Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Łysy nie Kapuje.


W barze Pod Brzozą Leśną
księżyc zamieszkał samotnie
co dnia zasypiał na ławie
z dębu i piwa żądał kufelek.

Bufetowa zza balkonu piersi
nalewak pieści ozłoconą dłonią
jakby wodę dolewaną w piwo
chciała zaczarować dotykiem.

Leśnym wieczorem mech pachnie
i drzewa szumią o nocy ciemnej
Mieszkańcy lasu zapalili świece
by księżyc drogę na niebo odnalazł.

Dobrze mu w barze, słońce nie goni
a piwo z sokiem zastępuje gwiazdy.
Bufetowa piersi za góry przedstawia
księzyc jak dawniej, co noc je pieści.


Noe-Gd Gdańs15-03-06 20:23 [email protected]

Opublikowano

SKANDAL!
Chlopaki, uspokujcie sie. Wypisujecie kompletne bzdury! Bawisz sie, Noe- Gd, w "Matke Polke" ?
Nie osmieszajcie sie, historia w Waszym, plytkim rozumieniu, naprawde moze wpedzic czlowieka w kompleksy. Jestescie... Boze, brak mi slow!
nie pozdrawiam serdecznie

Opublikowano

Chryste, czuję się jak na zjeździe LPR-u.

Wiersz jest tak wtórny i patetyczny że szkoda gadać. Pewnie zaraz polecisz się wyżyć pod moje stare wiersze... żenujące to wszystko. Jeszcze bardziej że są tacy, którzy się dają nabrać na taką demagogię.

Nie rozumiem koncepcji odpierania ataków na własny wiersz, poprzez wypominanie krytykowi jego. Mozesz to objasnic? jakie ma znaczenie jak piszę ja, albo sceptic (chociaż jest lata świetlne przed Toba)?

Opublikowano

tekst byc może ciekawy ale jego "wyłożenie" jak powiadasz mnie załamało
prawde powiedziawszy był dla mnie interesujący do momentu kiedy przeczytałem twoje "wyłożenie "
powiedzmy sobie szczerze jeśli w kwesti poezji możesz twierzdic że odskoczyłeś od nas wszystkich na dwie długości ( istnieją co prada spory w którą strone odskoczyłeś ) to jeśli chodzi o historie to zatrzymałeś sie na poziomie ósmej klasy "starej " podstawówki
to jak bredzisz o naszej historii daje mi podstawy aby sądzić że edukacje w szkole pdstawowej zakończyłeś raczej przed '95 rokiem a od tego czasu pojawiło sie wiele publikacji które - gdyby ci się chciało po nie siegnąć - rozjaśniły by ci umysł w tym względzie , a tak swoją analizą zadźgałeś całkiem całkiem kawałek
"rozpijanie chłopa " - tym to zajebałeś chłopie jak dzik w sosne ;-))))))

a tak a'propos
może napisz coś o " ku pokrzepieniu serc " w końcu jak byś wieszczem to pełną gembą


kop

Opublikowano

Noe:

gratuluję biegłej znajomości tropów poetyckich! No i rozchwiania ideologicnego: sam niedawno pisałeś wiersze o wydmach samozadowolenia i przechadzającym sie po nich lodziarzu :D W ogóle od kiedy to masturbacja jest czymś, czego należy się wstydzić? Ja się bynajmniej nie wstydzę.

piotr:

uprzejmie proszę:
przykładem polskiego socjaldemokraty jest Marek Borowski.
komunisty - Wojciech Jaruzelski :D
konserwatysty - Maciej Giertych
liberała - i tu najgorzej; za partię umiarkowanie liberalną jest uważana PO, jednak liberalizm w ich wydaniu jest dla wielu niezadowalający. W takim razie pozostaje - Janusz Korwin Mikke, nie tylko jako liberał, ale nawet jako libertarianin.

Oczywiście nie ma ludzi zupełnie "jednostronnch" - i to dobrze. Współczesna polityka wymaga pewnej elastyczności i kompromisowości. Właśnie - kompromisowość - słowo obce twoim ukochanym braciom Kaczyńskim...

Radziłbym trochę poczytać - to porządkuje jezyk i myślenie. Bo najpierw piszesz, że Radio Maryja zostawiasz mnie, a potem, że moim bożyszczem jest Tusk, że jestem kosmopolitą itd... Gdzie tu logika?

Opublikowano

więcej wierszy nie będę wykładał i muszę coś lżejszego wklejać bo mózgi wam parują...po 1995 historia się zmieniła? zabory mieliśmy 3 lata a nie 123? powstań nie było? itp nie?
Jałty nie było? nic nie było. weź w kilku napadaj sąsiada ,pal ,grab ,ojca zabij itd itd. zobaczysz co z dzieci wyrośnie - to samo jest z Polską.

