Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

a kiedy minął wrzesień było już tylko gorzko


Rekomendowane odpowiedzi

słuchałem szelestu liści
jak nocnych duchów za oknem
klucz ciągle tkwił pod wycieraczką
niepewny zastygłych dotknięć

oliwiłem zamki wyciągałem drzazgi
za drzwiami rosły kopczyki śniegu
jakby mogły stać się drogowskazem
mapą nawołującą do powrotu

a droga nieskończenie biała
bez śladów płóz i końskich kopyt
błyszczała diamentami szronu

butwiały lniane prześcieradła
skrzypiały okiennice pleśnią
a zapach topionego drewna
natrętnie wsiąkał w każdy skrawek

korniki i polne myszy
walczyły o podział zysków
aż spływał z sufitu złoty pył
wirowały płatki farb jak konfetti

ostatni sopel wsiąkał w brunatny brzuch ziemi
podwórze rozbłysło skrzydłami jaskółek
kręciły pośpiesznie suche źdźbła
uwijały się jak w ukropie

trzeba było przełamać chłód
wstać i spojrzeć w zmrużone oczy słońca

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje się, że sam pan nie wiedział do końca o co tu chodzi - tak to czytam.
Takie coś obok siebie dokumentuje moje podejrzenie:
"a droga nieskończenie biała
bez śladów płóz i końskich kopyt
błyszczała diamentami szronu

butwiały lniane prześcieradła
skrzypiały okiennice pleśnią"
"diamenty szronu" etc - to standardy "P-oezji", czyli niewiele znaczące ozdobniki.
"prześcieradła" etc są po prostu zapisane, ok.
"okiennice skrzypiące pleśnią" - opisują i mówią coś jeszcze, są pana własne (?).
Zatem: albo autorowi brakuje konsekwencji (ma być słodki obrazek, realny opis czy świat wykreowany?), albo autor nie kontroluje środków wyrazu (wiersz się pisze niejako sam obok autora).
Banalność początku i końca tekstu skłania mnie do zaryzykowania ;)
[color=red]Q[/color]
dyg
b

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zatem: albo autorowi brakuje konsekwencji (ma być słodki obrazek, realny opis czy świat wykreowany?), albo autor nie kontroluje środków wyrazu (wiersz się pisze niejako sam obok autora).
Banalność początku i końca tekstu skłania mnie do zaryzykowania ;)
Q
dyg
b
==================================================
Panie Bezet, proszę wyjaśnić ten niby żart ;) skrót z czerwona literką Q.
Nie panimaju.

A jeśli chodzi o wiersz, no cóż? Ten jest na pograniczu, pomiędzy światem
realnym a tym wyimaginowanym, one łączą się ze sobą, zazębiają, uzupełniają
nie tylko w wierszach.


"W jakim wymiarze cię ogarnąć
kiedy krew już nie wzrusza ciała
kanty sprzętów są zimne
a lepki sen wypada szybko z ust?"

---
kłaniam się po trotuar i dygam przepisowo :-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

A, i jeszcze, Panie Bezet, nawiązując do poprzedniego komentarza,
znalazłem wiersz pt. Autoportret w wannie z 1982 roku znanego
Panu autora, w którym odkryłem odniesienie do powyższego wiersza,
a mianowicie : "węzeł na wiotkiej nocy"," świat dwóch biegunów
narzuca realia", " ekstaza wieczorna" - i, "zamiast dwóch aniołów
trzeci - w kolejce po piwo", "ściany blizny", "brud, czystość,
zdrowie i choroba". wszystko to, upoważnia mnie do stwierdzenia,
że świat realny i wyimaginowany WYKREOWANY w puszcza
autora i czytelnika w przysłowiowe maliny. Bo wiersz żyje sobie.
Autor sobie a czytelnik sobie. W oddaleniu, z perspektywy,
jakby nie było, 24 lat z okładem (?!) pozdrawiam.:-)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czyli tak, jak podejrzewałem ;)
Przy czym mój postjest spekulacją (pytaniem) i w dodatku traktuje bardziej o formiezapisu (wyrażeniach, metaforach). Pogrzebał Pan i owszem - wraca moda na lata osiemdziesiąte? (z tym, że Ten autor pisał To trochę wcześnie ;)
I nie o przeciwieństwo wymieszania tych światów mi szło,ale o odpuszczenie skupienia i rozproszenie uwagi w poszukiwaniu własnego(!) zapisu.
Mogę się mylić - jest rzeczą ludzka.
pzdr. b
PS. ta literka to rodzaj zabawy konkursowej (tu: może lekkiej prowokacji w stronę wydobycia z autora głosu ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a konkretnie - to jaki zarzut?
prowokacja udana?
głos wołającego na puszczy: przywołuje, przeraża, zniechęca.
a może tylko echo na wołanie moje odpowiada
pozdrawiam
Jeśli poczuł się Pan prześladowany - przepraszam
TO nie był zarzut - uwagi do wiersza są wyżej.
Cała sytuacja robi się zbyt nabrzmiała, chyba bez powodu?
pzdr. b
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Widzi Pan, nie zajmuję się modą, również w poezji nie śledzę trendów. nie wzoruję się na latach osiemdziesiątych. próbuję własnych środków. wszelkie podobieństwa stylu, formy, tematu, o ile to możliwe, są niezamierzone. ale las rośnie wszędzie, w podobny sposób. i różnice w wyglądzie widoczne gołym okiem, zależą od tego, czy sadzonki zostały posadzone w szkółkach, uformowane w szeregach, zabezpieczane przed szkodnikami, traktowane z uwagą, czy rozproszone po całym lesie, samosiejki. pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



