Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

50 lat w Skarszynie


Rekomendowane odpowiedzi

Szanowni Państwo



przypadł mi zaszczyt powitać Was na naszej uroczystości (której się doczekaliśmy) – z okazji 50-lecia na naszych ziemiach staropolskich, które pół wieku temu wróciły do naszej Ojczyzny.
Witamy serdecznie wszystkich przybyłych gości, którzy zaszczycili nas swoją obecnością. A sobie życzymy by wszyscy wysłuchali wspomnień i świetnie się bawili. (Można wyliczyć gości?). A nade wszystko z wzruszeniem witamy tych, co pierwsi przybyli do Skarszyna i graniczących z nimi wiosek. Bo oni byli tymi pierwszymi, co zaczęli tu żyć, pracować i krzewić naszą Polskość, wiarę, a jak trzeba było to i siłę.
Witamy dzieci i wnuków naszych pierwszych osadników. Witamy wszystkich, którzy teraz żyją i mieszkają w Skarszynie i okolicznych wsiach. Witamy naszą młodzież i dzieci – które są takie piękne i zdolne. Bo to oni stopniowo obejmą nasze dziedzictwo i będą dzielnie trzymać się tego, co im w spuściźnie zostawimy. Jeszcze raz witam wszystkich razem i każdego z osobna.
Szanowni zebrani goście, sąsiedzi i przyjaciele naszej wsi – by zrozumieć, dlaczego dziś tu świętujemy pragnę podzielić się z Wami garstką wspomnień sprzed pół wieku – jak się nam żyło –
A było to tak:

