Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zmarznięta siedzę na ulicy. Opatuliłam się starym, brudnym płaszczem, który nie stanowi odpowiedniej ochrony przed zimnem. Jest listopad. Ludzie, którzy mnie mijają, patrzą przed siebie, aby nie widzieć biedy i nędzy panującej wokół. Jeśli ktoś zaszczyci mnie przelotnym spojrzeniem, w jego oczach widzę wstręt i pogardę. Odkąd straciłam dom nikt mi nie pomógł. Żyję na ulicy od trzech miesięcy. Bez pracy, bez pieniędzy, bez domu. Nie mam nic… tylko jednego przyjaciela. Borysa.
-Borys? Kim on jest? – usłyszałam głos mojej terapeutki. Zorientowałam się, że siedzę w przytulnym gabinecie psychiatry.
-Borys to mój pies. Zawsze dzielił mój los. Jesteśmy rodziną.
-A nie pomyślałaś o tym, żeby zostawić go mężowi lub oddać komuś innemu?
-Nie! – krzyknęłam. Zaraz jednak zorientowałam się, że podniosłam głos, a tego nie wolno mi robić. Jestem zbyt nerwowa. – Nie. Nie przeżyłby naszej rozłąki.
-Dobra, na dziś koniec sesji. Masz ochotę na lunch?
-Nie, dziękuję. Do środy?
-Tak. Powodzenia w szukaniu pracy – Zofia uśmiechnęła się do mnie, choć i tak wiedziałam, że mnie nienawidzi.
Phi, w szukaniu pracy? Gdyby ona tylko wiedziała, jak dorabiam… na samą myśl uśmiechnęłam się. Wyszłam ze starej kamienicy, w której mieścił się gabinet dr D. i natychmiast skierowałam się w kierunku parkingu dla taksówek. Wsiadłam do jednej z nich i uśmiechnęłam się do przystojnego kierowcy.
-Dokąd? – zapytał, odwzajemniając uśmiech.
-Na ZWM.
-Się robi.
Po dziesięciu minutach jazdy postanowiłam zapytać się, czy przyjmie moją formę zapłaty. Spojrzał na mnie krytycznie, a potem z błyskiem w oku odpowiedział, że oczywiście, skoro nie ma innego wyjścia, to z chęcią zgodzi się na moją propozycję.
Zatrzymał samochód pod moim blokiem. Wysiadłam z taksówki. Dzieciaki z ciekawością przyglądały mi się ze swoich stanowisk obserwacyjnych, jakimi były trzepaki i ławki w pobliżu bloku.
-Pomogę pani wnieść tę torbę na górę, dobrze?
Skinęłam tylko głową, przypatrując się jego niebieskim oczom. Gdyby były oceanem, chciałabym w nich utonąć. Taksówkarz zachowywał się jak gentleman. Wziął moją torbę, w której miałam żarcie dla Borysa, otworzył drzwi i poczekał, aż wejdę. Wchodząc na trzecie piętro, zastanawiałam się, czy nigdy się nie zmienię, czy zawsze będę płacić w ten sposób. Wyciągnęłam klucze. Otworzyłam. Sądziłam, że gdy tylko drzwi się zamkną, zabawa się zacznie. Lecz okazało się, że nie. Taksówkarz poszedł do kuchni, odłożył torbę i spojrzał na mnie współczująco. Nie cierpię, gdy ktoś tak na mnie patrzy!
-Jak ci na imię?
Chciałam zbyć go, ale coś mnie podkusiło, żeby nie drwić z niego i zdradzić mu imię.
-Mia.
-Mia, ładnie. Ja jestem Dominik, możesz mówić Don.
-To jak z zapłatą? – spytałam podejrzliwie.
Mężczyzna nie odpowiedział. Podszedł do mnie i delikatnie pocałował w nos, następnie w czoło i odsunął się do tyłu. Zaczął się przypatrywać. Czułam się jak manekin na wystawie.
-Co jest? Brudna gdzieś jestem?
-Dziś była taryfa ulgowa. Widzę tylko smutek i desperację w twych pięknych oczach, madame. Niczego więcej od ciebie wziąć nie mogę.
