Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Wieczór autorski czyli metempsychoza


Wuren

Rekomendowane odpowiedzi

Wieczór autorski, czyli metempsychoza.

„Czoło, oczy, oblicze często kłamią, ale słowo najczęściej.”
Cyceron



W sali było duszno. Zapach kurzu i setek perfum lepił się do nieznośnie niklowanych stelaży niewygodnych krzesełek. Zapalona świeca – niczym elegancka kobieta na targowisku – bezskutecznie próbowała stworzyć kameralną atmosferę.
Ciekawe, ilu jest z nagonki? – pomyślałem. Reklamowe futra emanowały naftaliną; jakiś młodzieniec w demonstracyjnie brudnych dżinsach lekceważył świat. Powietrze wibrowało spojrzeniami. Żona uśmiechnęła się pogodnie. Po głowie chodziły mi setki pytań, których nie odważę się zadać. Czy w ogóle będzie nas pamiętać? To już cztery lata, a tam zapewne trafia mnóstwo jeśli nie wielbicieli, to z pewnością turystów.
Coś mnie ugryzło – powiedziała wtedy przez okno samochodu – ale poczekajcie, siostra jest w domu.
W holu można kupić książki szanownej autorki – zachęciła młoda bibliotekarka. Ruszyło się, jakby dawali mięso bez kartek.
Czekaliśmy na werandzie, podziwiając kwiaty. Wielka cysterna na gaz była bramą sprowadzającą świat do aktualnego czasu.
No, ja to przeczytałam wszystko – usłyszałem od siedzącej na sąsiednim krześle kobiety w sile wieku, jako przestrogę, abym nie śmiał wdawać się z nią w żadne polemiki. Spojrzała na mnie z satysfakcją spełnienia ważnego obowiązku.
Słońce świeciło mocno i kwiaty więdły od nadmiaru czułości. Mamy szczęście – powiedziała żona.
*
Cieszyłam się, gdy dowiedziałam się, że ona przyjedzie do naszego miasteczka. To na pewno naładuje jego wyczerpane niekończącym się remontem akumulatory. Ubrał się tak, jak lubię – w chiński garniturek, a kurtka z kapturem zmiękczyła go, aż poczułam motylki w żołądku.
Wybrałam róże – nie nazbyt pretensjonalne, bez dekoracji. Szczerość i prostota. Szliśmy pod rękę i znów cały świat nam się przyglądał. Wybrałam miejsca w drugim rzędzie, pierwszy zostawiając dla oficjeli, którzy i tak nie przyjdą, więc de facto i tak będziemy z przodu. Wzięłam aparat; zrobię mu kilka zdjęć z nią. Pamiętam, jaki był stremowany, kiedy siedzieliśmy tam, na werandzie i ona wyszła z samochodu.

*
Otworzyły się drzwiczki i wyszła z samochodu, przywitała nas, jakbyśmy znali się od wieków – przypomniałem sobie.
*
Wyszłam i rozejrzałam się. Bułgaria. Rewia mody, przekrój dusz. Starsza kobieta stremowanym głosem odważyła się zadać pierwsze pytanie; publiczność traci dziewictwo i od niego zależy, jak będzie. Kilka osób posapało ze zniecierpliwieniem.
Wkrótce tematy stały się bardziej filozoficzne – i dzięki Bogu, nie lubię mówić o sobie. Jakiś przemądrzały chłopak w brudnych dżinsach usilnie starał się wykazać wyższość. A ci w drugim rzędzie – chyba byli u mnie parę lat temu.

*
Pomyślałem, że wtedy niewiele się pomyliłem. Otwarta na świat, ciekawa wszystkiego dziewczynka, ale w głębi duszy zakaz wstępu. Stustopniowa wieża. Manewrując zręcznie, sprowadziła spotkanie do dyskusji o tożsamości, o unikalności ego. Dobrze, że żona wzięła aparat – nakręciłem trochę, ale ręka mi zdrętwiała, więc dałem znak, żeby odebrała go ode mnie. Chwyciła delikatnie, porcelanowo, żeby nie poruszyć ujęcia, a nasze palce się złączyły i znów poczułam iskry, magia działa nadal, pomyślałam, nie przerywając dotyku. Spojrzał na mnie, a pod skórą przyczaił się uśmiech. Jak przez mgłę słyszałam, że nasze ja jest budowane co dzień od nowa. Mąż zerknął na mnie, puścił aparat i powiedziałem, że może to pamięć o tym, kim byliśmy wczoraj buduje nasze dzisiaj. Odparła, że możliwe.
*
Tak, to na pewno oni – z Torunia, czy jakoś tak, mówili, pamiętam. Zrobiłam im kawę, a oni opowiadali jakieś historie. Był wtedy tak samo przejęty. Mówili, że są zakochani w tych terenach, a on zwrócił uwagę, że nigdzie indziej nie ma w barze zupy za złoty siedemnaście. Siedzieli przy stole i trzymaliśmy się za ręce. Ja byłem trochę odważniejszy i dlatego plotłem jakieś głupstwa, że to w jakiś sposób magiczne, że tutaj ceny w barze mają groszowe końcówki. Dziś będę się powstrzymywać, nie będę więcej mówić takich bzdur, może zadam jeszcze z jedno lub dwa pytania i koniec. Albo nie. Nie spytam o nic, choć bardzo chciałabym dowiedzieć się, czy pracuje nad jakąś nową powieścią – może coś wyda przed gwiazdką, miałabym dla niego wspaniały prezent.
*
I co, jesteś zadowolony? - spytała, gdy już wyszliśmy w chłodny, listopadowy półmrok.
Pewnie – odpowiedziałem – mamy szczęście.





Inowrocław, 19-20 listopada 2005
Od autora: to opowiadanko jest oczywistym eksperymentem narracyjnym ;)
Pozdrawiam
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Interesująca stylistyka. Wymaga przetrawienia (zazdroszcze krowie czteroczęściowego żołądka - szkoda że nie mam poczwórnego mózgu), ale zgrabne.
Miałbym zastrzeżenie do "setek perfum" - chodzi wszak o zapachy, nie o materialne perfumy, oraz do " Jakiś przemądrzały chłopak w brudnych dżinsach" - wcześniej napisałeś "jakiś młodzieniec w demonstracyjnie brudnych dżinsach lekceważył świat", a więc już nie "jakiś" - to jest przecież nasz znajomy. Innych uwag nie zgłaszam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dziękuję, Leszku, za przebrnięcie :) Zdaję sobie sprawę, że przeskoki narracyjne (szczególnie w jednym zdaniu) to lekka (hmm) ekstrawagancja, ale co mi tam, trzeba było spróbować :)

O perfumach pomyślę ;)

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



A to celowe - wszak brudasa wprowadza jeden narrator, a później myśli o nim inny - zauważając go po raz pierwszy - to jedynie czytelnik wie, kto zacz :)

Skoro innych brak, to idę się pławić w samouwielbieniu :)

Pozdrawiam
skromy Wuren
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...