Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Było to w sierpniu roku pańskiego 1931. Pociąg z gwizdem przetoczył się przez gaj oliwny. Rozleniwione popołudniowym słońcem drzewa nawet nie drgnęły. Nie drgnęło też powietrze, ciężkie od lepiącej się do skóry wilgoci. O tej porze dnia wiatr hulał w innym zakątku świata, daleko od tego zagubionego nad Morzem Jońskim miejsca.
Jak tylko ostatni z wagonów znikł w srebrnozielonym gąszczu, z cienia wychylił się don Raffaele. Nad wyraz wysoki, silnie zbudowany, o jasnych włosach wyróżniał się na tle społeczności kalabryjskiej. Miejscowi z wielkiego szacunku i bojaźni zwali go donem, pomimo iż był zwykłym urzędnikiem na służbie włoskich kolei państwowych i nie należał ani do ludzi Kościoła, ani do ludzi, dla których honor był wartością najwyższą, choć może pojmowaną w dość specyficzny sposób.
Tego dnia don Raffaele zrezygnował z przysługującej mu poobiedniej sjesty. Jego żona wczesnym rankiem zaczęła odczuwać bóle porodowe. Natychmiast posłano jedną z córek po starą Mariannę, która w przyjmowaniu na świat dzieci nie miała w okolicy równych. Sapiąc ze zmęczenia, przyczłapała pośpieszana histerycznymi krzykami biegnącej przed nią dziewczynki. Od razu wzięła się do roboty: dwóm starszym córkom przydzieliła określone zadania, a dwie młodsze wypędziła na piaszczyste podwórze przy torach i kazała im bawić się grzecznie.
Rodząca zaczęła odczuwać coraz silniejsze skurcze w porze największego żaru, kiedy nawet muchom zlepiają się skrzydełka, dzięki czemu dają ludziom odrobinę wytchnienia.
-To będzie córeczka! - wysapała Marianna, podwijając rękawy czarnej, wysłużonej wdowiej sukni i gestem ręki przywołując młode pomocnice.
Don Raffaele, któremu niewiele trzeba było, by stracić równowagę ducha, zaczerwienił się. Jego potężnym ciałem wstrząsnął nagły atak złości.
- Chcę syna! Cztery córki już mam. Teraz pora na syna!
Jego wzrok padł na woskowe figurki świętych, podarowane przez pobożnych krewnych i nieustannie otaczane nabożną czcią, kadzidłem i świeczkami. Cały ten zachód w jednej tylko intencji - aby tym razem donna Pia powiła chłopca, który odziedziczy nazwisko, skromny dobytek i ciepłą posadkę dróżnika.
Święci, nieświadomi wielkiego rozczarowania, jakiego byli przyczyną, stali pokornie w równych rządkach na komódce, tuż pod obrazem Najświętszej Panienki z dumą dzierżącej boskiego Syna. Wszyscy w postawie smutnej i pokornej ekstazy.
-Ty!- don Raffaele wyciśgnął potężny palec w kierunku pierwszej z brzegu figurki, przedstawiajšcej świętego Januarego, patrona Neapolu. - Prosiłem, błagałem, wierny byłem! Nawet na pielgrzymkę ofiarowałem się wybrać. Dlaczego mnie zawodzisz? A ty? - tu skierował słowa do wielkiego św. Antoniego Padewskiego - Nie mogłeś słówka szepnąć? We trójkę, razem ze świętym Franciszkiem i świętym Mikołajem wstawić się za moją biedną Pią, co?
Stara Marianna, która przyglądała się nietypowej scenie wprawiając chichotem opasły brzuch w podrygi, została nagle przywołana przez okrzyk rodzącej. Skurcze stawały się coraz częstsze i silniejsze.
-Ma być syn, bo jak nie...! - Raffaele zatrząsł się jeszcze raz, ruszył w kierunku figur i nie bacząc na hierarchię niebieską zgarnął szeregi stojące na komodzie. Trzymając je mocno w objęciach, podążył ku torom. Najmłodsze córki, które posłusznie przebywały na podwórku, zeskoczyły z podmurówki pod oknem sypialni rodziców i szybciutko podreptały za ojcem. Stanęły w pewnym oddaleniu i z otwartymi buziami przyglądały się dziwnemu zachowaniu tatusia, który ustawiał figury wzdłuż rozgrzanych szyn. Mruczał przy tym pod nosem:
- Zobaczymy, kto będzie górš. Poczujecie ciepełko, poczujecie! Odechce się wam kadzideł i świeczek, zapragniecie chłodnej wody święconej, darmozjady. Na modły trzeba sobie zapracować!
