Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

  • Odpowiedzi 307
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

''Mamo''....konkursowy

Broń mnie Mamo;
Od chwil bezużytecznych
od zmarnowanego czasu
od niewykorzystania twej miłości
od zaniedbywania uczuć twoich
daj mi poczucie świadomości
że z każdego miejsca
jest powrót do ciebie
że nigdy mnie nie przekreślisz
że mnie oczekujesz
''Ubierz tę sukienkę co wtedy
i włosy uczesz tak samo
i bądz tą którą byłaś
miłością mnie obdaz mamo...

Opublikowano

''życzenia''konkursowy

Spójrz tato
gdzie się kończy szczęście,
a szczęście siękończy,
gdy nas los rozłączy.
Nawet gdy rozłączeni
lecz jedno o drugim pamięta
śmiej się gdy nawet płaczę
w cichej komnacie zamknięta.
Smiej się gdy krwawie
i ogień w oczach mi błyska
śmiej się nawet gdy śmierć
życie ze mnie wyciska.
Przymykaj oczy na tułaczkę,
która mnie rzuca po świecie
śmiej się gdy zanurzona
jestem w wonnym kwiecie.
I śmiej się z gwiazdeczki,
której ukradłam światełka
zawsze się śmiej
tego ci życzy-twoja mała perełka
(wiersz dedykowany tacie)

Opublikowano

''Pozwól''konkursowy

Zabierz mnie panie do siebie
ubraną w twe słowa własne
zabierz...
a jeśli nie możesz..
daj czas...daj chwile prawdziwe
pozwól mi być z tobą.
Pozwól kochać,
pisać wiersze,
pozwól myśleć o wszechświecie
i o tych dla których serce me bije.
Nie zostawiaj mnie w zauku wspomnień
nie rób mi żadnych nadzieii
teschnotę od szaleństwa oddal.
Pozwól''robić co mnie nie męczy''
bym w końcu była zwykłym człowiekiem
takim,który mówiąc-stoi,a nie klęczy.
życia mego nie zmieniaj w oczekiwanie-
i tak w labiryncie złudzeń po omacku błądzę
-Dokąd mnie prowadzisz Panie?
-''To jest ta droga...''-po niej pójdziesz
....tak sądzę...

Opublikowano

''Są takie chwile...''(konkursowy oraz wiersz ''Pozwól'' też)

Są takie chwile....
gdy boisz się do swej duszy zajrzeć
Lękasz się...
że nie znajdziesz ani jednej struny,
która by czysty dźwięk wydała
a trzeba tylko jednego
bym na ciebie spojrzała-
pełnymi miłości oczyma.
Ja potrafię wydobyć akord
ze strun twej duszy
sojrzenie jednych oczu trzeba
a ich nie ma.
Są takie chwile....
gdy życie już nic nie znaczy
ukrywasz się przed światem
by cię takim nie zobaczył.
Gdybyś wtedy poczuł
ręce me pod twoją głową
zbudziły by cię z uśpienia
dotyku rąk trzeba,
a ich nie ma....

Opublikowano

''Będziesz mój' 'konkursowy
Czy życie ma sens...
bez miłości?
Co znaczy miłość bez ciebie?
Jak mam ci dać szczęście
gdy los nas ciągle rozdziela?
Ja chcę ci dać siebie
i to co miłość nasza poczęła.
Stracić wszystko-
by wszystko zyskać
to ekonomia miłości
Będziesz mój
cóż warte jest życie...
w samotności!

Opublikowano

''Jego uśmiech''
Uśmiechasz się...
widzę jednak smutek na twej twarzy
uśmiechnij się...
przecież los i tobie będzie w życiu darzył
uśmiechasz się...
bo widzisz sens wspólnego życia
uśmiechnij się...
przed nami jeszcze wiele do odkrycia
uśmiechasz się...
bo nadzieja radości w twym sercu gości
uśmiechnij się....
w swym życiu zaznasz jeszcze wiele miłości
uśmiechasz się...
bo ty jak nikt na świecie kochać umiesz
uśmiechnij się...
teraz i ja twój uśmiech rozumiem.

