Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Spotkaliśmy się w średniej klasy barze. Zielona tapeta wyraźnie za nic miała czerwone dywany. Tak. Czuliśmy się jak gwiazdy. Ja i ona. Miedzy wyżerającym płuca dymem, spojrzeniami zboczeńców i miejscowych meneli wymienialiśmy uśmiechy. Jestem pewien, że na ulicy jeszcze nigdy nikt się za nią nie obejrzał. Ale nie tu. Tu była wydarzeniem. Była kimś. Szybko zamieniałem wysuszony tytoń na kłębiaste chmury potęgując tym samym efekt płonącego pokoju. Dodawałem sobie animuszu strosząc się jak paw, masturbowała mnie świadomość , że jestem zdobywcą. Bez zbędnych ruchów, niewygodnych min delektowałem się czystą rozrabianą pewnie przez barmana w proporcjach pół na pół z wodą. Chodzi o to, że nie zamieniliśmy ani słowa a wiedziałem, że mógłbym ją mieć – jak większość kobiet z którymi nie spałem. Wóda roztapiała mi żołądek delikatnie masując krtań. Rozgrzewała. Dlaczego w tych pieprzonych barach puszczają amerykańskie piosenki. Nie rozumiem ich tak bardzo jak braku pieniędzy na następną kolejkę. Albo ochoty na nią. Podeszła i najbanalniej na świecie pocałowała mnie w ucho prześlizgując się delikatnie po udzie, brzuchu, torsie i prawym ramieniu. Bawiła się mną. Patrzyła prosto w oczy. Wzrok miała zalany albo smutny – było w niej coś czego nie rozumiałem. Nie mogłem przewidzieć. Tak samo mogła zaraz zaciągnąć mnie do łóżka jak dać w ryj.
Zaczęliśmy tańczyć i wtedy tak naprawdę czułem że mam wszystko w dupie .Byłem pijany, miałem za sobą sto tysięcy kroków a każdy z nich przenosił mnie głębiej- zapominałem się. Była spokojna, nie zdradzała zdenerwowania choć oboje wiedzieliśmy że ta noc skończy się w łóżku. Nie zamieniając ani jednego słowa. Uśmiechała się. Wypiliśmy jeszcze po dwie kolejki przegryzając piwem i wyszliśmy na zewnątrz, okolica była tak samo obleśna jak ta speluna, ani jednej żywej osoby tylko ciemność, ciemność, ciemność i jej zadarta sukienka,. Miała nieprzyzwoite nogi i nie w długości tkwiło ich piękno a w smukłości i idealnych gabarytach. Z odlewu jej kształtów można by stworzyć tysiące figur woskowych uśmiechających się do zadowolonych turystów gdzieś w dusznym pomieszczeniu, autonomii rządzącej się prawami piękna martwoty. Sapiący z podniecenia erotomani, podglądacze i zboczeńcy zostaliby ukarani .Ich fantazje nie miałyby nawet szansy na spełnienie. Położyła się przodem na ścianie zgięła wpół ale nie wulgarnie. Romantycznie. Syciła mnie delikatna skóra z wątkami drżenia. Była podniecona.
Czasami myślę, że tylko ciało potrafi wyrazić piękno a w połączeniu z perfekcyjnie skoordynowanymi ruchami najdziksze rządze. Przycisnąłem jej nagą dupę do siebie. Mocno.
Jeszcze bardziej ugięła się pod moim naporem. Pieprzyliśmy się.
Przecież te kurewskie figury nie miałyby duszy, nie można byłoby z nimi porozmawiać a i tak by się podobały. Pieprzeni wzrokowcy. Wydymaliby własne matki gdyby miały o dwadzieścia lat mniej. A gdzie miłość? Ot co.
Było ich trzech. Chcieli żebym postawił im kolejkę albo mi wpierdolą. I wpierdolili przy okazji wzięli się też za nią. Podobno odeszła już po pierwszy uderzeniu. Zastygała a oni zmieniali się jeden za drugim, jak wosk.

  • 4 tygodnie później...
Opublikowano

Założenia dla zaawansowanych uprzejmie proszę o dobre ciekawe opowiadania. Opowiadanie raczej nie jest miniaturą. Doszło do tego, że dłuższe i ciekawsze, przemyślane teksty zamieszczają amatorzy w P. Zresztą, piszcie co chcecie. Zamykam gębę i się nie wcinam.