Dziewczynki w znieruchomieniu odzwierciedlającym woskowy spokój figur patrzyły na wyczyny rodzica, a w ich młodych główkach po raz pierwszy zagościło nieśmiałe zwątpienie w rozsądek dorosłych.
Pod niemiłosiernie upalnym słońcem, w niemiłosiernie rozgrzanym powietrzu, w równym szyku stanął zastęp świętych, których twarze zdawały się nie wyrażać już smutnej ekstazy, lecz raczej męczeńską ofiarność. Godziny, a raczej minuty ich istnienia były policzone. Zadowolony z dzieła Raffaele stanšł wyprostowany przed sługami Pana i podparł się wyzywająco pod boki.
-Wrócicie na stare miejsce, gdy mi dacie syna. Jeśli będzie córka, zostawię was tutaj - pogroził, po czym odwrócił się i nie zwracając uwagi na córeczki, ruszył do domu. Chwilę potem rozległ się gwizd. Był to pociąg wiozący robotników dziennych, którzy dla wątpliwej ochłody wychylali się niemalże po pas z okien wagonów. Lokomotywa toczyła się wolno, gdyż jej maszynista, stary Peppe chciał zamienić kilka słów z dróżnikiem. Nie widząc go jednak na stanowisku, pociągnął za sznur gwizdka. Wagony chybotały hałaśliwie, a wraz z nimi, w tym samym rytmie, kadłuby pasażerów. Jakże wielkie było zdziwienie wszystkich, gdy ich oczom ukazały się topniejšce zastępy wojska Bożego.
Don Raffaele przekonawszy się, że poród przebiega normalnie i usłyszawszy powtórnie z ust starej Marianny: "będzie córka", zgarnął resztę figur i wrócił na plac boju, by powiększyć pokutny rząd i patrzeć, jak na winnych z rozżarzonego nieba leje się zasłużona kara. W całkowitym milczeniu obserwujących, w absolutnym znieruchomieniu gęstego powietrza i w obojętnoœci gaju oliwnego zastęp świętych topniał pod bezlitosnym okiem słońca. Na ich twarzach nie było już żadnego wyrazu, lecz tylko ściekające powoli krople wosku.
Pociąg przejechał, a lokomotywa wydała z siebie pożegnalny gwizd. Ale płacz nowonarodzonego dzieciątka był od niej głośniejszy. Raffaele aż podskoczył: w trzech susach pokonał odległość dzielącą go od ganku i wpadł zdyszany do wewnątrz. Tuż za nim zaś dwie małe istotki. Stara Marianna właśnie myła sine stworzonko. Przy łóżku, nad matką, stały starsze córki. Donna Pia spojrzała na męża i wyciągając na rękach drugie dziecię powiedziała słabym, zmęczonym głosem:
- Jest i syn, i córeczka!
Marianna wyszczerzyła bezzębne dziąsla w uśmiechu i zademonstrowała malutkie podbrzusze mytego chłopczyka. Don Raffaele stał jak wryty. Chwilę trwało zanim dotarł do niego sens całej sceny. W końcu podniósł rękę i zaczął drapać się z zakłopotaniem po gęstych, jasnych włosach. Gdy otrząsnął się z odrętwienia, podszedł do żony i czule ucałował ją w pokryte rzęsistym potem czoło.
- Dobrze się spisałaś - powiedział. Tuż za ojcem podbiegły dwie młodsze córeczki: teraz przyszła ich kolej obściskiwania i zazdrosnego tulenia się do matczynych ramion i piersi.
Mężczyzna odłożył na później obejrzenie dwóch nowych pociech i wolno wyszedł przed dom. Wzdłuż torów rozciągała się kolorowa kałuża z wystającymi gdzieniegdzie małymi stożkami, które przy wielkim wysiłku wyobraźni przypominać mogły ludzkie głowy. Drzewa oliwne, niemi świadkowie dramatu, nie poruszyły nawet jedną gałązką. Don Raffaele też stał nieruchomo i głowił się, jak wybrnąć z dość kłopotliwej sytuacji. On, zawsze nieustraszony i buńczuczny, nie wiedział, co powiedzieć tej woskowej mazi. Jednak niemiłosierny żar, jaki lał się z nieba, zmusił go do podjęcia jakiejś decyzji.
-Cóż...- zaczął niepewnie. - nie bylo mowy o bliźniętach...
Spojrzał po raz ostatni na swoje, jakże haniebne w tym momencie dzieło. Potem odwrócił się i podążył w kierunku ganku, by zanurzyć się w przynoszącym ulgę cieniu.

