Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Poranki mnie nie wzruszą
drzewa i kiście gwiazd
słonecznik na werandzie
co światła utkał blask

Nie ruszą mnie herosi
potwory starych mórz
niech byle kto – grafoman
przelewa dla nich tusz

Ja dłubię palcem w dziurze
i paćkam tym po szkle
obrysowując wzgórze
z szarością bladą w tle

Tak świat za oknem znaczę
wplatając w myśli swoje
porwane pstre sobacze
gnilizny twórczej zdroje

[sub]Tekst był edytowany przez Piotr_Tabor dnia 24-12-2003 19:02.[/sub]

Opublikowano

Po pierwsze: wiersz świetny. Fenomenalnie się go czyta.
Dobre słownictwo, forma, płynność...

Temat i treść wiersza, porywa do dyskusji.

Według Ciebie, Poeta współczesny, chociaż pisze poprawnie i w miarę oryginalnie, czasami poetycko:), unika poezji zaangażowanej? Zostawia ją dla grafomanów (bo te czyny herosów, potwory szarych mórz - można to interpretować w ten sposób) ? To raczej nie tak, moim zdaniem. I jedni, i drudzy, unikają tego typu poezji i piszą pod potrzeby ludzi. Według mnie, teraz (tzn. między 70 r. - i dalej), panuje moda na parapsychologię, zgniliznę, magię, utopia jest wyśmiewana, a rzeczywistość raczej opisywana dość sucho. Poezja zaangażowana, przynajmniej u nas, nie znajduje większego grona czytelników. Ja raczej, wytykałbym Poetom współczesnym komercję. To, że piszą pod publiczkę - zgodnie z panującą modą, z tym: co się podoba. A więc o śmierci, o zjawiskach nierealnych. Zauważyłeś, że często w poezji współczesnej, brakuje wątku nadziei? Jest za to, dużo, czegoś pomiędzy zagładą a zwycięstwem. I co z tego wynika? Ano "gnilizny twórczej zdroje". To przykre, ale poezja piękna i zaangażowana pełni rolę marginesową. Króluje za to, dosłowność i w miarę nowa filozofia (to znaczy, taka odgrzewana wciąż na nowo, np. "Nic dwa razy" Szymborskiej, czy "Campio di.." M.) Poeci, mają okropny problem z odejściem od zainteresowań brzydotą. Często w p. współczesnej, pojawia się słownictwo, zbliżone do jarmarcznego, albo knajpowego - eksploatują wszystko co powoduje niesmak, aby obnazyć, pokazać swój ból, niesprawiedliwość, głupotę.

Wiadomo, synteza poezji współczesnej, jest niemożliwe przez takiego laika jak ja, niemniej jednak - to jest wynik moich obserwacji.

Reasmując: nie zgadzam się z autorem, tylko w kwestii grafomanów.

Reszta wspaniale odbija to, co zdążyłem zaobserwować.

Pozdrawiam serdecznie,
s.m.
[sub]Tekst był edytowany przez Seweryn Muszkowski dnia 24-12-2003 21:19.[/sub]

Opublikowano

Do Seweryna Muszkowskiego:
Przede wszystkim dziękuję Ci za ten komentarz i zarazem głos w sprawie współczesnej poezji. To najlepszy prezent gwiazdkowy jaki mogłem dostać. No dobrze, jakby mi ktoś zafundował nowe audi A4 to bym się bardziej cieszył ;-).

Widzę, że mamy w duszy podobną melodię, zatem nie muszę nic dodawać do Twojego komentarza. Po prostu podpisuję się pod nim.