a konkretnie - to jaki zarzut?
prowokacja udana?
głos wołającego na puszczy: przywołuje, przeraża, zniechęca.
a może tylko echo na wołanie moje odpowiada
pozdrawiam
Jeśli poczuł się Pan prześladowany - przepraszam
TO nie był zarzut - uwagi do wiersza są wyżej.
Cała sytuacja robi się zbyt nabrzmiała, chyba bez powodu?
pzdr. b

a powinienem?
nie, nie czuję się prześladowany - cóż za pomysł.
jestem tak długo w sieci, od tak dawna zajmuję się poezją...
nie jestem wyrocznią, chyba nikt nie jest.
bardzo mi miło, że zechciał Pan zwrócić uwagę na mój tekst.
każdy pretekst do dialogu, istotny. szczególnie, że z tak
uznanym Poetą. czuję się zaszczycony:)). pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wie Pan, a ja poczułem się głupio, bo nie jestem żadnym uznanym poetą.
Zresztą, skoro jest Pan w sieci długo (ja krótko - 2 lata), to powinien Pan wiedzieć, że tu jest taka równość, że aż niesprawiedliwa ;)
Sądzę jednak, że nie wolno się godzić na wszystkie warunki, które sieć stwarza i narzuca, w sprawie poezji czy też wierszy, np. szybie czytanie lub "naoczne" (żeby zacytować pana) oglądanie. W wielu wypadkach to zwodzi. Każdy czyta po swojemu - to jasne, ale istotne jest nastawienie. Trudno jest czasem odzielić się od pory dnia, pogody, nastroju - zarówno w czytaniu, pisaniu, komentowaniu czy rozmowie. Mowię tu o konieczności stosowania dużego marginesu na działanie tych okoliczności (który nie jest konieczny w rozmowie twarzą w twarz czy nawet w liście papierowym do osoby "znanej").
Moje uwagi, jak pisałem, były próbą spekulacji - odczytania zamysłu Pana wiersza (bo samosiejki samosiejkami, ale rośnięcie to jakaś praca - dla każdego ;)
To miłe, że zna Pan moje wiersze (taże? te stare), ale - one, moim zdaniem, nijak się mają do Pana wiersza i tej dyskusji. Gdybym się ich wstydził, to bym nie robił strony i ukrywał swoje dane. Jednak chyba ich roztrząsanie pod Pana tekstem mija się z celem.
Pozostaję w nadziei na kolejne wrtualne spotkanie z Pana poezją, może mniej dramatryczne, choć niekoniecznie ;)
pzdr. b
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To miłe, że zna Pan moje wiersze (taże? te stare), ale - one, moim zdaniem, nijak się mają do Pana wiersza i tej dyskusji. Gdybym się ich wstydził, to bym nie robił strony i ukrywał swoje dane. Jednak chyba ich roztrząsanie pod Pana tekstem mija się z celem.
Pozostaję w nadziei na kolejne wrtualne spotkanie z Pana poezją, może mniej dramatryczne, choć niekoniecznie ;)


Witam, jednak internet ma to do siebie, że trudno się porozumiewać...

