Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Osobisty Mesjasz


Rekomendowane odpowiedzi

Zapach tanich papierosów wypłukiwany z pończoch co rano przyprawiał ją o mdłości. Miała dobrze po 40 i była przerażona tym, że tu i ówdzie pojawiały się zmarszczki głębsze niż chciałaby mieć, że skóra posmutniała o opadła jej z ciała, obciągając teraz kanciaste, przerażająco białe kości. Widziała je w lustrze tego ranka- bezmięsne gałęzie ramion osłaniały przed jej własnym wzrokiem sflaczałe piersi i brzuch który zdobiła biaława pręga wytartej przez niezliczonych kochanków skóry. Wtedy płakała po raz pierwszy- skulona w kącie miedzy wanną a kiblem wyła jak zwierze, jak dziecko- śliniąc się, pozwalając by makijaż spłynął jej w potoku łez i smarków. Kiedy przerażenie zmieniło się we wściekłość, a poczucie straty w kolejną butelkę słodkiego, lepkiego likieru w kieliszku, który mógłby być kryształowy, ale był wyrznięty ze szkła- H. wpadła na cudowny pomysł.
Ugrzęzła w łazience na kolejne godziny, układając resztki włosów tak, żeby osłaniały łysiejącą czaszkę, nacierała skórę wszystkim, co miała pod ręką, rozpaczliwie czepiając się nadziei, ze zostało jej jeszcze kilka lat Życia- opinała brzuch gorsetem mocniej niż mogła znieść, wypychała obwisłe piersi wyżej, niż kiedykolwiek były, szczypała boleśnie sutki, żeby odznaczały się spod wydekoltowanej bluzki. Żeby nie było widać żylaków- założyła ciemne, matowe pończochy i buty na tak wysokiej szpilce, że dobre pół godziny musiała uczyć się jak w nich chodzić. Ostrą żyletką zgoliła krzywe brwi i odrysowała tłustą, czarna kreską dwa cienkie, jaskółcze skrzydła. Skropiła się piżmowymi perfumami przekonana ze i tak czuć od niej pleśnią. Wąskie usta narysowała na nowo wspaniałym, karminowym kolorem, mając nadzieję, że posunięcie się poza granice sztuczności pozwoli jej coś jeszcze odzyskać.
Mąż odszedł od niej sześć miesięcy wcześniej- nigdy nie ukrywał, że oczekuje od niej tylko jednego- jako wysoko postawiony oficer wlókł ją ze sobą z przyjęcia na przyjęcie- niemą, piękna kobietę o pustych oczach- dodatek do munduru. Nie tłumaczył, dlaczego odchodzi, a ona nie chciała rozumieć. Przysyłał jej pieniądze na dzieci, które żyły we własnym świecie, gdzieś poza granicą jej postrzegania- z początku małe, czerwone, wrzeszczące potwory, później dwie porcelanowe laleczki, które istnieją tylko w niedzielne popołudnia, kiedy przebrane w falbaniaste sukienki spacerują z nią po parku. Nie bała się samotności- lekarstwem na nią byli mężczyźni, którzy zostawali czasem miesiąc, czasem tylko jedną noc, zostawiając po sobie zapach potu, spermy i gorzki posmak w ustach. Wystarczało jej to- chwilowy błysk w oku, które nie znało ciepła, zwierzęcość- nigdy nie czuła się skrzywdzona pożądaniem, przeciwnie- to dla niego żyła.
Zawsze była dumna ze swoich paznokci. Szponiaste, czerwone, drapieżne- utwierdzały ją w przekonaniu, że to ona panuje nad sytuacją, kiedy w szale łamała je na ciałach kolejnych kochanków. Kiedy ci sami kochankowie bili ją po twarzy i krew z nosa mieszała się w jej ustach z krwią zlizaną z ich pleców i piersi. Nawet, kiedy rzygała krwią skrzepłą w jej przełyku w ciemne szkarłatne grudki- była z siebie zadowolona.
Zmieniona godzinami ciężkiej, gorączkowej pracy w niemal idealna imitację piękna, jeszcze raz spojrzała w lustro i uśmiechnęła się do siebie. Narzuciła czerwony wełniany płaszcz i pod wielką parasolką o mahoniowej rączce wyszła w deszcz.
Nie była pewna, gdzie mieszka. Nigdy nie spytała, ale strzępki informacji, które chciwie łowiła w salonach dawnych przyjaciółek- ciepłych gniazdach z ogniem w kominku, wielkim psem cierpliwie znoszącym wrzaski roześmianych dzieci i dzwoniący w uszach śmiech, którego w jej domu nigdy nie było- musiały wystarczyć. Zabłocona ulica rozmywała jej się przed oczami, kiedy brnęła przez noc. Nic z jej pracy nie zostało zniszczone- skorupa włosów była tak twarda, kreski imitujące twarz tak tłuste, a gorset zaciśnięty tak mocno, że choćby leżała pod wodą miesiąc nie zmieniłaby się. Chciała znów poczuć się jak drapieżny kot i udało jej się to- na palcach omijała kałuże, stukając obcasami płoszyła zimno, które chciało wkraść się pod przemoczony płaszcz. W końcu znalazła.
