Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Natchnienie wisi wonną kiścią
Na kartce strugą lazurową
Pióro przelewa myśli mistrza
Kunsztownie przeobraża w słowo

Kazimierzowi Przerwa-Tetmajerowi

- - - - - -
dziękuję za komentarz

Opublikowano

widziałem twoją strone internetową - bardzo efektowna, ale - na boga - lej w samą mordę webmastera, który ją zrobił! W Internecie liczy się szybkość przede wszystkim, nikt nie bedzie czekał pięć minut, aż załaduje się strona, obrazeczki i flesh-bajerki.

Co do wiersza - jeśli miała to być kunsztowna miniaturka, to obowiązkowo moim zdaniem powinny być zestroje akcentowe, tutaj coś mi z zestrojami szwankuje.

Opublikowano

a wiesz, ile to jest 15 s? Wiesz ile przez ten czas można zrobić na tym forum, chociaż ono wcale do najszybszych nie należy (ale akurat ma prawo - są tu na pewno setki megabajtów tekstu)? 15 s na ładowanie czegokolwiek w dzisiejszym internecie to czas zupełnie, zupełnie niedopuszczalny!

Opublikowano

tak Sceptik
ale zapraszam na http://www.favouritewebsiteawards.com/
obejrzyj sobie tam strony.. ktore sie laduja po kilka minut
zawsze sa jakies straty :) nikt nikogo nie zmusza by czekal 15 sekund.. za ten czas moze np poprawic wlosy ;)

dziekuje za komentarz Strange World

Opublikowano

ogólnie ładne to; tylko jakoś tak barkuje mi interpunkcji, dodałabym kilka przecinków, mam też wrażenie, że stosowanie wielkich liter na poczatku każdego wersu nie jest konieczne;

moim zdaniem, jak na dedykację, tekst jest świetny; co do reszty, cóż... ale tak czy inaczej na dużego plusa ode mnie

pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Akceptuję tę krótką myśl i co tu ktytykować?

Po prostu, natchnienie jak natchnienie, raz jest, a raz go nie ma. Ale gdy go nie ma, to nie znaczy, że gdzieś uleciało i nie nadejdzie. Ono jest, tylko jakby zawieszone w powietrzu - w przestrzeni naszych myśli, naszej świadomości, dopiero kiedy przyjdzie czas, ręka z piórem wyłapie je i uporządkuje. To tak, jak z niespełnioną miłością do prześlicznej organistki - nie mylić z - "prześliczną wio-, wiolon-, wiolonczelistką la la la" :

Mówisz, że jest za dużo miłości w mych słowach,
jakże więc ją wydobyć, by ukoić duszę,
gdy ciebie mieć nie mogę i kochać nie mogę,
ciszą ją wykrzykuję i wylewam tuszem.
Dlatego z serca przez dłoń spływa po mym piórze,
by wsiąknąć w szkarłatną na organach różę..

Ale to tylko mała dygresja na temat...

A co do zestrojów akcentowych - Scepticowi chodzi o średniówkę, która w 4 wersie przypada:
kunsztownie przeo / braża w słowo,
a więc dzieli akurat wyraz, podczas gdy w poprzednich wersach jest 5/4 i słów nie dzieli... Jest to jednak tak błaha rzecz (nawet ożywiająca wiersz), że nie warto nad tym pracować, by cokolwiek zmieniać.

A co do interpunkcji - mogłaby być. Przecież Tetmajer ją stosował...