Poruszę jedynie kwestię grafomanów.
Otóż pisząc o nich, nie miałem na myśli tego, iż dziś tylko oni zajmują się tzw. zaangażowaną tematyką. Chciałem jedynie podkreślić, że dziś żaden szanujący się poeta nie poruszy tego typu kwestii, odsyłając z wszelkimi dotyczącymi tego prośbami do grafomanów. W ten sposób starałem się podkreślić pogardę współczesnych poetów dla owej tematyki.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiesz czego mi zabrakłó? Generalnie, wszystko jest w porządku, ale wymagam od Ciebie, jako Poety, podania przyczyny takiego stanu: najlepiej w jednej strofie. Pomyśl, dopisz... jak będzie gotowa, dodaj komentarz... wiersz podskoczy: chętnie przeczytam nową strofę - bo wiersz jest tego wart.

s.m.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiersz jest skończony.
Został on skierowany do poetów, grafomanów etc. i ma pobudzić do refleksji. Nie będzie w nim żadnego studium nad zjawiskiem, ani poszukiwań panaceum na owe bolączki. Wiersz ów jest przede wszystkim kąśliwym szyderstwem i kpiną, w związku z czym wszelkie dodatkowe wywody mogłyby go jedynie zepsuć. Mogę jednak proponowaną przez Ciebie tematykę poruszyć w przypisach ;-).
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W moim nieskomplikowanym myśleniu, wytknąłeś coś - komuś, nie podając przyczyny tego - czegoś. Analogicznie, ja mogę mówić, że Święta Bożego Narodzenia stały się komercyjne i na pytanie: "dlaczego tak sie stało?", odpowiadać "bo tak i koniec".

To każdy tak może sobie ponarzekać. Nawet największy głupek. No nic, szkoda. Myślałem, że dodasz do tego wiersza - dobrze napisanego - przemyślaną strofę, która by to tłumaczyła.

s.m.
[sub]Tekst był edytowany przez Seweryn Muszkowski dnia 25-12-2003 17:35.[/sub]
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



'Dlaczego' to najbardziej diabelskie z pytań.
Ten wiersz po to m.in. powstał, by każdy sam zadał sobie pytanie 'dlaczego'. A szczytem szczęścia autora byłoby, gdyby choć część odpowiedziała sobie na to pytanie i wyciągnęła wnioski.

Gdybym chciał potraktować temat w proponowany przez Ciebie sposób, napisałbym esej.
pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Esej, tak jak fiszka, czy artykuł, to tylko charakterystyczna forma przekazu informacji. W literaturze, fizyce, geologii itd. - każdy w miarę inteligentny człowiek, nim zacznie wytykać publicznie "tu błąd, tam błąd", szuka odpowiedzi na pytanie "dlaczego właśnie tak?" - i na te fundamentalne pytanie publicznie (sic!) odpowiada. Jeżeli wybierze esej - w porządku. Jeżeli artykuł - w porządku. To samo tyczy się poezji.

Sądzę, że nie jesteś w stanie podać przyczyny takiego zjawiska w poezji współczesnej. Ja też nie jestem. Bo z tym, mają problem profesorowie literatury i nie są zgodni w wielu podstawowych kwestiach, choćby co do samych technik pisania, formy ... "dlaczego wiersze białe częściej a nie sonety?" / upodobanie metafor i zestawianie ich w ten i taki sposób..."dlaczego tak głębokie zainteresowanie tym a nie tamtym"... dokładnie sam nie wiem, bo nie bywam, ale co nieco, mam czasami okazję przeczytać w internecie i dowiedzieć się z kółka na mojej uczelni.

Szkoda, że taką postawę przyjąłeś. Zamiast być jak ciekawy podróżnik (to metafora), to stworzyłeś coś - a dalej guzik Cię wszystko obchodzi. To bardzo typowa postawa. Defensywa i atak. Zero prób: "a może spróbuję? a co mi tam! Może się uda". Za to: "odwal się czytelniku. nic mnie nie obchodzi Twoje zdanie. Gdybym chciał, to bym napisał esej".

Tak to wygląda.

ps. przypominam, że poruszyłeś bardzo specyficzny temat. Uparłem się, abyś dodał strofę tłumaczącą to zjawisko, gdyż byłbyś wówczas ceniony, nie tylko za dobrze napisany wiersz (chodzi o formę), ale także jako myśliciel. Jeżeli nie chcesz - w porządku, Twoja decyzja i uszanuję to (od teraz). Pozostaje jednak uczucie gorzkiego niespełnienia, takiego, jakie dosięga kierowcę wyścigowego, któremu samochód zepsuł się tuż przed metą - a był pierwszy.

