Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

AKT III
Rzecz dzieje się w XXIII wieku, wszyscy noszą futurystyczne stroje; Ksiądz Dobrodziej ma sutannę o nowoczesnym wykroju, idealnie dopasowaną do ciała i ociekającą płynnym złotem. Romek – dzięki operacjom plastycznym – stał się wysokim i smukłym młodzieńcem o finezyjnie i modnie ufryzowanych włosach. Heniek ma na czole diadem, symbolizujący władzę zarządcy wsi. Ze zmian geopolitycznych – powrócił absolutyzm oświecony, odsyłając w zapomnienie demokrację burżuazyjną.

SCENA I
(Heniek sam na futurystycznym tronie, w nie mniej futurystycznym, świeżo wybudowanym, Pałacu Zarządcy Wsi)

(tutaj następuje długo oczekiwany Monolog Heńków, mający wszelkie zadatki na to, by przejść do historii. Nie tylko dramatu. Zatem – czytać uważnie)

Ach, jakże tragicznie jest być Zarządcą Wsi. Obrano mnie na to stanowisko z woli ludu, przy niewielkim tylko współudziale masonerii i jej żydowskiego złota. By utrzymać się przy władzy z wybrańca ludu, Zarządcy Wieśniaków, musiałem stać się tyranem – Zarządcą Wsi. Jakiż ból powoduje tyrania w mym czułym sercu, przepełnionym wrodzoną miłością dla bliźniego. Ach, jakże samotny czuję się w mej wieży jedynowładczego odosobnienia. Chciałbym kochać ich wszystkich, zaprowadzić na całym świecie równość, wolność i braterstwo. Tymczasem jednak – w dbałości o swój autorytet – muszę krzywdzić i ciemiężyć lud, bo gdybym choć na chwilę okazał miękkość usposobienia, gdybym dopuścił kogoś z ludu do rządów lub – co gorsza – ustanowił konstytucję i przeprowadził wolne wybory – wówczas powróciłyby zarzuty masoństwa, żydostwa i pedalstwa. Nawet jeśli nie – lud wytropiłby na pewno jakąś aferę korupcyjną ze mną w roli głównej i przeprowadził impeachment, a wtedy skończyłbym na krześle elektrycznym lub w więzieniu. Ach, jakże cierpi me czułe i kochające serce, gdy musi przywdziać maskę tyrana! Jakże doskwiera mej udręczonej duszy samotność, gdy od lat nie słyszałem pukania do drzwi mego złoto-szklanego pałacu!

(słychać pukanie do drzwi)

HENIEK
(gniewnie)
Kto śmie zakłócać spokój Zarządcy!!!

KSIĄDZ DOBRODZIEJ, ROMEK
(zza drzwi)
Poddani Waszego Majestatu – Ksiądz Dobrodziej i Romuald.

HENIEK
W jakiej sprawie!

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
(konspiracyjnie)
W sprawie racji wsi.

HENIEK
(gniewnie, z patosem; grzmi)
Wieś – to ja! I moja jest tylko racja!
(łagodnieje; delikatnym głosem)
Wejdźcie, proszę...
(przestraszony, na powrót grzmi)
Ale tylko na chwilę!

KSIĄDZ DOBRODZIEJ, ROMEK
(wchodzą, klękają przed Heńkiem z pochylonymi głowami)

HENIEK
(gestem nakazuje im wstać)
Mówcie, jaka to ważna wiadomość każe wam mącić spokój Zarządcy.

KSIĄDZ DOBRODZIEJ, ROMEK
(wstają)

ROMEK
(wielkimi literami)
Proszę Waszego Majestatu... (głos mu drży)

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
Nie przynosimy dobrych wieści. Spisek, o Najjaśniejszy, spisek. Spisek wśród ludu.

ROMEK
Przeciwko waszemu majestatowi.

HENIEK
(przerażony)
Spisek? To być nie może! Mówcie mi zaraz, kto za tym stoi, natychmiast każę ich uwięzić w czwartym wymiarze!

ROMEK
I tu jest pies pogrzebany, że się tak wysłowię za pozwoleniem Waszego Majestatu. Wszysc, jak wieś długa i szeroka, są w spisku, za przeproszeniem Waszego Majestatu, umoczeni.

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
Nasze skromne osoby to ostatni sprawiedliwi w całej wsi. Ale proszę się nie obawiać, o Najjaśniejszy.

ROMEK
Tak jest, proszę Waszego Majestatu, proszę się nie obawiać – uchronimy świętą władzę Zarządcy przed spiskiem.

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
Spiskowcy buntują się przeciwko tyranii jednostki, która stoi w wyraźnej opozycji do tradycji chłoporobotniczej.

ROMEK
Mówią też o kontaktach Waszego Majestatu z masonami.

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
I z Żydami.

ROMEK
I z pedałami.

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
Dlatego jedyną szansą na uniknięcie fali buntów i krwawej rewolucji jest okazanie zdecydowanego sprzeciwu Waszego Majestatu wobec masonerii, żydostwa i pedalstwa.

ROMEK
Oraz obrona tradycyjnych wartości chłoporobotniczych, ksenofobicznych, nacjonalistycznych...

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
...katolickich, martyrologicznych i mesjanistycznych.

(pauza. Pełna powagi)

HENIEK
(zasępiony)
Co sugerujecie?

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
Zawrzyjmy triumwirat.

ROMEK
Nazwijmy się: Komitetem Ocalenia Wsi.

KSIĄDZ DOBRODZIEJ
Wydajmy odezwę: Wieś w niebezpieczeństwie.

ROMEK
Wspólnie ocalimy tradycję chłoporobotniczą oraz władzę Zarządcy Wsi.

(pauza. Jeszcze pełniejsza powagi.)

HENIEK
Niech się stanie, jak mówicie.

  • 1 rok później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia niestety nie, za takie coś, czekają mnie lata zsyłki na syberię, wieczne zmarzliny i chuchanie na zimne, chyba, że to jest bardzo wyrafinowane, tupnięcie nóżką, które zarazem, głaszcze go  pod włos;)    skomplikowany typ mi się trafił:P  
    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...