Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

W przebraniu peela ukryty tkwi autor,
pod słowem ślad chowa podobieństw wszelakich.
Przeklęty przez Boga, życiowy swój zagon
maskować dość skrzętnie potrafi.

Nie odda ni piędzi prywatnej natury,
co czuje jak Szymon kłam zada po trzykroć,
strwożony jak gdyby coś miało mu ubyć
pod nickiem chowając nazwisko.

W rozlicznych spotkaniach netowych poetów,
przy stole szerzone autora poglądy,
szum wersów usilnie chowany w spojrzeniu
pozwala z peelem połączyć.

Opublikowano

Leszku - szkoda zdrowia chyba na takie rzeczy. Albo talentu. Chociaż jest tutaj ziarno prawdy - co z tego. Akurat omineły mnie ostatnie boje, rzucilem tylko okiem, ale chyba niewarto.
Zresztą nie wiem - to autor podejmuje decyzje :)

Opublikowano

Chłoszczesz Pan biczem satyry, ajajaj. Jesteś Pan niedościgniony. "jakoby" - "jak gdyby" - tak byłoby lepiej chyba. Rym i rytm-wymuszacz, oczywiście włączony na cały regulator, szkoda.

Przeklęty przez Boga, życiowy swój zagon;

szum wersów usilnie chowany w spojrzeniu

- przez takie wersy cała zjadliwa ironia idzie jak para - w gwizdek. Po dopracowaniu może i coś z tego będzie - na razie dość niezręczna miejscami rymowanka.

pozdrawiam.;-)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Michale to tylko zapisana, po moich ostatnich kilku spotkaniach poetyckich, refleksja, a raczej wstęp do dyskusji każdego z poetów ze sobą. Pozdrawiam Leszek :)
Opublikowano

Sięgając wstecz, to nawet Słowacki chciał się pojedynkowac z Ropelewskim.
Autor oczywiście ma prawo czuc dyskomfort w trakcie ataków na siebie czy swoje wiersze (i czuje) - jednak takie jest prawo każdej publikacji - nie tylko tej z netu. Szczególnie, że wklejając utwór autor tym samym naraża się na przeróżne opinie, od tych rozsądniejszych po najbardziej skrajne.
To tak w formie dyskusji oczywiście. Ja osobiście uważam, że wiersz ma się bronic sam, no, chyba, ze ktoś już na siłe wmawia jakies głupoty, to wtedy czas tego kogoś ostudzic...

Opublikowano

W przebraniu peela ukryty tkwi autor,
pod słowem ślad chowa podobieństw wszelakich.
Przeklęty przez Boga, życiowy swój zagon
maskować dość skrzętnie potrafi.

do treści - tak
tutaj(tlustym drukiem) mówię głośne i stanowcze- NIE, dlaczegóż Bóg miałby przeklinać nasz życiowy zagon?
pozdrawiam Leszku!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Stasiu nie miałem zamiaru ranić niczyich uczuć, a szczególnie religijnych, ale często mając wszystkiego dość ziemscy grzesznicy bluźniąc odnoszą się do Boga z pytaniem, dlaczego ich ziemski padół jest przez niego przeklęty i takiej sytuacji dotyczy wspomniany wers. Pozdrawiam cieplutko i jeśli uraziłem, to przepraszam. Leszek :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Stasiu nie miałem zamiaru ranić niczyich uczuć, a szczególnie religijnych, ale często mając wszystkiego dość ziemscy grzesznicy bluźniąc odnoszą się do Boga z pytaniem, dlaczego ich ziemski padół jest przez niego przeklęty i takiej sytuacji dotyczy wspomniany wers. Pozdrawiam cieplutko i jeśli uraziłem, to przepraszam. Leszek :)
wiem wiem ze o to chodzi ale....
łaj ,Leszku, nie o to chodzi że obraziłeś, wprost przeciwnie, nie chcę by Bóg nas przeklinał, a ludzie mówili- przeklęty los- ale czy przez Boga/
całuski .
Opublikowano

Zgadzam się ze Stasią, bo Bóg powinien nam kojarzyć się z dobrem, ale i Ty Leszku masz rację, bo znamy chociażby z Biblii, takie fragmenty, w których jest mowa o przekleństwie, którego mocą sprawczą jest sam Bóg.

Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: «Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia»

„Do mężczyzny zaś Bóg rzekł: «Ponieważ posłuchałeś swej żony i zjadłeś z drzewa, co do którego dałem ci rozkaz w słowach: Nie będziesz z niego jeść – przeklęta niech będzie ziemia z twego powodu: w trudzie będziesz zdobywał od niej pożywienie dla siebie po wszystkie dni twego życia»

Tak więc, wolą autora jest decyzja czy ten wers pozostanie bez zmian.