Myślałam, że mnie coś trafi. Mężczyzna odmówił? Mi? Przecież mam wszystko na swoim miejscu. Jak on śmiał! Już chciałam się na niego rzucić i zadać ból, jakiego jeszcze nigdy zapewne nie zaznał, lecz odezwał się spokojnym tonem.
-Pójdę już, na wypadek gdybyś potrzebowała taryfy, tu masz mój numer. – podał mi skrawek papieru. Podszedł do drzwi, otworzył, lecz zanim przekroczył próg, szepnął:
-Mam nadzieję, że się jeszcze kiedyś spotkamy…

***

Zgrabna blondynka przed wkroczeniem do banku zakłada maskę na twarz.. W jednej ręce trzyma dużą torbę podróżną, drugą ma w kieszeni płaszcza. Gdy weszła, wyciągnęła broń z płaszcza i celowała nią w przypadkowe osoby.
-To napad! Wszyscy na ziemię! – szybkim i pewnym krokiem podchodzi do najbliższego okienka i rzuca torbę.
-Ładuj słodziutka, ale prędko!
Nie mogłam tak leżeć na ziemi. Postanowiłam coś zrobić. Wstałam powoli i zaczęłam skradać się w kierunku kobiety z bronią. Ta nagle odwróciła się w moją stronę, celują w moje czoło. Zaczęłam się pocić. Nie jest przyjemnie, gdy ktoś w ciebie celuje. Przełknęłam głośno ślinę.
-Nie bój się, nic ci się nie stanie, dopóki będziesz grze…
Przed bankiem rozległy się strzały.
-Cholera, gliny. Szybciej, szybciej! Co się tak guzdrzesz, słodziutka, ile tam już masz? – krzyknęła przez ramię do pracownicy banku.
-Będzie jakieś czterysta tysięcy – odpowiedziała przerażona.
-Dawaj torbę! A ty idź przed siebie, prosto do tego czarnego samochodu na zewnątrz, widzisz go?
Skinęłam głową.
-To dobrze. Jeśli będziesz próbować ucieczki, zastrzelę cię jak psa.
Natychmiast pomyślałam o Borysie, który czeka na mój powrót.
Policja otoczyła budynek. Wyszłam pierwsza, od razu chcieli strzelać, ale gdy załapali, że jestem zakładnikiem, spuścili broń ku ziemi. Pewnym krokiem szłam ku wozowi, a moja porywaczka szła krok w krok za mną. Policja zrobiła dla nas przejście. Zbliżając się do samochodu, dostrzegłam, iż jest to taksówka. Otworzyłam tylne drzwi i spojrzałam na kierowcę. To był mój taksówkarz!
Wsiadałam i wygodnie usadowiłam się z tyłu, po lewej. Nachyliłam się do jego ucha i syknęłam:
-Jej też dałeś numer?
On uśmiechnął się do mnie smutno.
-Don, jedź, jedź. Pokaż, co ta maszyna potrafi! – krzyknęła, wskakując porywaczka.
-Spokojnie Kate, nie dogonią nas.
Znałam skądś głos tej kobiety, ale nie potrafiłam przypomnieć sobie skąd.
-Kate? Kate Morris?
Ściągnęła maskę i spojrzała na mnie badawczo.
-Tak, bo co?
-Nie poznajesz mnie?
Kate prychnęła gniewnie, czując jakiś podstęp.
-Młoda, to jest Mia.
-Mia? – zapytała, próbując sobie przypomnieć. - Mia?! – olśniło ją.
Skinęłam głową.
-Myślałam, że zginęłaś w wypadku… no wiesz… jak był pożar.
-Ja też myślałam, że umarłam…
***

3 miesiące wcześniej.
Dziewczynkę zbudziło skrzypienie drewnianej podłogi obok jej pokoju. Drzwi otworzyły się powoli z cichym skrzypnięciem. Do pomieszczenia wszedł przystojny, dojrzały mężczyzna. Miał na sobie tylko bokserki. Podszedł powoli do łóżka córeczki i usiadł obok niej. Dostrzegł, że nie śpi. Dziecko chciało coś powiedzieć, lecz ojciec przyłożył palec wskazujący do jej ust, nakazując jej milczenie. Usłuchała.
