Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ryż Na Patyku


Rekomendowane odpowiedzi

Luno! Bogini Księżyca! Chciałbym byś była moją żoną! Już nie krzyczysz. Blaskiem rozgrzanego palnika acetylenowego potrafiły lśnić twoje źrenice. Lecz teraz, rozstrzelana, pobita, zakrwawiona, wyrzucona z torów ze skarpy w dół, nawet nie krzyczysz. Nie płaczesz z bólu. Nie błagasz bym cię uratował, nie pragniesz pomocy. A mogłabyś być moją żoną.
Jakim absurdem jest myślenie o nienarodzonych niewiastach tutaj, na dnie wieżowca. W piwnicy. Sherlock pali papierosa. Mistrz bluesa tli się w nawiasie, gdzieś tam. Jego gitara niesie się po rurach. A ja siedzę zmęczony w milczących kłębach dymu i kopię sobie butem zbutwiałego kartofla. Trójka Drombo rozdzielona na ten jeden dzień. Marcowe okna marzną, grając w zimowo – wiosenne karty. Bojatti wierci pewnikiem dziury na przeciski, albo wynosi gruz we wiadrze. Ja tylko marzę żeby nie wpadł Dokuro Bej.
Obiecywano nam herbaty, hamaki, drinki co je nam miały przynosić lale. A dali nam wiertarki i skrętki. I kiedy wydawało się, że gorzej być nie może, przyszła odwilż. I wręczono nam łopaty. Najfajniej wyglądał pan Milczek, tłukąc kilofem w skamieniałą glebę przy akompaniamencie padającego deszczu ze śniegiem oraz serii moich wyzwisk, wytaczanych pod adresem pana Dokuro Beja. A kiedy wydawało się, że już gorzej być nie może, przyszło pozorne wybawienie. Tak jest! Chcemy nosić papiery po schodach i tłumaczyć ludziom jak cenne są usługi naszej firmy. Nie! Nie myślcie, że to te kłamstwa były takie ciężkie. Najgorsze było bieganie. Sweter był trzykrotnie cięższy, obciążony dodatkowo potem. Niektórzy ludzie, jakże mili. Cudowni wręcz. Aż się chciało przebijać opony w ich pojazdach. Tak bywa.
Innym razem, w obawie przed panem Dokuro, wiedząc, iż niewiele mam ognia w rękach, rzuciłem się do ciężkiej pracy, z jeszcze cięższym narzędziem. A, że bałem się trochę go uruchomić, skrzętnie zasymulowałem dźwięk jej pracy ustami. Cóż, szef udzielił mi reprymendy innego razu, gdy siedziałem w najlepsze na schodach z Bojattim i przeglądałem lokalną prasę. Zaskoczył nas, bestia cwana. Ale i tak położyliśmy na nim szparagę.
Pewnego dnia zjawił się pan Usterka. Pan Pech, Pan Don’t Worry, Be Happy, Pan Kłopoty. Nie wolno było do niego mówić po nazwisku. I twierdził, że niedawno odwiedzał kolegę w więzieniu. Śmieszny koleś. Ale nasz dzielny dotąd przełożony, nieco się przeląkł. Jakby ten miał mu coś zrobić.
Pyrgnij się po Natę Orange, Watsonie. Przynieś trochę skrętki z trzydziestki ósemki. A ty, Bojatti, skocz po Cekolnik i drabinę. I zawołaj mi Funia. Trzeba zrobić kurde przecisk, rurki trzydziestki dwójki. Kto się pyrgnie po Bosha?

