Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dorma - przepraszam, jaka agresja? Jest to jedna z najbardziej kulturalnych dyskusji, w jakich biorę udział na tym forum (i mam nadzieję, że Yasioo podziela tę opinię). To, ze się z kimś nie zgadzam, ma od razu znaczyć, że jestem wobec niego agresywny? Strasznie to smutne podejście do życia - uniemożliwiające chyba wszelkie samodoskonalenie!

Yasioo:

czy życie każdego jest warte tyle samo? Oczywiście w życiu staram się stosować tę zasadę (jakieś zasady trzeba mieć, nawet chwiejne), jednak wyobraź sobie sytuację: wojna; mamy oficera, obeznanego z technikami prowadzenia wojny i strategią przeciwnika i mamy szeregowego, który tylko trzyma broń i strzela, do kogo mu każą. Czy dane państwo wiecej straci na śmierci szeregowego, czy oficera? A jeśli jedna śmierć niesie więcej stat niz druga, wówczas ludzkie życie nie ma równej wartości. To tylko jeden z licznych przykładów i jedna z wielu interpretacji problemu.

co do twojej opinii o Stalinie - popartej zresztą faktami - uważaj: w zupełności się zgadzam. Ale jeśli ktoś mi powie, że Stalin jest Mesjaszem, wówczas z nim też będę musiał się zgodzić, jeśli przedstawi konstruktywne argumenty (a tych zwolennikom stalina nie brakuje).

Zacytuję z pamięci: "Do raju socjalizmu nie wejdzie się po marmurowej posadzce". Z punktu widzenia ideologii stalinowskiej, życie Stalina przypadło na okres przejściowy, a zatem burzliwy, w którym stosowanie przemocy było niezbędne - dla dobra sprawy. I ideologia ta ma bardzo silne filozoficzne poparcie (Hegla, Marksa i Lenina), że ja, jako zwykły człowiek, nie czuję się na siłach z nią polemizować. Zresztą wśród wybitnych filozofów nie brakowało ani zwolenników totalitaryzmu.

Ludwik XIV, dajmy na to, był nie mniej jedynowładczy - i zapewne niektórych traktował z równym okrucieństwem - jak Stalin. Dlaczego on zapisał się jako postać pozytywna, a Stalin - negatywna?

Rewolucja komunistyczna też była ruchem ludowym, a stalinizm mozna - przy odrobinie samozaparcie - pod ten ruch podpiąć.

Nie zrozum mnie źle - ja nie bronię Stalina. Chcę ci tylko pokazać, że na każdą tezę - w kwestiach historycznych - znajdzie się nie mniej silna antyteza, a prawdy trzeba szukać gdzieś w środku. Niestety - nigdy się jej nie znajdzie.

  • Odpowiedzi 66
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




oczywiście, że życie każdego jest warte tyle samo. wojna jest konsekwencjom chorobliwych ambicji przywódców różnych państw, które w moim przekonaniu zabijają faktyczny porządek i miejsce człowieka w świecie. sytuacja żołnierza nie jest jego własnym wyborem a konsekwencjom odgórnych postanowień. umiejętności czy wiedza nie mogą być czynnikiem, który stanowi o większej wartości danego człowieka, bo taka kalkulacja prowadzi do zatarcia faktycznych potrzeb innych względem drugiego: przyjmijmy, że owy żołnierz jest tam z przymusu i nie uznaję swoich zwierzchników...wtedy kieruję się zupełnie innymi regułami wartościującymi jego osobę. natomiast jeśli żołnierz uznaję swoich zwierzchników i jedzie na wojnę z własnego wyboru to jednocześnie akceptuję panującą w armii hierarchię, także zgadza się na ewentualną "korzystniejszą dla kraju jego śmierć". to jest jego wybór.

owszem, rewolucja komunistyczna była ruchem ludowym i dobrowolnym, ale była reakcją na ówczesne warunki panujące w Rosji. stalinizm nie dawał możliwości wzniecania podobnej rewolucji dławiąc przeciwników politycznych w zarodku.

problem polega na tym, że wynik każdej tezy i antytezy - synteza jednocześnie jest jakąś tezą lub antytezą. racja.

PS

podzielam opinię Sceptica w kwestii charakteru toczącej się dyskusji. mogę dodać od siebie, że lubię takie gadki a Sceptic jest na prawdę kompetentny i ciekawię się z nim polemizuję. pozdro.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Bardzo ładne zdanie, zachowam sobie w ulubionych:)

Wojna wytwarza patologiczne obniżenie wartości ludzkiego życia - z tym chyba nikt nie będzie polemizował. Należy zatem bliżej przyjrzeć się pojęciu wojny i jej źródłom.