Opublikowano

Ty/ konkursowy

Dzis moge isc
nie musze patrzec
Ty poprowadzisz mnie najpiekniej
wszystkie wspomnienia w myslach zatrzesz
a najczerwienszy w duszy bol
uczynisz w plomien najjasniejszy
Ty podarujesz mi tesknote
co w niecierpliwosc sie zamieni
I kazdy kamien na mej drodze
I kazdy krok wsrod tych kamieni
przypomni milosc twoja do mnie
raj moj i pieklo na tej ziemi..



Przepraszam, ale nie posiadam polskiej czcionki, mam nadzieje, ze nie bedzie to problemem w odczytaniu tresci wiersza.Chanah

Opublikowano

„Sezon doskonalenia wiary”

W każdej kieszeni adresy i numery telefonów.
Pięści zaciśnięte, odwodnione w oczekiwaniu
na kolejną przerwę, na kolejnego papierosa.
Tylko księżyc zdaje się być bardziej samotny,
niczym niedomknięty nawias. Życie
przestało być zwykłą ciekawostką
stając się sumą naszych różnic.
Choć mówimy inaczej nasze usta wiedzą
kim jesteśmy. Niezmiennie oddychają
bez tańca, bez piosenki. Jedynie oczy
płyną dalej. Wiosna nadeszła dla ciebie
i dla mnie. Śnieg stopniał. Stopy komiwojażera
utknęły w obłędzie. Tory kolejowe szukają
miejsca, by się zatrzymać. Błotniste
między stacjami.
Pakujesz swoje rzeczy
i nie oddajesz zdjęć.

Jak w wojsku,
jak wyrywanie zębów,
jak kwiaty. Pozostają
na kaloryferze
by uschnąć

i nie zmienić
mojej nieobecności.

Opublikowano

To miłośc


jest częścią naszego życia
budulcem jego godności
sygnałem słusznych bitw
latarnią wszystkich dróg

prowadzących do szczęścia
jakiemu na imie rodzina
której największym skarbem
są owoce tej miłości.

dojrzewające w promieniach
uczuc dwóch kochających
się wzajemnie serc.

Opublikowano

TEORIA UWIELBIENIA


Przywitaj się
z wybujałym kolorytem jej myśli
tak bardzo pasuje do moich zaścianków
całego zdania

pora się zapoznać z rąbkiem spódnicy
zanim zawinie w swoją drogę
nic się nie stało
z czasem zaświta pełny krój

na pewno pokochasz
ten szelest bielizny o ubranie
nawet jeśli jedynie co słyszysz
to kilka uchylonych słów

Opublikowano

Zakochałem się dziś znowu w swojej żonie
o poranku amor trafił strzałą w...
Mniemam, że to powinno być zabronione
mam już przez te strzały sitko a nie... tył

Ciut przesadzam, ale w końcu prócz mej ślubnej
świat urokiem innych kobiet aż się skrzy
A ja nic - ani nie spojrzę, ani skubnę
cały ród macho ze mnie kpi, a nawet drwi

Lecz bywają - słuchaj dziatwo i młodzieży -
strzały, które nie currarą nasączone
to koncentrat jest lubczyka, proszę wierzyć,
który działa tylko kiedy widzę żonę

Strzelaj dalej kupidynie bezlitosny
jam twą tarczą, ja wystawiam ci się wciąż
strzelaj dniem i nocą, latem, zimą, wiosną
Celnie trafiaj
- prosi masochista mąż.

Opublikowano

Wiersz Będący Niewinną Reklamą
Lizaków Owocowych Firmy „Cmok-Cmok”.

