Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

czlowiek


Sceptic

Rekomendowane odpowiedzi

CZŁOWIEK

Klucz wesoło zgrzytnął w zamku. Energicznie, akcentując w myśli co drugi stopień schodów, Człowiek rozpoczął swą wędrówkę i już po chwili był na Zewnątrz, przy ulicy. Ulica była właściwie taka jak zawsze – szaro-czarna, niecierpliwa a jednocześnie idealnie bierna. Z każdej strony kończyła się bardzo obiecującym punktem, w którym zgodnie spotykały się wszystkie linie perspektywy. Po chwili pieczołowitego namysłu Człowiek postanowił ruszyć w kierunku jednego z tych punktów. Wkrótce jednak zmiarkował, że punkt ten jak na ironię wcale się nie przybliża. Usiadł więc na ławce, która wyrastała z ulicy. Obserwował, jak po przeciwnej stronie liście wykluwają się na gałęziach drzew, jak z zielonych stają się jasnożółte, potem jasnobrązowe, jak zrywają się do lotu i porwane wiatrem odlatują w stronę tego punktu, z którego wychodziły wszystkie linie tworzące ulicę. Nagle koło ławeczki pojawił się długi, czerwony tramwaj. W następnej chwili Człowiek był już wewnątrz niego i trochę się sobie dziwił, bo przecież nigdy nie jeździł tramwajami, a poza tym chciał iść w przeciwnym kierunku. Z pewną nieśmiałością usiadł w kącie i przez brudną szybę przyglądał się, jak tramwaj zręcznie manewruje pomiędzy liśćmi pędzącymi w przeciwnym kierunku – w tym, w którym on zamierzał iść.
Tramwaj zatrzymał się nieoczekiwanie i Człowiek, pchnięty jakąś niewidzialną ręką, wyszedł z niego i podążył w stronę wielkiego, szarego budynku sadowiącego się tuż przy ulicy. W zasadzie nie miał pojęcia, dlaczego to robi, może po prostu dlatego, że nie miał nic lepszego do roboty? Budynek sam w sobie nie był ciekawy ani trochę, nie było w nim nic pociągającego. Może jednak było to mylne wrażenie i w jego wnętrzu kryło się coś ciekawego?
Z tą nadzieją Człowiek przekroczył próg budynku. Drzwi same otworzyły się przed nim szeroko, człowiek skłonił się uprzejmie, żeby im podziękować. Chętnie zamieniłby z nimi parę zdań, ale czuł, że nie ma na to czasu. Jeszcze jeden krok, i już był Wewnątrz.
Wewnątrz było pełno Ludzi. Wielu z nich zdradzało nawet pewne powierzchowne podobieństwo do Człowieka, jednak na ich widok Człowiek nie ucieszył się wcale. Poczuł w sobie coś dziwnego i niepokojącego, jakiś ucisk w środku. Chciał szybko odwrócić się i wyjść, ale gdy spojrzał za siebie, drzwi, te same, które tak życzliwie go powitały, były zamknięte. Nie mógł już wydostać się na Zewnątrz.
Jeden z Ludzi zaczął na niego krzyczeć. Człowiek nie lubił, gdy na niego krzyczano, miał ochotę odkrzyknąć napastnikowi, lub przynajmniej odejść bez słowa. Zamiast tego jego usta otworzyły się i wydobyły się z nich słowa pokorne i uniżone. Następnie wskazano mu małe biurko, przy którym posłusznie, acz wbrew swojej woli, usiadł. Jego dłonie bezwiednie odsunęły szufladę biurka i wyciągnęły z niej stos papierów. Oczy zaczęły nerwowo przeszukiwać kolejne kartki. Czego szukały – nie wiedział. Dość, że dłoń uzbrojona w długopis co chwila coś skreślała, podkreślała, bazgrała i robiła mnóstwo innych dziwnych rzeczy.
Człowiekowi było to w zasadzie zupełnie obojętne. Wiedział, że gdyby sobie poszedł, na co miał straszną ochotę, naraziłby się na gniew Ludzi. A poza tym byłoby to nietaktem dla drzwi, które tak uprzejmie i życzliwie potraktowały go przy wejściu.
