Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

miłość w wierszach - konkurs


Rekomendowane odpowiedzi

(konkursowy)

Ku gwiazdom niegdyś twe piękno wychwalałem
Ciebie jasnością wśród ciemności okrzykiwałem
Ku twemu blasku w drogę wyruszałem
Ciebie w swe ręce niegodne pochwycić chciałem

Wśród lazuru morza twą siłę odnajdywałem
W twych odmętach swą duszę zatopić gnałem
Wśród spienionych fal twą niezłomność widziałem
W twych głębinach ukojenia swego poszukiwałem

Pośród pól w drzewie dębu twą moc obejmowałem
Twój szept w liściach wiecznie zielonych słyszałem
Pośród pustki równin ku tobie drogę obrałem
Twój płacz bursztynowy w swe ręce chwytałem

Tak oto jam ciebie miłość ku niebiosom chwaliłem
W stworzeniu świata twą wielkość upatrywałem
Tak oto ciebie w materialną powłokę przywdziewałem
W twej wieloznaczności swe marzenia widziałem

Już twe symbole wszechobecne mego wzroku nie ściągają
Twe obrazy piękna mnie w podróż nieznaną nie pchają
Już zieleń twej życia mocy w myśli nie wpędzają
Twe wdzięki już mnie ze świata jawy nie wydzierają

Bowiem cuda drugiej osoby twe cuda przesłoniły
Jej oczy mą duszę niczym całun niebiański opętały
Bowiem jej duszą twe sługi przed wzrokiem zakryłem
Jej obecność memu życiu cel ostateczny wędrówki nadały

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 307
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.






Piotr Nowy - Wczorajsza Miłość



Jest takie miejsce
gdzie twarze zlewające się
tworzą
coś w rodzaju ornamentu
pięknej pieśni
brzmiącej w porze sobótki
Tam w objęciach mroku
czuję żal zachodzących słońc
Tu płacz spadających gwiazd
miesza się z mym smutkiem...

Co dzień
składam ofiarę z mych słów
wśród wielkich wód
otoczony zewsząd szarością
Tańczę z upiorami przeszłości

Jest takie miejsce
gdzie uśmiech Twój
falujący lekkością
bliski szaleństwu
wita mnie dnia każdego
Pamiętam te chwile
pełne grzechów dziecinnych
wśród leniwych
jasnych pór
kładłaś marzenia swe
naprzeciw snów mych...

Jest takie miejsce
gdzie nikt nie szuka miłości
wsród szkieletów-murów
płyną łzy
łzy przeszłości
Mych planów gruzy

Jednak nie odeszłaś
a mówią - to uczucie
to chemia...



Oli...
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

^^^

pragnienie miłości
ale nie miłość spełniona
(jak niektórzy chcą zwać)
bycie pijanym
ale niekoniecznie w rynsztoku
co w przypowieściach o życiu
niektórym autorom się zdarza
spacer
ale nie z tobą
i nie przy zwyczajnym księżycu
muzyka
ale jakby dotyk tylko
łza na wardze
nie do zlizania
mięso na stole
ale nie wiem czemu
jak z obrazu Soutine’a
wiersz
który dedykuje sam sobie
bo w końcu postanawiam
że cię nie będzie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Powiększenie

jesień
i drzewo
niebo
które jest dzielone
przez to drzewo
dom
na zakręcie
na ulicy
okno
ptak
kroczy za oknem
my okno
znów sam
w oknie
rama
szyba
portret
marzenie
drzwi
pokój
stół
ciastko na stole
ulicą
przechodzi Justyna
której
nie znam
ona
nie zauważa
kałuży
moczy but
i swoja delikatną stopę
bo taka
ma długopalczastą
wchodzi
bosą
mokrą
stopą
w środek
ciastka
pokój
krzesło przy stole
we własnych butach
jestem
wstaję zamknąć drzwi
dzień dobry
nie mówię
nikomu

