Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zanurzyłam twarz w miękkiej poduszce. Czułam jeszcze ruch dłoni na mojej głowie. Tak jakby ktoś , przed chwilą ,właśnie nade mną stał. Wczorajszy dzień , jak wczorajsza noc- zbyt ciężkie to były momenty. Nie chce się nawet o tym mówić. Dziś za oknem , zauważyłam mgłę. Zawieszone cząsteczki , tak jakby były w próżni -unosiły się, przysłaniając widok, jak moje istnienie . W blasku słońca, ludzie się uśmiechają. Lubię ten widok, to tak jak błękitne niebo, nastraja mnie jakąś pozytywną energią. Dziś jednak jakoś, ludzie przechodzili ,zamyśleni , swoimi drogami- nieobecni w samotności otuleni, bez słowa, bez spojrzenia. Moje oczy- czy warto o nich pisać? Hmm. Są brązowe i jednolicie zabarwione, bez jakiś tam specjalnych pigmentów. Zawsze interesowały mnie oczy ludzi- ich charakter. A spotyka się różne. Niektóre mają blask- pasję, co pochłania mnie- moją wyobraźnie. Czuję wtedy chęć poznania, to tak jakby w moim ogrodzie, utworzył się nowy skrawek ziemi. Jak byłam mała , to często siadałam i tworzyłam obrazy. Wychwytywałam ludzkie twarze i umieszczałam je w moim świecie.
Inne są znów bez wyrazu - takich mimo woli człowiek unika.
Zamyśliłam się- o polanach dzieciństwa, w beztrosce skąpanych, o bosych stopach,o marzeniach , które spełniam, o miłości, o której nie miałam żadnego wyobrażenia,o mleczach, które na włosach pozostawiały zawsze żółty ślad, o sukience w niezapominajki.
Wstałam chwiejnym krokiem i podeszłam do okna. Poczułam ukłucie w głowie. Przeżycia zawsze zostawiają niewidoczne ślady. Bolesne pieczęcie ,gdzieś w zakamarkach umysłu. Mgła jakby przerzedziła się, bo widzę już zarysy krzaków i jabłoni, która latem kwitnie i sypie śniegiem płatków . Droga wysypana żwirem prowadziła do ogrodu.Mgła już zanikała na dobre. Tylko ból, gdzieś na dnie duszy leży.

Opublikowano

Te zanurzenie trwarzy w poduszke, bardzo dobry wstęp do dalszej części utworu: rozważań, myśli, marzeń sennych. Słownictwo proste, budujące senność, znudzenie tym co już tak dobrze się zna. Podoba mi się super. Bardzo dobra praca w mojej opinii

Pozdrawiam

Opublikowano

z jednej strony wyłapałem dużo błędów, niepotrzebne inwersje...
ale ma jakiś swój klimat...
trudny do opisania, ale bardzo ciekawy. taki oniryczny trochę, uspokajający.
technicznie momentami jest nienajlepiej, by nie rzec - słabo. największym problemem są wg. mnie te inwersje, strasznie ich tu dużo i gorzej się przez to czyta. oprócz tego trochę łamiesz interpunkcje=)
ale ogólnie spodobało mi się. choć przyznam, że początkowo uczucia miałem mniej wesołe=)
pozdr