Pozdrawiam serdecznie,
s.m.

[sub]Tekst był edytowany przez Seweryn Muszkowski dnia 25-12-2003 19:39.[/sub]
Opublikowano

cyt.: "Esej, tak jak fiszka, czy artykuł, to tylko charakterystyczna forma przekazu informacji. W literaturze, fizyce, geologii itd. - każdy w miarę inteligentny człowiek, nim zacznie wytykać publicznie "tu błąd, tam błąd", szuka odpowiedzi na pytanie "dlaczego właśnie tak?" - i na te fundamentalne pytanie publicznie (sic!) odpowiada. Jeżeli wybierze esej - w porządku. Jeżeli artykuł - w porządku. To samo tyczy się poezji."

Tłumacząc ludziom takie rzeczy możesz liczyć na to, że ich obrazisz.

cyt.: "Sądzę, że nie jesteś w stanie podać przyczyny takiego zjawiska w poezji współczesnej. Ja też nie jestem. Bo z tym, mają problem profesorowie literatury i nie są zgodni w wielu podstawowych kwestiach, choćby co do samych technik pisania, formy ... "dlaczego wiersze białe częściej a nie sonety?" / upodobanie metafor i zestawianie ich w ten i taki sposób..."dlaczego tak głębokie zainteresowanie tym a nie tamtym"... dokładnie sam nie wiem, bo nie bywam, ale co nieco, mam czasami okazję przeczytać w internecie i dowiedzieć się z kółka na mojej uczelni."

Nie mam najmniejszej ochoty wyrażać na ten temat ujednoliconych i uogólnionych poglądów. Wybrałem formę wiersza, ponieważ z założenia dociera on do czytelnika w sposób indywidualny i wywołuje indywidualne odczucia. Zamierzeniem owego wiersza nie było badanie zjawisk zachodzących we współczesnej poezji w skali globalnej - to byłoby niedorzeczne - ale nakreślenie problemu w sposób, który umożliwia jego indywidualizację, a dzięki temu pełniejsze dotarcie z nim do każdego czytelnika.
Jeśli po tym wszystkim nadal nie rozumiesz o co mi chodzi to trudno. Więcej wyjaśnień nie będzie.

Może jeszcze powinienem dołączyć do ostatniej strofy mapkę Polski z naniesionymi w formie słupków wynikami badań statystycznych - np. ilustrujących obserwowany w ostatnich latach wzrost 'produkcji' wierszy białych na Podkarpaciu. A dalej stosowne wnioski. I wszystko trzynastozgłoskowcem i do rymu ;-).
pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przykro mi, ale zaprzeczasz sam sobie. Dałeś tytuł "Poeta współczesny" i nic nie wspominasz w wierszu, o których Poetów konkretnie Ci chodzi - na jakim terenie żyjących, jakich zainteresowań czepiają się. Objąłeś wszystkich współczesnych Poetów - w skali globalnej. Gdybyś napisał "Polski Poeta współczesny", albo ze wskazaniem na konkretny wiek, bo we współczesności, żyją i starsi i młodsi: "Młody Poeta współczesny", lub bardziej jeszcze precyzując: "Osiemnastoletni Poeta współczesny".



Gdyby to, lepiej oddało istotę rzeczy, to dlaczego nie? Może, ten styl, nazwali by od Twojego nazwiska.

s.m.
Opublikowano

przeczytałam wiersz i całą dysputę
powiem tak ... urok życia na tym polega, ze każdy może robić to, co lubi, umie lub jemu odpowiada
i nie zawsze da się wprzęgnąć liryka do publicystyki
no i nie wolno jednym przytknąć łatki....dobry, innym....be
a poza tym...jeszcze zostaje kwestia odbiorcy
jedni bardziej wrażliwi, wnikliwi, analityczni, innych bawią zupełnie odrębne klimaty
proszę poczytać komentarze na tej stronce...

dla mnie najpiękniejsze jest to, że tyle osób pisze, czyta, uwrażliwia się...na wiele różnorodnych rzeczy...szlachetnieje
bo poezja powinna...dawać wymiar ...
no właśnie
co nam daje ...
wiem, czym jest dla mnie

a czy można w ogóle o poecie powiedzieć - współczesny

pozostaję z oczekiwaniem na odpowiedź
seweryna
Opublikowano

Wiecie,co jest w tym wszystkim naprawdę piękne?
Nikt się do tego nie przyznaje,no może nieliczni...piękna jest wrażliwość,która została w nas,którzy próbują pisać i w tych ,którzy czytają.