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

She lives in Love Street

miała ogród
bez domu
wchodziłem przez parkan
siadałem
ona
i kwiatek na krzewie
zdejmowała
milczała
rozbierała z liści
sok na palcach
starte płatki
palec w ustach
oko we włosach
łza na mnie
była wiosna dość późna
może początek lata
pragnienie
i ja już za furtką

często rozmawiamy o roślinach

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

"AKTY"

WSTĘP

płacze
przy oknie
słońce
rośliny
się fiołkują
koperta
połyka kartkę
zakleja się
czarna kropla
spada
oko mruga
brama
z przeciwka
nieszczerze
się uśmiecha
w niedzielne popołudnie po obiedzie

*

jest światło
dotyka skóry
wchodzi w pory
tułowia
rąk
nóg
do oczu
wciągam
głęboko
przez nozdrza
całą moją koniecznością
lenistwo tej chwili
z wolna
gromadzę w sobie
łagodność węża
pozorny spokój wyleniałej kotki
poczucie winy beznogiej jaszczurki
nawet natręctwo brzęczącego owada
nie doprowadza mnie do szału
i wiem
co to miłość!
gdy leżę
przy ścianie
na zmęczonej kołdrze
lub uczestniczę we własnym pikniku
ale
w ogrodzie wiązów


WEJŚCIE

kiedy
siedzę
w lesie
i słucham muzyki
chmury
beznamiętnie
rżną
niebo
jak by
powiedział
poeta
ze mnie
zdejmij
prześcieradło
przyłóż
głowę trawie
radio
nie śpiewa

ODSŁONA I

kiedy przychodzą
drzewa
pod oknem
czekają
ty
?

tu przerwa:
najada się jabłko drzewem
i dalej:
do zgaszonego pokoju
wchodzi wiersz
nie pyta
i siada przy stole
mówimy o życiu
on twierdzi
że ono nie
zależy
od ciebie

ODSŁONA II

gdy wilgoć
przystaje
przed zmierzchem
i chmury
gonią się
nawet nie
zajadle
ujada słońce
znienacka zjawia się
stróż i nadzorca
w jednym
tej historii
co ma być
zmyślona
jak
ja i ty
czyta
na głos spowiedź
dnia
wczoraj
dziś
przerywa
i mówi
że dalej
mu
się
nie chce

ANTRAKT

ta chwila
jak bycie
pijanym
w środku miasta
gdy głos się usztywnia
dla nas
kolacja
śniadanie
obiad
kolacja

TYMCZASEM NAD MORZEM

są łódki
nad morzem
jesteśmy razem
nad morzem
ktoś jest na plaży
i ktoś chce
płynąć dalej

ODSŁONA III

robi się biało
w niedzielę
czy też
w innym
dniu tygodnia
przychodzą
chmury
pod latarnią
nie czekają
mówią
dobranoc
pojawia się kobieta

CHÓR KOMEDIANTÓW LUB GŁOS ZZA SCENY

jak zaklęcie
w bezdomną noc
czekanie na wycieraczce
kulka w ruchu
jak pukanie
do drzwi
wahadło
twierdzenie
moje życie
wysypia się
u ciebie

W TLE

gdzieś gasną
słońca
by mogły
iść drzewa
gdzieś płoną
łąki
by dać tło
wędrującym
gdzieś w deszczu
jest przystanek
nudzi się
i czeka
gdzieś w mchu
zagubił się
kawałek drewna
ma rozłożone na boki
ramiona
i odpoczywa
gdzieś
my jesteśmy

........NA DRUGIEJ SCENIE


ktoś w pustym pokoju
ktoś na trawie się bawi
ktoś wchodzi
ale nie nocą
w dniu urodzin
mówi tak trzeba
i gasi światło

***

PRZYPISY
-KTÓRE MOŻNA SOBIE WSADZIĆ, GDZIE SIĘ CHCE [W TEKŚCIE]