One (no te wiersze pańskie), nijak się mają do mojego tekstu (!)
(gdzieżbym śmiał dokonywać porównań); zauważyłem tylko temat
na granicy fantazji/snu i rzeczywistości, który pojawia się w obu
wierszach. Nic ponad to. I bez urazy; ja też nie wstydzę się swoich.
Ale miło jest poznać przemyślane opinie czytelnika, a w szczególności
takiego, który również pisze, a więc zna "ból twórczy".
pozdrawiam, j.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • (...)   Zacznę od tego, że kiedyś znałem dziewczynę, która była katoliczką.. to znaczy.. z początku nie była. Chodzi o to, że kiedy się poznaliśmy to raczej sporadycznie chodziła do kościoła, żyła tak w miarę normalnie - tu impreza, tu jakieś kino albo koncert. Wszystko wyglądało z zewnątrz pięknie: żadnych skrajności, pijaństwa, czasami mieliśmy jakieś igraszki intymne (ale bez sexu czy jakiejś jawnej stymulacji - raczej głębokie pocałunki, czasami wesołe spontaniczne uciskanie - bo to był początek naszej znajomości). No i wszystko było ładnie pięknie, było miło - flirt(ale taki raczej dziecinny), czułości (ale niestety bez szeptania sobie bo miała wadę słuchu). No i czas leciał. Ale po kilku miesiącach znajomości ona zżyła się z koleżanką z ławki szkolnej, która była głęboko wierzącą katoliczką (nie aż tak głęboko, jak zobaczysz za chwilę w porównaniu do tej mojej dziewczyny). I wszystko szłoby dobrą drogą gdyby nie fakt, że całą dogmatykę Kościoła Katolickiego łyknęła jak pelikan rybę. Bezkrytycznie, bez namysłu, bez jakiejkolwiek wątpliwości czy cienia sceptycyzmu, po prostu tak jak wgrywasz pliki na dysk twardy, tak do jej głowy wlazło wszystko co tylko przeczytała lub nawet zasłyszała w kościele. Wiadomo.. jak człowiek zindoktrynowany to chce indoktrynować innych.. więc się zaczęło - "czystość przedmałżeńska", "komunia święta", "spowiedź", "trójca święta", "siedem grzechów głównych", "zbawienie z uczynków i z wiary", mógłbym długo wymieniać ale to jest tak toporne wszystko, tak niespójne i takie po prostu "unbearable" (z ang. "nieznośne", chociaż po angielsku to brzmi lepiej bo nie tylko oznacza, że coś jest nieznośne, co po prostu n Zacznę od tego, że kiedyś znałem dziewczynę, która była katoliczką.. to znaczy.. z początku nie była. Chodzi o to, że kiedy się poznaliśmy to raczej sporadycznie chodziła do kościoła, żyła tak w miarę normalnie - tu impreza, tu jakieś kino albo koncert. Wszystko wyglądało z zewnątrz pięknie: żadnych skrajności, pijaństwa, czasami mieliśmy jakieś igraszki intymne (ale bez sexu czy jakiejś jawnej stymulacji - raczej głębokie pocałunki, czasami wesołe spontaniczne uciskanie - bo to był początek naszej znajomości). No i wszystko było ładnie pięknie, było miło - flirt(ale taki raczej dziecinny), czułości (ale niestety bez szeptania sobie bo miała wadę słuchu). No i czas leciał. Ale po kilku miesiącach znajomości ona zżyła się z koleżanką z ławki szkolnej, która była głęboko wierzącą katoliczką (nie aż tak głęboko, jak zobaczysz za chwilę w porównaniu do tej mojej dziewczyny). I wszystko szłoby dobrą drogą gdyby nie fakt, że całą dogmatykę Kościoła Katolickiego łyknęła jak pelikan rybę. Bezkrytycznie, bez namysłu, bez jakiejkolwiek wątpliwości czy cienia sceptycyzmu, po prostu tak jak wgrywasz pliki na dysk twardy, tak do jej głowy wlazło wszystko co tylko przeczytała lub nawet zasłyszała w kościele. Wiadomo.. jak człowiek zindoktrynowany to chce indoktrynować innych.. więc się zaczęło - "czystość przedmałżeńska", "komunia święta", "spowiedź", "trójca święta", "siedem grzechów głównych", "zbawienie z uczynków i z wiary", mógłbym długo wymieniać ale to jest tak toporne wszystko, tak niespójne i takie po prostu "unbearable" (z ang. "nieznośne", chociaż po angielsku to brzmi lepiej bo nie tylko oznacza, że coś jest nieznośne, co po prostu nie jest człowiek w stanie wyobrazić sobie ciężaru jaki na nim spoczywa gdyby chciał wypełnić te wszystkie