Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Boski rytuał


Rekomendowane odpowiedzi

Z podniebnego dzbanu
dźwięcznie przesypuje się
parujący wodospad
bezwstydnie bombardując
skuloną w torebce esencje

Cukierkowi piraci
przeprowadzają abordaż
na porcelanowy statek
i jeszcze jeden
i jeszcze pół
aby wśród łyżeczkowego sztormu
utonąć w wirze gorącej kipieli

Wnet na taflę życiodajnego roztworu
wpływa żółta meduza
kwaśnymi ruchami
zatacza się na dno

Wśród przyprószonych śniegiem spojrzeń
i lodowatego zmęczenia
zatokę objętą szklanym uściskiem
wchłania przypływami i odpływami ust
morze zachłanności
zmarzniętego boga

Rozgrzewając dodatkowo
każdym słonecznym wspomnieniem
wcześniejszych boskich rytuałów


***
Wiersz z cyklu Stołówka
Pozdrowienia ze schroniska w Karkonoszach! ;)
[sub]Tekst był edytowany przez Coolt dnia 26-08-2004 15:57.[/sub]

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

nieźle mnie Pan/Pani ubawił/a - (trudno po pseudonimi rozpoznać) - zwykle nie pijam tej esencji ale wzruszył mnie Pan/Pani i się napiję -

zobaczyłe jeden marny zwrot - "zatokę we szkle" - czy u Was w Karkonoszach mówi się we Szklarskiej Porębie ??? (ale to tylko żart - sorry) bo u nas w Szklarskiej ...

pozdrówko W_A_R

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A u nas wew Szklarskiej...
Wiersz wymaga dopracowania. Na przykład "podniebny dzban" kompletnie nie pasuje. Tak samo sprawa się ma z "cukierkowymi piratami" Ja wiem, że chodzi o słodycz, ale obraz przepołowionego pirata wpadającego do herbaty nie jest zachęcający.
"Wnet na taflę życiodajnego roztworu" - tu już całkiem przekombinowane.
"zmarzniętego boga" - synonim skromności? :)
Pozdr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witoldzie: możesz po prostu pisać Andrzej, co już na płeć powinno wskazywać, tytułowanie Panem mnie bawi, ponieważ aż taki stary (ani poważny nie jestem ;)
Cieszę się,że się podobało, miało śmieszyć, bo to była właśnie spontaniczna, radosna twórczość
co do zatoki we szklę:
zatoka jest pochłaniania przypływami i odpływami ust przez morze zachłanności, stąd zatoka.
A szkło też się pojawić musiało ;)

oyey: autor chciał przekazać jak cudownie niezwykłe może być parzenie i picie herbaty ;)
Jeśli Ci się nie podoba, to twoja strata, bo rozbawił i spodobał się już nie jednej osobie... Tobie podobać się nie musi.
I jeśli jest banalny, to pokaż mi proszę inny wiersz o herbacie, który by miał porównywalne czy raczej lepsze metafry i epitety.
Na pewno są ich całe setki. Ja nie znam ani jednego.
Pozdrawiam
Coolt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mirosławie: co do boga,
jest mała literą ;)

Cała akcja jest z punktu widzenia wnętrza szklanki, więc olbrzymia osoba, która nad całym rutyałem panuje może być z bogiem porównana.

Dlatego też podniebny dzban, który wydaje się tak wysoko.

Cukierkowi piraci... ciekawie to wymyśliłeś, słowo daje :P
Ale myślałem o czymś zupełnie innym ;)
Każdy kryształek cukru jest piratem, który dokonuje abordażu.
Dwa i pół razu w tym przypadku, bo pijam z dużej szklanki i lubię słodką herbatę ;)
Pozdrawiam
Coolt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



"Cukierkowi piraci
Przeprowadzają abordaż
Na porcelanowy statek
I jeszcze jeden
I jeszcze pół "

W takim razie coś nie pasuje. Połowę pirata, która siłą inercji dokonuje abordażu jeszcze mogę sobie wyobrazić, natomiast połowy abordażu jednego pirata w żaden sposób nie.
Wiem, że się czepiam, ale takie jest moje hobby.
Pozdr.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

oyey: swoje zdanie wyraziłeś już dwukrotnie, masz do niego pełne prawo i na pewno podstawy.
Ale nie musisz nas nim zanudzać po raz trzeci.
Każdy odbiera poezję na swój sposób... nie sądzę,żeby ktoś miał ochotę kilka razy sluchać jak Ty odbierasz mój wiersz, więc pozwól innym wyrazić spokojnie swoją opinie.

