Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Dźwięk budzika wstrząsnął pokojem. Okna pomieszczenia były przesłonięte roletami,
tylko jasna poświata z zewnątrz zalewała sypialnię i jej właściciela. Ten leniwie przeciągnął się w łóżku. Wybrnął spod pościeli i leniwym ruchem ręki wyłączył stojący na szafce budzik. Mężczyzna, około pięćdziesiątki, szczupły, o śniadej, pomarszczonej twarzy rzucił się na parkiet i zaczął robić pompki. Odliczał sobie po cichu. Kiedy dotarł do piętnastu, drzwi do pokoju otworzyły się i w ich szczelinie pojawiła się twarz młodego mężczyzny.
- Pośpiesz się, już dziewiętnasta, samochód czeka.
- Idę, idę – sapnął zdyszany lekkoatleta.
Gość, wtargnął niespodziewanie do pokoju i podszedł do półki, stojącej obok łóżka. Zapalił stojącą na niej lampkę i wziął do ręki biały przedmiot.
- Co to jest? – zapytał, obracając w dłoni plastikową buteleczkę
Właściciel łóżka podniósł się z ziemi i zbliżył się do natręta.
- L-karnityna.
- He?
-Nieważne.
- Po co ci to? – zapytał i zbliżył opakowanie do twarzy, śledząc wzrokiem instrukcję zaśmiał się - Przecież to jest na odchudzanie! Cha cha! Oszalałeś? Przecież i tak cię nie zobaczą, mają twój obraz zakodowany w wyobraźni i ty go nie zmienisz. Może kiedyś ktoś wpadnie na nowy komercyjny pomysł, wlepić twoje prawdziwe oblicze na puszkę pepsi, ale teraz? Po co się męczyć?
- Daj mi spokój. Nigdy nie popełnię tego błędu! „Tak Fred, zgadzam się! Część zysków na cele charytatywne!” Gdybym nie był taki naiwny pogadałbym z Szefem. Ech!
- Ostrzegałem cię: Uważaj na tego Mizena, uważaj, bo coś mi w nim nie pasuje.
- Jasne! I wziąłeś dwie skrzynie coca-coli pod pachy i długa!
- Nieprawda! Sam wdepnąłeś w gówno, więc pomyślałem, że teraz już wszystko nieważne.
Mężczyzna złapał się za twarz i zaczął pochlipywać.
- Kurcze pieczone, nawet nigdy nie byłem w Laponii! Czasem mam ochotę walnąć tym całym interesem i wracać do Miry.
- Nie martw się – łagodnie rozpoczął młody – a myślisz że mi jest łatwo? Wyglądam na transwestytę? I klimat umiarkowany też mi nie służy…
Starszy podniósł zapłakaną twarz i spojrzał na rozmówcę
- Śnieżynka…
- Zamknij się.
- Śnieżynka, he he!
- Grubas!
Obydwaj ryknęli śmiechem.

Mała kamienica stała na niewielkim wzgórzu, całkowicie odosobniona. Widok z owego pagórka roztaczał się na łąki, zasypane teraz śniegiem. Tylko z jednej strony horyzont upstrzony był jak choinka, żółtymi światełkami miasta. Kilka nagich drzew opierało się o jedną ze ścian budynku, który wyglądał co najmniej nie na miejscu w tym otoczeniu. Jakby ktoś rozebrał całą metropolię, zburzył wszystkie domy, o tym jednym zapominając. Właściciele wspomnianego przybytku wybiegli przed jego frontową ścianę, zatrzymując się przy starym, niebieskim żuku. Jeden z nich, wyższy, w dżinsach i skórzanej kurtce nerwowo przeszukiwał kieszenie. Młodszy i odrobinę niższy szarpał za klamkę auta.
- Cholera, zapomniałem, leżą w kuchni, skoczysz?
- Ech, potrzymaj – powiedział Śnieżynka i podał kumplowi skórzaną torbę.
Po chwili obydwaj siedzieli w wysłużonych fotelach pojazdu, silnik warknął niczym dwusuwowy pudel, wypuszczając rurą wydechową smugę siwego dymu.
Była dziewiętnasta pięćdziesiąt, szósty dzień grudnia.

***
- Którą masz godzinę Mikołaj?
- Dochodzi szósta, jestem zmęczony. To chyba już wszyscy, co?
- Na to wygląda, spadamy do domu.
Żuk uniósł się z dachu wieżowca i leniwie poszybował w stronę obrzeży miasta.
- Jak myślisz, zgłoszą włamanie?
- Nie wiem, ale jak się ockną i zobaczą, że w drzwiach nie ma zamka, to pewnie zawiadomią gliniarzy.
- Ty, Mikołaj, a pamiętasz jak złapali nas wtedy, w tej wiosce? Niosłeś dar pokrzepienia dla tego młynarza, a on cię capnął jak wychodziłeś?
- Hehe, mało mnie nie spalili. Nie zdawali sobie sprawy z tego jak daleko są prawdy. „Młot na czarownice”, kompletnie im wtedy odbiło. Dobrze że mnie wyciągnął w odpowiednim momencie.