Dom stał na końcu ulicy obsadzonej starymi, rozłożystymi kasztanowcami- był niewielki, z ogrodem pełnym jeszcze umierających kwiatów i sękata jabłonią, na której wisiała huśtawka. Otworzyła furtkę, przeszła ścieżką wyłożoną kamieniami o mało co nie łamiąc sobie nóg, kiedy wysokie obcasy zamiast stukać kusząco grzęzły w rozmokłej ziemi. Zapukała do drzwi.
Otworzył i rozdziawił usta ze zdziwienia. Nie wierzył, że kiedykolwiek przyjdzie. Z początku czekał- nie z tęsknoty za nią, ale z przyzwyczajenia. Przez lata nauczyli się siebie tak dobrze, że wystarczało mu kilka minut na podłodze w kuchni, żeby przestał odczuwać fizyczność i mógł spokojnie iść do pracy. Odszedł, bo fizyczność zaczęła go mierzić, też odwiedzał cudze gniazda i w żadnym nie było mu tak zimno jak w swoim własnym. Budził się z koszmarnych snów przesiąknięty zapachem rozkładu i przerażony jak mały chłopczyk. I tak jak chłopczyk- szedł tam, gdzie była ona- jeszcze zimniejsza niż on i brał ją, wszystko jedno jak i gdzie- żeby nie czuć zimna. Z początku pomagało. Wydawało mu się, że widuje słońce, ze jego uśmiechy są szczere, zdobył się nawet na rozmowę z jednym z tych dzieci, które podobno były jego i był zdziwiony, że zna aż tyle słów. Powiedział dziewczynce ze ja kocha i nawet nie zauważył, ze skłamał.
Był pewien ze został uleczony z zimna. Jego żona przestała odwiedzać kochanków- tak, wiedział, że z nimi sypia, tak jak ona wiedziała, że zostawia swój zapach na ciele pewnej młodej krawcowej z ulicy obok, płacąc jej nadzieją, że odejdzie od H. i weźmie ja do siebie. Zostawił dziewczynę w jej zakurzonej szwalni pewnego popołudnia, kiedy był już pewien ze nie odejdzie od żony- zapłakaną, koślawą, owiniętą wokół stołka z twarzą spuchniętą od płaczu i rany ropiejącego dziąsła.
Jakiś czas później, kiedy leżał z H. w rozgrzebanej pościeli i udawał, ze nie słyszy szlochania zza ściany, zauważył długą, głęboką jak wąwóz zmarszczkę za szyi żony. Dotknął jej palcem, próbował rozciągnąć, wygładzić, ale nadal tam była- jak rana poderżniętego gardła raziła jego oczy. Starał się na nią nie patrzeć, pewien ze to wystarczy, żeby nie widzieć powolnego więdnięcia, żeby móc się z nią kochać, żeby nie było mu zimno, ale szybko przekonał się ze im bardziej zamyka oczy, tym wyraźniej widzi trupio zapadnięte policzki, rozlewające się bezwładnie piersi, pierwsze siwe włosy i prześwitującą przez nie miejscami gładką czaszkę. H. wyglądała coraz bardziej jak trup, nocami, leżąc pełen obrzydzenia widział jak jego żona rozkłada się, jak z jej wyschniętych ust wypełzają białe, tłuste larwy. Czuł się wtedy jakby sam leżał w zimnym, przerażającym grobie- wszystko pachniało pleśnią i rozkładem. Pewnej nocy wstał, ubrał się i wyszedł, żeby nigdy więcej nie musieć na nią patrzeć.
A teraz stała tu, taka jak kiedyś, cudownie żywa, barwna wśród szarej ciemności, z piękną twarzą, z szyją bez skazy, z tymi swoimi szponami, które w młodości łamała na jego ciele. Przyciągnął ja do siebie i było jak kiedyś- było zwierzęco, ciepło jak jeszcze nigdy- nie rozebrał jej nawet- wziął ją po prostu, jak rzecz, tak jak lubiła, ostre krawędzie połamanych paznokci poraniły mu twarz i plecy, ale czuł się znów żywy, czuł się tak jak zawsze chciał się czuć- potrzebny, silny.