1. balkon nadstawia czoła
2. klęczy drzewo
3. ponoć kobieta z trzeciego piętra naszego bloku ma duszę i ciało co pachnie

- przypis dotyczący mokrego lasu – można tak:

jest głód
ukryty w kącie
jednego tutaj
pagórka
jest droga
co potrafi zabłądzić
do celu
dłoń co szuka
posłania
to znów kromki chleba
żeby zjeść
jest sen co błaźni się
grając za dwóch
pada deszcz
idą
ludzie w mokrych płaszczach
jest ktoś
kto potrafi
jednym
wcale niewymuszonym gestem
skreślić
to co napisaliśmy we dwoje
okrakiem na drogę wchodzi mokry las

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Trochę inna wersja dawnego tekstu   Cześć. To tylko ja. Chyba jako całość lub nie. Jeżeli masz tyle cierpliwości co ostatnio, to czytaj. Jeżeli przeciwnie, to chociaż napisz, o czym nie przeczytałaś. No dobra. Tyle wstępu.   Trudność to dla mnie wielka, zwyczajność z mego pióra na papier bezpowrotnie spuszczać. Aczkolwiek – chociaż takową lubię – to bez udziwnień, ciężko mi zaiste lub po prostu taki wybór chcianą przypadłością stoi. Pisząc dziwnie o zwyczajności i prostocie kwadratowych kół, zawikłanie w umysłach sprawić mogę, a nawet bojkot, takich i owakich wypocin, lub nawet laniem wody zalać.   Gdybym koślawym grzebieniem, włosy w przypadkowym kierunku przeganiał, to skutek byłby podobny. No cóż. Żyję jakoś na tym pięknym świecie, co wokół roztacza połacie, pośród bliźnich, zwierząt, roślin różnorodnych, rzeczy ożywionych i martwych, dalekich horyzontów i niewyśpiewanych piosenek, a w tym co piszę teraz, nadmiar zaimków osobowych, co w takim rodzaju tekstu, jest uzasadnione.   Napisz proszę, co w twoim życiu uległo zamianie. Co zyskałaś, co straciłaś. Czy odnalazłaś szczęśliwą gwiazdę na nieboskłonie ziemskich ścieżek. Jeżeli nie, to masz w tej chwili szukać. Choćby z nosem przy padole, twojej upragnionej gwiazdy. Gdy ulegniesz poddaniu, to już zostaniesz na dnie wąwozu niemożliwości, opłakując swój los.   A jeśli źli ludzie ciebie podepczą, to nadstaw im jedną siedemdziesiątą siódmą część policzka. Bez przesady rzecz jasna. Czasami oddaj! Pamiętaj, taką samą miarą będziesz osądzona, jaką ty innych sądzisz. Ile szczęścia dajesz, na tyle zasługujesz. O cholera. Co za banały wyłuszczam.   Proszę cię. Pozostań przewrotną, ale nie strać równowagi. Pamiętam, że często błądziłaś wzrokiem po ogniu, a myślałaś o rześkim strumyku. To mnie w tobie fascynowało. Nieokiełzane myśli, wiecznie związane w supełki, które wielu próbowało rozplątać, bez widocznego skutku. Tylko ósme poty wylali i tyle z tego było.   Przesyłam tobie taki śmieszny przerywnik, dla odprężenia umysłu.   twoje zwłoki są w rozkładzie twoje ciało gnije już twoją trumnę sosenkową pokrył zacny cudny kurz   twoje czarne oczodoły białej czaszki perłą są a piszczele szaro złote jak diamenty ślicznie lśnią   No i co? Zaraz jest ci weselej, nieprawdaż? Przyznać musisz. Oczywiście wierszyk nie dotyczy ciebie. Kiedyś tak, jeżeli twój trup nie spłonie. Póki co, wolę cię zapamiętać obleczoną w ciało. Ładne i zgrabne zresztą. Ale dosyć tych słownych uciech. Musisz jednak przyznać, że ci lżej na sercoduszy.    