Pozostawmy na chwilę naszych bohaterów, samym sobie, powrócimy
do nich za moment. Może Szanowny Czytelnik zbulwersuje się owym akapitem, ale już tłumaczę, jaki jest jego sens. Zacznijmy od cofnięcia się w czasie o kilkadziesiąt lat, do historii Dwudziestolecia Międzywojennego w Polsce. Zawieśmy się nad grupą literacką Futurystów, a konkretnie nad problemem „waty słownej”. Czym jest owa materia? Niczym więcej, niż wypełnianiem utworu zbędnymi słowami. Ale czy zbędnym traktować opisy? Z pewnością amatorzy, tacy jak ja, borykają się z problemem zapełnienia tekstu sensownymi akapitami. No bo czy utwór ma się opierać na samych dialogach? Możemy puścić naszych bohaterów samopas, przed siebie i opisać ich maszynę, tę, którą właśnie podążają do domu. Sprowadziłoby się to do opisania pracy silnika, jego układu paliwowego, wytrzymałości karoserii na korozję, lub opisania w porywający sposób historii modelu owego żuka. Ale czy to będzie miało sens? Czy to jest potrzebne? O tym powinien zadecydować sam autor. A ja po prostu nie wiem. Moja ułomność. Można wieść refleksję na różne tematy, co właśnie czynię, ale jak to tematycznie odbiega od fabuły! Można także usuwać „watę słowną” co spowoduje prawdopodobnie natężenie występowania dialogów, co za tym idzie, przyspieszenie akcji:

- Uważaj! – Krzyknął Śnieżynka. Żuk o mało nie zawadził o wierzchołek wielkiej sosny, co mogło skończyć się katastrofą.
- O rany – krzyknął Mikołaj – jakoś mnie zamuliło, zasłuchałem się w jakiś głos! Słyszałeś to?!
Śnieżynka popatrzył z politowaniem na kolegę i westchnął:
- Jesteś zmęczony, proszę cię, patrz przed siebie.

To był mój drobniutki wywodzik na temat, który często mnie męczy. A do przygód świętego i grubego powrócę niebawem. No bo od nich się „to” wszystko zaczęło.

Opublikowano

seniorrr mazuurrr!!!!!
chylę czoła za ten majstersztyk - kurde no doskonale się to czyta!! chyba takie słowa ci wystarczą??
ten fragment z komentarzem bym wywalił - wiem, już żeś wykształcony, ale mnie ów fragm. zamulił, reszta jak już mówiłem ważna dla mnie - szalenie inspirująca!
pozdr!

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • spójrz, jak ładnie wygląda w literach rozwianych, z policzkami muśniętymi atramentem (to najnowszy filtr, poetycki).   słowa starannie dobrała pod ciebie, pod ciebie , i ciebie. fitują z wyobrażeniem? to zostaw lajka.       a na brzuchu  (nie dojrzysz) niewypowiedzenia wrzynają się w skórę.   to szczury! pod rozgrzanym wiadrem wgryzają się w pępek, w początek. szukają drogi do ciebie, do ciebie, i ciebie.    
    • Mama straciła pracę, gdy upadła fabryka garnków i patelni, w której sprzątała. Ja też nie mogę znaleźć roboty. Mam tylko nieskończoną podstawówkę a do prostych robót teraz używają koparek, dźwigów, ciągników i innych nowoczesnych maszyn. Dziadek ma kolejarską rentę po tym jak zderzaki między wagonami zmiażdżyły mu dłoń .Żyjemy z niej we trójkę to nie jest nam łatwo. Mama przygarnęła jeszcze z ulicy psa o trzech łapach ale jest nieduży i mało je. Ma na imię Amik. Z biedy udajemy się z dziadkiem na zieloną wysepkę na Warcie, rzece o nazwie kojarzącej się z harcerskimi przygodami. Łowimy tu ryby, żebyśmy mieli co włożyć do garnka, jak mawia mama. Dziadka muszę nieść na barana, żeby reumatyzm go doszczętnie nie połamał chociaż i tak jest nieźle pogięty. Wiosną jest fajnie, bo znajdujemy ptasie jajka, ale teraz jest jesień i o jajecznicy możemy zapomnieć. Skończyły się już letnie jabłka w przydomowych ogródkach. Do jedzenia dżdżownic nie mogę się przekonać, choć dziadek bardzo je zachwala i mówi, że to taka wołowinka dla biedaków. Mama była wczoraj w pośredniaku, ale zaproponowali jej jedynie kurs spawania. Nie przyjęła tej oferty, bo z jednym okiem mogłaby sobie zrobić jeszcze jakąś  krzywdę. Siedzimy więc z dziadkiem na tej zielonej wyspie już od wczoraj, ale ryby w ogóle nie biorą. Dziadek złapał z pół kilograma koników polnych i usmażył je w garnku. Brzydziłem się, ale wcale nie były takie złe. Gorsza była herbata z wody z rzeki, bo śmierdziała ropuchami. Jest już ciemno jak diabli. Dziadek śpi i pomrukuje, a ja sobie myślę, jakie to szczęście, że inni mają pracę. Bo gdyby nie mieli, to na tej naszej wysepce zrobiłoby się tłoczno. A tak, przynajmniej jest spoko. Piszę to na starym otrzymanym od wujka na imieniny, posklejanym srebrną taśmą komputerze na baterie i zaraz wyślę to do literatów. A jeśli jutro zdarzy się coś ciekawego, to też o tym napiszę. A teraz dobranoc, mamusiu. Pa.
    • @violetta a to jesienny widok z mojego balkonu

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @jaś w Borach Tucholskich występują, mam znajomą z pracy, która wyjeżdża głównie na dalekie podróże na obserwacje ptaków. Ostatnio była w Patagonii i w Trynidadzie i Tobago. :) ma takie fajne podróże i obserwuje całymi dniami ptaki:)
    • bardzo lubię wielokropki choć wskazania do trzech kropek niedomówień dobrym schowkiem wyobraźnię ruszą trochę jakie to jest przeurocze każdy coś tam pokojarzy i zrozumie coś tam sobie z wypiekami na swej twarzy :))
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...