Kiedy się rozpletli nadal wyglądała tak samo- nieruchoma twarz, nienagannie ułożone włosy- jak u lalki. Przesunął palcem po jej ustach, po przymkniętych powiekach i odskoczył jak oparzony. Czerwień ust rozmazała się kreską aż na policzek, brwi spłynęły z trupiobladej twarzy do pustych oczodołów przykrytych sinozielonymi powiekami. Kiedy otworzyła oczy były zimniejsze niż kiedykolwiek. Rozciągnęła usta w drapieżnym, przerażającym uśmiechu, wstała i podeszła do niego. Obcasy stukały po kamiennej posadzce. A. sięgnął po pistolet i strzelił. Kobieta upadła z głuchym odgłosem na podłogę, plamiąc ją strużką sczerniałej krwi, rozkładając ramiona jak męczennica. A. stał i patrzył przerażony, jak krew wypływa i krzepnie wokół niej jak ciemniejąca aureola, jak włosy spięte dotąd klamrą rozpływają się w niej, jak ciało zastyga w biały, marmurowy pomnik świętej rozpiętej na niewidocznym krzyżu, z raną po włóczni pod żebrem. Patrzył zesztywniały ze strachu jak białe gołębie jej dłoni drgają w skurczach i jak usta wyginają się w ciepłym uśmiechu, którego nie znały nigdy wcześniej.
Wdychał z dziwną euforią piżmowy zapach swojego osobistego mesjasza, podczas gdy jego obłąkane dłonie pełzły ku podłodze. Położył pistolet obok głowy H. i zaczął nimi pożerać jej sztywne lekko ciało. Była teraz taka niewinna- nigdy nie widział jej takiej czystej i nieśmiałej- wstydziła się nawet otworzyć oczy, uda musiał jej rozchylić siłą. Kochała się z nim bez zwykłych udawanych jęków, czuł się jakby odbierał jej dziewictwo- trzewia rozdzierały mu jednocześnie pożądanie i strach przed zbrukaniem tej nieziemskiej, jaśniejącej istoty. Kiedy po raz pierwszy poczuł się z nią naprawdę blisko, rozlewając się w jej duszy, piękniejszej niż kiedykolwiek, podniósł pistolet i strzelił sobie w głowę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 3 tygodnie później...

Autorka nie jest bardzo młoda, złociutka :) Zero zrozumienia- nie wymagam go- patrzysz na tekst przez pryzmat starzenia sie, a to zupełnie nie w tą stronę, oboje mogliby mieć równie dobrze po 20 lat, ale chciałam im dać czas na popadniecie głębiej w paranoję. Nie twierdzę ze tekst jest szczególnie udany... a jako prozaik stawiam drugie kroki.. chwiejne, ale jednak... i nadal wszystko przede mną, niezależnie od tego jak na mnie nakraczesz kochaniutka:)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Bardzo wdzięczne. Tylko to na górze mi nie pasuje...
    • Inna wersja dawnego wiersza       tekście ty mój kochany niech nikt cię nie nęka stracić ciebie o zgrozo to wielka udręka juści dla mnie   zostań proszę ślę słowa ku tobie na tym literackim pulsującym łonie   chociaż różne ludy mogą szemrać dziwnie żwawo stanę do boju z członków zryw wycisnę orężem literki tudzież drukiem dusze na tej ziemi ojców bronić będę z hukiem   tutaj ciebie kładę pośród zbóż złocistych trochę mniej cię rzuca ten wiatr porywisty na modrakach leżysz płatkach mokrych rosą gdzie maki ojczyste czerwienią migocą   choć kuszą jabłonki złudną słodką wonią uśmiechem ekranu obdarzasz zieloność strumyczki szemrzące nurtem wciąż wytrwale tekstem tulisz pszczoły pachnące nektarem   trzykrotka łodyżki kołysze jak łódką tu w bajce magicznej możliwe wszyściutko za chwilę w promieniach złotawy już powiew dziś lśnieniem jutrzenki twój ekran ozdobię    
    • @andreas nr 4 - najlepszy  
    • Pięknie i tak  magicznie. Pozdrawiam.
    • @Tyrs Dopóki oddycham mam nadzieję... Motto które z perspektywy czasu staję się pytaniem bez odpowiedzi.. Część o "czekoladzie" przypomniała mi mój smak "zakazanego towaru" . Co prawda dostęp miałam z mniej "ambitnych" powodów. Moja Matka była kierowniczą w sklepie spożywczym - w regale w iście PRL- owskim stylu nasz barek z kluczykiem był swoistym sezamem skarbów... Dzieląc się z koleżankami "dobrami" miałam "moc" (wtedy jeszcze nieświadomej niezamierzonej) ..... Szacunku, uznania, atrakcyjności... Z wiekiem mój głupi umysł zaczął pojmować więcej... Człowiek i jego "oferta dla świata" jest niczym - końcówką zera po przecinku ... Dobrodziejstwa i znajomości dzierżą władzę pomimo iż człowiek jest tego panem. "Końcowa faza" - (choć nie ma sprecyzowanego określonego czasu tu i teraz) staję się refleksją poniewczasie.  Trudny tekst z morałem od samego początku

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...