Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Gdzie się nie zwrócisz same banały,
jak życie, które szybko przemija.
Wiatr porwał liście, znów pospadały.

Takie klimaty już się ograły,
czerwono-złota dżdżu kołomyja.
Gdzie się nie zwrócisz same banały.

Jak to opisać, temat niemały,
gdy jesień swoje barwy odkryła.
Wiatr porwał liście, znów pospadały.

Sens się zagubił, jak mgła nietrwały.
Złapać choć frazę, może niczyja.
A w moim wierszu same banały.

Od nowa deszcze słotnie załkały,
wszyscy zbierają grzyby więc i ja.
Wiatr porwał liście, znów pospadały.

W tej porze roku element stały
w swym życiu znajdziesz, jakby się śniła
jesień, gdzie spojrzysz same banały.
Wiatr porwał liście znów pospadały.

Opublikowano

Joasia w swoim stylu - villanellę napisała i tylko ona pisze w takim, zapomnianym już stylu, więc taki styl jeszcze się nie ograł, wprost przeciwnie - może nawet wyrasta ponownie do rangi języczka u wagi... A że tematów jesiennych już multum, czekajmy więc do zimy... a potem do wiosny... a potem do lata... i tak dokoła Wojtek...
Hehehe, tak właśnie życie się toczy.
A wiersz miły i klimat miły i pozdro miłe i jesień miła - tak, tak, miła, bo gdyby jej nie było o coś bylibyśmy ubożsi, prawda?
Pozdrawiam Piast

Opublikowano

Panie Adamie
uśmiech za plusik :)

Tali Maciej
Dziekuję za rymowankę

M. Krzywak
co roku tak samo liście z drzew spadają, a za moim oknem złota brzoza
dziękuje pięknie i pozdrawiam

Dariusz Sokołowski
ograły na orgu :)
Pozdrawiam jesiennie

Piaście dziękuję
co roku jesień taka sama tylko my starsi o rok
Pozdrawiam serdecznie

  • 4 miesiące temu...
Opublikowano

Rzeczywiście banał, nie tylko jesienny - całoroczny. Poczytaj sobie coś o kierunku, który kaleczysz.

Refreny winny się powtarzać, nawet w tzw. słabej villanelli (gdzie są z lekka zmodyfikowane), u ciebie brak jest refrenu (czwarta tercyna) - chyba że dwa powtórzone wyrazy stanowią refren. W kwadrynie zresztą jest podobnie. Proponuję, zmienić gatunek z villanelli (z szacunku dla niej) na wiersz - bo w końcu jest to wiersz: "gdzie się nie zwrócisz same banały". Jako zwykły wiersz mógłby mieć przychylniejszą opinię, jako villanella, niestety nie.


Ponadto:

Drugi refren – zastanawiam się, czy liście porwał wiatr, czy znów pospadały?
Trzeci wiersz – czerwono-złota dżdżu kołomyja – wyraźnie zaznaczasz: dżdżu – czyli deszczu – pewnie deszcze kwaśne, siarkowe.
Czwarty wiersz – nie mały piszemy niemały. Ortografii też poduczyć?

Szkoda czasu na kontynuację. Myślę, że możesz w ramach edycji usunąć ten wiersz, żeby nie psuć sobie opinii.

Opublikowano

Oceniłam negatywnie Pana wiersz na innym portalu? Też villanellę, zresztą na bardzo niskim poziomie.
Żenujące są takie rewanże i ośmieszają osobę, która tylko w taki sposób potrafi reagować.
Zmiana nicka niewiele daje bo czy podpisze się pan jako Adam Szósty, czy na przykład Maluszek, czy jeszcze inaczej i tak niewielkie ma to znaczenie.
Jeśli Panu to sprawi przyjemność, to jest mi przykro, nawet bardzo, ale nie z powodu uwag, a z powodu tego rewanżu właśnie.


Dziękuję za znaleziony błąd.
Panu się nigdy nie trafiają? Gratuluję.

Jeśli chodzi w villanellę, nie mam zamiaru jej usuwać. Nie sądzę aby mi zaszkodziła.
Dwa powtarzające się wyrazy w jednym i cały drugi refren, w villanelli wystarczają w zupełności.
Proszę poczytać o villanelli, zanim Pan zacznie cokolwiek krytykować, dobrze mieć jakieś wiadomości, nie tylko to co gdzieś tam się o uszy obiło.

Pisze Pan:
“Drugi refren – zastanawiam się, czy liście porwał wiatr, czy znów pospadały?”

A nad czym się tu zastanawiać. Wiatr porwał opadłe z drzew liście. Nie widział Pan nigdy liści kręcących się w kółko, albo fruwających z wiatrem?

Podobny jest drugi zarzut
“Trzeci wiersz – czerwono-złota dżdżu kołomyja – wyraźnie zaznaczasz: dżdżu – czyli deszczu – pewnie deszcze kwaśne, siarkowe.”

Doprawdy nie widział Pan jak w czasie deszczu kolorowe liście lecą z drzew? Aż się wierzyć nie chce.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...