Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

myślałam
znam cię
skóra brzmi
tobą dotykam
myśli rytm
zgadujesz
bramy
wiodę plan
nie czekam
czerwień niesie
dar
łapczywie
kradnę
zwiewny

tulę granice
pierwszych miejsc
odbicie
w czarnej toni
żył nabrzmiewa
puszczam jarzmo
fal
niechybnie
zgubnych

jeszcze nie

Opublikowano

Jest taka maniera ( u mnie też!), by dodawać ostatni wers wyodrebniony z tekstu. Teki wers półzaprzeczający, oporowy i z mocnym akcentem. Nieraz przynosi to fajny skutek. Tym razem troszke zaciemnia mi obraz. Jakyś wcześniej dała do zrozumienia dlaczego "jeszcze nie", byłoby lepiej. Ale i tak jest nieźle i ogólnie podoba mi sie, choć pewnie do niego nie wrócę...

Adam

Opublikowano

Serdecznie dziękuję za wszystkie komentarze. Z pewnością wezmę sobie do serca wasze spostrzeżenia, zwłaszcza, że to moje pierwsze kroki w tej materii i jeszcze duuużo nauki przede mną.


Drogi Pelmanie, tak, to jest nowa myśl ( dosłownie rzecz biorąc - myśl) długo zastanawiałam się, czy powinnam w jakiś sposób to podkreślić, może wydzielić lub zaznaczyć nawiasem, ale zrezygnowałam ( może niepotrzebnie). Cieszę się, że zwróciłeś na to uwagę, liczę bowiem na podpowiedź.


Adamie, być może użyłam zbyt dużego skrótu myślowego( nie mam jeszcze wprawy).
Może gdybym napisała to w ten sposób, trochę rozjaśniłabym ten obraz:

...
tulę granice
pierwszych miejsc
odbicie
w czarnej toni
żył nabrzmiewa

( puszczam jarzmo
fal
niechybnie
zgubnych )

jeszcze nie


...tekst w nawiasie, to myśl, zamiar kiełkujący w głowie, jednak budzący tak wiele obaw, iż zostaje odsunięty na bliżej nieokreślony czasowo termin realizacji.

Muszę nad tym jeszcze popracować.

Paulinko, serdeczne dzięki za uwagi, a zwłaszcza za ten przyjazny uśmiech ( bardzo się przydał).


Pozdrawiam

Opublikowano

...Pelmanie, Ty chyba posiadasz jakieś zdolności jasnowidzenia laugh.gif ...i musiałeś widzieć, jak zmagałam się z tym wierszem, próbując znaleźć te odpowiednie słowa....a to, co w tym wszystkim najdziwniejsze to to, że Twoje sugestie w 2/3 pokryły się z moimi poczynaniami; mam tu na myśli właśnie wers czwarty ( który w pierwszej wersji był rozbity na dwa) oraz ten ostatni ( jeszcze nie miało kilka wersji, min. nie teraz).
Jeśli to zbieg okoliczności, to bardzo miły.
Bardzo dziękuje za zainteresowanie, a Twoje sugestie oczywiście wezmę pod uwagę ( od kogo miałabym się uczyć, jeśli nie od zaawansowanych)
Pozdrawiam
Aneta