Łubudu
Tramwaj-czerwony
Poetka- czerwona
wiemy o co chodzi, na zakrętach działa siła odśrodkowa i
łubudu

Pan Uśmiechnięty
Polujący na zakręty
Przeprosiny przyjąwszy
Rumieniec poetki
Docenia wzrokiem zachwyconym

Tramwaj- czerwony
Poetka – czerwona

Łubudu
Miłość się za zakrętem zaczerwieniła

Tramwaj-czerwony
Poetka- czerwona
Miłość- czerwona

Pan Uśmiechnięty znosi bukiety
Poetka pisze wiersze rozmarzone

Łubudu
Pan Usmiechnięty
(niestety)
Znów poluje na zakręty
Poetka pisze wiersze zasmucone

A to wszystko w lizaku
A to wszystko w lizaku
W wirze czerwonym
Miłość sobie wyliżesz
Zażądaj lizaka
I cmok-cmok

Opublikowano

nocą zimno-gwiaździstą
po dziennych spieszeniach spocząwszy nareszcie
leżałem w pół zgięty wśródtrwożnych ciemności

łudziłem się wyobraźni oszustwem
tworząc nową-ciebie według własnej woli
lecz w końcu pojełem że kłamiąc
nie można kochać naPrawdę

i zagryzając wargi w myślach sięmodliłem
by Bóg mi wybaczył moje pożądanie
a kiedy wreszcie gożko zasnełem
płakałem do świtu byś została ze mną

Opublikowano

"Duża , większa i najcichsza":



nie wierzę w wielką miłość
taką sprzedawaną na metry
ani tą otyłą

miłość jak wieloryb
nie istnieje
( nikt nie wyrzuci jej na brzeg
pod nasze stopy )

jest tylko herbata rano
i ciepły szalik co truchta obok
aż do przystanku
(ma przy tym uśmiechniętą
zadyszkę )