Skarszyn, wioska o której są wspomnienia, istniał już w XII wieku – były tu wody zdrojowe, lecznicze i uzdrowiska – przechodził z rąk do rąk, ale zawsze miał Polską nazwę Skarszyn. (Tyle co do przeszłości). W 1945 gdy nawałnica frontu przeniosła się w stronę Berlina w lutym (1995r) zaczęli napływać pierwsi mieszkańcy Skarszyna. Byli nimi ludzie, którzy wyjechali na przymusowe roboty do Niemiec. Dziwny był ich los – z myślą o swojej rodzinie i swoich siedzibach wracali do wolnej Polski. Mieli wozy zaprzężone wołami – woły nie wytrzymały tak długiej, ciężkiej drogi i się podbiły (okulały) i stanęły na „krzyżówce” (ani trochę dalej) w Skarszynie więc powracający zatrzymali się na nocleg – i tak już zostali do dziś. Pierwszą rodziną był pan Władysław Karpeta z Matką i Rodzeństwem, ś.p. Roman Nawrocki z Rodziną – z której obecna jest Maria Szumowska z domu Nawrocka oraz Kazimiera Karpeta z domu Nawrocka. Rodzina Klimaszewskich i Czesław Klajnert. Wówczas przybyli także
– Rodzina Przybylskich z których obecna jest Pani Bronisława Klich
- Rodzina Ja rząbków z których jest Pani Janina Jarząbek
- Rodzina Semików, którą reprezentuje Franciszek Semik.
Były to rodziny, które przybyły do Skarszyna w lutym 1945r.
Życie tych ludzi nie było łatwe – od dnia zatrzymania Radziecki komendant, który zajmował dwór, majątek i wieś zagarnął te rodziny do pracy przy obsłudze krów, koni, które wojsko zgromadziło. Musieli zganiać krowy z pól, oprzątać i tak im zeszły pierwsze dwa miesiące. Nie było jeszcze żadnych informacji, że mogą zajmować gospodarstwa. W maju zaczęli napływać pierwsi osadnicy z Polski centralnej i ze Wschodu. Wówczas wszyscy wybierali własne gospodarstwa i (te rodziny, które pracowały wcześniej także). Każde wybrane gospodarstwo zaznaczone było chorągiewką przez właściciela, który następnie jechał sprowadzić swą rodzinę. Były to trudne czasy, pociąg dojeżdżał tylko do Oleśnicy i tak różnymi drogami na plecach z małym dobytkiem, a czasami z kilkoma kurami lub kozami dochodzili do wybranego gospodarstwa. W Skarszynie w gospodarstwach nie było wiele, trochę sprzętu rolniczego – mebli też niewiele zostało, bo co lepsze zarekwirowało wojsko i wywiozło.
Ale każdy się cieszył, że po zawierusze wojennej nareszcie ma dom, ziemię i zaczynał gospodarować. Pierwszym zadaniem było zdobywanie żywności. Prawie każdy wymieniał bimber na mąkę z żołnierzami (Polak potrafi), czasem udało zdobyć się cukier i sól. (Bimber robiony był z melasy, która była w części gospodarstw). Osadnicy przywieźli ze sobą nasiona warzyw i innych roślin. Była jakaś solidarność by tym, co zostało podzielić się. Na polach rósł rzepak, który wiozło się do Bierzyc – bo była tam olejarnia i każda rodzina zaopatrzona była w tłuszcz.
Pierwsze żniwa na pewno wszyscy starsi pamiętają – zboża zimowe były zasiane przez poprzednich właścicieli. Wyszliśmy wszyscy do żniw, nasi ojcowie w pocie czoła, ale i radośnie, wykosili kosami pola, które do nich należały. Zebranemu tutaj młodemu pokoleniu trudno będzie uwierzyć, ale te wszystkie stodoły zapełnione były snopami złotej pszenicy. Chciałabym, by uwierzyli, że to zboże zwiezione było wozami na żelaznych kołach, które ciągnęła cała rodzina z pola do stodoły i była bardzo z tego szczęśliwa. Przestali się obawiać głodu, bo było zboże na chleb, na następny zasiew. Omłoty odbywały się cepami – nie było prądu.
Rosjanie w majątku mieli zasadzone ziemniaki, które zebrali. Ale zostało jeszcze sporo w polu i znów całe rodziny jak mrówki zbierały, co pozostało i przynosili do domów. Najgorsze było to, że nie było koni i krów. Dopiero w 1946 r trochę się poprawiło, bo otrzymaliśmy konie i krowy z „UNRY”, każdy zdobył jakieś kury, świnie i zaczęło gospodarzyć się łatwiej.
Chciało by się wspomnieć o wszystkim, co każda rodzina przeżyła, a były to chwile dobre i złe. Dobre – to, te narodzone dzieci w 1946r dziewczynka i chłopiec, które w tym miesiącu obchodzą 50-lecie urodzin; wspólne śpiewanie majowego nabożeństwa w altance. Bo nie było krzyża, aż do przyjazdu Księdza Baszaka do kościoła w Łozinie. To sprawiło, że byliśmy szczęśliwi, że możemy chodzić do kościoła. Pierwszych chrztów i ślubów udzielił ks. Baszak.