Pozdrawiam Was Świątecznie,
Irena.

Opublikowano

Ach jaka slodka pogawedka..Az sie wzruszylam..


Ja powiem tylko ze wiersz jest moim zdaniem dobry i bardzo mi sie podoba,plynnie sie go czyta i ma doskonale rymy..A metafory?Nigdy bym chyba na takie nie wpadla

Opublikowano

Do Seweryna Muszkowskiego:
Jak już wcześniej zaznaczyłem nie wypowiem się więcej na ten temat. Przynajmniej nie przy okazji tego wiersza.
Pozostaje mi jedynie zaznaczyć, że jesteś bodaj najbardziej upierdliwą osobą jaką tu poznałem. Co jednak nie przeszkodziło nam w ucięciu ze sobą przyjemnej pogawędki.
pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Na tym m.in. polega przekąs i szyderstwo tego wiersza.
Wiadomo, że najczęściej stojący obok rzeczownika przymiotnik osłabia znaczenie tego pierwszego - dobrym przykładem na to jest nazwa: Polska Rzeczpospolita Ludowa ;-).
Tak sformułowany tytuł jest jednym z przemyślanych zabiegów, zastosowanych w wierszu.
pozdrawiam
[sub]Tekst był edytowany przez Piotr_Tabor dnia 29-12-2003 23:11.[/sub]