Wojna, o której piszesz, to jedynie wąsko rozumiane pojęcie zbrojnego konfliktu między państwami czy grupami państw, prowadzonego ze wzgledów politycznych. Wówczas faktycznie o takiej wojnie decyduje jedynie grupka, a decyzja to pociaga za sobą konsekwencje dla milionów.

Polecam ci lekturę "Lewiatana" Hobbesa. Hobbes był wprawdzie zwolennikiem silnej władzy królewskiej, ale stworzył bardzo ciekawą teorię. Otóż ludzkość w stanie "przedpaństwowym" toczyła permanentną wojnę - i zawarła "umowę społeczną", czyli ustanowiła państwo, właśnie po to, by to dawało jej ochronę i zażegnało wojny. W zamian za bezpieczeństwo ludzkość zrzekła się części wolności i praw, przekazując je państwu. To właśnie państwo wprowadziło np. zakaz zabijania - po to, by uchronić obywateli.

Trochę to oczywiście nie wyszło z tym zapewnieniem pokoju przez państwo - ale czy aby na pewno bez państwa, bez jakiejkolwiek władzy, byłoby spokojniej? Nie jestem pewien. Na pewno nie błoby konfliktów na wielką skalę, w których ginęłyby niewinne miliony - ale czy sytuacja ciągłej niepewnosci i ciagłego zagrożenia - potencjalnego - ze strony sąsiada nie jest jeszcze gorsza? Jako przykład można tu chyba podać plemiona afrykańskie, nie znające państw jako takich, opierające sie na organizacji rodowej - między plemionami toczy się przecież w istocie ciągła wojna o żywność, o przestrzeń. Obserwując zwierzęta stwierdzić mozna, że taki właśnie jest stan naturalny (oczywiście można powiedzieć, że psy tępią koty, ale nie tępią siebie nawzajem - jeśli jednak wrzuci się do ciasnej klatki pięć głodnych psów i da im się miskę jedzenia wystarczającą dla jednego - czy nie pozagryzają się?).

Zgodzić mogę się co do tego, że człowiek cywilizowany - o wysokim poziomie kultury, a zarazem nie muszący się troszczyć o podstawy bytu, jedzenie itd. - starał się będzie żyć z innymi w zgodzie. Ale kto ma tą kulturę mu wpoić, jeśli właśnie nie jakaś władza?

Inna sprawą godną rozważenia jest to, czy człowiek w istocie nie toczy permanentnej, choć bezkrwawej wojny w swym codziennym życiu? Ilekroć bowiem chcemy coś zdobyć dla siebie - w praktyce musimy to komuś odebrać. Jeśli zdobędziemy pracę, to ktoś jej nie zdobędzie; jeśli dostaniemy się na studia, to ktos się nie dostanie. Jeśli wygramy w totolotka, to ktoś nie wygra. Jeśli będziemy pierwsi w kolejce, to ktoś będzie drugi. Jeśli dostaniemy podwyżkę - to komuś będzie zabrane (oczywiście niekoniecznie w naszej firmie, ale np. u konkurencji). Tym samym ciągle wyrządzamy - nieświadomie - jakąś krzywdę, ciągle rywalizujemy - czy nie jest to wojna? I czy tak naprawdę nie jest to wojna jeszcze straszniejsza od tej militarnej?

Ważnym problemem w kwestii wartości życia jest aborcja. W ogóle jeśli przyjmujemy, że życie jest warte tyle samo, to tyle samo warta jest praca każdego, każdemu należy się taki sam udział w produkowanych dobrach... Jest to niestety utopia.

Oczywiście pięknie jest wierzyć w równość ludzi i pięknie jest te ideały szerzyć; prawda jest jednak taka, że życie ludzkie nie zawsze ma równą wartość - co mozemy nawet zmierzyć przez introspekcję. Jeśli umrze jakiś bardzo stary człowiek - umrze lekką śmiercią, przeżywszy szczęśliwe i długie życie; i umrze twój mały, kilkuletni braciszek (czego oczywiście nie życzę), ponosząc śmierć pod kołami pijanego kierowcy - czy naprawdę będzie ci w obu tych przypadkach tak samo żal?

PS: cieszę się; ja również uwielbiam dyskusje i chętnie zawsze wezmę w nich udział.

