Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

I
Ciężko przysiadła mu prawda
na ramieniu jak krogulec
w kalekich twarzach spranym śniegu
czuwa zupełnie jasne wyjaśnienie
szczerzy się teraz w pogodnym uśmiechu
surowy tren o regule

Ciężko przysiadła mu prawda na barkach
odpowiedź zjawia się szybciej niż pytanie
co prędzej ginie niż ten co je zadał
odpowiedź jest zawsze jasna i konkretna
tu wszystko jest już jasne i konkretne

II
Czasem patrzy jeszcze na słońce z nawyku
fakt-śmieszne to
próbować uśmierzyć świat dotykiem świata
więc uśmiecha się słabo

Opublikowano

Ciekawy tekst, wart większej dyskusji. Dla mnie rewelacyjny jest sam koniec, jeżeli tafnie odgadłem przekaz tekstu. Chociaż jekby było: "próbował uśmirzyc świat dotykiem zła" to bym od razu kupił ten wiersz.
Ale nie filozofujmy za dużo...
Pozdrawiam.

Opublikowano

jasne wyjaśnienie?
nie bardzo to napisane
jako całość
jedyne, co mi się spodobało to:
"odpowiedź się zjawia szybciej niż pytanie" z tym, że "się" postawiłabym po "zjawia" nie przed.

ogólnie na nie

pozdrawiam

Opublikowano

Boli, jak większośc Twoich komentarzy ;) Cenię je jednak, jako, że cenię Twoje wiersze i ufam Twojemu osądowi. Powiedz mi proszę, co w wierszu sprawia, że Ci sie nie podoba, o ile oczywiście potrafisz coś takiego wskazać. Nawet jeżeli to nie będzie coś, co doprowadzi mnie do konstruktywnych wniosków, będzie to jakikolwiek krok ku poprawie.

Opublikowano

I
Ciężko przysiadła mu prawda
na ramieniu jak krogulec
--> przysiadła mu prawda, nie podoba mi się szyk
w kalekich twarzach spranym śniegu
czuwa zupełnie jasne wyjaśnienie
--> kalekie twarze? sprany śnieg dobry, ale jasne wyjaśnienie to ciut zalatuje cofanie do tyłu, prawda?
szczerzy się teraz w pogodnym uśmiechu
surowy tren o regule
--> surowy tren o regule jest "fajny", ale że się szczerzy w uśmiechu już nie bardzo

Ciężko przysiadła mu prawda na barkach --> znowu szyk
odpowiedź zjawia się szybciej niż pytanie --> to jest dobre, gdyby szyk przestawić ciut
co prędzej ginie niż ten co je zadał --> też niezłe, ale tutaj robi trochę za "dopełnienie": szybciej, prędzej...można coś pokombinować, bo wychodzi mi na to (NATO ;]), że to centrum wiersza - więc musi być dopracowane, tak czy nie?
odpowiedź jest zawsze jasna i konkretna
tu wszystko jest już jasne i konkretne
--> nie rozumiem zabiegu z powtórzenieim jasności i konkretności, zresztą takie uogólnienia (zawsze, wszystko) rzadko służą tekstom - mnie się wydaje, że czynią tekst "pretendującym" do "mądrości życiowych" (akurat w tym wypadku), jeśli wiesz, co mam na myśli

II
Czasem patrzy jeszcze na słońce z nawyku
fakt-śmieszne to
--> bo ja wiem, czy śmieszne. chyba, że nawyk sam w sobie jest czymś zabawnym, a tak ogólnie to te wersy są zwyczajnie słabe
próbować uśmierzyć świat dotykiem świata
więc uśmiecha się słabo
--> zastanawiające jest uśmierzanie świata i to nawet mogłoby zostać, ale to uśmiechanie się słabo - nie wiem, źle mi się kojarzy i na to, by być końcem wiersza nie zasługuje

ufff, mam nadzieję, że chociaż trochę przybliżyłam o co mi mogło chodzić, gdy mówiłam "nie" :)
a jeszcze bardziej mam nadzieję, że na coś się przydadzą moje rady i przeczytam tą treść w lepszym, czytelniejszym też, wykonaniu

pozdrawiam

dopisuję pees:
nie rozumiem też, czemu służy podział tekstu na dwie części
tzn niby widzę, ale nie widzę - prosiłabym o wyjaśnienie

Opublikowano

Dziekuję za to wyjaśnienie, naprawdę. Przerosło znacznie moje oczekiwania.
Podział na dwie części ma podreślać ogromną przepaść między nawykiem patrzenia na słońce, a resztą zachowań peela, oraz podkreślić, że nawyk ten należy niejako do innego porządku myślenia, innych kategorii i jest elementem odmiennej mentalności.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...