Opublikowano

Witam po przerwie.
Nad wyraz wysoki, silnie zbudowany, o jasnych włosach wyróżniał się... - zmień na jasnowłosy
kazała im bawić się grzecznie. - kazała im grzecznie się bawić.
dzięki czemu dają ludziom odrobinę wytchnienia - muchy nie daja wytchnienia, lecz fakt, że sklejają im się skrzydełka daje ludziom odetchnąć
otaczane nabożną czcią, kadzidłem i świeczkami - tutaj mi coś zgrzyta - do jednego wora wrzuciłeś otaczanie przedmiotami, oraz nabożną cześć - zdałoby się ując to jakoś inaczej
piszesz donna. Nie znam włoskiego, ale to słowo chyba oznacza pannę zmień może na signora...
przedstawiajšcej, górš, stanšł, topniejšce - ą (cosik ci się przestawiło na klawiaturze)
obojętnoœci - ś
Fajna historyjka.

Opublikowano

Balem sie reakcji, przyznam szczerze, dlatego dzieki wielkie! Poprawie reszte, przeczytam, wylapie ostatnie jakies kwadraty i insze badziewie, co wlazlo do tekstu.
"Donna" w poludniowych regionach (kiedys, przed wojna jeszcze) stosowalo sie jako "signora", oczywiscie nie w tej formie, tylko w lokalnym dialekcie :)
Ech, Kalabria... teraz juz pewnie tam cykady zaczynaja pogrywac, a u nas ledwo liscie sie wykluwaja..Pozdrawiam!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Sylwester_Lasota A wiesz, że tamten dzień, został mi głęboko w pamięci, nie dlatego, że jakiś jarmark czy wesołe miasteczko. Jakoś ciągnie mnie do fruwania. Tam wysoko, jest tyle powietrza, jeszcze ruch obrotowy, pęd, wolność - to było i jest dla mnie wciąż piękne.  Gdyby mnie ktoś zbudził w środku nocy, i powiedział: - lecimy? To momentalnie staję na nogi i jestem gotowa. Lubię lot samolotem, nic mnie nie mdli, nie boję się. Jeszcze nie leciałam balonem, to jest marzenie podobne do karuzeli. Kiedyś w Gdyni na skwerze, były jakieś zawody balonowe, można było sobie przy okazji pofruwać, tylko, że ja nie zabrałam ze sobą kasy na takie atrakcje, no i lipa.  Do dzisiaj kręcę się z radością na tzw. Diabelskim Młynie. W Gdańsku nad Motławą, postawili takie ogromniaste cudko, ach...  A jaki piękny jest świat z góry, daleko od wszystkich problemów, zmartwień, paskudnych ludzi... Czasem sobie myślę, że całkiem możliwe, że wśród moich przodków był Ikar. Możliwe, coś w tym musi być. Mieliśmy w rodzinnym domu dużego psa, wabił się  właśnie Ikar :P   Dzięki, że tutaj zajrzałeś, pozdrawiam :) @Wędrowiec.1984 No widzisz, myślę, że każdemu coś tam z dzieciństwa zostało. Rodzice przecież nie mieli pojęcia co tak naprawdę mnie kręciło, nawet nie śmiałam za bardzo domagać się tego. Była nas piątka rodzeństwa, więc rodzice uwijali się ostro, żeby to wszystko ogarnąć.  Jako dzieci chyba byliśmy posłuszni, zresztą, to były inne czasy, dzieciaki nie miały tyle do powiedzenia, co dzisiaj.  Pozdrawiam serdecznie :)
    • @Alicja_Wysocka Jeśli chodzi o karuzelę, mam tak samo, jak Sylwester. Nie obchodziły mnie jakoś specjalnie, natomiast, jako dziecko, miałem niesamowitą fiksację, na punkcie gry Monopoly.   Zobaczyłem ją po raz pierwszy w podręczniku do języka angielskiego Cutting Edge, gdzie było pokazane, jak dzieciaki siedzą wokół kwadratowej planszy i grają. Na swoim komputerze Commodore C64C, znalazłem wersję elektroniczną, z której spisałem dokładnie wszystkie nazwy parceli. Na karty szans oraz kasy społecznej, nie byłem jeszcze gotów, ponieważ nie znałem dobrze angielskiego, ale i z tym sobie poradziłem, wymyślając własne wersje.   