebrać z rąk ludu sprawiedliwość za lata zguby i znoju.     Pluie, Tibelle i Alipsa prowadziły resztę murew ku szubienicy. Strażnicy w większości wycofali się by ochraniać trybunał. Kilku jednak postanowiło walczyć i zaprowadzić spokój. Tłum ich obalił i gołymi rękami darł z nich ubiór a później skórę. Jak wilcza watacha, oblegli szafot, niszcząc wszystko i wszystkich po drodze. Rozrzucili stoły i księgi, zastawy i beczki. Kilku mężczyzn w szale, pochwyciło kata Piotra i przybiło go siekierą za głowę do jego drewnianej kochanki, Ojciec Orest nadal stojący u boku Orlona dał znak franciszkanom a Ci zrzucili wreszcie kaptury i odkryli swe oblicza. Były to dziewczęta upadłe i grzeszne ze wszystkich zaułków i burdeli Gayet. Orlon miał tylko chwile by objąć je wszystkie wzrokiem, bo one zrobiły to co umiały aż za dobrze. Rozbierały się z zakonnych habitów. Wszystkie miały pod nimi swe suknie ociekające wręcz bluźnierczym erotyzmem.     Były wśród nich i stare matrony i burdelmamy jak i niewinne ptaszyny ledwie co uleciałe ze swych rodzinnych gniazd by móc zarobić choć na chleb i wino. Strasznym obrazem jest gniew kobiety. A w szczególności kobiety upadłej. Orlon szczególnie zwrócił uwagę na dwie z nich.     Séraphine Lepra - stara już ponad pięćdziesięcioletnia murwa. Której jednak od lat każdy klient bał się niczym samego diabła. W młodości jeszcze zaraziła się trądem. Choroba zabrała jej całą urodę, krasność i co najważniejsze twarz. Była jak maska, prawie nieruchoma o krzywych ustach, zapadniętych oczodołach i licznych bliznach. Blada jak sama pani małodobra z fresków i jak ona bezduszna. Ku zdziwieniu każdego, pewnego dnia odwiedził ją jakiś podstarzały rycerz, który zażądał za ogromną sumę dukatów, najgorszą murwę w mieście. Gdy alfonsi ujrzeli stos złota przed sobą bez zastanowienia sprowadzili przed jego oblicze Séraphine. Ten nie dość, że nie rzekł ani słowa na jej chorobę i aparycję to jeszcze podziękował za tak wspaniałą dziewczynę i spędził z nią noc. Gdy jak gdyby nigdy nic opuścił burdel rankiem. Dziewczęta ciekawe czy doszło do konsumpcji ciała Séraphine przez rycerza, zajrzały do alkierza. I Séraphine była tam. Spała w łóżku kompletnie naga i piękna jak dawniej. Niczym bogini Diana z rzymskich mitów.     Po tym zdarzeniu nawet najgorsze szelmy przekleły imię murwy i bali się jej, uznając za czarownicę. Gdy ona mówiła swym cichym, nienawistnym, lekko świszczącym głosem to reszta dziewcząt słuchała się jej niczym Maryi. Mężczyzn wykorzystywała jak zabawki i gardziła nimi. Tylko spełnienie cielesne było dla niej ważne. Nieraz mówiła że nie Boga jej w sercu trzeba a kusia twardego w piczy wypełnionej po brzegi. Bo nie litanie i modlitwy a orgazmy prowadzą ją do samego nieba. Nikt z nią dobrowolnie nie legł w łożu. Zresztą ona sama w trakcie uciechy cielesnej, dosiadając okrakiem lędźwia kochanka, groziła mu nożem jeśli by tylko chciał zakończyć swoje spełnienie przed nią. Czarownica czy murwa. Séraphine przerażała wszystkich. Orlona również.   Krok za Leprą, podążała Nanette - była bardzo niską i przysadzistą kobietą w wieku podobnym do Séraphine. Długie, kręcone w pokaźne loki, czarne włosy sięgały jej aż do bioder.   