Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Podarowałam mu słońce do zabawy. Więc kąpał białe pióra w słonecznym blasku i bawił czarne oczy złotymi promieniami. A gdy niebiański okrąg tonął w rozpłomienionej tafli popołudniowych wód jeziora, on wzbijał się jak najwyżej, aby dojrzeć fantastyczne legowisko ognistego tytana. Wracał rozczarowany kolejnym niepowodzeniem.
Serce ptaka biło we mnie ciepłym rytmem. I zyłam jego zyciem. Każde uczucie odbijało się w mojej duszy (choć była jedynie lustrzaną iluzją), więc gdy po raz kolejny zawiodło go ulotne piękno zachodu słońca i towarzyszących mu krwawych obłoków, wiedziałam, że wkrótce zechce opuścić mój dom, moją ziemię. Mnie.
Mimo, że ofiarowałam mu kojącą pieśń polnego wiatru o poranku, on wolał noc. Gęstą, atramentową. Nieprzewidywalny mrok i żałosne zawodzenie nocnych ptaków. Kiedy dzień dobiegał końca, mój syn wraz z nimi tkał powitalną pieśń dla wschodzącego księżyca.
Żal rozdzierał moje serce i duszę, a ostrze noża- ciało. On umierał wewnątrz, a wraz z nim ja- nieszczęśliwa matka, której dziecko wzgardziło zyciem.
Z przerażeniem przygladałam się lśniącym ("teraz tak okrutnie matowym"), białym ("...nie, zmieniły barwę..?"), piórom... Czerń? Wczoraj jeszcze zdawały się połyskiwać szarością.

"Zmieniałeś się na moich oczach w demona. Milczałam. Bezwiednie wykradałeś łzy. Czekałam, ale nie opamiętałeś się. Wciąż milczałam.
Kazałeś nazywać siebie Krukiem- królem nocy i prowadziłeś mnie cichą, nocną porą w zielonogranatowe ciemności lasu, więc podążałam za tobą, synu, na oślep, po omacku, kierując się głuchym trzepotem twoich ciężkich skrzydeł."

Słyszałam jego głos odbijający się echem wśród konarów umierających drzew ("czy te upiorne sploty czarnych korzeni są prawdziwe?"). Cichy, melodyjny... Dziewczęcy?


Białe gładkie lica
Czyjeż one? Czyje?
Czyliż to dziewica
Przemierza mroczne gaje?

Chłodna pierś krwią znaczona
Włos oddechem bólu spleciony
Komuś przeznaczona?
Któż tobie przeznaczony?


Przebrzmiały ostatnie smutne nuty, pozostawiając łzy rozpaczy pod rozpalonymi powiekami. Jednak podniosłam wzrok, by spojrzeć na syna raz jeszcze. Ostatni raz. Siedział na przegubie, opalizującej w ciemności, dłoni barwy czystego śniegu, wczepiony w nią głęboko, zaciskąjąc mocno szpony ("W złości? Nienawiści? Gniewie? Co jest ich powodem..?"). Księżyc podarował hebanowym skrzydłom cały swój blask i tajemnicę. Lecz gdy próbowałam zapamiętać ciebie- moje dziecko i zimne spojrzenie oczu twej kochanki, mgła spowiła wasze cienie, odebrała ostatnie wspomnienie.

"I opuściłeś mnie, niewdzięczny synu, zatapiąjąc się w ukochanym przez siebie mroku nocy i pocałunkach Śmierci, która cię umiłowała..."

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
    • Po drugiej stronie Cienie upadają    Tak jak my  I nasze łzy    Bo w oceanie nieskończoności  Wciąż topimy się    A potem wracamy  Bez śladu obrażeń    I patrzymy w niebo  Wszyscy pochodzimy z gwiazd 
    • na listopad nie liczę a chciałbym się przeliczyć tym razem
    • Dziś dzień Wszystkich Świętych: Na płótnach ponurych I tych uśmiechniętych, Ale wspomnij zmarłych, Nie tych, co tu karły, – Co drzwi nieb otwarli! Choć w spisach nie ma, Bo jakieś problema... – Na dziś modlitw temat!?   Ilustrował „Grok” (pod moje dyktando) „Nierozpoznany święty”.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...