Podniósł pościel i wślizgnął się do jej łóżka, zakrywając oboje. Ściągnął z niej koszulę nocną i zaczął pieścić jej piersi. Dziewczynka stęknęła, gdy jego palce zawędrowały pomiędzy jej nogi.
-Ciii…
Ściągnął swoje bokserki i wszedł w nią. Wygięła się, unosząc biodra myślała „kiedyś go zabiję! Zabiję sukinsyna!”. Dziewczyna przed trzema miesiącami dostała swój pierwszy okres, po tygodniu odwiedził ją pierwszy raz. Zawsze się zabezpieczał. Nienawidziła go za to, co robił prawie każdej nocy. Czuła się poniżona. Matka nie wiedziała, co jej mąż wyprawiał z córką, a nawet gdyby wiedziała… nic by to nie dało. Nie mogłaby się sprzeciwić, on był ich panem i władcą…
-Zabiję! – krzyknęłam.
-Cii… to tylko zły sen – szepnął mi do ucha mężczyzna, z którym spędzałam dzisiejszą noc.
-Tak, zły sen. – powiedziawszy to, objęłam go swoimi ramionami. Odwzajemnił uścisk i delikatnie pocałował moje czoło. Następnie powieki, nos, usta, piersi, aż zszedł do krocza. Po tych pieszczotach znalazł się w moim wnętrzu i byliśmy teraz jednością.
Kochaliśmy się, aż do świtu.
Rano, gdy się obudziłam, nie było go już w moim mieszkaniu. Pieniądze zostawił na stoliku nocnym, a na stole w kuchni położył kartkę z numerem swojego telefonu komórkowego i jednym zdaniem: Jeśli będziesz kiedyś chciała to powtórzyć, dzwoń.
-Niedoczekanie – szepnęłam, kierując się do lodówki. Miałam zamiar zjeść płatki z mlekiem, lecz szyki pokrzyżował mi pewien tajemniczy telefon.
-Mia?
-Si.
-Za czterdzieści sekund na dole.
-Halo? – cisza – Halo!? Odłożył słuchawkę, a niech to szlag!
Pobiegłam do sypialni.
-Ale tu burdel. Czy oni zawsze muszą mnie w takim pośpiechu rozbierać? – wciągnęłam bawełniane majteczki, szybko założyłam biustonosz, jakaś kiecka i bluzka. Aha! Jeszcze buty. Wybiegłam z mieszkania, z torebką pod ręką. W połowie schodów zawróciłam, gdyż zapomniałam zamknąć mieszkanie.
-Kurwa! Spóźnię się. – zaklęłam pod nosem.
Szybko przekręciłam klucz i rzuciłam się galopem na dół. Po czterdziestu pięciu sekundach od telefonu, znalazłam się przed blokiem.
Dzwoni melodyjka z „Czterech pancernych i psa”.
Numer prywatny.
-Słucham?
-Pod ławką po prawej.
-Czy to jakiś żart?
bip-bip-bip
Znów się odłączył… o co tu do cholery chodzi?
Rozejrzałam się wokół. Nikogo nie było. Zajrzałam pod ławkę.
-Kluczyki do samochodu?
„Czterej pancerni i pies”
-Tak? – odezwałam się gniewnie.
-Czerwony samochód sto metrów przed tobą.
Znów się odłączył.
Spojrzałam i własnym oczom nie potrafiłam uwierzyć. Podeszłam bliżej i zobaczyłam nowiusieńką Toyotę.
Spojrzałam na klucze w ręce i przycisnęłam guzik podpisany: unlock. Błysnęło pomarańczowe światło i usłyszałam, jak zamki się otwierają. Otworzyłam drzwi i wsadziłam kluczyk w stacyjkę.
„Czterej pancerni i pies”
-Jedź w stronę kolei. Zatrzymaj się przed budynkiem i wejdź do bufetu. Znajdę cię.
Powoli i niepewnie ruszyłam nowym samochodem. Sprawdziłam stan paliwa. Starczy. Dojechałam po kilku minutach. Wysiadłam i zamknęłam samochód wciąż nie wierząc, że to dzieje się naprawdę. Pewnym krokiem ruszyłam do bufetu. U miłej kelnerki zamówiłam podwójną porcję frytek z ketchupem i usiadłam przy jedynym wolnym stoliku.
