Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

wiosenny bukiet dla Eugena

Poszłam do parku szukać pierwiosnków,
a znalazłam rusałkę.
Nie pytałam skąd tu ona - rusza się, łka?
Gdzie stąpnie, gdzie spadnie jej łza, tam
fiołek natychmiast zakwita.

Wiesz? To była Wiosna!



25.03.06.

Opublikowano

Stasiu, powiedz lepiej, jakiej pojemności i ilu procentowy był ten deszcz wiosenny, który skropił
Twoje pióro; rusałki kochają wszystkich Jacków - to fakt oczywisty i wszystkim znany; ale one we łzach toną choć mają rybi ogon! Jacki je lubią z oczywistych powodów - bo lubi ryby! :) J.S.

Opublikowano

jacku Suchowicz- krótko i zwieźle się rusa ta twoja rusałak - dzięki serdeczne
Eugenie, jeszcze masz wątpliwości ? za zasługi na polu - ugorze mojej wersyfikacji! skromna ta rusałka w zieleni bajkowej, niesamowite ma zdolnosci
dzięki za pomoc w warsztacie
pozdrawiam ciepło
Jacku Sojanie- ponieważ mieszkam blisko dużej wody,pływam łódką ,łowię oko-nie, więc ta rusałka- rozumiesz lubi pływać- he he
dzięki za miły komentarz
pozdrawiam wiosennym deszczem, bez procentów, chyba że oddech starego rusała!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Twoje myślenie jest logiczne, ale konwencjonalne, a przecież mogą być różne twory , które może sami powołamy do życia, umiejące czerpać energię w sposób dla nas nieznany i nieosiągalny. Brzmi to jak fantastyka, ale tyle zjawisk do niedawna wydawało się tylko fantastyką , a teraz istnieje w realu Dzięki za czytanie i komentarz  Pozdrawiam serdecznie Kredens 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
    • ,, Pan moim światłem  i zbawieniem moim,, Ps. 27,1...   ciemność potrafi pochłonąć  tracimy orientację  trudno się poruszać  nie odróżniamy  dobra od zła    w świetle  świat nabiera kolorów  przyroda po nocy ożywa  my także  słońce panuje w duszy  sumienie latarnią  widzimy wyraźniej  nie potykamy się  nawet w myślach    Pan światłem  dającym zbawienie   Jezu ufam Tobie    3.2025 andrew Niedziela, dzień Pański    
    • Biedna miejscowa ludność, pociągami i na staromodnych żyrafach pościgowych przemieszczała się majestatycznie po zmartwionej tym ogromnie górze lodowej. Jakiś wąsaty murzyn w podkoszulku, siedząc na progu swojego igloo skowycze na trąbce. Ludzie opętani żądzą bogactwa nadciągali prawie ze wszystkich stron a najbardziej z południowego wschodu gdzie cena życia była bardzo wysoka. Lampa w kantynie rzuca chybotliwe płomienie światła na zaczajonego przy kominku motyla z rodzaju pelargonii złocistych. I chociaż diamenty już dawno wywieziono w walizach to jak dawniej perfumowane dziwki serwują zgłodniałym górnikom bezpłatne uczty. Góry lodowe topnieją od ludzkiego wysiłku w zastraszającym tempie, a wylegujące się przy brzegach foki morskie grają dla podniesienia otuchy na mandolinach. Wywrotki ze śniegiem ociężale przemykają przez sfalowane, pełne władczej pogardy morze. Jakiś wielki żółw morski z kolegami zaśmiewają się do łez, kiedy jedna z ciężarówek zahacza kołem o grzbiet wieloryba i flegmatycznie się przechylając tonie, ale w jej miejsce, całymi tabunami nadciągają od lądu inne. -Za piętnaście minut zamykamy kopalnię – oznajmia suchy głos przez miejscowy radiowęzeł. Roześmiane wydry morskie ze złotymi bransoletami na tylnych łapach, wpadają do kantyny pierwsze a tuż za nimi dostojny słoń w marynarce od pierwszej komunii, z cicha przez trąbę pogwizdując. Romantycznie wydekoltowana właścicielka rozkłada przed zacnymi klientami talerze pełne kawioru z kartoflami i wtedy jakby na tę kolację zaproszony wczołguje się jedenastometrowy wąż morski w pilotce i bordowej muszce na szyi. Niski ale krępy piskorz w kapeluszu walcząc łokciami wpycha się między węża a słonia w marynarce i kategorycznie żąda od właścicielki żetonów telefonicznych. Pomalutku, jak w każdy sobotni wieczór, zabawa się rozkręca. Zespół muzyczny złożony z wyliniałych lisów polarnych gra ckliwe kołysanki. Pierwsza do tańca wyrywa się, już nieźle wstawiona foka z niedźwiedziej góry, kłania się zamaszyście przed wilkiem syberyjskim, ale ten, widocznie nie ma ochoty na tańce z tą starą pindą i przypija trzecią setkę do młodego wieloryba z niechlujnie uczesanymi fiszbinami. Zabawa trwa już w najlepsze gdy do kantyny przybywają kierowcy ciężarówek – okonie morskie, wszystkie w czapkach z daszkiem, zawadiacko zsuniętymi na tył głowy. W rogu, z wielkim cygarem kubańskim w bezzębnym pysku, siedzi krokodyl słodkowodny, który w młodości, w pogoni za marzeniami przypłynął aż tutaj, zgubił się i został. Towarzyszy mu wierny przyjaciel rekin młot, zwany pieszczotliwie młoteczkiem. Na środku sali przepiękna pantera śnieżna o hebanowej skórze i w bucikach od blahnika tańczy upojne tango ze starym gronostajem leśnym. Tuż przed północą, do kantyny wpadają wypindrzone pingwiny. Teraz zabawa trwa już w najlepsze. Elegancko wymalowana flądra oceaniczna pochyla się nade mną i coś cichutko mówi – ciężko otwieram oczy i słyszę – Rusłan, wstawaj, bo znowuż spóźnisz się do pracy.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...