czysto zmyślone wymagania). Byłem tak tym wszystkim zmanipulowany, obwiniony że dochodziło nawet do sytuacji, że byłem w spowiedzi 4 razy w tygodniu (codziennie pod rząd) po to by wyspowiadać się z tego, że miałem mimowolną ejakulację (bo jak wiadomo masturbacja to grzech przeciwko życiu). Ja oczywiście sugerowałem się tym, co miałem w sercu - uczuciami, chęcią postawienia kroku dalej (niekoniecznie nawet chodziło mi o to, żeby, mówiąc kolokwialnie: "włożyć", co po prostu sobie wzajemnie ulżyć - wiesz o co chodzi). Do tego ona zaczęła negować wszelkie moje preferencje i twierdzić, że jestem obrzydliwy, nienormalny i chory psychicznie. Robiła tak za każdym razem, kiedy ja się jej zwierzałem z no... najskrytszych pragnień. W końcu mnie zostawiła na skraju wytrzymałości psychicznej, gdzie byłem o włos od rzucenia się balkonu, z kompleksami, brakiem jakiejkolwiek wiary w siebie. Miały w ogóle miejsce straszne akcje pod koniec naszego związku. W desperackim poszukiwaniu miłości uciekłem 250km żeby spotkać się z kobietą, którą poznałem przez Internet - było to w przerwie, kiedy myślałem że już na dobre rozstałem się z tą pierwszą. Jak się domyślasz - zostalem na lodzie. Potem jeszcze na krótki czas wróciliśmy do siebie, i to właśnie wtedy - psychicznie mnie dobiła. Ja zupełnie odciąłem się od kościoła katolickiego nie widząc tam ani prawdy, ani miłości, ani żadnego Jezusa ani niczego, co dobre, szczere i szlachetne. Jedynie potworna hipokryzja i obłuda, których obraz miałem na przedstawionym obrazku. Tak się przedstawia tło. Moja wizja, a właściwie "sen na jawie" przedstawiał ją jako zakonnicę. Mam toaletę za zakrętem wychodząc z pokoju, tam po lewej mam stół do prasowania, dalej jest umywalka, po prawej mam tam wannę, a dalej jest pralka i ubikacja. Na końcu jest okno od północy. Całe pomieszczenie jest dość długie, więc przy samym wejściu i w miejscu, gdzie stoi wanna jest dość ciemno. W tej wizji, ja patrząc z naprzeciwległego do okna rogu na suficie, widziałem, że ze wszystkich elementów wyposażenia i wystroju (bo nawet firanek tam już nie było) pozostała tylko wanna - ogromny pojemnik wykonany z takiego samego materiału jak zazwyczaj kropielnice przy wejściu do kościoła (taki szary, chropowaty marmur). Miał profil wanny ale był dwa razy wyższy i znacznie szerszy. W tej wizji ona stała przy oknie i była noc, a światło w tym pomieszczeniu nie dochodziło z żadnego fizycznego źródła. Po prostu było jasno ale nie tak jasno, żeby dostrzeć jakikolwiek szczegół - wszystko było nieco przyćmione, a światło było takie jakby "ciemne". I podeszła do tej wanny i weszła do niej, powoli, wkładając najpierw jedną nogę, potem drugą by w końcu zanurzyć się cała. Zanurzyć się w wannie po brzegi wypełnionej starym nasieniem, wymieszanym z innymi nieczystościami - kałem i brudem z całej tej łazienki. Wiesz, pisząc to nawet teraz - po chyba już 8 latach jak to widziałem oczami wyobraźni - odczuwam tak wielką odrazę, że dosłownie mnie mdli. Nie wiem czy wiesz jaki zapach ma stare męskie nasienie (ja niestety wiem, bo kiedyś zapomniałem wymienić pościeli w łóżku) i czy jesteś sobie to w stanie wyobrazić ale ja połączyłem kropki i ostatecznie stwierdziłem, że nigdy z własnej woli do kościoła już nie pójdę. ie jest człowiek w stanie wyobrazić sobie ciężaru jaki na nim spoczywa gdyby chciał wypełnić te wszystkie czysto zmyślone wymagania). Byłem tak tym wszystkim zmanipulowany, obwiniony że dochodziło nawet do sytuacji, że byłem w spowiedzi 4 razy w tygodniu (codziennie pod rząd) po to by wyspowiadać się z tego, że miałem mimowolną ejakulację (bo jak wiadomo masturbacja to grzech przeciwko życiu). Ja oczywiście sugerowałem się tym, co miałem w sercu - uczuciami, chęcią postawienia kroku dalej (niekoniecznie nawet chodziło mi o to, żeby, mówiąc kolokwialnie: "włożyć", co po prostu sobie wzajemnie ulżyć - wiesz o co chodzi). Do tego ona zaczęła