I kiedy wydawało się, że już gorzej być nie może, praca w piekle u pana Dokuro Beja skończyła się. Jeszcze krótka opowieść o odkurzaczu nad bajorem, przy kamieniu i już powrót do rzeczywistości. Jak to wstrętnie brzmi. Tęskniłem długo za tym piekłem. Nadal tęsknię. Nawet teraz, gdy przechodzę następne. Wspomina się dobre rzeczy. Przeszedłem przez to piekło z Bojattim. I jestem mu za to wdzięczny. Muszę być.
Cóż bym pamiętał gdybym nie przeszedł piekła? Herbatę? Odpoczynek od ciężkiego dojechania do pracy? Powrót przed dziesiątą rano? Dobrze wspomina się problemy i panikę, z której jakoś trzeba było się wydostać. Zawsze jest ktoś, kto pomoże.
A ty? Chciałabyś przejść ze mną przez piekło? Ja z tobą przeszedłbym. Bez słodkawego i mętnego jak grochówka, trzymania za dłoń. Bez tego. Obok. Krok w krok. Po płomieniach.
Jak dwie gitary w kościele. Gdy jedna sfałszuje, druga ciągnie rytm i melodię dalej.
Jechałem autobusem i myślałem sobie o tobie. Widzę cię ciągle jak jakiś kretyn. We wszystkich tajemniczo uśmiechających się kobietach, albo w tych zmęczonych, zasypiających na popisanych mazakami siedzeniach. A czasem i w oknie.
Muszę odetchnąć. Bo zginę jak ciocia w Czechach. Zresztą i tak wyglądam jakby mnie, proszę ciebie, psy po wiosce goniły. Wisielec spod Stalingradu. A spodnie mam takie jakbym, rozumiesz, chleb zbierał po klatkach schodowych. Chyba wysiądę przez blachę z tego autobusu. Byłem na aerobiku, myśląc, że spotkam tam jakieś fajne dziewczyny. Ale same ptaszyska. Normalnie kontrabas. To wszystko już niebawem się skończy. Muzyka gra cicho w moim uchu. A słońce, które przecież zachodzi za zimowym horyzontem, zmarzniętym i obramowanym różowym pierścieniem z topniejących, zawisłych chmur, wygląda jakby wstawało. Jadę do domu.
Do swojego domu i wspominam piekło. Tam cię ze mną nie było. I w domu też cię nie zastanę. Nie w moim. Przecież nie było cię nawet w twoim własnym. Za chwilę idę spać. Nie będę w tym wielce oryginalny. Ale cóż. Mam jeszcze ostatnie życzenie. Tylko jedno...
Zostań ze mną. Śpij koło mnie. Mów do mnie. Śmiej się ze mnie. Nawyzywaj mnie. Pij ze mną wódkę. Kupuj mi bluzki z rockowymi zespołami. Każ mi wstawać wcześnie rano, płacz jak nieudacznica, żebym mógł cię przytulić i oszukać, że wszystko będzie dobrze. Chodź po moim domu, w moich koszulach. Ugotuj coś. Kup psa. Wycyganiaj ode mnie pieniądze na głupoty. Mów o dzieciach, o których nie chcę słyszeć. Gadaj przez telefon, okręcając kabel wokół palca. Specjalnie kupię aparat z przewodem. Krzycz, że drzwi od szafki się luzują. Przechodź koło mnie, żebym czuł twoje pole magnetyczne, żebym słyszał bicie twego serca. Załatw sobie karnet na basen i pływaj ile chcesz. Spaceruj ze mną po tym cholernym molo. Narzekaj, że ci zimno. Podziwiaj kiczowate fale i mewy, rozwiewane sztormem. Naciągnij mnie na cukrową watę. Spraw by moje kroki brzmiały stereo. Proś żebym zagrał coś na gitarze i nie znając się w ogóle, chwal mnie, że jestem świetny. Wysłuchuj moich przemądrzałych teorii o życiu i śmierci. Oglądaj M jak Miłość. Nastaw na cały regulator, żebym mógł się gotować ze złości na sam dźwięk głosu jednego z bliźniaków. Każ mi przełączać mecze na coś innego. Przycinaj róże w ogrodzie latem, narzekaj, że pies szczeka na sąsiada. Urządzaj na różowo pokój. Rozstrajaj mi co dzień gitarę. Pal w kominku. Złość się, że nie przyniosłem znowu drzewa. Odklejaj moje zdjęcia kobiet ze ściany. Kłóć się ze mną o to, że Minnie Driver nie jest najbardziej urodziwą i kobiecą