Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Maj, już kwitnie kasztanowiec
wobec tego i Jakowiec
chciałby rozsiać feromony
aby był zauważony.

Ale kiedy ich brakuje
to się czosnkiem posiłkuje
i cebula też w grę wchodzi
bo mu pachnie a nie smrodzi.

A że on nie lubi miodu
więc napoje, te ze słodu
bez umiaru w siebie wlewa
i zapachy w krąg rozsiewa.

Więc gdy spotkasz na swej drodze
kogoś kto tak pachnie srodze
to przechodniom cicho powiedz
właśnie mija nas Jakowiec.

Opublikowano

Ćwierkały wróble siedząc na dachu
i te kąpiące się w ciepłym piachu
niech pan popatrzy, tam gdzie ta drózka
po której chyżo biegnie dzie wuszka.

O kurczę blade, toż jej spod brzucha
żar oraz ogień potworny bucha
po co więc ginąć nam śmiercią marną
lepiej pan zadzwoń po straż pożarną.

Opublikowano

spaceruję po Łazienkach
wszędzie kwitnie kasztanowiec
aż tu raptem smrodek czuję
obok mnie idzie Jakowiec

spojrzał na mnie, ja na niego
i już bez zapachu tego
żyć nie będę mogła, cóż!
on piękniejszy jest od róż

więc gdy spotkasz gdzieś na drodze
czarną, co śledzi Henryka
wiedz, jestem oczarowana
aromatem, który nos zatyka

Opublikowano

potwierdzam
o więzi i zmysłach
ale reszta prysła
jak bańka mydlana
bom ja diablica w piekiele znana
pod pseudonimem Lucyferyja
więc mnie w anielskie szaty nie wbijaj

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Marna to taktyka, marna
gdy oczernia siebie czarna
kiedy właśnie anielskości
każden anioł jej zazdrości.

Nie do piekła lecz do nieba
wysłać czarną będzie trzeba
więc okażmy jej nasz gest
bo tam dla niej miejsce jest.

Ja zaręczam wam kochani
(a Jakowiec nie cygani)
że czarnula z aniołami
upstrzy niebo kolorami.

Że ma talent, ten pisarski
wiemy wszyscy, lecz malarski
co nie którzy mogli poznać
i wzrokowej uczty doznać.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena muszę oczyścić myśl z grzechu, co mi się nasunęło, czytając prolog przestałem się uśmiechać, to co było zabawne, w nim utonęło, sugestia bo nie wiem czy to tylko moje odczucie o skrócenie, po poprawce ewentualne , powiem co jeszcze jeśli będzie takie życzenie :))) Pozdrawiam :)
    • @sam_i_swoi Proszę bardzo :) Każdy komentarz jest cenny. Najwyżej podyskutujemy :)
    • @violetta ... cudownie wyglądała   Merlin Monroe z nieba  z zazdrością spoglądała  ... Pozdrawiam serdecznie  Miłego dnia 
    • @Migrena nie wiem czy autor sobie życzy? tym podchwytliwym pytaniem o słów kilka, wyjaśniam że doceniam myśl i zaangażowanie, lecz ocena może pomniejszyć ten wkład, prawem wyboru "życzę sobie to i tamto" byłoby Ok. dla wszystkich?  
    • Polityk wdziera się do przychodni NFZ jak tornado w złotej marynarce, jak kapsułka witamin z huraganem w środku. Drzwi skrzypią jak stare respiratory na kredycie. Kolejka pacjentów cofa się w popłochu – czują, że zaraz zniknie im nie tylko limit refundacji, ale i resztki nadziei. Rejestracja mdleje, bo wszystkie miejsca są już „tylko prywatnie”. Krzesła jęczą i próbują schować się pod podłogą. Termometr robi fikołek i udaje martwego. Plakaty o zdrowiu rwą się same – wiedzą, że zdrowie to luksus. Lewatywa rzuca się pod nogi pielęgniarki, błagając o ratunek przed uzyciem politycznym. Polityk siada. Fotel pęka jak budżet po wyborach, jak złamana obietnicą wyborcza. Kroplówki skaczą jak kibice na stadionie – każda kropla to podatek, każdy worek – dotacja dla kolegi z partii. Pacjenci   chowają się pod stołami. Stoliki robią salta. Gabinet drży jak cały system ochrony zdrowia. Lekarz blady jak recepta bez refundacji. Stetoskop na jego szyi dygocze jak bankomat przy pensji minimalnej. Biurko ginie pod brzuchem polityka – Zeppelin absurdu unoszony na naszych składkach. Oczy – dwa rentgeny pychy. Oddech – inhalator z piekła, co dmucha na półki z lekami. Syropy bulgoczą jak marszałek sejmu w amoku. – Co panu dolega? – pyta lekarz drżącym głosem. Polityk śmieje się jak rezonans magnetyczny na dopalaczach, śmiech rozdziera gabinet na części pierwsze. – Wszystko mnie boli, doktorze! Plecy od noszenia władzy, ręce od brania kopert, żołądek od darmowych bankietów, nogi od omijania kolejek do specjalistów… A sumienie? – tu wybucha rechotem – Nie pamiętam, gdzie je zgubiłem! Lekarz nie cofał się, nie drżał. Patrzył na polityka w absolutnej, nienaturalnej ciszy. Na jego policzku, tuż pod okiem, pojawiła się linia – pojedyncza, lśniąca kropla, która sunęła wolno w dół. Nie była słona. Była lepka jak zaschnięty tusz, gorzka jak brak refundacji. Ciśnieniomierz na biurku zaczął dziwnie syczeć, jakby łapał ostatni oddech tuż przed krzykiem. Wtedy eksplodował. Skala kończyła się na słowie „EGO”. Rentgen pokazuje wnętrze: katastrofalnie rozdęte ego za publiczne miliardy. Widać przerzuty władzy na wszystkie organy, metastazy stanowisk w każdej tkance, a w sercu – pustą salę sejmową. W środku wakacje na Krecie, darmowe kotlety, kilometrówki, premie, premie, premie. Dookoła – zadłużone szpitale, pacjenci czekający latami na operacje. Długopis lekarza wybucha w dłoni. Tusz wsiąka w sufit i układa napis: „Naród zapłaci”. Szafka na leki płonie ze wstydu. Pielęgniarka mdleje, rejestratorka śpiewa hymn w omdleniu. Kroplówki robią falę. Pacjenci salutują jak w Sejmie. Polityk wspina się na wagę i czyni z niej tron. Ze stetoskopu – berło. Z kart pacjenta – nową ewangelię o sobie. Każdy kilogram jego ciała to nasze podatki. Każdy oddech – kredyt wzięty w naszym imieniu. Każde mrugnięcie – nowa ustawa na jego korzyść. Wstaje i woła: – Tu nie ma przychodni! To moje żarowisko! A wy wszyscy jesteście moimi sponsorami! Pacjenci uciekają przez okna. Stoliki robią fikołki. Strzykawki latają jak ptaki apokalipsy. Lekarz chowa się w szafce, która rozpada się z hańby. Na podłodze rozsypane tabletki i recepty układają się w napis: „Tu był Polityk. I już nikt… nigdy nie wyzdrowieje.” Ostatnia tabletka toczy się po podłodze, zatrzymuje w kałuży krwi i wykwita na niej napis: „REFUNDACJA = 0 zł”.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...