Julko: dziękuje ślicznie :)
Pozdrawiam
Coolt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mirosławie:dobrze,że się czepiasz, już śpieszę z wyjaśnieniem :)

Jak pisałem wcześniej, piraci to kryształki cukru.
Abordaż to wsypanie łyżeczki cukru do porcelanowego statku, czyli szklanki a raczej niebieskiego kubka w moim przypadku ;)
Pół abordażu to pół łyżeczki cukru, bo 3 łyżeczki to już nawet dla mnie za dużo ;)
Pozdrawiam
Coolt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

w środku nie pustka i banał, ale herbata :)
A Ty oyeyu nie ustosunkowałeś się do wiersza, tylko raczej do czyjejś opinii, czego też Ci nie zabronię, zwróciłem tylko uwagę, że narzucanie innym swojej interpretacji jest nieeleganckie.

Mirku: ok, nie będę Cię do niczego przekonywał :)
Ty napisałbyś to inaczej i mój zapis do Ciebie nie przemawia. Bardzo dobrze. A ja piszę po swojemu,pusto i banalnie, i niech tak (przynajmniej w tym przypadku) zostanie ;)
Za wszelkie uwagi jednak dziękuje i wezmę je sobie do serca.
Pozdrawiam
Coolt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach



Podoba mi sie zwrotka o cytrynie porownanej do meduzy..Ciekawe..

Ale troche musze zgodzic sie z Oyeyem..Wiersz ma piekne opakownie, ale w srodku mi czegos brakuje..Moze szakonczenia jakiejs puenty..

Nie mowie ze wiersz jest banalem, bo metafory miejscami sa imponujace.Ale czuje jakis niedosyt





Panie Oyey..Akurat mnie pan troche nudzi swoimi komentarzami..Ale nie bede pisala dlaczego..

Ale z drogiej strony zazdroszcze panu tych doznan,jakich pan doswiadcza przy piciu herbaty..Malo panu z jednak trzeba do szczescia,skad wiec te wymagania?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

już nie pierwszy raz pozostaje mi tylko zgodzić się z Tadkiem ;)

Nie piszę genialnie, nie wiem czy kiedykolwiek będę tak pisać.
Dlatego zdaje sobie sprawę,że w tym tekście jest sporo niedoskonałości.
Cieszy mnie również,że jesteście krytyczni i wymagający, bo dzięki temu mogę wiele skorzystać.

Proponuje tylko nie uprawiać koncertu życzeń ;)
Tam kiepskie są rymy, tu już lepsze, ale z kolei zbyt dosłownie.
Tutaj ładne metafory, ale puenta nieciekawa...
gdyby to było takie proste... po prostu dopisać ciekawą puentę, albo uczynić bardziej tajemniczym wiersz, wszyscy sprzedawalibyśmy tomiki w wysokich nakładach ;)

Coś za coś.
Tak czy inaczej jeszcze raz dziękuje za wszystkie komentarze i
pozdrawiam
Coolt