A teraz idę na browar.
Opublikowano

Yasioo oraz i_e:
myślę, że kilka postów wcześniej mieliście obaj na myśli uwłaczanie - "przynosić ujmę komuś, czemuś; ubliżać, obrażać"
a nie uwłaszczanie - "nadać prawo własności do czegoś, szczególnie nadać chłopom prawo własności użytkowanej przez nich uprzednio ziemi"
czy tak?

pozdrawiam

Opublikowano

Chodziło o to, że uproszczone wartościowanie wydarzeń historycznych jest moim zdaniem niewłaściwe, tak samo jak niewłaściwe jest porównywanie "narodów" wg kryterium "w porządku-nie w porządku".
Polska miała w swojej historii okresy ekspansji - czy to było w porządku wobec innych państw/nacji? A gdy nie była ekspansywna, czy było to wynikiem hołdowania wartościom etyczno-moralnym, czy raczej niemożności wprowadzania ekspansji w życie?
Czy Sobieski ruszył z odsieczą pod Wiedeń wiedziony poczuciem sprawiedliwości, uznawszy, że Turcy nieładnie postąpili atakując Habsburgów? Guzik by go to obchodziło, gdyby nie względy polityczne i gdyby nie miał w takim a nie innym rozwiązaniu sprawy interesu. Nie tłumaczmy błędów politycznych polskich decydentów jakimiś bliżej nieokreślonymi względami natury wyższej.
Czy mam wymieniać wszystkie najazdy wojsk polskich na sąsiadów na przestrzeni tysiąclecia?
Zygmunt III jest moim ulubieńcem pod tym względem, szczególnie z tego względu, że lubował się w wypuszczaniu lisowczyków na obszary pograniczne sąsiadów. Poza tym jest on postacią bardzo związaną z tematem, gdyż, jak zapewne powszechnie wiadomo, namiętnie grał on w piłkę;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Klip Świetny!!!  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

