Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

ojej


Rekomendowane odpowiedzi

-Kartoflany noos! Kartoflany noos!
Natychmiast podbiegłem do otworu w desce, przez który patrzyło sie na mnie małe oko. Wsadziłem palec. Za późno.
- Niech pan sobie odpuści. - Jedno z dzieci mojej podopiecznej stało w drzwiach domu. Poczułem się słabo.
- Nici z naszego wyjazdu - rzuciłem szybko w jego stronę - Boli mnie brzuch.
Nie pierwszy raz byłem wkurwiony na naszych sąsiadów. Skurwiele, zawsze wszczynali waśnie. Kiedyś chcieli wyrzucić nas z własnego podwórka. Nigdy im tego nie zapomnę. Stałem skręcony wpół i byłbym padł w błoto, gdyby nie drugi chłopiec z mojego… Kurwa, mam prawo tak mówić. W końcu to ja sprawuję tu nad wszystkim pieczę. Ta suka przez większość czasu leży w kuchni, co chwila gubiąc kontakt z rzeczywistością, a jej pożal się Boże synowie błądzą po omacku, co chwila trykając się głowami, jakby przez przypadek… Tak więc, drugi chłopiec z MOJEGO domu wybiegł nagle i z dziecięcym impetem kopnął płot.
- Odwalcie się! – Krzyknął. Krzyknął piskliwie, gdyż słuszny głos dopiero dojrzewał na młodych strunach. – Spalę was!
- SZKOPuł w tym, że to nasi sąsiedzi – burknąłem pod nosem.
Tego dnia długo siedziałem w bujanym fotelu i niemalże podświadomie analizowałem zachowanie dzieci. Były od siebie tak fascynująco różne. Odkąd tu jestem, ich drogi rozchodzą się coraz bardziej. Przesz i Przysz wyrośli na tym samym gruncie, ale kolegów zawsze mieli różnych.
- Przesz! – niby cicho, jednak wystarczająco głośno, żeby zaraz wyrósł mi przy fotelu.
- Słuchaj Przesz, bardzo podobało mi się, to co dzisiaj zrobiłeś… Twój brat widocznie nie wie, co znaczy bronić honoru NASZEGO domu.
Pogłaskałem go po głowie i dałem cukierka. Udałem, że nie widzę pogardliwego wzroku Przysza. Skurwiel, zaczynał działać mi na nerwy.
- Słuchaj Przesz – pogłaskałem go raz jeszcze – Słuchaj… - Jego oddanie rozmywało się pod moją dłonią. Niemal mruczał jak kot. Wiedziałem, że może odejść, jak tylko skończą się smakołyki. Ale czułem spokój. Liże mnie po stopach od pierwszego dnia. Lwia jego część to głupota w czystej postaci.
- Słuchaj Przesz – tym razem włożyłem cukierka w swoje, moje usta – Mógłbyś porozmawiać z bratem…
Patrzył na mnie ze śliną cieknącą z kącika ust. Obrzydliwy.


Kilka dni później wyprawiłem skromne przyjęcie. Pretekstem raczej, niż okazją, było nagłe ożywienie się mojej pacjentki. Co prawda po nagłm przebudzeniu się i półzerwaniu z rzygowin na podłodze mruknęła tylko dwa niezrozumiałe wyrazy, ale swobodnie można podczepić to pod znaczący postęp w leczeniu. I napić się wódki.
Podobnego zdania był mój największy przyjaciel – Grzesiek. Zaprosiłem tylko jego, gdyż nie byłem w nastroju siedzieć przy stole z żadnym z sąsiadów. Bliższym ci dalszym. Skurwiele, przyprawiają mnie o mdłości. Zawsze interesują się kurwa, czy mi trawa w ogródku prosto rośnie. „Trawa w naszych ogródkach mogłaby być taka sama.. To takie fajne.” Fałszywe gnojki.
Z Grzechem zawsze było tak samo. Witaliśmy się serdecznie i opowiadaliśmy pokrótce co słychać. Ta część spotkania niejednokrotnie mnie irytowała. Grzesiek zdawał się mnie nie słuchać. Uśmiechał się głupawo, po czym klepał mnie po ramieniu…
- Słuchaj… - mówił – Słuchaj… - I opowiadał mi o niektórych sąsiadach, którzy jak hieny krążyli obok jego domu. Ja nalewałem wódki i zgadzałem się z jego teorią.
- Jeśli nie powstrzymamy ich teraz razem, wkrótce przyjdą do twojego domu.
- Do Naszego – poprawiałem skrupulatnie, kiedy rozmowie przysłuchiwały się dzieci. Za każdym razem przed jego wyjściem poruszałem delikatną kwestię jego podwórka. Dzieci słuchały z zapartym tchem, chodziło bowiem o to, że nie miały tam wstępu. Przez płot oglądały kolorowe huśtawki, suto rozstawione wokół willi.
- Wiesz jak lubię twoje dzieci – klepał mnie po przyjacielsku – ale kurwa, córka… Obiecuję, że niedługo pogadamy.
Skurwysyn. Zawsze wtedy wciskał mi w kieszeń kilka dolarów. Ale lubiłem go. Zawsze niedługo po spotkaniu woziłem się po mieście na tylnim siedzeniu jego kabrioleta. Grzechu to mój najlepszy kumpel.
Usiadłem i jak zwykle wypiłem pół litra prezentu, którego notorycznie zapominał wziąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobre, podobało mi się. Samo życie. Piepszeni sąsiedzi, zaglądający wszędzie (nie wszyscy). Piszesz chwilami jak mój ulubieniec z młodych lat Caldwell, a momentami jak...Charles B.Pozdr.:)
p.s. Twoje teksty...doczytuję do końca . Wydaję mi się, że od czasu "misiów" zrobiłeś krok do przodu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się, fajnie napisane. Z zaciekawieniem przeczytałam do końca :) Zastanawiam się tylko jak huśtawki mogą byś "suto rozstawione"? Suto to stół może być zastawiony, ale huśtawki? Rozstawione? Chyba nie, ale ja polonistką nie jestem. Większość tutaj pewnie zaprotestuje, ale chciałabym, żeby to było dłuższe :P po prostu jak coś mi się dobrze czyta, to nie chcę kończyć po drugim akapicie. Tym bardziej, że chyba kilka rzeczy wypadałoby w tym tekście wyjaśnić...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...