„Co ja tu robię…”
Siedziałam przez kilka minut przyglądając się ludziom w lokalu. „Czy on tu jest?” – to pytanie wciąż mnie dręczyło. Kelnerka przyniosła frytki i rachunek. Zapłaciłam i zaczęłam konsumować swoje ulubione danie. Właśnie kończyłam posiłek, gdy do stolika podszedł mężczyzna.
-Można?
Spojrzałam na niego. Wysoki, dobrze zbudowany, ciemne, długie włosy, niebieskie oczy… „Ciekawe jaki jest w łóżku? Och, zamknij się. Zboczenie zawodowe...”
Uśmiechnęłam się.
-Oczywiście.
Usiadł, podparł głowę ręką i przyglądał się, jak spożywam ostatnie frytki. Nie wiedziałam co mam zrobić, gdy zjem. Odejść? Zapytać o te dziwne telefony? Moje rozważania przerwało przybycie staruszka. Podszedł do mężczyzny, który siedział naprzeciw mnie i klepnął go w ramię.
-Ta miła pani jest ze mną.
-Ach, przepraszam – rzekł ze skruchą, wstał bez pożegnania i wyszedł z lokalu.
-Witaj, Mia. Chodź, musimy znaleźć inne miejsce do rozmowy.
-Kim pan jest? – zapytałam nieufnie. Jeśli mam z kimś tak starym iść do łóżka, to na pewno będzie go to słono kosztować.
-Dla ciebie pan X. A teraz chodź, nie mamy czasu. Przecież, wiem, że chcesz zacząć życie od nowa, oderwać się od przeszłości. Rusz się! – krzyknął gdy nadal siedziałam na krześle. Zamurowało mnie. Skąd wiedział? Wstałam i podreptałam za nim posłusznie. Odruchowo zmierzałam ku taksówkom.
-Hej, hej. Panienko, pani ma samochód – rzekł sarkastycznie pan X.
Spojrzałam na niego ciut przytomniej i podeszłam do auta. Wsiedliśmy i ruszyłam.
-Gdzie jechać?
-Nieważne. Po prostu jedź.
Ruszyłam. To co potem usłyszałam zmieniło moje życie. Dowiedziałam się, jak zabić wspomnienia. Spalić je. Obiecał, że pomoże mi znaleźć pracę, która nie będzie hańbić mej kobiecości, przysiągł, że pomoże mi jeśli tylko ja pomogę jemu.
-Co ja mogę dla pana zrobić?
-To się jeszcze okaże.

  • 2 tygodnie później...
Opublikowano

Nie przekonało mnie.
Dobrze się czyta, płynnie.
Nie wiem, czy to fragment większej całości czy nie. Jeśli nie, to zdaje się to być nieco zbyt proste i konwencjonalne (jeśli miało być konwencjonalne, to trzebaby to podkreślić); może by trochę subtelniej połączyć te trzy wątki? Gdzieś w tę akcję - może nawet zbyt wartką - wpleść delikatnie jakąś charakterystykę głównej bohaterki; zrezygnować z kilku "typowych" cech i zdarzeń na korzyść czegoś stricte indywidualnego (pies to już coś), może jakaś retrospekcja tłumacząca to, co się teraz dzieje? Można by rozbudować to trochę, wplatając zdarzenia uwydatniające indywidualność bohaterki.
To takie luźne sugestie.

Opublikowano

Przebrnąłem przez całość. Opowiadanie najzwyklejsze z najzwyklejszych. Tematyka bardzo oklepana. Narracja, nie licząc małych zgrzytów, prowadzona w zasadzie poprawnie, ale absolutnie bez rewelacji. Jeżeli to początek tzw. "pisania" i traktować miałbym to w ramach rozgrzewki, powiedziałbym: ujdzie. Czekam na lepsze. W pas się kłaniam.

Opublikowano

Hm. Ujmijmy to tak: niezłe. Dobrze się czyta. Niemniej, jeślibym zobaczyła taką książkę w sklepie, to raczej bym jej nie kupiła. Trochę, jak by to powiedzieć, nudnawe na dłuższą metę. Za wolno się akcja toczy. Chyba, żeby dorobić tu więcej psychologii, a nawet może psychiatrii...?