Opublikowano

nie uważasz, że przesadziłeś?:)))
tekst jest efekciarski.szczególnie jego końcówka. mieszasz emocje. niby ma być turpistycznie, potem fala uderza w rozmantyczy brzeg,potem wulgaryzm. nieco to zamajaczone.
takie wyłapałam kwiatki do poprawy, bo cholernie psują efekt
"Zielona tapeta wyraźnie za nic miała czerwone dywany, masturbowała mnie świadomość, Zaczęliśmy tańczyć i wtedy tak naprawdę czułem że mam wszystko w dupie ., Miała nieprzyzwoite nogi, Z odlewu jej kształtów można by stworzyć tysiące figur woskowych uśmiechających się do zadowolonych turystów gdzieś w dusznym pomieszczeniu, autonomii rządzącej się prawami piękna martwoty. , Syciła mnie delikatna skóra z wątkami drżenia." - jest niestety tego więcej.
oczywiście to tylko moje skromne zdanie.
pozdrawiam

  • 4 tygodnie później...
  • 2 miesiące temu...
Opublikowano

"Przecież te kurewskie figury nie miałyby duszy, nie można byłoby z nimi porozmawiać a i tak by się podobały. Pieprzeni wzrokowcy. Wydymaliby własne matki gdyby miały o dwadzieścia lat mniej. A gdzie miłość? Ot co.
Było ich trzech. Chcieli żebym postawił im kolejkę albo mi wpierdolą. I wpierdolili przy okazji wzięli się też za nią. Podobno odeszła już po pierwszy uderzeniu. Zastygała a oni zmieniali się jeden za drugim, jak wosk."

W tym momencie zaczyna się coś dziac... reszta jest kiszeczka... ale także i w tym miejscu brakuje czegoś, a raczej jest za bardzo nagadane... do przerobienia według mnei

pozdrawiam

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @Rafael Marius Dziękuję!   @Berenika97 Dziękuję