W Skarszynie w tych latach wszyscy wspaniale się bawili – z okazji imienin było w zwyczaju rano iść z akordeonem i bębenkami i składać życzenia, od rana była skromna uczta: był chleb z jajkiem i szczypiorkiem i trudno się nie przyznać, że częstowano doskonałym bimbrem.
W tym czasie można było sprzedać to, co się wyprodukowało – we Wrocławiu, i były to pierwsze pieniądze. A kupować w sklepie u p. Kizińskiego – i to było dobrze. Złem to były nałożone na rolników przymusowe kontyngenty – po bardzo niskich cenach. Wiadomym nam było, że trzeba wyżywić miasta, ale niskie ceny za oddawane produkty wyniszczały rolników. No a w latach pięćdziesiątych były prawie przymusowe Spółdzielnie Produkcyjne. W Skarszynie też przez to przeszliśmy, tyle, że po rozwiązaniu spółdzielcy wyszli bez długów. Snując opowieść nie sposób pominąć Państwowego Gospodarstwa Rolnego, które powstało, gdy wojska radzieckie opuściły Skarszyn. Pierwszy kierownik, który nim zarządzał miał bardzo trudne zadanie – nie miał maszyn, inwentarza żywego, ale jakoś powoli zaczął organizować pracę. Do pracy przyjęci byli pierwsi: Rodzina Jarczewskich – aktualnie siedzi tutaj pani Maria Jarczewska; Rodzina Sułków z dziećmi, którą dziś reprezentuje Pan Jan Sułek – który pracował jako główny oborowy i pracuje w „Agrobecie” do chwili obecnej.
Wiele rodzin podejmowało pracę, wielu z nich jest do dziś. Kierownicy PGR-u się zmieniali, każdy z nich coś ulepszał, poprawiał warunki życia i pracy swych pracowników. Ludzie ciężko pracowali, ale żyło im się dobrze. Rozkwit PGR nastąpił pod kierownictwem Pana Bernarda Wutke – następowała coraz większa mechanizacja, nie trzeba było już tak ciężko pracować. Poprawiły się także warunki materialne pracowników. Po odejściu Pana Wutkiego objął gospodarowanie PGR-em Pan Muzyka i Pan Z. Sidorowski, który zarządza bardzo dobrze i nowocześnie.
Obecnie po zmianach ustrojowych w naszym kraju PGR przekształcił się w Spółkę Pracowniczą – „AGROBETA”, pod zarządem Panów Z. Sidorowskiego, B. Witkowskiego i T. Jokiela. Wszyscy mieszkańcy darzą uznaniem i szacunkiem obecny Zarząd widząc wyniki ich pracy - wspaniałe urodzaje, dobre inwestycje i troskę o 100-osobową załogę, która ma „pracę i płacę”, a w przyszłości i premię z udziałów, a przede wszystkim pracę w swojej spółce. Rolnicy i mieszkańcy Skarszyna często zwracają się z różnymi sprawami do Zarządu spółki i zawsze ludzie Ci służą im pomocą i radą (w miarę możliwości). Spółka „Agrobeta” sponsoruje klub sportowy „Sparta”, pomaga szkole, współpracuje z całym środowiskiem wsi Skarszyn.
Tyle by było tych wspomnień, o tych, co od nas odeszli i o tych co są wśród nas. My mamy się dziś bawić, patrzyć na występy naszych dzieci – na tym poprzestanę.
Jeszcze mam obowiązek i przyjemność zapoznać Was wszystkich o życiu Państwowym. W Skarszynie w lipcu 1945 roku powstała Gmina do której należało 20 okolicznych wiosek. Wkrótce wybrano w każdej wsi sołtysa – w Skarszynie pierwszym sołtysem był Pan Antoni Jarząbek. Siedzibą Gminy najpierw był prywatny dom, a następnie „Pałac”, w owych czasach Gmina Skarszyn wygrała konkurs na najlepszą gminę w woj. wrocławskim. Pierwszym sekretarzem Gminy był śp. Jerzy Wojtaśkiewicz, księgowym Władysław Kikut, a pracownicy Gminy mieli dużo trudnych spraw, które musieli załatwiać indywidualnie. W Gminie znajdował się także dział higieniczno-opiekuńczy, który prowadziła Helena Bierska – jest obecna wśród nas. Bibliotekę, która miała 5 tys. książek przez parę lat prowadziła Alina Marczak-Wojtaśkiewicz. Z naszej Gminy poprzez soltysów książki docierały do dwudziestu wiosek i były czytane bardzo chętnie, bo ludzie wówczas byli spragnieni pisanego słowa. Po sześciu latach wojny i tułaczki mogli legalnie czytać po Polsku. Wspomnę jeszcze, że pod koniec maja 1945r. był w naszej wsi Posterunek Milicji w liczbie 17-stu milicjantów. Trzeba im oddać słowa uznania, że bronili i osłaniali, bo tamte czasy były niebezpieczne. Ci dzielni ludzie za swoją pracę mieli płacone beczką śledzi, bo Władze powiatowe nie miały pieniędzy. Jednym z tamtych Milicjantów jest p. Szumowski Sylwester, który do dziś mieszka w Skarszynie i jest reprezentantem tamtych odległych czasów.