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Marek.zak1 @huzarcBardzo dziękuję. 
    • Ej, a tu jak na lato! Ot, Alan, Kaju, taje
    • Przed oczyma mam wielkie rozlewisko Jeziora Bodeńskiego. Idę deptakiem w kierunku molo. Po drodze mijam ludzi: kilka par trzymających się za ręce — wielkie, spokojne miłości; roztargnione młode małżeństwo z dwójką chłopców, którzy biegną przed siebie jak latawce, zupełnie bez kontroli. Słowa rodziców odbijają się od falochronów, bardziej skrzekliwie niż mewy, lecz równie bezskutecznie. Ojciec w ostatniej chwili chwyta jednego z chłopców mocno za ramię, jak drapieżny ptak łapiący zdobycz — tym razem udaje się uniknąć kąpieli w lodowatej toni. Grudzień tego roku i tak należy do jednych z cieplejszych w ostatnich latach. Gdyby działo się to w czasach Ammersina, w latach trzydziestych–czterdziestych, śnieg leżałby grubą warstwą, a jezioro byłoby skute lodem. Na brzegach stałyby ogrodzone ślizgawki dla gości — pięknie oświetlone, skrzące się w mrozie. Co wieczór przyciągające tłumy z pobliskich pensjonatów. Pobliskie Alpy, majestatyczne widoki i to wielkie jezioro od zawsze działały jak magnes. Przyciągały artystów, kuracjuszy, ludzi szukających spokoju, a teraz także turystów takich jak my. Z Ev wiedzieliśmy oboje, że musimy tu przybyć. Prędzej czy później. By rozwikłać zagadki, które od dawna kołatały nam się w głowach. Zatrzymaliśmy się w Landhotel Bodensee, w pięknym pensjonacie. Pokój dostaliśmy przestronny, z małym balkonikiem, z którego roztaczał się piękny widok na jezioro. Ev, po całej drodze, była trochę zmęczona. Rozbolała ją głowa, więc postanowiła się położyć. Ja, mimo podróży, czułem w sobie jeszcze spory zapas energii. Postanowiłem więc wybrać się na samotny spacer. Konstancja to piękne, urokliwe miasto nad brzegiem jeziora — zapewne jedno z najważniejszych w tej części Europy. Tysiącletnia historia jakby wylewała się z wód jeziora. Przelewając na brzegi, pobliskie lasy i łąki. Wyszedłem z pensjonatu prosto na promenadę. Znajdowało się tam molo, przy którym zacumowane były jachty. Od strony jeziora powiewał lekki chłód. Od recepcjonisty dowiedziałem się, że w Konstancji jest kilka miejsc, gdzie spotykają się artyści. Lecz jedno z nich jest szczególne — bo leży tuż nad jeziorem. Część z nich prezentuje tam swoje prace, inni malują lub tworzą szkice na żywo. Miejsce to służy wymianie zdań, poglądów. Przyciąga znawców, kolekcjonerów i handlarzy sztuki z całej okolicy. Wstępny rekonesans miałem już za sobą. Niedaleko hotelu znajdował się niewielki, klimatyczny sklepik, do którego zaglądali zarówno miejscowi, jak i turyści. Z Konstancji mieliśmy pojechać koleją do Lindau. Część miasta leży tam na stałym lądzie, druga — ta bardziej historyczna — na wyspie. Obie łączy Landtorbrücke, most kolejowy prowadzący wprost do jej serca. Przed przyjazdem czytaliśmy z Ev o Konstancji i Lindau: co warto zobaczyć, dokąd pójść, jak rozplanować czas. Wiedzieliśmy, że sama wyspa bywa oblegana przez turystów, dlatego postanowiliśmy zamieszkać w Konstancji. Spodziewaliśmy się, że w Lindau odrobinę spokoju można było jedynie znaleźć po jej zachodniej stronie. Ale jest tam ograniczona ilość miejsca z uwagi na to, że to wyspa. Usiadłem na ławce, otulony w ciepły szal. Naprzeciwko, po chwili, usiadł starszy elegancki pan — pewnie około siedemdziesiątki. Skierował wzrok w moją stronę, uśmiechnął się i przywitał. Odpowiedziałem mu tym samym i skinąłem głową. Po krótkiej chwili zapytał po angielsku, skąd pochodzę. Odrzekłem, że jestem polskim turystą i przyjechałem tu z Ev, moją partnerką. Na tę wieść uśmiechnął się i na moment zamyślił. — Co cię sprowadza do tego miasta? — zapytał ponownie. — Turyści z Polski rzadko tu zaglądają. Przed wojną było inaczej, z całej środkowej Europy przyjeżdżało tutaj sporo ludzi. Tak przynajmniej słyszałem od starszych osób. Przez chwilę milczał, po czym dodał: — Zaraz po wojnie to była strefa kontrolowana przez wojska francuskie. Status miasta nie był wcale taki oczywisty. Dopiero od lat dziewięćdziesiątych jesteśmy znów częścią Bawarii. —Tyle wiem, trochę o tym czytałem. Odpowiedziałem mu krótko, ale mężczyzna nie zwrócił na to większej uwagi i kontynuował: — To