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena zakończenie mega! tak
    • Witam - tak bywa w życiu - ale to mija -                                                                        Pzdr.serdecznie.
    • Mieli po dziewiętnaście lat i zero pytań. Ich ciała świeciły jak płonące ikony, nadzy prorocy w jeansowych kurtkach, wnukowie Dionizosa, którzy zapomnieli, że śmierć istnieje. Wyjechali – na wschód snu, na południe ciała, na zachód rozsądku, na północ wszystkiego, co można rozebrać z logiki. Motel był ich świątynią, moskitiera – niebem, które drżało pod ich oddechem. Miłość? Miłość była psem bez smyczy, kąsała ich za kostki, przewracała na trawie, śmiała się z ich jęków. Ale czasem nie była psem. Była kaskadą ognistych kruków wypuszczoną z klatki mostu mózgowego. Była zębami wbitymi w noc. Jej włosy – czarne wodorosty dryfujące w jego łonie. Na jego ramieniu – blizna, pamięć innej burzy. Jej uda pachniały mandragorą, jego plecy niosły ślady świętej wojny. Ich języki znały alfabet szaleństwa. Ich pot był ewangelią wypisaną na prześcieradłach. Ich genitalia były ambasadorami innej rzeczywistości, gdzie nie istnieją granice, gdzie Bóg trzyma się za głowę i mówi: ja tego nie stworzyłem. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Każdy pocałunek – jak łyk z kielicha napełnionego LSD. Każda noc – jak przyjęcie u proroków, gdzie Jezus grał na basie, a Kali tańczyła na stole, i wszyscy krzyczeli: kochajcie się teraz, teraz, TERAZ! bo jutro to tylko fatamorgana dla głupców. Nie było ich. A potem cisza – tylko ich oddechy, jak fale na brzegu zapomnianego morza, gdzie świat na moment przestał istnieć. Nie było ich. Była tylko miłość, która miała skórę jak alabaster i zęby z pereł. Był tylko seks, który szarpał jak rockowa gitara w rękach anioła. Było tylko ciało, które płonęło i nie chciało gaśnięcia. Pili siebie jak wino bez dna. Palili siebie jak święte zioła Majów. Wciągali się nawzajem jak kreskę z lustra. Każdy orgazm był wejściem do świątyni, gdzie kapłani krzyczeli: Jeszcze! Jeszcze! To jest życie! A potem jeszcze raz – jak koniec kalendarza Majów. Byli młodzi, i to znaczyło: nieśmiertelni. Byli bezgłowymi końmi pędzącymi przez trumnę zachodu słońca. Byli gorączką. Ich dusze wyskakiwały przez okno jak ćmy wprost w ogień – i wracały. Zawsze wracały, rozświetlone. Lecz w każdym powrocie, cień drobny drżał, jakby szeptem jutra czas ich nękał. Kochali się tak, jakby świat miał się skończyć jutro, a może już się skończył, i oni byli ostatnimi, którzy jeszcze pamiętają smak miłości zrobionej z dymu i krwi. Ich serca były granatami. Ich dusze – tłukły się o siebie jak dwa kryształy w wódce. Za oknem liście drżały w bladym świetle, jakby chciały zapamiętać ich imiona, zanim wiatr poniesie je w niepamięć. Ich wspomnienia – nie do opowiedzenia nikomu, bo nie ma języka, który wytrzyma taką intensywność. Wakacje były snem, który przekroczył sny. Były jedynym miejscem, gdzie Bóg i Diabeł zgodzili się na toast. Oni – dzieci światła, dzieci nocy, dzieci, które pożarły czas i nie umarły od tego. Jeśli ktoś pyta, kim byli – byli ewangelią spisaną spermą i łzami. I gdy noc gasła, ich spojrzenia się spotkały, ciche, jak dwa ptaki na gałęzi, co wiedzą, że świt jest blisko, a lot daleki. I w ciszy nocy, gdy wiatr ustawał, słychać było tylko szelest traw, a świat na zewnątrz, daleki i obcy, czekał na powrót, którego nie chcieli. Byli ogniem w płucach. Byli czymś, co się zdarza tylko raz. I zostaje na zawsze. Jak tatuaż pod skórą duszy.          
    • łzy raczej nie kłamią uśmiech nie krwawi zaś droga  donikąd gdzieś prowadzi ból to niewiadoma   krok zawsze krokiem horyzont czasem boli tak samo jak myśli które w głowie się panoszą   kłamstwo  śmierdzi kalendarz to prawda śmierć to szczerość człowiek to moment wszechświata 
    • @Dagna tym się nie stresuj. Dobry psychiatra wyprowadzi cię z tego. Jeżeli nie.......to już Tworki. Bay, bay.     A tak w ogóle to po co mnie prowokujesz? Nie znamy się, za emocjonalne słowa przeprosiłem, a ty ciągle swoje. Dlaczego ?
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...