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @aff Wyrażam swoją wdzięczność za Twój komentarz. 
    • Urodzić się w stajni czyż władcy przystaje Trzech Króli Go wita on Panem zostaje i cokolwiek byśmy o tym nie myśleli nie ma władcy większego na pięknej naszej ziemi   Trzej Królowie do niego z darami przychodzą mimo swej godności pokłon Mu składają i nam wszystkim ludziom dobry przykład dają   więc i my się pokłońmy Hołd oddajmy jemu naszemu Władcy Panu Niebiańskiemu   2022/2025 andrew
    • Tajemniczy perscy magowie … Znali gwiazd niedosięgłych sekrety najskrytsze…   Niegdyś przed wiekami w starożytnej Persji, Starzy siwobrodzi uczeni mędrcy, Pracując wytrwale długimi latami, Nad rozwikłaniem świata tajemnic, Meandry starożytnej astronomii, Zgłębili swymi dociekliwi umysłami, Śledząc bacznie zawiłe planet ruchy, Wytrwale kreśląc gwiazdozbiorów mapy…   Przez lata w starożytnych obserwatoriach, Spędzali niemal cały swój czas, Starając się nieustannie swą wiedzę poszerzać, Robiąc zapiski na glinianych tabliczkach… By starożytna astronomiczna wiedza, Owoc pracy dziesiątków ich lat, Przetrwała przez przyszłe pokolenia, Dziś będąc przydatną także i nam…   Tajemniczy perscy magowie… Poświęcili swą ciekawość jednej gwieździe szczególnej…   Gdy jedna tylko gwiazda na niebie, Jaśniejąc bardziej niż wszystkie inne, Przełomowych zdarzeń była zwiastunem, Mających nadejść z kolejnych dni biegiem Nie były już kwestią lat, Spełnienie prastarego proroctwa, W tygodniach należało odmierzać czas, Narodzin przepowiedzianego przez proroków króla…   Trzy planety ustawione w jednej linii, Mars, Saturn i Jowisz, Uwagę bacznych magów przykuły, Rozniecając zarzewia domysłów niezliczonych… trzech planet tajemnicza koniunkcja, Nowa gwiazda na firmamencie nieba, Oznaczać miały narodziny królów króla, Przed którym pokłoni się cały świat…   Tajemniczy perscy magowie… Wyruszyli w daleką pełną niebezpieczeństw drogę…   Pośpiesznie objuczywszy wielbłądy, Wszystkim co niezbędne do dalekiej podróży, Ku rozległej pustyni śmiało wyruszyli, Na kres świata zawędrować gotowi… Za skrzącym blaskiem niedosięgłej gwiazdy, Urzeczeni pięknem jej niewysłowionym, Oni niestrudzenie wciąż wędrowali Ku dalekiego Izraela ziemi…   Nie straszna im była naga pustynia, Mimo dojmującego długą drogą znużenia, Ani na chwilę nie osłabła ich wola, Ujrzenia nowonarodzonego wszystkich królów króla… Czyhające w łańcuchach gór niebezpieczeństwa, Nie zdołały osłabić hartu ich ducha, By za wszelką cenę dotrzeć do miejsca, Które wskaże ta mała skrząca gwiazda…   Tajemniczy perscy magowie… Mędrcy starożytnego świata, ducha monarchowie…   W cieniu wielkich wydarzeń przełomowych, Mających wnet odmienić oblicze ludzkości, By nic nie było już takim samym, W historii świata biegu dostojnym… Ich wspaniałe orientalne szaty, Wyszywane pieczołowicie złotymi nićmi, Nocą w świetle betlejemskiej gwiazdy, Tak tajemniczo się skrzyły…   A kiedy tej chłodnej nocy, Głośny niemowlęcia krzyk, Zarzewiem był nowej ery, Dając początek nowemu dziejów biegowi… Zwieńczenie dalekiej pełnej trudów podróży, U progu lichej, mizernej stajenki, Odzwierciedleniem było ich wiary i pokory, W drodze do wytyczonego celu niezłomności…   Tajemniczy perscy magowie… Oddali swe uniżone pokłony w lichej stajence…   Widząc niedbale