Podoba mi się Pozdrawiam Piast

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Tam, gdzie fale Bałtyku biją o piaszczysty brzeg, a wiatr szumi w starych kniejach, żył niegdyś dumny lud Prusów. Choć mieczem i ogniem narzucono im władzę Zakonu Krzyżackiego, w sercach wciąż pozostawali wierni dawnym panom: Słońcu, Księżycowi i Ziemi. Najświętszym miejscem pruskich plemion, ukrytym przed wzrokiem najeźdźców, była świątynia w Romowe. To tam, w cieniu wiekowych drzew, rezydowali potężni bracia: Perkun – władca gromów i Ugnis – pan świętego ognia.   Pewnego dnia bogowie ci, chcąc sprawdzić wierność swego ludu, przybrali postać zwykłych wędrowców. Przemierzali pruskie ostępy, zaglądając do wiosek i świętych gajów. Perkun kroczył z podniesionym czołem i uśmiechem, widząc, że wiara przodków wciąż tli się w sercach ludu mimo krzyżackiego panowania. Ugnis jednak chmurzył się z każdym krokiem. Jego bystre oko dostrzegło, że w wielu gajach święte ogniska przygasły, a opieka nad żywiołem ognia zeszła na dalszy plan. W sercu boga zaczęła kiełkować zazdrość i uraza.   Tymczasem na ziemiach tych pojawił się nowy cień – komtur krzyżacki Mirabilis. Podstępny ten rycerz, władający z drewnianego zamku Lenceberg nad Zalewem Wiślanym, uknuł plan okrutny i krwawy. Rozesłał posłańców do najznamienitszych pruskich rodów, zapraszając wodzów i starszyznę na wielką ucztę. Obiecywał pokój i braterstwo, a zwabieni wizją końca walk, Prusowie przybyli tłumnie, nie przeczuwając zdrady.   Stoły ugięły się od jadła i napitków, a gwar rozmów wypełnił salę biesiadną. Lecz gdy uczta dobiegała końca, a umysły gości były już mętne od miodu i wina, Mirabilis wraz ze swoją świtą chyłkiem opuścił komnatę. Na jego znak ciężkie wrota zatrzasnęły się z hukiem, a rygle opadły. Po chwili pod drewniane ściany podłożono ogień. Gdy pierwsze płomienie zaczęły lizać ściany, a dym gryźć w oczy, Prusowie zrozumieli, że znaleźli się w śmiertelnej pułapce. W obliczu straszliwej śmierci, ich głosy zlały się w jeden potężny krzyk rozpaczy. Wznosili modły do potężnego Perkuna, błagając go o ratunek przed żarem, który trawił ich ciała.   Perkun, będąc wciąż w pobliżu, usłyszał wołanie swego ludu. Jego serce ścisnęło się z żalu, lecz nie miał władzy nad płomieniami. Zwrócił się więc do towarzysza: — Bracie Ugnisie! Powstrzymaj żarłoczne języki! Nie pozwól, by ten zdradziecki ogień strawił naszych wiernych! Lecz Ugnis, pamiętając zaniedbane paleniska w świętych gajach i słysząc, że konający wzywają tylko imienia Perkuna, odwrócił wzrok. Zazdrość o sławę brata, którą ten cieszył się nawet wśród dalekich Słowian, zaślepiła go. — Nie do mnie wołają, więc nie ja im pomogę — rzekł chłodno, pozwalając, by pożoga dokończyła dzieła zniszczenia.   Widząc nieugiętość brata, Perkun podjął błyskawiczną decyzję. Nie mógł ocalić ciał, które zamieniały się w popiół, lecz mógł ocalić to, co najcenniejsze. Zanim ostatnie tchnienie uszło z piersi Prusów, bóg gromu chwycił ich dusze i przeniósł je w pobliskie, potężne dęby. Drzewa, przyjmując w siebie cierpienie płonących ludzi, w jednej chwili zmieniły swój kształt. Ich pnie powykręcały się w agonii, a konary skurczyły, przypominając ramiona wzniesione w błagalnym geście.   Od tamtego strasznego dnia, żaden Prus nie ważył się podnieść siekiery na te sękate dęby. Wierzono, że drzewa te czują ból tak samo jak ludzie, a w ich wnętrzu wciąż żyją zaklęci przodkowie. Zniszczenie takiego dębu skazałoby duszę na wieczną, mściwą tułaczkę po świecie. I choć minęły wieki, a po zamku Lenceberg nie został nawet kamień, gdzieniegdzie na dawnych pruskich ziemiach wciąż stoją samotne, powykręcane dęby. Mają już ponad tysiąc lat i wciąż szumią dawną pieśń. Gdy mijasz takie drzewo, wstrzymaj krok i pochyl czoło. Pamiętaj, że nie są one naszą własnością. Należą wciąż do dusz, które przetrwały ogień zdrady.  
    • @Omagamoga czasami to świat jeździ nim popychany ręką depotów po piaskownicy.
    • @Laura Alszer Zmysłowy, luksusowy wiersz. Ta "ekskluzywność" żyrandoli i "kosmos w kolorowym szkiełku" to piękny kontrast – wielkie zawarte w małym, dostępne tylko wybranych. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Waldemarze, są też łzy szczęśliwe, takie z radości. 
    • @huzarc Ten wiersz nie jest dla mnie o przeznaczeniu, a już na pewno nie o jakiejś wyższej konieczności. Bardziej o pamięci, która wraca nocą - o obrazie, który nie chce odejść i który człowiek nosi w sobie dłużej niż trwa sama walka.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...