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Fajne. We wtorek był dzień słonia.
    • Opowiem Ci dziś o przygodzie, jaką miałam z Ameryką. Nie wiem, czy kiedykolwiek w życiu przeżyję coś równie wielkiego – i równie trudnego. Jakiś czas temu poznałam, przez przyjaciół, pewne małżeństwo Polaków, którzy od dwudziestu lat mieszkali w Chicago. On – Adam – był już z trzecią żoną, Krystyną. Z czasem zaprzyjaźniliśmy się, zaczęliśmy regularnie korespondować. W tym samym okresie rozpadło się moje małżeństwo, a jego żona zmarła na raka. Rok później Adam przyjechał do Polski sam. Oddałam mu swoje mieszkanie na czas pobytu, a sama przeniosłam się do przyjaciół. Spotykaliśmy się czasem we trójkę. Nic nie wskazywało na to, że moglibyśmy się sobie spodobać – był uprzejmy, ale zdystansowany. Pisałam do niego coraz częściej – tylko do niego, bo już nie miał żony. Adam był starszy ode mnie o 25 lat. Jakież było moje zdziwienie, gdy pewnego dnia przysłał mi zaproszenie do siebie, do Ameryki. Powiedziałam mu, że mnie nie stać – wtedy odpowiedział, że on zaprasza i on płaci. W dwie strony. Wkrótce wysłał telegram: czeka go operacja oczu, potrzebuje pomocy. Uznałam, że trzeba pomóc – a przy okazji zobaczyć kawałek świata. Taka szansa nie zdarza się codziennie. Wizę dostałam – ku własnemu zaskoczeniu. Po wyjściu od konsula, obcy ludzie gratulowali mi szczęścia. A Adam miał tylko jedną prośbę: żebym nikomu nie mówiła o wyjeździe. Nawet rodzicom. Tłumaczył, że skoro on płaci, to ma też swoje warunki. I tak w pewną letnią niedzielę wsiadłam do Boeinga i poleciałam. Lot trwał 12 godzin. Nie spałam – nie chciałam przegapić ani jednej chwili. Wszystko było takie nowe, piękne, ekscytujące. Na lotnisku O'Hare czekał Adam z bukietem czerwonych róż. Mieszkał w dobrej dzielnicy, w trzypiętrowym domu, z trzema sypialniami na każdym poziomie. Nawet piwnica miała kafelki. W domu mieszkali też inni Polacy. Po odpoczynku zapytał, czego potrzebuję – po czym zabrał mnie na zakupy. Tego dnia kupił mi sześć par butów, każda w innym kolorze. Dostałam własny pokój i pełny dostęp do mieszkania – za tamto, które kiedyś jemu udostępniłam. Następnego dnia zadzwoniłam do rodziców. Powiedziałam, że dzwonię z Ameryki. Mama zaczęła płakać. Ja też. Wtedy właśnie dotarło do mnie, co zrobiłam. Nie zabrałam żadnego zdjęcia rodziny. Poczułam się nagle strasznie, samotnie. Rozpłakałam się... Adam podszedł do mnie i powiedział: – Do rodziców pojedziemy razem, ale dopiero po naszym ślubie. Zdrętwiałam. Byłam jeszcze oszołomiona podróżą, zmianą czasu, nowością wszystkiego… a w tej właśnie chwili usłyszałam, jakie ma wobec mnie plany. Poprosiłam, żeby powtórzył. Po chwili namysłu powiedziałam, że wyjdę za niego – ale tylko jeśli się zakocham. Bez miłości ani rusz. Zapytał, czy nie przeszkadza mi różnica wieku. Odpowiedziałam, że jeśli się kogoś pokocha, wiek nie ma znaczenia. Chciał ślubu jak najszybciej. Twierdził, że ma wystarczająco dużo pieniędzy, złota, że będzie nam dobrze. Ja potrzebowałam czasu. Powiedziałam mu wprost: chcę pokochać człowieka, nie jego pieniądze. Bo jeśli pieniądze znikną – co mi wtedy zostanie? Zaczęłam porządkować dom, choć mnie o to nie prosił. On pracował po 16 godzin dziennie. Zaczęłam się nudzić, rozglądałam się za zajęciem. I właśnie wtedy wszystko zaczęło się psuć. Stał się chorobliwie zazdrosny i zaborczy. Nie pozwalał odbierać telefonów, podsłuchiwał, śledził. Zabronił mi wychodzić z domu. Otwierał moje listy. Podejrzewał mnie nawet o to, że… chcę go otruć. Myślałam, że żartuje. Nie żartował. Znalazłam pracę, mimo jego sprzeciwu. Z każdym tygodniem widziałam więcej. Pił coraz częściej – nawet w nocy. A kiedy czuł się źle, znowu oskarżał mnie o trucie. Wtedy już wiedziałam, że muszę uciekać. Pewnego dnia, w złości, powiedziałam mu: – Mój mąż zawsze jadł wszystko, co ugotowałam, i po każdym posiłku dziękował mi buziakiem. A ty nie dość, że nie dziękujesz, to jeszcze mówisz, że chcę cię otruć... Chcę natychmiast wracać do domu! W jego oczach zobaczyłam wtedy coś dzikiego, jakby ogień. Z pianą na ustach powiedział: – Nie myśl, że stąd wyjedziesz. Ściągnę cię z lotniska. Powiem, że mnie okradłaś – uwierzą mi. Zrozumiałam, że mam do czynienia z niebezpiecznym człowiekiem. Zaczęłam chudnąć. Ze stresu, z bezsilności. Schudłam 10 kilogramów. Nie mogłam spać, nie mogłam jeść. Zabezpieczyłam dokumenty i pieniądze – schowałam je do sejfu. Bałam się, że zabierze mi paszport. Obmyśliłam plan. Pewnego dnia w pracy położyłam się na zimnej podłodze w łazience, udając omdlenie. Leżałam bez ruchu, jak martwa. Po jakimś czasie mnie znaleźli, zadzwonili do Adama. Polewali mnie wodą, przykładali lód. Leżałam nieruchomo. Gdy dowieźli mnie do domu, zaczęli się naradzać. Liczyłam, że jeśli wezwą lekarza, powiem mu prawdę. Jeśli polskiego – to jeszcze lepiej. Miałam nadzieję, że uda się coś ustalić. Adam bał się szpitala – mówił, że jeden dzień kosztuje 500 dolarów. Pomyślałam z goryczą: tak wygląda ta jego miłość, wartej wszystkich skarbów świata... Zaproponowałam, żeby kupił mi bilet powrotny, póki nie jest za późno. Zgodził się natychmiast. Jeszcze tego samego dnia zarezerwował lot. Rano sam zawiózł mnie na lotnisko. Ledwo trzymałam się na nogach. Kiedy siedziałam w samolocie, wciąż nie mogłam uwierzyć, że naprawdę wracam. Płakałam z radości i z ulgi. W całej Ameryce widziałam tylko jedno – ogród zoologiczny. I jego. Takiego, jakim naprawdę był. Cieszę się, że nie dałam się kupić. Pieniądze są ważne – ale nie kupują miłości, bezpieczeństwa ani szacunku. To, co w życiu najcenniejsze, nie kosztuje nic. I to jest sprawiedliwe. Bo dostęp do miłości i przyjaźni mają nawet najbiedniejsi. Adam po moim odlocie ożenił się jeszcze dwa razy. Dziś mieszka w Polsce, niedaleko mnie. Czasem dzwoni. Znów jest samotny.       
    • @Jacek_Suchowicz oczywiście
    • @violetta Ale że już jedzie do nas?