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I.         Z wolna zarysowujący się świt, Przed tysiącleciami prymitywnych koczowników budził, By swe dzidy, maczugi zebrawszy, Przed wschodem słońca wyruszyli na łowy… A z każdym upolowanym w zasadzce mamutem, Z każdym przyrządzonym na ogniu posiłkiem, Zapoczątkowane niegdyś ludzkości dzieje, Posuwały się z wolna ślimaczym tempem… A sypiące się z ognisk złociste iskry, Zwiastunem były wieków kolejnych, Naznaczonych postępem technologicznym, Naznaczonych rozwojem całej ludzkości…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od drewnianych maczug prymitywnych Przez średniowieczne żelazne topory, Aż po dalekiego zasięgu hipersoniczne rakiety… Od pierwszych czarnoprochowych garłaczy, Przez rozdzielnie ładowane muszkiety, Po lśniące wielostrzałowe rewolwery, Po pierwszy w historii karabin maszynowy…   I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Dzierżąc niewzruszenie swe maczugi drewniane, Choć niedbale z drewna wyciosane, Zdolne zadawać obrażenia dotkliwe… I pierwotni ludzie mieli swą dumę… Choć ubogą w słowa posiadali mowę, Wysoko dumnie nosili głowę, Czując instynktownie swego życia sens… Choć ułomne było ich postrzeganie świata, W licznych szczegółach tak różnili się od nas, Przez tysiąclecia przyświecała im ta sama, Właściwa wszystkim ludziom wola przetrwania… Przed tysiącleciami figurki rzeźbili, Z kłów, kości, kamieni, Martwym kamieniom formę zwierząt nadawali, By na polowaniach pomyślność im przynosiły… Może nawet od niebezpieczeństw chroniły, W otaczającej naokoło nieprzewidywalnej przyrodzie, Niczym prehistoryczne amulety, Choć wyrzeźbione tak nieporadnie…   II.   Kiedy piorun z jasnego nieba, W czasach u ludzkości zarania, Przeszył koronę starego, spróchniałego drzewa, Otulając ją płaszczem ognia, Gdy przeszyta piorunem w płomieniach stanęła, Z wolna popielona przez żar, Pierwotnemu człowiekowi dar ognia tym ofiarowała By łatwiejszą była jego ciężka dola… Tlącego się żaru ciepło, Ulgą było dla przemarzniętych rąk, A poniesione ku jaskiń czeluściom, Pomogło stawić czoła chłodnym nocom…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od zimnych jaskiń mrokiem spowitych, Przez średniowieczne warowne zamki, Po Białego Domu Gabinet Owalny… Od prymitywnych naszyjników z kości, Spowitych aurą tajemnicy amuletów szamańskich, Przez skrzące złotem królów korony, Po przypinane do piersi ordery…   Dziwił się latami świat nauki, Że ludzie pierwotni potrafili sztukę tworzyć, Mimo iż tak bardzo od nas dalecy, Zdolni byli o dalekiej przyszłości marzyć… Choć tak prymitywną była ich natura, Mieli świadomość swego człowieczeństwa, Mieli poczucie swej tożsamości i istnienia, Bezlitosnego czasu powolnego upływania… Zachowały się naszym czasom naskalne malowidła, Przedstawiające kontury niewielkich dłoni, W ukrytych przed światem prastarych jaskiniach, Niektóre z nich z brakującymi palcami, By po tysiącleciach badacze teorię wysnuli, Sami żyjący w zachłyśniętym nowoczesnością świecie, Iż to niewidzialnemu duchowi jaskini, Prehistoryczne kobiety ofiarowywały swe palce… Lecz co by na to powiedziały, Gdyby z prehistorii mogły na nas spojrzeć I gdyby dzisiejszą ludzkość ujrzały, Która pogoni za postępem zaprzedała duszę…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        III.   Kiedy przed tysiącleciami ogniska rozpalali, Pocierając o siebie parę suchych kamieni, Mistyczną iskrę tym wykrzesali, Która to roznieciła rozwój całej ludzkości… A kiedy migoczące ognia płomienie, Zatańczyły na suchych drzew wiązce, Pozwalając ogrzać zziębnięte dłonie, Przyrządzić także gorącą strawę… Sutym posiłkiem pokrzepieni, Choć tak prymitywni ludzie pierwotni, O dalekiej przyszłości ośmielali się marzyć, Spoglądając nocami na księżyc w pełni…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od ognisk prymitywnymi metodami skrzesanych, Przez pierwszy w historii piec kaflowy, Po centralnego ogrzewania stalowe kotły… To jest nasza Odyseja ludzkości... Gdy czas odmierzają stare zegary, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym upływem kolejnych dni…   Znający smak niedoli ludzie pierwotni, Do wszelakich niewygód przez lata nawykli, Nigdy nikomu się nie skarżyli, Ukradkiem niekiedy roniąc łzy… W surowych wnętrzach zimnych jaskiń, Choć skórami zwierząt otuleni, Przenikliwym chłodem nocą przeszyci, Dygocąc z zimna niekiedy drżeli… Zimnymi nocami bronili swych jaskiń, Przed srogimi tygrysami szablozębnymi, Przed potężnymi niedźwiedziami jaskiniowymi, Zasłaniając się ogniem płonących pochodni… Przed tysiącleciami gorejąca pochodnia, Odbita w oczach groźnego drapieżnika, W srogim zwierzu wzbudzała strach, Utrzymać pozwalała go na dystans… Broniąc swego zagrożonego potomstwa, Nie wahali się poświęcić własnego życia, Zupełnie jak i my dzisiaj, Gdy tyloma wojnami targany jest świat…   IV.   