negować wszelkie moje preferencje i twierdzić, że jestem obrzydliwy, nienormalny i chory psychicznie. Robiła tak za każdym razem, kiedy ja się jej zwierzałem z no... najskrytszych pragnień. W końcu mnie zostawiła na skraju wytrzymałości psychicznej, gdzie byłem o włos od rzucenia się balkonu, z kompleksami, brakiem jakiejkolwiek wiary w siebie. Miały w ogóle miejsce straszne akcje pod koniec naszego związku. W desperackim poszukiwaniu miłości uciekłem 250km żeby spotkać się z kobietą, którą poznałem przez Internet - było to w przerwie, kiedy myślałem że już na dobre rozstałem się z tą pierwszą. Jak się domyślasz - zostalem na lodzie. Potem jeszcze na krótki czas wróciliśmy do siebie, i to właśnie wtedy - psychicznie mnie dobiła. Ja zupełnie odciąłem się od kościoła katolickiego nie widząc tam ani prawdy, ani miłości, ani żadnego Jezusa ani niczego, co dobre, szczere i szlachetne. Jedynie potworna hipokryzja i obłuda, których obraz miałem na przedstawionym obrazku. Tak się przedstawia tło. Moja wizja, a właściwie "sen na jawie" przedstawiał ją jako zakonnicę. Mam toaletę za zakrętem wychodząc z pokoju, tam po lewej mam stół do prasowania, dalej jest umywalka, po prawej mam tam wannę, a dalej jest pralka i ubikacja. Na końcu jest okno od północy. Całe pomieszczenie jest dość długie, więc przy samym wejściu i w miejscu, gdzie stoi wanna jest dość ciemno. W tej wizji, ja patrząc z naprzeciwległego do okna rogu na suficie, widziałem, że ze wszystkich elementów wyposażenia i wystroju (bo nawet firanek tam już nie było) pozostała tylko wanna - ogromny pojemnik wykonany z takiego samego materiału jak zazwyczaj kropielnice przy wejściu do kościoła (taki szary, chropowaty marmur). Miał profil wanny ale był dwa razy wyższy i znacznie szerszy. W tej wizji ona stała przy oknie i była noc, a światło w tym pomieszczeniu nie dochodziło z żadnego fizycznego źródła. Po prostu było jasno ale nie tak jasno, żeby dostrzeć jakikolwiek szczegół - wszystko było nieco przyćmione, a światło było takie jakby "ciemne". I podeszła do tej wanny i weszła do niej, powoli, wkładając najpierw jedną nogę, potem drugą by w końcu zanurzyć się cała. Zanurzyć się w wannie po brzegi wypełnionej starym nasieniem, wymieszanym z innymi nieczystościami - kałem i brudem z całej tej łazienki. Wiesz, pisząc to nawet teraz - po chyba już 8 latach jak to widziałem oczami wyobraźni - odczuwam tak wielką odrazę, że dosłownie mnie mdli. Nie wiem czy wiesz jaki zapach ma stare męskie nasienie (ja niestety wiem, bo kiedyś zapomniałem wymienić pościeli w łóżku) i czy jesteś sobie to w stanie wyobrazić ale ja połączyłem kropki i ostatecznie stwierdziłem, że nigdy z własnej woli do kościoła już nie pójdę.   (...)
    • @JWF Wiesz nawet trochę mnie natchnąłeś i na bazie fascynującej historii Nicka Cave'a doszedłem do czegoś co jest jakimś takim podsumowaniem, a ja bardzo lubię podsumowania nawet jeśli nikt nich ode mnie nie chce - moim zdaniem klue to - gen apogeum. I jak masz w jakiejś dziedzinie, a jest ich co niemiara taki gen no to sukces.   
    • w niezgłębionej przestrzeni zasypiasz lipy schłostane nocnym deszczem szepcą o rozgwieżdżonym niebie na którym tyle wydeptanych ścieżek w pustce która jest ogromna nigdy niewypowiedziane pragnienia pachną człowiekiem ciemnozłota jasność wschodu słońca wygładza ostre kształty i zmienia obłoki   w plastry miodu  
    • @Leszczym @violetta @malwinawina @Łukasz Jasiński Dzięki za odwiedziny i serduszka!
    • @Adaś Marek Czasem na pewno lepiej nie wiedzieć a może po prostu nie warto się męczyć szukając odpowiedzi, której nie można uzyskać.   @Leszczym Racja. Może lepiej się po prostu z tym pogodzić.   @Jacek_Suchowicz Dzięki! :)   @MIROSŁAW C. Dziękuję za komentarz :)   @Yavanna @słone paluszki @Poezja to życie @Rafael Marius @malwinawina Dziękuję za odwiedziny i serduszka :)    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...