         
    • Powitajmy naszego gościa gromkimi brawami! Jest inny. Może zbyt inny. Odróżniający się zbytnio od swoich sióstr i braci. Od wszystkiego, co wokół się śmieje i drwi, i kąsa...   Panie i panowie! Przed państwem: 3I/Atlas! Kometa wielka jak wyspa Manhattan. Jak rąbnie, będzie po nas. Zostanie co najwyżej trochę kurzu.   Kurtyna!   Ustają szurania krzeseł, pokasływania, chrząknięcia w kłębach papierosowego dymu, w odorze alkoholu, rozpuszczalników...   W zdumionych szeptach rozsuwają się zatłuszczone poły szarej marynarki… Ekshibicjonista! - krzyczą ochrypłe głosy.   Po chwili wahania…   Po chwilowym, jakby potknięciu… Nie! To tylko iluzja. To tylko taki efekt, który aż nadto zdaje się złudny.   Klaun to jakiś? Pokraka? Wymachuje laską w bufiastych spodniach i przydużych butach.   Nie. Zaraz! To nie tak! Zaciskam powieki. Otwieram...   I już wkracza na scenę tryumfalnie, cała w pozłocie, jakby w aureoli świętego widziadła. W mieniącej się zielenią, purpurą, czerwienią osadzonej mocno na skroniach koronie. Roztrząsa swój warkocz, rozpościera. W jakiejś optycznej aberracji, imaginacji, eskalacji…   Powiedz, czemu ma służyć ta manifestacja, ten świetlisty kamuflaż, niemalże boski? Nasłuchuję odpowiedzi, lecz tylko cisza i szum narasta w uszach. Szmer promieniowania.   Jarzy się kosmiczna pustka zamknięta w krysztale. W tej absolutnej otchłani mrozu. W tej straszliwej samotni przemijania.   Materializują się dziwne omamy poprzez wizualizację, która przybliża do celu. Co się ma takiego wydarzyć? Coś przepięknego albo innego. Albo jeszcze innego…   Mario, Maryjo, jakaż ty piękna! I tu jest haczyk. Albowiem jesteś zbyt pociągająca jak na tę świętość zstępującą z niebiesiech.   To niemożliwe!   Mój ojciec wołał cię w trakcie alkoholowej maligny. Wołał: „Mario, Mario!”, tak właśnie wołał, leżąc pijany, zapluty, zmoczony skwaśniałym moczem, zanim skonał w błysku nuklearnego oświecenia. Na szarym stepie, deszczowym, gdzieś na stepie nieskończonego czasu.   W domu drewnianym. Samotnym. Jedynym…   Nie ma już i domu, i cienia, który pozostał po ojcu. Wyparował jak tylko może wyparować ostatnie tchnienie.   A teraz zbliża się mozolnie w jaskrawym świetle, kołysząc biodrami. Maria. Ta Maria jego jedyna... I w tym świetle nad głową skojarzonym z kołem, ze skrzydłem, narzędziem, wiórem, bądź iskrą. Bądź odpryskiem jakiejś odległej gwiazdy. Bądź gwiazdy...   Dlaczego to takie wszystko pogmatwane? Korektura zdarzeń widziana przez ojca. Tuż przed zamknięciem na zawsze zamglonych oczu.   A może to właśnie forma ataku obcego umysłu, jakieś oddziaływania nieznane?   Ach, gość nasz promieniuje tajemniczym blaskiem i coraz bardziej lśniącym. Płynie. Nadlatuje. Jest już blisko…   (Szanowni Państwo, prosimy o oklaski!)   A on, a ono, a ona… -- roztrąca atomy wszechświata swoim niebiańskim pługiem. I odkłada na boki, jakby lemieszem.   Przestrzeń będzie żyzna.   Wyrosną w niej całe roje, gęstwiny… Zakorzenią się kłębowiska splątań dziwnych i nieokiełznanych rodników zgrzybiałej pleśni, szemrzących od nieskończonego wzrostu.   Pojawi się czerń. I czerń za nią kolejna. I znowu…   O, już widać ogrom przestrzeni pozostawionej w tyle. A w niej pajęczyna. Utkana. Połyskliwa i drżąca… Sperlona gwiazdami jak kroplami rosy.   Ale to nie koniec. To dopiero początek przedstawienia!   Lecz tutaj gwiazda jest o dziwo czarna. Obraca się i wpatruje swoim hipnotycznym, jednym okiem. Na kogo? Na co? Na mnie. Bo na mnie tylko jedynie. I ta gwiazda, ta grawitacyjna czeluść nieskończenia jak czarna dziura...   Chodź tu do mnie, moja ty tajemnico! Chodź… Prosto w moje w ramiona.   Dotknij mnie i olśnij w swojej potędze wniebowzięcia! Albowiem doznałem wniebowstąpienia. Raz jeszcze wznoszę się wysoko. I raz jeszcze przenikam ściany.   Ściana lśni w promieniach słońca. Na razie nie widzę szczegółów i muskam palcami wyżłobienia karafki. Patrzę przez płyn przezroczysty. Patrzę pod światło. I słyszę tak jakby wołanie z daleka. Na jawie to wszystko? We śnie? Wszystko się kołysze…   Lecz cóż to za statek, co rdza go zżera? Cóż to za wrakowisko? Cóż za wielkie zwątpienie?! To jest przejmująco kruche i wątłe. Przesypuje się przez palce proch brunatny.   A tam widzę. A tam wysoko. Przybywa z oddali zbyt wielkiej, by moc to pojąć rozumem.   I jednocześnie mam to w dłoniach i ściskam. Jądro wyłuszczone. Jądro moje jedyne, spalone i sine… tego ciała jedynego, wniebowziętego. Jądro niklowo-węglowe, żelazne...   Jest to tutaj i jednocześnie tego nie ma. Jądro masywne jarzy się w popiele...   Zbyt dużo tego wszystkiego. Za dużo naraz jeden. Nie wiem. Nic nie wiem. Odchyleń w pionie odczuwam zbyt wiele.   Za dużo. Więcej już nie mogę. Butelka ląduje w kącie pokoju z trzaskiem i brzękiem. Z rozprysłymi kroplami wokół cienistych twarzy, wokół wystających zewsząd dłoni, rozczapierzonych palców.   Kołysze się wszystko. Kołysze. Jak na okręcie w czasie sztormu. Szklanki, talerze sypią się ze stołu. Spadają na podłogę z hałasem ostrym jak igła.   Lecz może to moje tylko drżą źrenice? Może to od tego? Ale światło jest majestatyczne i piękne. I równe. I proste. I pędzące na wprost. Na zderzenie ze mną…   A jeśli mnie dotknie – zniknę.   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-09-21)      
    • Ty tutaj jesteś aż człowiekiem masz wolny wybór oraz wolę nie pozwól na to by być echem myśl samodzielnie - to Twój oręż :))
    • @Bożena De-Tre Wzajemnie, dobrego tygodnia!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...