Jej twarz wyrażała jedynie dwie emocje, nienawiść i chęć mordu. W prawej dłoni trzymała łańcuch o szerokich ogniwach. Wieść niosła, że dawniej sama była na nim trzymana przez szaleńca, który uprowadził ją do swej rudery i więził latami. Gwałcąc i bijąc czasami do nieprzytomności. Pewnej nocy po kolejnym takim akcie agresji. Oprawca zapomniał opuścić skobel zamka na zapadkę w drzwiach piwnicznych, gdzie trzymał swą ofiarę. Nanette wykorzystała szansę, wyrwała ze ściany obręcz do której był uczepiony drugi koniec łańcucha i weszła do domu oprawcy by zastać go już śpiącego.     Udusiła go łańcuchem a ciało dodatkowo poćwiartowała na kilkadziesiąt kawałków. Przejęła dom a ciałem oprawcy karmiła dzikie psy, które czując padlinę ochoczo zaglądały na podwórze. Gdy pozbyła się ciała i śladów. Mogła wreszcie wrócić do miasta i zacząć życie od nowa. Ona jednak wybrała zawód ulicznicy. Ze względu na dawne przeżycia, czasami dusiła łańcuchem swoich klientów i rabowała ich ze wszystkich majętności. Wtedy wracała do dawnego domu, gdzie nikogo nigdy nie przyjmowała w gościnę. Mówiło się jednak, że często chodzi po obejściu kompletnie zakrwawiona a towarzyszami są jej sfory dzikich psów, które wesoło ujadają przed domem, walcząc o skrawki czerwonokrwistego mięsiwa. Gdy szła teraz niczym furia w stronę członków trybunału, żaden mężczyzna nie miał dość odwagi by zastąpić jej drogę.     Ojciec Orest patrzył i czekał. Nie wtrącał się i nie próbował interweniować, nawet wtedy gdy tłum zepchnął członków trybunału do małego zaułka w cieniu kamienicy cechu płatnerskiego. Nie krzyczał i nie błagał o spokój nawet wtedy gdy Pluie wyjęła z połów sukni na piersiach sztylet i wepchnęła go aż po jelec w żywot strażnika, który obłupił ją zza pleców, próbując obalić na bruk. Orlon patrzył na to inaczej. Z emocją godną opiekuna a może nawet ojca. Jego słodka Pluie zabiła człowieka by ratować jego nędzny żywot a tym samym przedłużając sobie żywot murwy w jego burdelu i na jego fikuśnej łasce. Podejrzewał to od dawna ale Pluie kochała go inaczej niż córka winna kochać ojca. I oddałaby życie nawet byle tylko go ratować.     Ojciec Nérée i jemu wierni poplecznicy rzucili się do ostatniej szarży by ratować swe głowy. Ujrzeli ostatnią drogę ucieczki. Uliczkę w stronę dzielnicy biskupiej. Przebili się choć nie bez problemu przez tłum. Dostali co prawda kilka kopniaków, kuksańców i uderzeń kijami i pięściami. D'Aubignac krwawił z nosa i ust. Nie zdążył uchylić się przed kamieniem który rozbił mu twarz. De La Trémoille, trwożnie oglądał się za siebie i śledził ruchy w szczególności Nanette, bo jako jedyny z ocalałej trójki, wiedział do czego jest zdolna ta dziewka.   Dzień sądu nadszedł, choć był on sądem upadku ideałów nad zbożną rolą kościoła. Wszyscy zostaną ukarani jak jeden mąż gdy tylko dym i pył rewolty opadną. Bóg jest z nimi. Bóg osądzi i De Villargent’a i ojca Oresta a murwy… murwy będą ich zabawkami pokutnymi i oddanymi. Będą błagać o litość i łaskę nagie i rozłożone na łożach. Eksponując swe piersi dorodne i łona. Ich rzycie krągłe i blade znów będą dymić swądem wypalonych w skórze znamion. Znaków własności kościoła i jego hierarchów. A te krnąbrne i zepsute do cna. Zamknie się w Neufchatel a później zagłodzi albo zamęczy torturami. Spali na stosach lub poćwiartuje znów ku uciesze tego samego pospólstwa, które dziś idzie z nimi pod rękę ku zagładzie.   