zbity żłóbek, Słysząc dobiegające z niego cichuteńkie kwilenie, Zebrawszy prędko myśli rozproszone, Padli na twarz przed maleńkim dziecięciem… Ubodzy pastuszkowie odziani w owcze skóry, Z dalekiego kraju uczeni mędrcy, Tej jednej cichej a świętej nocy, Spotkali się w wnętrzu ubogiej stajenki…   Choć pochodzili z dalekiej krainy, Studiowali latami najstarsze w świecie księgi, Nurzając się w oceanach starożytnej wiedzy, Nie danej nigdy zwykłemu śmiertelnikowi… Będąc między wzgardzonymi przez świat biedakami, Nie zawahali się ni chwili, By kwilącemu z zimna nowonarodzonemu malcowi, Oddać z czcią hołd uniżony…   Tajemniczy perscy magowie… Ofiarowali maleńkiemu dziecięciu dary wyszukane…   Najczystszego złota blask skrzący, Z uniżoną czcią ofiarowany, Królowi nad wszystkimi królami, W oczach niemowlęcia się odbił… Kadzidło w wnętrzu ozdobnej szkatuły, Którego przez wieki tajemniczy dym, Symbolem był zanoszonych do Boga modlitw, Złożyli w darze kapłanowi nad wszystkimi kapłanami…   Wonna i gorzka mirra, O konsystencji skrystalizowanego miodu żywica, Ze wszystkich darów najbardziej tajemnicza, Lecz w symbolice swej szczególnie poruszająca… Choć symbolizowała śmierć, Przypominała i o wcielonego Boga ludzkiej naturze, W starożytności zaś będąc lekiem, Obrazowała świata duchowe uzdrowienie…   Tajemniczy perscy magowie… Wlali w swe serca niegasnącą Nadzieję…   Choć wnętrze lichej stajenki, Dalekim było od wspaniałych pałaców Persji, Z ociekającymi złotem ścianami, Posadzkami zdobionymi przez kunsztowne mozaiki… Będących siedzibami szachów możnych, Władających swymi rozległymi ziemiami, Jednym tylko skinieniem dłoni, Wydającym rozkazy zastępom sług wiernych…   To tam potężniejszy od wszystkich szachów, Narodził się w ubóstwie król wszystkich królów Wzgardziwszy przepychem ziemskich pałaców, By wywyższyć pogardzanych i biedaków… By oczytani w wszelakich księgach mędrcy, Tej świętej nocy sercem pojęli, Iż z przedwiecznego Boga woli, Każdy w Jego oczach jest ważnym…   Tajemniczy perscy magowie… Co powiedzieliby o współczesnej nauce…   Nam tak bardzo dziś zabieganym, Ślepo zapatrzonym w postęp technologiczny, Ci tajemniczy ze wschodu mędrcy, Na kartach Biblii na wieki unieśmiertelnieni, Dali ponadczasowy przykład pokory, Którego tak brakuje naukowcom dzisiejszym, Dążącym zawzięcie by z pomocą nauki, Podstawy Chrześcijaństwa zuchwale obalić…   Lecz to z biblijnej historii o mędrcach, Ponadczasowa płynie nauka, Że ludzka mądrość nie wystarcza, Wobec tajemnicy wcielenia Boga… Nie wystarczy dziś badać obce planety, Z pomocą teleskopów zaawansowanych, Trzeba spojrzeć w serc ludzkich głębiny, A szeptu Boga poszukać w swej duszy…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Mozaika bizantyjska Trzej Magowie, bazylika Santi Apollinare Nuovo, Rawenna
    • Nie ma ciebie. Nas. Choć słońce świeci w oczy. .. Co to. Co to? Coś tu leży napisane na pożółkłej ze starości kartce… Jakiś początek do czegoś. Prolog? Albo zakończenie... Taak. Pisarz nie musi się wszystkim podobać, albowiem nie musi. Ale, gdzie tu pisarz? A, leży pijany pod stołem. Nie! To sterta zapleśniałych gazet, tobół z przemoczonych, podartych łachmanów. Dziurawych szmat...   