aktorką. Pokochaj Angel Dust zespołu Faith No More. Śmiej się, że gram w gry komputerowe. Podlewaj kwiaty. Poprawiaj mi humor zapachem świeżych warzyw, wędzonego sera i kabanosów z kuchni. Wyrzucaj moje butelki po piwie do śmieci. Nie pozwalaj mi palić. Nigdy nie oglądaj Seksu W Wielkim Mieście. Wyglądaj z instrumentem strunowym w dłoniach jak Darc’y Wrecky. Każ mi rysować twoje portrety. Krzyw się gdy charczę, bekam i obcinam paznokcie. Kasuj mi przez zupełny przypadek moje pliki tekstowe. Wspieraj mnie dobrym słowem, że kiedyś ktoś wyda moją twórczość. Śmiej się z głupot, Pantera cię tego nauczy. Nabieraj się na mój udawany romantyzm. Załatwiaj za mnie sprawy w urzędach i na pocztach. Bluzgaj na wszystkich polityków bez wyjątku. Ubieraj choinkę, ja potłukę połowę bombek. Zaproś kogo chcesz na wigilię. Wracaj czasem na kilka tygodni do swoich stron i tęsknij. Całuj moje wstrętne, nie uśmiechnięte zdjęcie. Polub część moich znajomych. Naucz się grać w bilard. Wypijaj więcej Jacka Danielsa niż ja. Chociaż może też być Glenn Fiditch. Zajadaj się chipsami i dziw się czemu jesteś za gruba, chociaż wcale nie jesteś. Latem marudź, że nie nadajesz się na plażę. Zimą stawaj przy każdej wystawie z futrami. Obstawiaj na Sts’ach wedle przeczucia. Nabijaj się, że ty wygrałaś a ja nie. Nie kibicuj Juventusowi, Bayernowi, Chelsea i Realowi Madryt. Wyjedź ze mną do Kanady, Szkocji i Irlandii. Odwiedźmy z przyjaciółmi Normandię. Zróbmy mnóstwo głupkowatych zdjęć. Podpiszmy je rocznikami. Schowajmy je w albumach.
Nie dopuść bym do końca życia słuchał przed zaśnięciem radia, albo budzika, po którego tykaniu wiem, co ile sekund się opóźnia. Po co mi ta wiedza?! Złap mnie z tyłu za plecy, połóż głowę na moim prawym ramieniu i zabierz mnie od tego pieprzonego komputera. Zaciągnij mnie do łóżka. Zgaś światło i zabierz mi całą kołdrę. Chrap. Obudź mnie przed świtem i poproś o kawałek czekolady z lodówki. Chcę mieć przy sobie ten głos. Pojadę po niego 500 mil. Nawet 5000 mil. Jeśli zechcesz ze mną wrócić. Chcę mieć przy sobie twoje dłonie, razem z resztą ramion. I twoje włosy. Bądź podła, zazdrosna, nieustępliwa, naiwna, delikatna, ambitna, zdystansowana, wrażliwa, przemądrzała, A NIE MÓWIŁAM, błyskotliwa, słodka i zabawna, WYŁĄCZ TEN MECZ, zgrabna, marudna, subtelna, popsułam młotek, niezdecydowana, ile trwają rzuty karne?!, JAKIE ZNOWU PIWO?!, bądź kobietą. Moją. Gdzieś tu, koło mnie.
Zawsze i nigdy, jak chcesz. Zadzwoń. Napisz. Chociaż o mnie pomyśl.
Odetchnąłem. Już wróciłem do domu. Cześć zegar, co u ciebie? Wiem, wiem. Nie ma się czym przejmować.
Jak to Jake, nie było do mnie telefonów, listów? Żadnych faksów? Ani jeden gołąb nie przelatywał w okolicy?
Siadam w fotelu. Na imię mu Frank. No cóż. Trzeba tykać dalej. Przecież nasz świat to tylko krokodyl, w śpiewających, zielonych butach, który uciekł przed budką telefoniczną na zachód od Estonii, tylko dlatego, że żaden z reniferów nie poparł usunięcia z rządów mafii grejpfrutowej, kota imieniem Laos. Ach ci Szwajcarzy.
Zasypiam. Nie śnij mi się znowu...



17.11.2004
Travis

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Anielski pył wywołał u mnie ekstazę, walnąłem więc caffeine i uniknąłem midlife crisis.
Bracie - rozwaliłeś mnie tym strumieniem świadomości. Jestem krytycznie nastawiony do tekstów z tego działu, ale tu widzę diament... King for a day... fool for a lifetime za FNM i wprowadzenie w trans przybijam ci wirtualną piątkę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...