Zboczenie w kierunku Thomasa Harrisa. Ale wtedy nie czepiałabym się powolności w toczeniu czegokolwiek. ;)
A ogółem da się przeżyć. To jest część większej całości, przwda? Bo kończy się w takim dziwnym miejscu... Na pewno część całości. Czekam więc na jeszcze.
Pozdrówki! R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Tectosmith  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

          nie lubię rozmawiać z ludźmi którzy nie rozumieją co sami piszą.       piszesz, że ‘nie komentowałeś mojego wiersza, a jedynie sposób rozmowy’, ale właśnie tym potwierdzasz, że wszedłes w wątek w sposób sprzeczny z zasadami, jakie sam przywołujesz. skoro,  jak twierdzisz , forum istnieje po to, by komentować utwory, to twoja obecność tu, w charakterze samozwańczego strażnika obyczajów, jest zwyczajnie nietrafiona.     najpierw wtrącasz się w wymianę między autorem a komentującym, choć nie masz nic do powiedzenia o samym wierszu.   a potem udajesz, że chodziło ci o ‘zasady rozmowy’. to klasyczny przypadek zaprzeczania samemu sobie.   mówisz jedno, robisz drugie.   i nie, nie jest zasadą forum, że każdy może dowolnie wchodzić w osobiste wycieczki i korygować rozmowę między innymi osobami.   zasada jest prosta: komentujesz wiersz, nie ludzi. ty natomiast wybrałeś dokładnie odwrotną kolejność.   skoro już tak bardzo zależy Ci na porządku, to zacznij od siebie. bo na razie jedyny chaos, jaki tu powstał, wynika z teojej potrzeby wtrącania się tam, gdzie nie wnosi się żadnej merytorycznej tresci.     nie pisz już więcej bo ośmieszasz sam siebie.      
    • @hania kluseczka   szanowna pani klusko,   zgadła paniusia-wywróżyłam z ręki, bo jestem cyganką. Na punkcie migrenki mam obsesję, znam go od kołyski i wiem, że jest sokołem. Co do szanownego pana haczki, być może się rzeczywiście pomyliłam,  może nie jest wroną krakajacą dla przyjemności krakania, tylko gołębiem zasrywającym dla tejże przyjemności nie pierwszy ładny utwór na portalu. Przepraszam, ze pomyliłam ptactwo.   Powodzenia w dalszym tworzeniu poetyckich i gownolotnych komentarzy.          
    • w starym porcie zszytym z pogiętych blach pamięci wywołuję duchy z pustych butelek po wódce; zawsze na dnie jest parę kropel alkoholu duch wzniecony z absolutu pobudzony zapalniczką wędruje ponad ziemię ku gwiazdom mówi prawdę o bycie  ontologii, metafizyce i odbycie   to co nas nie upije wzmacnia organizm jak witamina o dziesiątej koło pętli tramwajowej zamykają budę gdzie Lucyfer karmi spirytusem młode z drobnymi w dziurawych kieszeniach na tym polega wyższość Czystej nad Jogurtem egzotycznym jest niepalny i brudzi spodnie   opieram się o nowy pejzaż za oknem moje siódme piętro jest tylko dwadzieścia cztery metry na ziemią, można skręcić kark w drodze na skróty do najbliższej galaktyki; prawa fizyki są nieubłagane spada się tak szybko jak pusta butelka pomnożona przez kwadrat wyrafinowanej konfrontacji z mokrym trawnikiem gdzie o tej porze szczają trzeźwe psy                          
