Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Pan Solipsyzm zawstydza porankiem


Rekomendowane odpowiedzi

musisz darować mi tę niepewność
i drżenie rąk kiedy traci się wątek
różnice w definicjach
miłości się nie da wyuczyć
trzeba dawkować by nie przedobrzyć

ciągnąć kroki po pustym mieszkaniu
ciągnąć to dalej i w nieświadomość
włóczyć po mieście noce w półbutach
i w ćwierćistnieniu oddawać się
w futro kota

specjalne potrzeby nie są mi obce
gdy nie chcę na brać cię na kredyt
na wynos i być na przystawkę
tłumaczyć napięciem przed po i w trakcie
a rozchwianie krzywym obcasem

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

tak na gorąco

miłości nie da się wyuczyć

włóczyć po mieście noce w półbutach
to mnie się bardzoo podoba :)

ćwierćistnienie
mnie się nie podobuje, ale ja już wiem
że Ty tak masz ;p

brać cię na kredyt
może tak?

na wynos i być na przystawkę
może bez tego w środeczku? ;)

tłumaczyć napięciem przed po i w trakcie
a rozechwianie krzywym obcasem


to bardzo smakowite ;)
ale to "i" mnie gryzie;)

Pozdrówki
:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Dared Racja !! 
    • Patrząc przez okno, tym patrzeniem raczej smutnym. Sponad parapetu w typie lastriko, w którym wyłupało się kilka drobnych kawałków w czasach mojego dzieciństwa. Podczas zabaw z młotkiem i śrubokrętem. W wojnę…   Testowane były wybuchy jądrowe na pacyficznych atolach czy na płaskich terenach Kazachstanu… Jeden z okruszków trafił mnie wtedy w oko. Łzawiłem.   Ojciec zezował na mnie gniewnym wzrokiem jak na przegraną walkę Goliata na polu bitwy. Nie było łatwo w czasie próby odzyskania prestiżu.   Ale szedłem w górę z mozołem.   Wspinałem się po obsypujących kamieniach.   Kilka razy obsunąłem się na stoku. Skrwawiłem sobie boleśnie kolano.   Pies wesoło szczekał, merdał ogonem. Ojciec kazał wyjść z nim na spacer.   I szedłem wtedy. I idę nadal w te czasy napełnione szczenięcym śmiechem.   Uciekałem od siebie.   Uciekając w świat pustych otchłani, w których ciszą napełniał się każdy oddech.   I każde ciężkie westchnienie.   I wszystko oddychało w dalekich gongach stojącego zegara.   Kiedy pewnego razu, wyrwany ze snu wołałem, przestępując próg drugiego pokoju… — nikt nie odpowiedział.   Nie było nikogo.   Szukałem długo wśród mżących w powietrzu pikseli znajomej twarzy ojca albo matki…   Lecz tylko wgniecenia na fotelach świadczyły o ich niedawnej obecności.   Podchodziłem ostrożnie do drzwi, próbując się porozumieć ze skulanym za nimi głosem. Pełen nadziei…   Kiedy je otworzyłem, chłód owiał moje skronie tym chłodem idącym ze schodowej klatki, piwnicznej głębi.   Na drewnianej poręczy odłupana drzazga, promień zachodzącego słońca. Falujące na ścianach pajęczyny… W ogromnym przeciągu trzask zamykanych drzwi.   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-06)    
    • @agfka bywa i tak:)
    • Nie mam ostatnio motywacji do pisania, więcej czytam. Dziękuję za komentarz  :)
    • @Leszczym Po co Tobie ta polityka, nie słuchaj idiotów
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...