By nie znużyć się tymi dziwacznymi zajęciami, jakie wykonywał, zaczął myśleć. Myślał o tym, jak bardzo te wszystkie papiery podobne są do tych jasnożółtych liści, które gdzieś na Zewnątrz szybują sobie spokojnie w stronę punktu zbiegu. I o tym, jak Ludzie przypominają mrówki, które widział kiedyś w lesie. Zbierają te liście, wielokrotnie większe od nich samych, choć same nie wiedzą do czego mogą im się przydać, i ogromnym wysiłkiem taszczą je do mrowiska. Do Wewnątrz mrowiska.
Gdy tak rozmyślał, nagle wstał. Zobaczył, że Ludzie też wstają i tłoczą się przy drzwiach. Nie chciał wychodzić, przyjemnie mu się rozmyślało, tym bardziej zdumiał się, że znalazł się pośród Ludzi. Wychodząc ponownie na Zewnątrz chciał ukłonić się drzwiom, ale coś powiedziało mu, że Ludziom mogłoby się to nie spodobać i pewnie wzięliby go za dziwaka. Coraz bardziej dziwił się samemu sobie... nigdy wcześniej nie było dla niego ważne, jak odbierają go Ludzie, rzadko ich widywał, a teraz nagle zaczął się tym przejmować.
Był już z powrotem na Zewnątrz. Zamiast jednak odetchnąć z ulgą, poczuł że dziwny ucisk w jego wnętrzu tylko się nasilił. To chyba było to dziwne uczucie, o jakim kiedyś czytał... to chyba był pośpiech.
Szybkim krokiem podążył w stronę punktu zbiegu, czuł jednak, że wcale nie zależy mu, żeby do niego dotrzeć. Chciał dotrzeć gdzie indziej. I wkrótce tam dotarł.
Było to kolejne Wnętrze. I znowu byli tam Ludzie. Siedzieli przy stołach i jedli wieprzowinę. Człowiek skrzywił się, gdyż nie cierpiał wieprzowiny, a poza tym wcale nie był głodny. Kiedy jednak i przed nim postawiono porcje mięsa, zaczął ja łapczywie pochłaniać. Obmierzłe, tłuste kęsy przesuwały się powoli od ust do środka brzucha. Było mu niedobrze, ale nie mógł przestać jeść. Chciał myśleć, tak jak wtedy, gdy pracował z papierami, by choć myślami uciec z tego paskudnego miejsca. Nie był jednak w stanie myśleć. Zamiast tego wdał się w rozmową z Ludźmi. Nie lubił rozmawiać z Ludźmi, teraz jednak śmiał się z ich rubasznych dowcipów, ze zgrozą stwierdził nawet, że sam je opowiada.
Kiedy wreszcie skończył, wyszedł na Zewnątrz, ale tylko po to, by wsiąść do tramwaju. Już drugi raz jechał tramwajem, choć tak tego nie lubił. Gdy wysiadł, zaczął brnąć w liściach. Nagle znienawidził liście, zaczął je przeklinać pod nosem.
Ociężale wdrapał się na schody i stanął przed drzwiami czyjegoś mieszkania i nacisnął klamkę. Przeszło mu jeszcze przez głowę, żeby przeprosić właściciela mieszkania za przykrą pomyłkę i za to, że zakłóca jego spokój... Zamiast tego wszedł do środka, zwalił się na kanapę i włączył telewizor, by obejrzeć mecz, o którym słyszał dziś od Ludzi, kiedy jadł wieprzowinę. Czuł się okropnie.
I nagle wszystko zrozumiał. Wszystko to, co dziwiło go od samego rana, stało się dla niego oczywiste. Człowiek nie był sobą. Był kimś zupełnie, zupełnie innym. Na szczęście.
Uspokojony Człowiek odetchnął z ulgą i pozwolił sobie zniknąć.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Podoba mi się styl tego opowiadania. Jest co prawda kilka powtórzeń i ze 2 podknięcia językowe, ale całośc jest spójna i ciekawa. Dobrze też ze ma krótyka formę, bo taki styl lepiej czyta się w małych opowiadaniach wyrażającą jakąś treść - co Ci się udało.
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 2 lata później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...