Tak bardzo tobie współczuję, że masz jeszcze siły na czytanie tych moich ''mądrości''. Tym bardziej, że nie czytam wszystkich twoich, ale jestem przekonany, że ty czytasz moje sądząc po tym, co odpisujesz. Wiem, wredne to z mojej strony, do utraty tchu. Mam jednak pewność, że nie wyznajesz zasady: coś za coś. Ja też jej nie wyznaje. Wolę coś twojego przeczytać, jak prawdziwie chcę, niż czytać na siłę, gdy naprawdę: nie chcę.   To skądinąd byłoby dowodem braku szacunku i lekceważenia twojej osoby. Mam trochę pokręconą psychikę w wielu sprawach. Do niektórych podchodzę: inaczej. A zatem pamiętaj: nie wszystkie moje listy musisz czytać. Na pewno nie popadnę w otchłań obrażań. Chyba, że obrażeń, jak dajmy na to w coś walnę lub ktoś lub coś, mnie.   Aczkolwiek bywa, iż żałość odczuwam wielką, do suchej nitki białej kości. Proszę, poniechaj zachwytów nad tym co piszę, bo jeszcze przez ciebie na liściach bobkowych osiądę speszony, a to spłodzić może, psychiczny uszczerbek na zdrowiu... a to z kolei na braku moich listów. Czy naprawdę jesteś przygotowana na tak dotkliwą stratę?    Dzisiaj znowu byłem latawcem, który pragnął wzlecieć i kolejny raz, spalił lot na panewce. Ciągle ogon wlecze po ziemi. Znowu lecę nie do góry, ale w bezdenny dół, w długą ciemną przestrzeń. Głębiej i głębiej, dalej i dalej. Światło mam głęboko w tyle, ale jeszcze trochę kwantów na plecach siedzi. Nieustannie widzę przed sobą własny cień. Ścigam go, bo nie mam innego wyjścia. Wyjście zostawiłem daleko nade mną.   Kiedy wreszcie będzie koniec. Raz na zawsze. Na zawsze z wyjściem i na zawsze z wejściem. Co będzie po drugiej stronie, skoro potrafię tylko spadać. Kiedyś, gdy mogłem oprzeć jaźń o jasne ściany, to były mi obojętne. Teraz przeciwnie, lecz mijam je za szybko. Są tylko smugami. Bo wiesz jak jest. Światło bez cienia sobie znakomicie poradzi, lecz cień bez światła istnieć nie może.    Nie czytaj tej mojej głupawej pisaniny, jeżeli nie chcesz. Zrób kulkę i wrzuć do ognia. Niech spłonie. Nawet już nie wiem, jak smakuje gniew.    Stoję oparty o ścianę. Widzę lecącą w moim kierunku strzałę z zatrutym ostrzem. Nie mogę ruszyć ciała, znowu przyklejony do otynkowanych, ułożonych w mur cegieł. Są częścią mnie. Ciężarem, którego tak naprawdę nie dźwigam, a jednak odczuwam, jako zafajdany kleisty los. Ciekawe czyja to wina? Raczej nie muszę daleko szukać, by znaleźć winowajcę. Jest zawsze całkiem blisko.    Nagle zdaję sobie sprawę, że nie zabije mnie żadna strzała, tylko kupa duszącej gruzy. Tańcząca kamienna anakonda, pragnąca udusić i wycisnąć: całe posklejane rozdwojone wnętrze, żebym mógł je na spokojnie obejrzeć, przemyśleć i uwolnić trybiki z piasku. Wystawiam ręce na boki. Nic z tego. Odepchnięcie niemożliwe. Czerwone cegły pod skórą tynku, pulsują niczym krew w tętnicy.    Nagle przypominam sobie. To z własnej woli posmarowałem klejem pokręcone ego i oparłem o niby szczęśliwą ścianę. Jakiż wtedy byłem pewny swoich możliwości. A jaki głupi i naiwny. Myślałem, że oderwę jaźń w każdej chwili. Gówno prawda. Sorry.    