Bóg widać był zajęty gdzie indziej tego dnia i nie patrzył z uwagą na małe miasteczko w południowo - zachodniej Francji. A szkoda bo opuścił swe kościelne owieczki w potrzebie gardłowej.     Uciekali na tyle szybko na ile pozwalał im ojciec Nérée, bo wiek i choroby ograniczały mocno jego zdolności przemieszczania. I gdy widzieli już silnie świecące wybawieniem, światełko w tunelu to zostało ono zasłonięte nad wyraz brutalnie i nagle. Drogę ucieczki, zatarasował wóz kupiecki który ciągnęły dwa ogiery a powoził nim franciszkański mnich lub raczej nowicjusz bo wzrostu mu widać poskąpiono przy narodzinach lub skrócono o nogi już za życia. Był on odziany w nową i zgrabnie dopasowaną sutannę z kapturem zarzuconym głęboko na ukryte w cieniu oblicze. Milczał jak grób I zdać by się mogło, że drzemał obojętny na los uciekinierów i tumult gniewnego tłumu. D'Aubignac pierwszy dopadł do wozu i jął błagać zakonnika o łaskę i zmiłowanie   - Bracie ulituj się nad losem skrzywdzonych swych pobratymców i ratuj ich przed niesłusznym samosądem. Pomrzemy tu jak psy jeśli nas nie weźmiesz na wóz i nie wywieziesz. Oczywiście za sowitą opłatą i przywilejami jakie tylko się wytworzą w twej myśli i słowie. Pasterzu nasz i pocieszycielu! Ratuj dobrzodziei świętego kościoła w dniu tym przeklętym…   Nowicjusz nie przerywał kartuzowi. Patrzył jedynie z zaciekawieniem na jego pokiereszowane oblicze. Wreszcie cicho zwrócił się do nich, starajac się nie zwracać uwagi na tłum idący ku nim i zdający sobie już sprawę z tego że sędziowie wpadli w ślepy zaułek i kara ich nie minie. Na czele pochodu już dziarsko maszerowali Orlon i Orest a obok ich prawic Pluie i Tibelle, Biała Myszka i Lepra. Jeźdźcy apokalipsy mieli dziś twarz wezbranych gniewem kobiet, które były o włos od zaprowadzenia sprzedajnych, grzesznych dusz do czeluści piekieł   - Qui ventum seminat, turbinem metit* - Nowicjusz zdjął kaptur i wyszło spod niego oblicze wydawać by się mogło zupełnie niegroźnego karła. Wacek z Brugii sięgnął do pasa i odpiął z niego jakąś podłużną, wąską fiolkę z żółtym płynem. Odwrócił się do zakonników i De La Trémoille'a ze słowami - Niech Pan wybaczy Wam Wasze grzechy bo my nie jesteśmy od tego by sądzić a by wykonywać jego wolę - i wylał płyn z fiolki wprost w oczy kartuza a lewą dłonią dotąd ukrytą pod sutanną namacał w kieszeni nóż i rzucił nim wprost w pierś De La Trémoille'a.   Skarbnik padł martwy, wprost na nogi ojca Nérée, ten wpierw próbował zrzucić Wacka z wozu by samemu zająć jego miejsce, ale karzeł bez problemu uskoczył w bok i zadał cios kolejnym nożem tym razem wyjętym z buta. Ojciec Nérée zawył z bólu i padł obok trupa De La Trémoille’a, trzymając się za nogę pod kolanem gdzie spoczywał wbity nóż.   D'Aubignac krzyczał w konwulsjach, ślepy i obolały. Za kilka minut trucizna zadziała i zatrzyma jego serce na zawsze. Wacek był świetnym bajkopisarzem, jeszcze lepszym trubadurem i jednym z najwybitniejszych włamywaczy w kraju ale umiał równie dobrze zabijać i wiedział, że nigdy jego sposoby i plany nie zawodzą w potrzebie. Tym razem nie było inaczej.   