miasto jest naprawdę ciekawe. Szczególnie port i stara część wyspy. Jeśli chcesz, mogę oprowadzić ciebie i partnerkę po najciekawszych zakątkach. Ucieszyłem się z propozycji i przytaknąłem, że bardzo chętnie. Po chwili zapytałem, czy nie jest mu przypadkiem znane nazwisko Ammersin. Zamyślił się. Powoli wyjął z kieszeni kurtki fajkę, starannie ją nabił, po czym zapalił — jakby każda sekunda milczenia miała pomóc wydobyć z pamięci jakieś dawne, zapomniane nazwisko. Przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Po chwili, nieco podejrzliwie, zapytał: — Dlaczego właściwie pytasz o to nazwisko? Wyjąłem z papierośnicy ręcznie skręconego papierosa i również zapaliłem. — Wiem tylko, że był malarzem — odpowiedziałem. — Pracował gdzieś w tych okolicach. Jestem po prostu ciekawy, co to był za człowiek. Czy zachowały się jakieś jego inne prace. Malarstwo niemieckie i austriackie z tego regionu jest przecież znane w całej Europie. Jest sporo malarzy, sporo dzieł przedstawiających te okolice. Skinął głową, jakby potwierdzając moje słowa. — To prawda — odparł. — Co roku w sierpniu odbywa się tutaj Tydzień Sztuki w Konstancji. Wystawianych jest wtedy wiele prac, również tych mniej znanych, zapomnianych artystów. Rozmowa jakby wymykała się z toru nazwiska Ammersin. Jakby ktoś delikatnie, ale konsekwentnie przestawiał zwrotnicę na inną linię. Cały czas dystynktywnie umiejętnie prowadząc rozmowę w kierunku historii. Przedstawiając ogólne informacje o miejscach i miastach regionu. Za każdym razem, gdy próbowałem wrócić do tematu, on umiejętnie kierował dialog w stronę historii, topografii regionu, dawnych opowieści. Nie w sposób nachalny — raczej elegancko, niemal niedostrzegalnie. Widać było, że jest od lat związany z tym obszarem. Jego wiedza była szeroka, a sposób, w jaki snuł swoje opowieści, mądry, spokojny, pełen drobnych, fascynujących szczegółów. Rozmawialiśmy tak ponad godzinę. I pewnie ciągnęlibyśmy tę rozmowę jeszcze dłużej, gdyby nie zadzwonił jego telefon. Przeprosił mnie uprzejmie po angielsku i odebrał. Przez moment mówił po niemiecku, przyciszonym, poważniejszym tonem. Po chwili zakończył rozmowę, jeszcze raz przeprosił i poinformował, że musi już iść. Uśmiechnął się w moją stronę pytająco: — Czy jutrzejsze spotkanie jest nadal aktualne? Przytaknąłem. — Oczywiście. Będziemy czekać. — W takim razie — jutro, o dziewiątej, przed waszym hotelem — powiedział, podając mi dłoń. Uścisnąłem ją. Mieszkamy w pensjonacie Landhotel Bodensee. Zawołałem. Poznaliśmy się ledwie godzinę temu, a czułem, jakbyśmy już dawno odbyli tę rozmowę — może w jakimś innym czasie, innym świecie, innym życiu. Rozstaliśmy się powoli, każde w swoją stronę. Zostałem jeszcze przez chwilę na ławce, by popatrzeć na spokojną taflę jeziora. By mogła mi podpowiedzieć, kim właściwie był ten elegancki starszy pan i dlaczego tak uparcie omijał nazwisko Ammersin. Gdy wróciłem do pokoju, Ev była już w znacznie lepszym nastroju. Ból głowy zniknął, odpłynął gdzieś daleko, jakby nigdy go nie było. Opowiedziałem jej o spotkaniu z tym dziwnym jegomościem — i o tym, że jutro spędzimy z nim cały dzień, w Konstancji i Lindau. Spojrzała na mnie podejrzliwie. Nie było mnie przecież zaledwie dwie godziny, a wracam z taką wiadomością. Wyglądała, jakby to do niej nie docierało. Sam zresztą byłem zaskoczony, że udało mi się trafić tutaj na kogoś miejscowego, a nie kolejnego turystę. I to na kogoś tak otwartego na rozmowę — ba, na spotkanie. W końcu jutro mieliśmy spędzić razem cały dzień. Do Konstancji przyjechaliśmy moim samochodem — terenową Toyotą Land Cruiser. Zabraliśmy też ze sobą rowery. Plany były proste: spędzić tu tydzień, a że sprawdziliśmy wcześniej pogodę i zapowiadało się całkiem przyjemnie. Około dziesięciu stopni i słonecznie, to czemu nie pokręcić jeszcze trochę na koniec sezonu? Pomyśleliśmy, że eksploracja terenu na rowerach najbardziej się sprawdzi. Bo pełno tutaj tras rowerowych. A dotarcie do jakichś ciekawych miejsc to najlepiej rowerem lub pieszo.
    • To kota kotka, a kto kat - o, kot.   "My to pili!"- fart, a to kota trafili po tym.  
    • Mera żarto, łamano kołami i mało. Konam, a łotra żarem.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...