Nogi nadal zwisają poza parapet mnie. Zasłaniam stopami uliczny ruch i mrówczanych ludzików. Wyciągam ręce przed siebie. Zasłaniam chodnik. Rozkoszny wietrzyk szeleści we wspomnieniach, przerzucając kartki niewidocznej księgi. Niektóre wyrwane bezpowrotnie. Pozostał tylko wzdłużny, postrzępiony ślad.   Nagle zasłaniam wszystko przezroczystością. Tylko spod prawego rogu zwisającego buta, wychodzi dziwna, tycia postać. Widzę ją wyraźnie, pomimo dużej odległości. Pokazuje mi środkowy palec. To matka głupich. Zaraz na nią skoczę i jej tego palucha złamię. Odzyskam wiarę we własne siły i lepszy los.    Pomału kończę na dzisiaj... z tą pseudofilozofią. Na drugi raz napiszę bajkę, co na jedno, chyba wyjdzie. Na przykład o człowieku, który po swojej śmierci, musi całą wieczność leżeć w trumnie na własnych rozkładanych zwłokach, jako pokutę za grzechy, które popełnił. Cały czas będzie tam jasno, a zmysł zapachu nie zostanie wyłączony. Oczu nie będzie mógł zamknąć, leżąc twarz w prawie twarz i żadnego spania. On sam nie ulegnie rozkładowi z uwagi na ciasnotę.   No nie! Nawijam banialuki w sumie lub innej rybie. To jeno metafora. Dla rozluźnienia powagi. Pomyśl o kwiatkach na łące. O modrakach i stokrotkach, makach i pasikonikach. Jak ładnie pachną, dopóki nie zwiędną i zdechną. O białych uroczych barankach, płynących po błękitnym oceanie do złotego portu o barwie słońca, otulonego szatą horyzontu, w kolorze pomarańczy z nadszarpniętą skórką. Co chwila jest oświetlona, obsraną przez muchy, lecz mimo wszystko działającą, żarówką morskiej latarni.     Wiesz co, tak sobie pomyślałem, że jest sprawą niemożliwą, by nie wypełnić czasu całkowicie. Nasze poczynania przyjmują kształt czasu, w którym są. Z tym tylko, że istnieją różne rodzaje: cieczy i naczyń. Największa klęska jest wtedy, gdy takie naczynie rozbić na wiele kawałków i nie móc go z powrotem posklejać, bez względu na to, ile czasu zostało. A jeszcze gorzej, gdy są to naczynia połączone i tylko jedno ulegnie destrukcji, a drugie zostanie całe, lecz i tak rozbite.    Jeżeli przeczytałaś te moje bajanie, to gratuluję cierpliwości. Napisz proszę. Może przeczytamy, a może nie.    Na koniec zwyczajowy przerywnik.    Miłość    zostańmy w naszym świecie lecz zabierzmy butle tlenową z powietrzem może być różnie gdyż ty ze mną a ja z tobą
    • (Amy Winehouse)   więc albo światło albo mrok   reszta to mgnienia  zauroczenia odurzenia    od niechcenia 
    • @befana_di_campi ↔Dzięki:~))↔Pozdrawiam:)
    • @Waldemar_Talar_Talar ↔Dzięki:)↔ Chociaż ja jestem rzadko zadowolony na 99% z tego co napisałem. Raczej nigdy! Chyba każdy tekst?→jest "żywy"→bo można go napisać na nieskończenie wiele sposobów:)↔Pozdrawiam:)
    • ze wspomnień upiekę ciasto by lepiej smakowało dodam echa i wiatru oraz uśmiechu   żeby nie przesłodzić łzami je przełożę albo łyżką morza jest łagodne   wiem że trudno będzie ale co tam zaryzykuję przecież do odważnych świat należy   ze wspomnień ciasto upiekę będzie wam smakowało bo minionym zapachnie które hen za wami  
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...