Opublikowano

patos jest tani i zgrany. Po co mowić:

Jakże pięknie rydwan Heliosowy mieni się w owocach Hery!

skoro można powiedzieć:

słońce świeci na pole i ładnie to wygląda.

Uderza w patos - we współczesnej poezji - ten, kto nie ma nic do powiedzenia. Barierę "klasycznej estetyki" przełamano już dość dawno temu.

Opublikowano

panie sceptic panu się komentarze ''pokiełbasiły'' nie stwierdziłem że radio maryja pozostawiam panu tylko że mam je w dupie jak całą politykę-czy ja już czasami nie pisałem żeby czytał pan ze zrozumieniem!!!
o ile sobie przypominam to napisał pan Noe-nieprawdaż panie Noe

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Przygniata mnie ten ciężar nocy. Siedzę przy stole w pustym pokoju. Wokół morze płonących świec. Poustawianych gdziekolwiek, wszędzie. Wiesz jak to wszystko płonie? Jak drży w dalekich echach chłodu, tworząc jakieś wymyślne konstelacje gwiazd?   Nie wiesz. Ponieważ nie wiesz. Nie ma cię tu. A może…   Nie. To plączą się jakieś majaki jak w gorączce, w potwornie zimnym dotyku muskają moje czoło, skronie, policzki, dłonie...   Osaczają mnie skrzydlate cienie szybujących ciem. Albo moli. Wzniecają skrzydłami kurz. Nie wiem. Szare to i ciche. I takie pluszowe mogło by być, gdyby było.   I w tym milczeniu śnię na jawie. I na jawie oswajam twoją nieobecność. Twój niebyt. Ten rozpad straszliwy…   Za oknami wiatr. Drzewa się chwieją. Gałęzie…. Liście szeleszczą tak lekko i lekko. Suche, szeleszczące liście topoli, dębu, kasztanu. I trawy.   Te trawy na polach łąk kwiecistych. I na tych obszarach nietkniętych ludzką stopą. Bo to jest lato, wiesz? Ale takie, co zwiastuje jedynie śmierć.   Idą jakieś dymy. Nad lasem. Chmury pełzną donikąd. I kiedy patrzę na to wszystko. I kiedy widzę…   Wiesz, jestem znowu kamieniem. Wygaszoną w sobie bryłą rozżarzonego niegdyś życia. Rozpadam się. Lecz teraz już nic. Takie wielkie nic chłodne jak zapomnienie. Już nic. Już nic mi nie trzeba, nawet twoich rąk i pocałunku na twarzy. Już nic.   Zaciskam mocno powieki.   Tu było coś kiedyś… Tak, pamiętam. Otwieram powoli. I widzę. Widzę znów.   Kryształowy wazon z nadkruszoną krawędzią. Lśni. Mieni się od wewnątrz tajemnym blaskiem. Pusty.   Na ścianach wisiały kiedyś uśmiechnięte twarze. Filmowe fotosy. Portrety. Pożółkłe.   Został ślad.   Leżą na podłodze. Zwinięte w rulony. Ze starości. Pogniecione. Podarte resztki. Nic…   Wpada przez te okna otwarte na oścież wiatr. I łka. I łasi się do mych stóp jak rozczulony pies. I ten wiatr roznieca gwiezdny pył, co się ziścił. Zawirował i pospadał zewsząd z drewnianych ram, karniszy, abażurów lamp...   I tak oto przelatują przez palce ziarenka czasu. Przelatują wirujące cząsteczki powietrza. Lecz nie można ich poczuć ani dotknąć, albowiem są niedotykalne i nie wchodzą w żadną interakcję.   Jesteś tu we mnie. I wszędzie. Jesteś… Mimo że cię nie ma….   Wiesz, tu kiedyś ktoś chodził po tych schodach korytarza. Ale to nie byłaś ty. Trzaskały drzwi. Było słychać kroki na dębowym parkiecie pokoi ułożonym w jodłę.   I unosił się nikły zapach woskowej pasty. Wtedy. I unosi się wciąż ta cała otchłań opuszczenia, która bezlitośnie trwa i otula ramionami sinej pustki.   I mówię:   „Chodź tutaj. Przysiądź się tobok. Przytul się, bo za dużo tej tkliwości we mnie. I niech to przytulenie będzie jakiekolwiek, nawet takie, którego nie sposób poczuć”.   Wiesz, mówię do ciebie jakoś tak, poruszając milczącymi ustami, które przerasta w swojej potędze szeleszczący wiatr.   Tren wiatr za oknami, którymi kiedyś wyjdę.   Ten wiatr…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-12-10)    
    • Singli za dużo, to 1/3 ludności. Można się cieszy, że tyle jest wolnych. W każdym wieku ludziom kogoś brakuje.
    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...