Odnośnie zaś treści wiersza, dużo w niej prawdy, Leszku. Ja sama figuruję tu jako Beenie M, co mówi o mnie niewiele, ale logując się zauważyłam, że prawie wszyscy na tym forum są anonimowi, więc i ja nie chciałam wychodzić przed orkiestrę.
Czytelników można poznać czytając uważnie ich komentarze, zawsze między wierszami zdradzą jakąś swoją cząstkę i póki co, tak niech zostanie.
Pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Leszku, ja się zgodzę z każdym zdaniem tego komentarza (oczywiście łącznie
z ostatnim:). Moim zdaniem szkoda twojego czasu i talentu. Właśnie tak.
Nie będę się rozpisywał, powiem tylko: dość już wprawek, dość treningu,
dość tematów "półgębkiem". Wybacz, ale ty wiesz, że ja to z potrzeby serca
i ze szczerego serca piszę. Pzdr! :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Widzę, że upiera się pan, Leszku - przy tematach lekkich i błahych wrzucając w zamian treść w ambitne akcenty? Zaczynam myśleć sobie, że jest to rodzaj bicza na niedogodnych czytelników: zobaczcie, a potrafilibyście tak? Ten i ów gębę na kłódkę albo rozdziawi - no bo ta technika, cud techniki po prostu...
Pozdrawiam adekwatnym, chociaż poetka ze mnie domowa i marna, tematem:


Czy kiedyś tak samo rzecz z ludźmi się miała
i, może zmęczony istnieniem samotnym
Bóg człeka rozdzielił na Ewę, Adama?
- Poetka tak dzieli swe życie na strofy

a każde istnienie z jej wspomnień powstałych
choć poza nią żyje, choć cieszy już obcych -
jest nadal jej cząstką, kosmosem jej małym:
jak ręka co innym oddała swój dotyk.

Jak ręka ogrzana od drugiej - otuchą
zagrzewam swe myśli nieśmiałe do drogi
i czule odganiam, gdy wrócą jak echo:
odejdźcie ode mnie... uchodźcie z samotni!


---
CC
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zabawne? I owszem. Kiedyś umówiłam się z zapalonym radiotelegrafistą, zaprosił mnie do swojej ulubionej kawiarenki. Rozmawialiśmy a on cały czas tam tamtam tam tamtam bębnił palcami o stolik. Mężczyźni wokół tajemniczo się uśmiechali zerkając na nas ukradkiem a ja całkiem poważnie zastanawiałam się, czy na wszelki wypadek nie dać radiotelegraficznie w policzek i nie uciec z tego okropnego miejsca? Nagle do kawiarni wniesiono olbrzymie ilości kwiatów i postawiono przede mną. Jeden z posłańców podszedł do stolika i wystukując o blat tam tamtam tam tamtam powiedział: "a to dostarczyliśmy pod pani adres".
Od tej pory jestem wyczulona na wszelkie miłe akcenty i rytm, panie Oyey, takze te w wierszach :-)

---
CC
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zabawne? I owszem. Kiedyś umówiłam się z zapalonym radiotelegrafistą, zaprosił mnie do swojej ulubionej kawiarenki. Rozmawialiśmy a on cały czas tam tamtam tam tamtam bębnił palcami o stolik. Mężczyźni wokół tajemniczo się uśmiechali zerkając na nas ukradkiem a ja całkiem poważnie zastanawiałam się, czy na wszelki wypadek nie dać radiotelegraficznie w policzek i nie uciec z tego okropnego miejsca? Nagle do kawiarni wniesiono olbrzymie ilości kwiatów i postawiono przede mną. Jeden z posłańców podszedł do stolika i wystukując o blat tam tamtam tam tamtam powiedział: "a to dostarczyliśmy pod pani adres".
Od tej pory jestem wyczulona na wszelkie miłe akcenty i rytm, panie Oyey, takze te w wierszach :-)

---
CC
a zapachniało tak pięknie- ładna historia CC i jak pouczająca
ES
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dziękuję Beenie, nie znam, aż tak dobrze biblii aby cytować właściwe do sytuacji fragmenty i tym bardziej cenię sobie Twój głos.
Co do anonimowości w necie, wydaje mi się, że przez nią sami sobie strzelamy gola do własnej bramki. Spotkałem się nawet z tak skrajnymi pogladami jak: "w necie nie ma poezji, ona jest poza nim, weryfikowana przez czytelników książek i fachową krytykę". Dlaczego takie słowa padają, ano dlatego, że np w światku poetyckim już wiadomo kto to jest np. Maciej Malicki, czy Maciej Melecki, a kto zna np co rusz zmieniających nicki autorów netowych?

Pozdrawiam Leszek :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wydaje mi się, że temat inwersji i ich rolę w wierszu mamy już przerobioną. Chociaż Twoje słowa "Gdyby pan trochę pogłówkował, użył by pan takich słów (z odpowiednią ilością sylab / z odpowiednim akcentem), tak aby ów ukochany słownikowy rytm był." zapadły mi w pamięć i skłoniły do przemyśleń. Pozdrawiam Leszek :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
    • @Andrzej_Wojnowski Mądry Polak po szkodzie. Fajne - pozdrawiam

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...