Tymczasem pościg dopadł zwierzynę. Co prawda już przetrzebioną ale nadal groźną. Orest i Orlon dopadli wozu pierwsi i serdecznie uściskali uśmiechniętego karła.   Pluie i Lepra dopadły do ojca Nérée i podniosły jego przerażone oblicze do pionu. Pluie splunęła mu w twarz I przeklęła tak okrutnie, że aż ojciec Orest choć dawny ich kompan i szuler skrzywił się z niesmakiem. Bo niewiasta upadła czy też nie ale nie powinna używać języka najpodlejszych nizin tym bardziej, że żyła w sporym dostatku a tym bardziej z poetą pod jednym dachem. Wacek podszedł do niej swym pokracznym lekko utykającym chodem. A dziewczyna nachyliła się i ucałowała go serdecznie.   - Patrzaj Orlon - karzeł zaśmiał się - Znów uratowałem Twą plugawą, brudną i niewdzięczną rzyć. Czeka mnie najpewniej sowita nagroda. Noce spędzone na dorodnych, młodziutkich wzgórzach tej oto dziewki, której urodę ubóstwiam i głoszę na wszystkie cztery strony świata. - spojrzał z udawaną powagą na Orlona - Tylko pamiętaj stary hultaju bez czci co Ci ją twe murwy z nasieniem ochoczo wyssały. Wacek z Brugii jako Twój brat i wybawca. Bawi się, piję i bałamuci za darmo aż mu wino umysł spląta a kuś sflaczeje od doznań. Wtedy ja Ci dziewki zwrócę a Ty o moim heroizmie balladę łotrzykowską napiszesz. Dam Ci nawet jej zacny początek. Napiszesz tak pierwej, słowem wstępu - Boże szelmów, wszetecznic i hulaków bez czci… pobłogosław króla tej ballady co na zamek swój przyozdobił burdel pełen murew najpiękniejszych, które przez nocy długie godziny, pieściły jego członki i ciało do upadłego. Tak jak on, wypieścił każde słowo tej ballady o życiu i śmierci. Tak napisz Orlon i wyobraźni nie żałuj. Bo kto wie jaka kolejna przygoda lub przygody przed nami. Wsiadaj kpie bo czasu nie mamy a noc musi nas zastać u Brunhildy w karczmie byśmy tam pili do cna i wspominali ten dzień chwalebny w którym to lud pokonał smoka.   Wacek wskoczył niezgrabnie na wóz a Orlon uściskał serdecznie ojca Oresta   - Dziękuję ojczulku - nie był w stanie powiedzieć więcej. Ale to musiało wystarczyć za wszelki dopust - Czas mi w drogę.   Orest uśmiechnął się   - Jadę z Tobą Orlon. Nic tu po mnie tak jak i po Tobie. Nérée zwoła nam na głowy sąd królewski i niezliczone zastępy straży. Zabieramy dziewczęta i w drogę.   Odwrócił się jeszcze do podtrzymywanego nadal przez dziewczęta ojca Nérée.   - Wola króla spełniona. Odejdź w pokoju bracie i nie szukaj nas ani zwady z nami. Bo czeka Cię jeno śmierć i ból. Poinformuję osobiście króla o zaistniałych zamieszkach i przedstawię jedyną słuszną wersję. Bunt wszczął lud najbiedniejszych dzielnic i wyroku na skazańca nie wykonano lecz najpewniej zginął on z rąk gminu lub jego własnych podopiecznych z którymi miał zatarg i uraz od dawna. Zginął wysokiej rangi urzędnik królewski. Zginął generał zakonu kartuskiego a przeor dominikanów został ranny. Miasto zostanie objęte anatemą papieską do czasu odpustu zupełnego i ukarania winnych. A Wam ojcze życzę szczęścia. Przyda się.   