Przesyca mnie jakieś wirowisko planet, nasyca. Wiruje wszytko. Wiruje. I nie może przestać, choć staram się to zatrzymać. Uchwycić… Lecz wiruje to coraz szybciej. Zdaje się, że z prędkością światła. Więc i ja lecę z prędkością światła rzucony w przestwór wszechświata. Spadam gdzieś po spirali aż do zapadnięcia się w sobie. Do całkowitego zmiażdżenia. Unicestwienia. A gwiazdy, a gwiazdy… Te wielkie kule wodoru. Te kule miażdżone przez grawitację przy jednoczesnej nukleosyntezie... Kiedy leżę, gdy leżę w stosie papierów, fruwających na wietrze szeleszczących gazet, które przyklejają się do mojej twarzy. Do nagiego ciała. Omiatających mnie liter pachnących drukarską farbą i kurzem. Zdania, zdania… Cała plejada zdań. Ciągnących się znikąd donikąd bezsensownych treści. Cała litania nie wiadomo czego. Kiedy leżę. Kiedy czołgam się do światła. Do tej odrobiny blasku. Do tej iskry. Do tego płomienia. Do tej drgającej poświaty miotającej się w podmuchach wiatru. W podmuchach oddechu… Czyjegoś. Bliskiego zwymiotowania…   Chyba umarłem albo umieram, ponieważ widzę we wszystkich płaszczyznach, mimo że są mikroskopijnej wielkości. Widzę jakieś tunele, czarne dziury, zderzenia subatomowych cząstek, kłębowisko strun w tym nadmiarze wymiarów… Ale to tylko część rzeczywistości. Jednak część. Fragment jedynie. Albowiem reszta jest ukryta pod nieodgadnionym całunem milczenia. Matka przychodzi. Przybywa. Ale o jedną noc za daleko. O jeden dzień. Aby powiedzieć. Coś powiedzieć. Coś… Lecz nic. Odchodzi. Przechodzi… Porusza się pomiędzy warstwami czasu i przestrzeni w formie wolnej od siły ciążenia. Przenika ściany tym swoim dziwnym przechodzeniem. Ojciec idzie za nią krok w krok. Idą oboje. Przechodzą, zostawiając po sobie piskliwy szum gorączki, który nie zmienia natężenia. Który trwa wciąż na tym samym poziomie głośności. Jak szumiący szmer radiowego głośnika, co jest ustawiony pomiędzy kanałami. Choć czasami wydaje się, że pulsuje jakiś stukot w odmętach sennej maligny. Że coś się kolebie za ścianą. Za ścianami. Wszędzie… Ze włącza się i wyłącza jakaś maszyna w nikłej woni fabrycznych smarów.   Dotykam palcami podłogi. Gładzę jej powierzchnię, wyczuwając najmniejszą nierówność, okruch. Jakąś najmniejszą rzecz… Pełno tu tego. Lśnią rozsypane wokół opiłki żelaza. Lśnią wśród migoczących płomieni świec. Wśród drżących motyli na suficie i ścianach. Wśród zrywających się do lotu puszystych ciem… Czy ty mnie w ogóle słuchasz? Ach, znowu to pytanie rzucone w przestwór nicości. W nic… Idę ogrodem, którym szliśmy. Idziemy… To ja mówię ustami ojca. I mówię słowami ojca. I mówię to, co on mówi do matki, żony swojej… I mówię wszytko, co i on mówi tym mówieniem niewyraźnym i cichym. Takim jakim można mówić jedynie we śnie. Nasłuchuję odpowiedzi. Ciii… Nicość rozsadza czaszkę nawałą pulsującego szumu. Ciii…Wytężam zmysły… W żeliwnych rurach jęki i zgrzyty. Jakieś bulgotania. W rozgałęzieniach rur. W tej całej plątaninie hydraulicznego krwiobiegu jakieś przymilania i szepty. Czyje? Niczyje. To tylko żeliwne synapsy, aksony, włókna… Wszystko to nieskończone i wieczne… Żywe to? Martwe? Nie wiadomo co tu umarło. Wydaje się, że wszystko stało się już tylko symbolem. Niczym więcej.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-01-06)    
    • @aff @affkobiety puch marny- no cóż - pozdrawiam ślicznie i dziękuję z uśmiechem

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...