miłość to nie duże i małe
to tylko ciche nienazwane

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ojciec. Kopał kamienie w drodze do szkoły, trwała elektryfikacja wsi.   Pyskaty, ale praca w polu i silne ręce poskramiały górność myśli.   Człowiek lądował na księżycu, a grusza w ogrodzie wciąż rodziła owoce, nakrapiane wspomnieniem wojny.   Rekrut.   Potem ciężki plon od rana po zmierzch. Tam, gdzie dziś mruczą holenderskie kombajny.   Przerwana dekada. Brakło już oddechu dla ciągłych oklasków.   W końcu ja. I miasto. W nim dom z niczego wydobyty. Walka o cement, Jak synonim awansu    Układał szyny tam, gdzie teraz zarosła trawa. Pokolenie niepotrzebnych.   Wreszcie wycug u Niemca. Dobrowolny, choć z protekcji, przy maszynie.    Taki jest w końcu postęp.   Dziadek miał gorzej. On miał przymusowy, jako inwentarz domowy.   Ojciec kończy siedemdziesiąt lat.   A ja? Kim mądrzy Europejczycy mogłem zostać z taką metryką?  
    • @Migrena Informatyk mnie przeklnie. Dzisiaj rano budziłam go telefonem dwa razy, bo on śpi  do 12-tej w południe (no ja wiem - długo siedzi, to potem dłużej śpi)  To niech wycisza tel. Prawda?  Więc jak odebrał, to ja mu mówię - to mój komputer umiera, a ty śpisz? Przyjechał, zrobił, ale ja wiem? Na jak długo? 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Ty to byś pewnie nauczył nawet pieska mówić ludzkim głosem :) A ja lubię pisać. Albo nie wiem, może to moja klawiatura lubi moje paluszki?  Chyba zaraziłam się od komputera, bo głupio gadam :p
    • @Maciek.J Dziękuję, że przeczytałeś. Mnie by się nie chciało. Miłego wieczoru.
    • Zegarek na piekarniku wybił szesnastą. Słońce jeszcze nie zdążyło wstać, a cztery cyferki wisiały zawieszone pośrodku niczego, głosząc w eter jedyne w co mogły wierzyć, w istotę swojego istnienia - w to, że jest właśnie godzina szesnasta. Przeszedłem po cichu korytarz, stawiając ostrożnie ciężkie, zimowe buty, zaczynając na pięcie, a na palcach kończąc, przekręciłem ostrożnie zamek i wydostałem się na klatkę schodową.  Czerwone diody tym razem pokierowały mnie ku włącznikowi światła z małą ikonką Schrödingera - z żarówką albo może dzwoneczkiem, co okazać mi się mogło dopiero po naciśnięciu przycisku. Oczywiście zaryzykowałem, a włącznik zamiast budzić nad ranem sąsiadów rutynowo włączył światło. Okropne to wszystko. Nie chciałbym, żeby o tym teraz wiedziała, ale mogę o niej myśleć jedynie jak o substytucie namiętności prawdziwej, takiej namiętności po której nie boli mnie głowa, takiej po której nie muszę brać prysznica, a najlepiej takiej po której mógłbym już umierać. Jeżeli sen to półśmierć, a samotność to ćwierćśmierć, to miłość musi być jej trzema czwartymi. Odwróciłem się do drzwi, zmazałem rękawem wypisane kredą "M + B" i w lepszym nastroju zbiegłem po schodach. To była moja pamiątka na pożegnanie - "K" jak Kalipso, na przestrogę dla wszystkich chłopców szukających w tym życiu uciechy. Choć to jedynie kropla w morzu, na którym dryfują te wszystkie Ogyggie, zdolne pomieścić każdego poszkodowanego przez los, biednego studenta czy starego wdowca, jedne z miliona drzwi hydry, gotowej do połknięcia każdego żeglarza błądzącego między Kazimierzem a Grzegórzkami, Krowodrzą a Łobzowem, między swoją ostatnią miłością z liceum a snem wiekuistym. Czy ja byłem w jakikolwiek sposób lepszy od tej niezaspokojonej męskiej masy? I tak i nie. Zawahałem się jeszcze przez chwilę, po czym otworzyłem drzwi na ulicę. Poranek był paskudny (chociaż zazwyczaj takie poprzedzają najpiękniejsze dni), wiatr podrywał brudną, szarą mgłę ciskając mi ją jakimś sposobem prosto w twarz, nieważne w którą stronę bym nie poszedł. Czułem jak powoli woda przesiąka moje włosy, które coraz to cięższe zaczęły przylegać mi do twarzy. We wrześniu mógłbym uznać taki Kraków za czarowny, lecz teraz, w październiku, już absolutnie mi to zbrzydło. Jesień potrafi być urocza, niby najlepsza kochanka, a najlepsza kochanka to taka, po której aż miło wracać do żony, i ja także zachciałem już wracać do lata. Pierwsze kroki wbiły mnie w marynarkę. Z głową schowaną w kołnierzu, niby