Muszę także wspomnieć o szkole: Już w 1945r. gdy Wrocław był jeszcze twierdzą i wokół było dużo ognia, Polskie Wojsko w szkole w Boleścinie zorganizowało pierwszą zabawę, na której bawili się wszyscy Polacy co byli zatrzymani przez Radzieckie wojsko. Do dziś niektórzy wspominają z łezką w oku te polskie melodie.
Nauka w szkole zaczęła się w 1945r zorganizował ją Józef Czerwieniec i pracowała tylko jedna nauczycielka, następnie jej kierowniczką była p. Teresa Kuśmider, a później p. Bronisława Wilczek. Pierwszy był zorganizowany kurs dla analfabetów – po przez okres okupacji wielu ludzi nie mogło chodzić do Szkół. Potem była normalna nauka dla dzieci ze wszystkich wiosek. Między innymi pracowały i służyły swą wiedzą w tych pierwszych latach siostry Wilczkówny, potem kierownikiem był pan Andrzej Romańczuk, który poświęcał swą wiedzę i siłę dzieciom, a także uczestniczył czynnie w życiu szkoły i wsi - serdecznie witamy Pana. W tej chwili nie sposób nie wspomnieć o Pani J. Ambrozik i jej siostrze Kasi Ozdze, których praca owocuje do dziś. W naszej szkole przewinęło się wielu wspaniałych nauczycieli, którzy poświęcili swoje siły dla naszych dzieci. By przekazać im wiedzę i kulturę, za co im serdeczne Bóg zapłać. Co do Kościoła to ksiądz Proboszcz Edward Szajda tak wszystko nam pięknie przybliżył i wspominał, że nie mam odwagi nic dodać. Powiem tylko, że pierwszy krzyż, który ufundował Pan Pilc w 1949r – osadnik, ze wschodu – jest dla nas ostoją i symbolem wiary przez te wszystkie lata. Każdy przed nim wzdycha i czasem myśli nad swym losem. W maju pod nim się zbieramy i powierzamy Matce Bożej, a w czasie Wielkanocy cała ludność Skarszyna zbiera się „ze święconym”. Jest bardzo pięknie i uroczyście.
Jeśli pozwolicie Państwo to parę słów o teraźniejszości.
Jesteśmy teraz największą wsią w gminie Trzebnica – mieszka tutaj około 200 rodzin, z których część pracuje w rolnictwie, a spora ilość we Wrocławiu i Trzebnicy. Żyje się wszystkim średnio, a jeśli jest komuś naprawdę ciężko to Opieka Społeczna z naszej gminy stara się pomagać.
Mamy dwa sklepy, dwa kioski, pijalnię piwa – do której zapraszamy. Jest tu w pałacu Klub, który prowadzi Pan Karcz – organizuje różne imprezy i uroczystości takie jak Dzień Babci, Dzień Dziecka i wiele młodzieżowych imprez łącznie z dyskoteką. Nasze dzieci – przyszłość Narodu i Polski, a jest ich w Skarszynie sporo, chodzą do szkoły w Boleścinie. Szkoła jest pięknie rozbudowana, dobrze wyposażona, ostatnio doprowadzono wodę z której korzystają także mieszkańcy Skarszyna i Boleścina.
Dyrektorem szkoły jest Pani H. Boś – trzeba przyznać, że nasza Dyrektor i cały młody zespół nauczycielski daje z siebie wiele by ta ogromna gromada dzieciaków wyniosła ze szkoły wiedzę, kulturę. By mogła uczyć się dalej w szkołach średnich i wyrosnąć na wspaniałych, porządnych ludzi na pożytek własny, rodziców i naszej kochanej Ojczyzny. W szkole są zespoły muzyczny i taneczny, które uświetniają swoją obecnością i występami naszą uroczystość. Zapraszam Państwa do oglądania występów naszych najmłodszych i gorące oklaski dla małych artystów. Dziękujemy całemu Gronu Pedagogicznemu, a szczególnie Pani Klin i Pani dyr. Boś za przygotowanie występów.
Jest u nas w Skarszynie LZS, jest to drużyna piłki nożnej która gra ze zmiennym szczęściem, ale są ambitni i ciągle są w klasie „A”. Trzymamy kciuki za naszą drużynę, bo właśnie dziś gra na wyjeździe i wznoszę hasło „Sparta bądź uparta”.
Jeszcze pozostało mi powiedzieć o naszej Pani Sołtys. A jest nim Pani Danuta Szydełko, która była między innymi inicjatorem i motorem dzisiejszego święta.
W imieniu Pani Sołtys, jej przyjaciół, organizatorów i wspominającej – dziękuję wszystkim za to liczne przybycie, zapraszam na występy naszych dzieci, na mecz piłki nożnej gdzie zobaczymy „starą gwardię” – skład pierwszej drużyny Sparty z Radnymi Gminy Trzebnica – których mamy zaszczyt gościć. Zapraszam także na grochówkę, piwo, wieczorną zabawę, życzę wszystkim zdrowia i miłej zabawy żegnając się po staropolsku: „Szczęść Boże”.


Wspominała –
Alina Wojtaśkiewicz z domu Marczak
która przybyła do Skarszyna
dnia 3 lipca 1945r jako 17 letnia dziewczyna
obecnie 68 letnia Babcia


- Można skrócić i wyrzucić
Alina

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...