Niegdyś zażarta walka o ogień, Prymitywnych plemion była nadrzędnym zmartwieniem, Dziś rozpędzone wyścigi zbrojeń, Milionom ludzi spędzają z powiek sen… Przed tysiącleciami wynalezienie koła, Odcisnęło się trwale na ludzkości dziejach, Dziś rozwijana sztuczna inteligencja, Lepszym pomaga uczynić współczesny świat… Niegdyś niedbale ociosany krzemień, Służył ludziom za podstawowe narzędzie, Dziś już pierwsze komputery kwantowe, Pomagają badać galaktyki odległe…   To jest nasza Odyseja ludzkości... Od prehistorycznych malowideł naskalnych, Przez tajemnicze egipskie hieroglify, Po znany nam wszystkim alfabet łaciński… Od sumeryjskich tabliczek glinianych, Przez kroniki spisywane piórem gęsim, Przez pierwsze do pisania maszyny, Po sterowane głosem smartfony…   Nie bacząc na bezlitosnego czasu upływ, Wciąż piszemy kolejne jej karty, Z nieśpiesznym biegiem wieków kolejnych, Czapkując także zamierzchłej przeszłości. W cieniu wielkich wydarzeń wiekopomnych, Pisząc kolejne historii podręczniki, Wielkim wodzom stawiając pomniki, Oddajemy hołd ich czynom bohaterskim. I stawiamy czoła potędze natury, Zdobywając kolejne nieprzystępne szczyty, Zgłębiamy wciąż meandry nauki, Dając światu kolejne wynalazki… Aż gdy z biegiem kolejnych lat, Upłynie naznaczony nam czas, Ci którzy nadejdą po nas, Napiszą o nas w ciepłych słowach… Tak jak i my dziś, Piszemy z szacunkiem o ludziach pierwotnych, Czy to na kartach barwnych powieści, Czy pełnych refleksji wierszy zaplatając strofy…      
    • W świecie -1.0 jest budka telefoniczna za rogiem, Saturator w parasola cieniu – „malinowy, proszę!” I pan, co kłębiaste chmury zwija z cukru: „Już się robi!”. „Lody, lody na patyku!” są Bambino? „Wyszły, nie ma.”   Tu loteria jest fantowa – kwiatek, pierścień też się trafi. I strzelnica jest przyjezdna –„Misia damie pan ustrzeli” Kataryniarz z małpką na ramieniu i papugą w klatce, Cuda, cuda przygrywają, z okien grosz się sypie.   Cyrk prawdziwy, ten ze słoniem, lwem i małpą, Jak zajechał, lud się tłoczył, liny chwytał – w górę namiot! Klaun, orkiestra, niedźwiedź na rowerze, foka z piłką, Samobójca na trapezie, nawet pchła fikała tresowana.   Zimy srogie – śniegu po parapet, mróz jak szczypnął, nie odpuścił, I Mikołaj też zawitał wieczorową porą z rózgą, Sadzą upaćkany, z nadpalonym frakiem, brodą... Szkoda wujka – tyle było poświęcenia.   Kto nie lepił był bałwana wielachnego – trąba i fujara. W drodze z lodowiska na bajorze zakazanym Z koksownika korzystałem, piąstki sine ogrzewając, Oranżada w proszku – mniam! – na sucho z rąk znikała.   Kino objazdowe – Reksio, Bolek z Lolkiem na zachodzie. I Godzilla pruła ogniem, Miś Uszatek głupie miny stroił. W wolnych chwilach, a ich bezlik było aż nad miarę Bajtle w zośkę, gumę, kapsle i podchody grały hałaśliwie.   Cinkciarz w bramie szeptał do przechodnia: „Many, many”, Czarna Wołga mnie ganiała i zomowiec na rowerze, Woźny ścierą plecy łoił, dyrektorka z hukiem – tynki pospadały, „Marsz do kąta, do tysiąca liczyć na głos, cholerniku!”   Twarz oblepiona gumą balonową też bywała, Tak to się dawniej dmuchało, dmuch, dmuch... i pękł! Z procy – ciach! wróbelka, sąsiadowi w okno, kota w ogon, Śmigus-dyngus nie psikawką, lecz wiadrami – oj, się lało!   „Na wykopki! wolne od nauki, dziatki”– zachęcano, Skup butelek – fajna sprawa, coś dla wyjadaczy, I gazety, i tektury na barana się nosiło, na nic, waga oszukana. Neon „Społem” mruga – i dla kogo, zaraz jest godzina milicyjna?   Tak mnie pamięć zwodzi, czy powietrze było też na kartki? Mydłem szarym matka uszy szorowała, a pumeksem pięty, A z karbidu się strzelało – kurki nieść się przestawały, Państwa-miasta – co za burza mózgów! nie tam jakieś „Milionery”.   Fotografie wszystkie zżółkły, w albumie zostały wspomnienia... Co za oknem? ni trzepaka, ni zabawy – co zostało? „Dżesika, obiad!” Coś kontraltem: „Brajan, oddaj panu koło zapasowe i lusterko!” Dziś, na stare lata, buty wzuwam – powiem wam: ja tam wracam...  
    • Pszczoły ćwierkają i nic to nie zmienia. Nic już nie dziwi — Overton miał rację, więc mam benzynę, już podpalam drzewa. Pomagać światu — to kocham najbardziej.
    • @Nata_Kruk Nata ! Pomyślałem o sobie :) Czasami mam zwariowane fantazje. A ja Cię księżycem tulę do snu :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...