    • @Migrena   migrenko:)    wiem, że narażę się pewnie na stertkę inwektyw, zsyłkę na zakutą lodem syberię albo banicję, ale także wyrażę swoje zdanie    uważam, że tymek napisał recenzję twojego wiersza na najwyższym poziomie, wg mnie wykazał się wysoką merytorycznością i trafnością uwag, rzetelną analizą i obiektywnością, przedmiotem jego badań był tu tekst, nie autor i moim zdaniem, w żaden sposób nie naruszył godności wiersza, ani autora, wg mojej opinii napisał to wszystko zachowując najwyższy stopień kultury wobec drugiego człowieka, z poszanowaniem autora i jego wiersza, a ewentualną UZASADNIONĄ krytykę, zabezpieczył, zrównoważył UZASADNIONYMI pochwałami  w żadnym momencie recenzji nie zauważyłam aby tymkiem kierowała jakaś zła intencja, tymek nigdzie nie podważa twoich kompetencji jako poety ani twórcy, twoich zdolności poetyckich, wręcz przeciwnie, te także są docenione.  (myślę, że sama chciałabym poczytać taką recenzję swoich arcydziełek ale takimi pierdółkami nikt się, na serio, nie zajmuje :P)   na to wszystko wchodzi pani viola arvensis cała na biało i atakuje tymka:   "Twoja swoboda pisania, które jest zawsze porywające i pobudzające - jest imponująca, a inni mogą się tylko od Ciebie uczyć.     "Ptak co z lotu sokolego słynie nie uwije gniazda na nizinie"   Ty w poezji jestes takim sokołem i musisz sie liczyć z tym, że od czasu do czasu przyleci do Ciebie jakaś wrona krakać - z niezrozumienia czy tam zwykłej zazdrości."   nie wiem skąd pani viola ma takie informacje, że tymek mógłby się uczyć od migrenki?  wywróżyła to ze swojej ręki? z chmur?  tymka znam około 18 lat, z innego portalu poetyckiego, migrenę czytuję, sądzę, że w ogóle jest dobrze, jak ludzie uczą się od siebie, wzajemnie, korzystają ze swoich potencjałów i potrafią się nimi podzielić, tak jak to zrobił np. tymek, a kto miałaby i czego się od siebie uczyć, nie mi rozsądzać, pani violi także, nie zna możliwości tymka, bo ich jeszcze nie pokazał, ale pani viola już wydała werdykt.   nie wiem na jakiej podstawie pani viola, określiła profesjonalną recenzję wiersza krakaniem, czy w ogóle ją przeczytała, ze zrozumieniem? czy ma jakaś obsesję na punkcie wron? ale to akurat powinna być jej prywatna sprawa, bo nie dotyczy ona wiersza, ani dyskusji o nim.  na jakiej podstawie pani viola uważa, że recenzja powstała "tam ze zwykłej zazdrości"?  dla mnie to wygląda na braki pani violi z czytania ze zrozumieniem ponieważ recenzja nie odbiera autorowi talentu, wręcz przeciwnie, docenia potencjał, poza tym czy komuś z zazdrości chciałoby się wysilać i marnować czas, na tak poważną analizę?  nie wiem, jakim człowiekiem jest pani viola, ale to, że pierwsze co jej przyszło do głowy, po przeczytaniu nie w 100% pozytywnej recenzji, to zazdrość, jest ciekawe ...  następnie, po kulturalnej odpowiedzi tymka, pani viola przebiera się za terrorystkę i każe mu zamknąć dziób.  dla mnie jest wyraz braku argumentów i przemoc werbalna, można to także interpretować jako akt pogardy podszyty agresją    a ty migrenko każesz (a kim ty jesteś, aby komuś coś kazać?)  tymkowi przepraszać panią violę?????    no nie, to pani viola powinna przeprosić tymka,  i ty też, po wiadrze pomyj które tu na niego wylałeś    i tak, przyznałam sobie prawo do odezwania się tutaj, ponieważ tymek jest moim wieloletnim kumplem, pomimo tego, że moje arcydziełka nie wzbudzają w nim zachwytów (pewnie z zazdrości, heheheh) poza nielicznymi, jest wielkim poetą, filozofem, wielkim, pięknym człowiekiem i na pewno kierują nim pozytywne intencje oraz szacunek do drugiego człowieka, również poety, który został tutaj NIEZASADNIE obrażony, lump już chyba znikną, i to jemu należą się przeprosiny, także od wielmożnej pani violi arvensis!
    • @Migrena Dla jasności – w ogóle nie komentowałem Twojego wiersza, jedynie sposób rozmowy. A prawo do komentarza ma tu każdy, taki jest sens forum. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...