Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

***[moralny czas już minął...]


Rekomendowane odpowiedzi

moralny czas już minął
wstydliwe dni odeszły
już teraz pozostało nam
oddać się sobie bez reszty

zapomnieć że niebawem świt
obudzi nas z grzesznego snu
nie mówić nic nie myśleć nic
ominąć świat i uciec mu

niepewność swą odrzucić w bok
nie ma dla jutra konsekwencji
bo tylko raz jest pierwszy raz
nie miejmy do siebie pretensji

równym krokiem w ten inny świat
już dziś przed świtem będziemy iść
jedyne co pozostało nam -
wzajemnie siebie do rana czcić

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

może i wyjdzie z tego jakiś cykl ;).
konekwencje są, ale nie są ważne wobec tego, co jest teraz.
maksymą na dziś jest: carpe diem.
jutrzejsza może okazać się taka: trzeba uczyć się na błędach.
a dziś trzeba wierzyć, że to co się dzieje, to nie jest błąd.

pozdrawiam bardzo i dziękuję za zainteresowanie. :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • pogłoski chodziły  ponoć nie ma rodziny  ile w tym prawdy  a ile fałszu jedno pewne  kocham być na rauszu  nie ważne czym popijam  Ważne! leki zażywam  bo to już wiek taki  raz skacze Ciśnienie a a często przyrodzenie  by było stabilnie dobrze jak kto sypnie  I teraz taki problem mam   od dwóch dni pijam sam  nie bede z Wami  droczył  się  wasze zdrowie!!! Cham pije sam.. szkoda  bo Was brak pozdrawiam idę spać.        
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ależ mnie to wtedy złościło. A dziewczynki w szkole przezywały mnie "śpiący królewicz", bo spałem z nudów na lekcjach. Pani mi pozwalała, bo i tak nic bym się nie nauczył, co innego miałem w głowie.  
    • @Rafael Marius to fajnie, Królewicz na ziarnku grochu:) nawet komiczne:)
    • Feniks właśnie otrząsa resztki szarego pyłu, z rozłożystych skrzydeł o barwie złota i bursztynu, z lekka przygaszonych (gdyż właśnie odpoczywa po kolejnym powrocie do życia) gdy nagle popada w sentymentalne zamyślenie. Nie za bardzo mu na pazur, z pierzastej głowy wytrząsnąć resztki chęci, tyczącej podróży ku Słońcu.   Ten przemożny niespełniony popęd, już go od pisklaka fascynuje. Tylko nigdy nie miał na to czasu. Wypadało sprostać tradycji, tudzież tworzeniu historii i ustawicznie odradzać ciało z popiołów, których był producentem, niestety bez udziału wyśnionej gwiazdy.   Lecz dzisiaj warknął dziobem: po stokroć dość tego. Po dwóch tysiącach powrotach do egzystencji, coś w końcu zrobię dla siebie. A co. Kto mi do żarzącego pierza zabroni. Pofrunę wysoko, a nawet wyżej, by spełnić swoje marzenie. Gorąco tego pragnę.   ***   Nieopodal w gęstych ustawicznie krzakach, Ikar spogląda trwożnie na swoje skrzydła. Niemrawe, wiotkie, nie zalatujące wznoszeniem – przyznaje w duchu Ikarycznej jaźni. – Takie mało żaroodporne. Dlatego z zazdrością spoziera przez dziurę po sęku, na Feniksa, który gotuje ciało do lotu. Aż go sobie z tego żalu wyobraża… gotowanego w obszernym kociołku, aż mięsko od kości odchodzi, wreszcie wolne.   Też by chętnie stuknął w Słońce Ikarową egzystencją, wiedząc, że powróci do życia, odradzając ciało i będzie mógł powtarzać proceder, aż do usranej… a właśnie, że nie, rozmyśla chytrze nostalgicznie, planując pewien plan.   ***   Feniks faktycznie pragnie pofrunąć ku Słońcu, lecz nie koniecznie… pragnie usłyszeć niepokojący szmer za złocistym kuprem. Niestety. Nie nadąża nawet zerknąć na atakującego łobuza ze sztucznymi skrzydłami, gdyż zostaje obalony przodem w kierunku runa leśnego. Akcja wykonawcza wroga, tak szybko realizuje haniebny plan, że nawet zaatakowany w pierwszej chwili, nie spostrzega, że został oskubany z piór całkiem do gołego.    Dopiero w drugiej chwili zaczyna biegać na polance z myślą, że z marzenia nici skubane, oraz żeby nie zmarznąć. Jednak coś go nachodzi i spostrzega istotę w jego piórach, szybującą ku Słońcu. Płacze rzewnie wydartymi nostalgią łzami, lecz nadal biega, albowiem chłód mu coraz bardziej doskwiera. Aż w końcu wybiega goły z lasu, kierując kroki ku najbliższej wiosce.   ***   Tymczasem Ikar na skradzionych skrzydłach, co zastąpiły jego, oraz obleczony w nie swoje pióra złocisto bursztynowe, jest coraz bliżej Słońca. Zziajany i spocony jak wrząca cholera, gdyż podróż nie taka krótka znowuż, stuka głową o gwiazdę i zaczyna płonąć, teraz na całego już. Razem płonie jego marzenie, blaskiem spełnienia. Świeci ciepłą, chcianą radością, że nawet jako nieznośny złodziej, nie czuje bólu, tylko przeżywa euforyczne szczęście. Tym bardziej, że jest przekonany, iż odrodzi ciało i powtórzy podróż i tak w kółko Macieju szczęścia zaznawać będzie.   Póki co skwierczy głośno na cały kosmos, że nawet plamy słoneczne są z lekka zdegustowane. Płonące członki oderwane od innych, bombardują rozłożyste łono matki Ziemi, a strumień wrzącej krwi zamienia cały bajzel, w patriotyczny, czerwono – biały popiół. Chociaż niektóre niezupełnie zwęglone kawałki kości, włosów, mięśni, skóry i różnych innych podrobów, lecą w całości. Ale spoko. Spłonie wszystko i doleci szumem martwego szarego pyłu, w miejsce, gdzie ich przeznaczenie pokieruje.   ***   Niestety. Pokierowało tak, że popiół wraca na Ziemię i traf chce, że na ową wioskę, gdzie otrzymał ciepłe schronienie, goły oskubany. Ludność widząc, że musi brodzić w gęstym popiele, ni stąd ni zowąd zaczyna wrzeszczeć, żeby goły Feniks wytarzał w owych szarych grudkach, swoją gołość. Coś widocznie tubylcy kumają o minionych zamiarach Ikara i ogólnie o co w tym biega, ale nie informują przybysza, może dlatego, że chcą mu zrobić niespodziankę po przejściach, jakich doznał.   No i faktycznie. Gdy wytarzał wszystkie członki swoje, w szarym popiele, to ziścił, co miał ziścić. Zgromadzony tłum ujrzał wielkiego ptaka, w płonących złotem bursztynowych piórach i takiej samej barwy, skrzydłach. Aż niektórych podmuch żaru przewrócił i połamał, a kilku najbliższych ciekawskich zwęglił, gdy odrodzony w ożywczym pyle, startował ku.   A dziękuje to gdzie, niewdzięczniku – zakrzyknął ktoś wzburzony, poparzonym głosem.   ***   Jednak popiół z Ikara pozostał nieprzemieniony i trza było żywym sprzątać. A nawet spod powiek wydłubywać i źrenic. Pomimo tego, trochę po omacku, kopcące pośmiertniki Ikarowi jednak zapalono, przypalając paluchy. Kiedy znicze przygasały martwym knotem, niewielkie słupki dymu, szybowały ku Słońcu.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...