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

        Mam do Ciebie pytanie: Dlaczego z tymi pretensjami nie przyszedłeś pod limeryki Nata_Kruk, tylko pozwoliłeś sobie na przykre zachowanie względem Agaty. Agaty, która wczoraj cię broniła, twierdząc że jesteś miłym, starszym panem. Twoje zachowanie zupełniw temu przeczy.  Choćby taki drobiazg, jak niesprawiedliwe lajkowanie pod własnymi utworami — jednej koleżance dajesz serduszko, sympatycznie machając ogonkiem na każsy jej wpis, a drugą zbywasz zimnym pucharkiem.   Dlaczego tak bardzo GARDZISZ Agatą, że ośmielasz się przychodzisz pod jej tekst z awanturą o amatorszczyznę, a  jednocześnie bronisz amatorszczyzny drugiej koleżanki, na widok której słodko machasz ogonkiem.   Możesz kogoś nie lubić, ale dlaczego dajesz wyraz swojej antypatii w tak szczególny i niesprawiedliwy sposób, to już nie rozumiem, albo rozumiem tyle, że Agata napisała niekorzystny komentarz pod pewną villanellą i to jest twój AKT ZEMSTY.   Można dla kogoś stracić głowę, ale absolutnie nie powinno tracić się mózgu.  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...