Z tymi słowami wsiadł na wóz a za nim Tibelle, Pluie, Alipsa i Biała Myszka. Tłum żegnał ich jak świętych pątnikow co przynieśli im wybawienie i pokój. Ostatni u boku Wacka zasiadł na wozie Orlon. Odwrócił się do ludu i rzekł na odchodne   - Niech ktoś pilnuję mi interesu i zaopiekuje się pozostałymi dziewczętami - ludzie oblegli wóz chcąc choć dotknąć bohatera - Dalibóg wrócę. Jak tylko sprawa przycichnie, a tymczasem żegnajcie!   Ogiery pociągnęły równo i mocno. Jeszcze jeden świst bicza i poszły zgodnym stępem po brudnym, skalanym bruku. Wóz jeszcze długo był widoczny aż skręcił na stary most nad Loivre i przekroczył Bramę Normandzką.     Król był bezpieczny. Oczywiście do czasu. Zew szubienicy bywa donośniejszy od zdrowego rozsądku. Szczególnie jeśli jesteś recydywistą i francowatym wyrzutkiem ulic i bram Gayet.   Lepra patrzyła długo za uciekająca kompanią Orlona. Gdy zniknęli z oczu, zwróciła je na przerażonego zakonnika, który już nawet nie szukał ratunku z jej szponów.   - Wiesz ojczulku - jej głos był jak zimna zapowiedź śmierci - Życzyli Ci szczęścia. Ale w moich ramionach go niestety nie zaznasz a jesteś widać mi powierzonym więźniem. Na cóż mi jednak stary, pomarszczony dziad o bogobojnych ciągotach. - świdrowała go uważnie i pastwiła się z lubością - Masz mnie za czarownicę. Powinnam już dawno gnić w ziemi tak jak kiedyś gniłam za życia od trądu. A jednak żyję. Czary powiesz mi zapewne. A i owszem. Czary i konszachty z Szatanem. Jestem jak epidemia i zaraza. Wybucham i przygasam. I tak już przez wieczność. Takie moje przekleństwo. - ku przerażeniu wszystkich ucałowała krótko usta zakonnika - Mimo, że nie gnije to choroba jest nadal w moim ciele i zarażam ją skutecznie przez pocałunek. Pocałunek Lepry jest Twym wyrokiem. Bywaj zdrów, póki jeszcze możesz. - obrzuciła go ostatnim godnym politowania spojrzeniem i pchnęła w pobliskie krzaki. - Módl się o uzdrowienie do swego Boga lub o zbawienie swej potępionej duszy.   I odeszła w tłum szybko i niezauważalnie wręcz jak zaraza, którą nosiła w sobie aż do kolejnego dnia sądu.     Koniec   * Qui ventum seminat, turbinem metit(łac) - Kto sieje wiatr ten zbiera burzę   A więc dobrnęliście wraz z autorem do końca tej ballady łotrzykowskiej Ciemnej, brudnej i plugawej jak bruk Gayet. Jak loch Neufchatel. Lecz dziwnie też nęcącej i od przygód gorącej jak ciała dziewcząt sprzedajnych w bramach dzielnic Lanoire. I pamiętajcie Drodzy moi, nie sądźcie nawet szelmów upadłych jeśli Wasze serca nie są czyste i w świętości jako prawdzie ostałe. A jeśli tak jest to najlepiej nie czytajcie tej sprośnej opowiastki w której karzeł, alfons i jego zbrukane murwy żyją i żyć będą w szczęściu i pomyślności losu. Lecz jeśli czujecie się z nimi związani losem po tym coście wyczytali. Wznieście kiedy u karczemnych stołów toast. Za łotra bez czci, poetę wyklętego - Orlona de Villargent   Epigramma ab auctore (Posłowie od autora)   Dziękuję wszystkim tym, którzy czytali wszystkie części tego opowiadania i motywowali mnie bym go nie porzucał. "Boże szelmów ..." ma swoją kontynuację którą jeśli sobie życzycie wrzucę tutaj a Wy zadecydujecie czy równie mocno Wam przypadła do gustu i czy chcielibyście kolejne jej części bo od razu mówię, że gotowa jest tylko pierwsza część.  Jeszcze raz bardzo dziękuję.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...