Poprosiłem rodziców, by kupili mi wielki arkusz sztywnego papieru i zabrałem się do pracy. Skrupulatnie odmierzyłem rozmiary poszczególnych pól, by proporcje się zgadzały, i by całość była idealnym kwadratem. Domy i hotele zrobiłem z klocków Lego, choć w zasadzie nie musiałem, ponieważ mały klocek z dwoma oczkami był domem, a kwadratowy z czterema, hotelem. Pieniądze również, rzecz jasna, zrobiłem z papieru, którego zostało dość dużo, po wycięciu planszy do gry.   Z biegiem czasu, powstało kilka nowszych wersji gry, ponieważ ilekroć znalazłem niezgodność z oryginałem, musiałem zrobić nową planszę. Do wszystkiego, dokładnie spisałem zasady gry i przykleiłem do zrobionego przez siebie pudełka, tak jak to było w polskiej wersji Monopoly, o nazwie Eurobusiness.    Fiksacja nie przeszła mi nawet wtedy, gdy w lokalnej księgarni zobaczyłem nowiutki Eurobusiness. na wystawie. Oczywiście, musiałem go mieć i tak właśnie się stało. Potrafiłem grać w to godzinami, sam ze sobą, przyglądać się planszy, oglądać domki, ustawiać je na planszy i patrzeć na nią z różnych perspektyw.    Kiedy w prasie komputerowej pojawiała się informacja, że wyszła wersja elektroniczna gry Monopoly, byłem niesamowicie złakniony screenów, którym przyglądałem się niezwykle dokładnie, by wyłapać wszelkie szczegóły.   Po latach, kiedy przeprowadziłem się do dużego miasta, kupiłem sobie oryginał. Moja małżonka twierdzi, że to jest wręcz relikwia i ma dużo racji.    Ciekawostka: nie cierpię dotykać pieniędzy z tej gry, zarówno w wersji polskiej, jak i oryginalnej. Są tak nieprzyjemne w dotyku, że ilekroć muszę ich używać, mam ciarki na całym ciele. Na szczęcie, od dość częstego grania, papier się zużył i niektóre nominały są już jako tako dotykalne. Niemniej jednak mówiłem już małżonce, że przyjdzie taki czas, że je wszystkie zalaminuję.   
    • Oda do Pięknego Tygodnia Czerwcowego (eteryczna modlitwa duszy do życia)   Nie jestem tą samą, odkąd dotknęło mnie światło z wewnętrznego nieba  tam, gdzie Źródło istnienia szeptem przypomniało mi, jak bardzo jestem kochana.   Wdzięczność płynie przeze mnie jak złote rzeki przez ciszę, unosząc stare lęki, rozświetlając moją odwagę.   Kroczę z ufnością. Zamiast czekać – tworzę. Zamiast bać się – obejmuję. Zamiast oceniać – rozumiem.   Każdy dzień jest mi ofiarowany jak święty list,  a ja go czytam oczami miłości.   Zachwycam się sobą nie z próżności, lecz z prawdy: jestem stworzona z piękna. Aktualizuję się w świetle, tak jak kwiat codziennie od nowa wybiera otwartość.   Medytuję. Działam. Zapisuję się na wizyty życia,  na leczenie, na spotkania, na przyszłość. Nie uciekam - przyjmuję. Z wiarą, że jestem tam, gdzie trzeba.   Zrzeszam się z sercami. Z ludźmi, którzy czują głębiej. Z tymi, co widzą w spojrzeniu odbicie duszy.   Tydzień jest piękny. Czerwiec pachnie jak nowy rozdział. Wenus tańczy w moich dłoniach - miłość i pieniądze krążą swobodnie między słowem a czynem.   Otwieram serce. Otwieram zmysły. Karmię się delikatnością - dobrym jedzeniem, zapachem, ciszą. Dbam o siebie jak o świętą przestrzeń.   Emanuję spokojem. Mam dobry gust, bo wybieram z miłości. Uzdrawiam ciało, ducha i myśli. Widzę. Słyszę. Rozpoznaję siebie.   Mam potencjał większy niż kiedykolwiek. Pewność siebie wyrasta z wdzięczności. Moja intuicja jest moim przewodnikiem. Moje emocje są moimi sprzymierzeńcami.   To piękny tydzień, bo to ja jestem pięknem, które go tworzy.   Jaskółka      
    • @FaLcorN Racja, dzięki :) @Amber Cieszę się, znaczy udało się jednak. 
    • Zwykły rozgardiasz bez jakiejkolwiek złotej myśli - po prostu do kosza, dalej: komentarz posiada charakter obiektywny, a nie - subiektywny...   Łukasz Jasiński 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...