żółw, zaplanowałem przeciąć na wskroś stare miasto, o tej godzinie nadnaturalnie puste, kiedy już ci najgorzej bawiący się wrócili dawno do domów, a najszczęśliwsi skończyli na afterparty z Morfeuszem. Na ulicach pozostali tylko ludzie tak samo jak ja ambiwalentni. Dziwne w tym uczucie solidarności. Tak zawieszeni gdzieś pomiędzy nocą a dniem nakładamy dla siebie prawdziwe śniadanie mistrzów - wyrzuty sumienia. Z jednej strony mogłem pozostać wczoraj w Itace, spędzić wieczór na rozwiązywaniu starych kolokwiów lub przy lepszej czy gorszej książce, zrobić sobie ładną kolację albo posprzątać pokój. Z drugiej, jeżeli już się w to wpakowałem, mogłem pozostać u niej do rana, dać się jej złapać za gębę kochanka, a może poopowiadać jej o "wolnych duchach" i "potrzebie rozłąki", powołując się przy tym na jakiegoś romantycznego poetę, po czym wyjść na pierwszy tramwaj do domu. Może i unikam aktualnie odpowiedzialności, ale zbrodnia już została dokonana, pytanie czy ona będzie jeszcze chciała do mnie wydzwaniać. Mógłbym ją zablokować - oczywiście, ale ona w żadnym stopniu na to nie zasłużyła, wolę zostawić katowski topór w jej dłoni, bowiem nie wierzę w istnienie zbrodni bez kary. Jeżeli nie zostanę ukarany, nie będę zbrodniarzem, zostanę po prostu “dupkiem”, albo “chujem”, co byłoby zdecydowanie gorsze. Zbrodniarzy się resocjalizuje, ale chujem pozostaje się do końca życia.    Spacer zawsze uważałem za rodzaj modlitwy, za sposób na wprowadzenie siebie w ten sam trans, który inni osiągają powtarzaniem zdrowasiek albo buczeniem w pozycjach jogi, w trans wybijany po kolei na betonie, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, cały świat zamyka się w tych dwóch słowach, wszystko i wszyscy są ode mnie oddzieleni tylko pewną ilością lewych i prawych, ja jestem wszechświatem doświadczającym samego siebie, więc kroczę, i muszę kroczyć, lewa, prawa, lewa, prawa, pamiętam czasy lepsze, czasy zauroczeń, nowych doznań, czasy, kiedy ludzie sami wyciągali do mnie dłonie, ale to nie ma znaczenia, pomiędzy miłością a rozstaniem jest tylko x lewych i prawych. Uciekłem, skończyły się czasy Feaków, gościnności, zabawy, igrzysk, odpłynąłem na ostatnim statku, na tramwaju zwanym dorastaniem, z jednorazowym biletem i nosem spłaszczonym na szybie. Im dalej patrzyłem, tym bardziej mi się wydawało, że stoję, ale teraz, patrząc pod nogi, muszę uważać, aby nie stracić gruntu pod nogami, i cały czas próbuję za nim nadążyć, lewa, prawa, lewa, prawa, lewa, prawa. Kompletnie przemoczone włosy odgarnąłem z twarzy, wracając przez sekundę do klnięcia na krakowską pogodę, na brak kaptura, a przede wszystkim, na tę całą sytuację, na młode dziewczyny, na pożądanie, na bary na Kazimierzu, na szybki seks, oraz oczywiście - na samego siebie. Na mojej drodze krzyżowej mijałem kolejne stacje, pamiątki minionych wieczorów - bary, pasaże, uliczki, teraz wszystkie martwe, na tyle wiernie oddające obecny stan mojego ducha, że potrzebowałem chwili aby uświadomić sobie, że już za jakiś czas one z powrotem będą tętnić życiem, wypełnią się paczkami studentów, lanym piwem, dymem papierosów, głosami mniej i bardziej zrozumiałymi, rozmowami o wszystkim i o niczym, flirtami i odrzuceniem, słowem - życiem.  Złowieszcze to memento mori. Nic nie płynie, tylko ja przemijam, konsekwentnie kończąc i zaczynając następne ulice, a krakowskie bary będą trwać wiecznie, nigdy nie skończy się zabawa, choć dla mnie zabawy już nie ma, nigdy nie przestanie grać muzyka, chociaż ja już nie mogę jej słuchać. Kolejne bicia perkusji przechodząc mi przez tors nadały mojemu sercu tempo, którego wiem że nie będzie ono w stanie utrzymać. Kolejne wspomnienia zaczęły po kolei wypływać na wierzch, przykrywając sobą teraźniejszość, którą zamalowano jak na starych obrazach, aby na jej miejsce postawić coś o wiele piękniejszego.
    • za czerwonym słońcem łowiliśmy ryby czas mrugał jednym okiem na wyspie łotrów zawieszonych głowami w dół dzieliliśmy łuski jakby tego nie było przeszliśmy dalej nie mogąc znaleźć haczyka
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...