Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Anna Słoneczko

Użytkownicy
  • Postów

    12
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Anna Słoneczko

  1. Tomku - nie byłam tam, więc nie wiem :) Janie- no cóż...
  2. dziękuję Kreta Greto__ :-) motyw z podkutymi miał za zadanie wyjaśnić kim był ten czarnooki. a był nim djabeł. Sceptic - powiem krótko - każdy wielki artysta kiedyś zaczynał więc i banalików natworzył, jeśli zostawimy uczucia dla wielkich... to już nigdy nikt nie będzie wielki... bo nie będzie śmiał próbować i uczuć się. A nie od dziś znana jest prawda że ćwiczenie czyni mistrza :-)
  3. początowe linie - za dużo ten-ów. powtarzają się obniżając poziom tekstu
  4. Podoba mi się styl tego opowiadania. Jest co prawda kilka powtórzeń i ze 2 podknięcia językowe, ale całośc jest spójna i ciekawa. Dobrze też ze ma krótyka formę, bo taki styl lepiej czyta się w małych opowiadaniach wyrażającą jakąś treść - co Ci się udało. pozdrawiam
  5. Raczej powiem jak definiuję prozę. Na poezji - nie znam się po prostu. Dla mnie proza (w jej ogólnym znaczeniu) jest to tekst nie-poetycki opowiadający o czymś, mający na celu przekaz jakiejś treści poprzez posłużenie się osobami (bohaterami) i zdarzeniami (fabuła). Pański tekst jest na wpoły liryczny. Stąd też te pytanie - co robi się z takimi tekstami. Bo nie są prozą. Nie są też poezją. A dla mnie - są na pewno zagadką.
  6. Celowo czy nie celowo brak w wielu miejscach kropek, przecinków, wszędzie - wielkich liter na poczatku zdań. Takie prozo-poetyckie cóś. Strasznie modne ostatnimi czasy... nie rozumiem tego... czy to się wydaje w tomikach jak wiersze?
  7. M&M??? co to? jak śmiem domyślać się - Mistrz i Małgorzata. Czytałam ... 5, może 6 lat temu... Nie wiesz o co chodzi? hmm.. inni nie zgłaszali tego problemu ;-)
  8. mamy za sobą wielki pisanego słowa. jeśli ktoś myśli że stworzył coś nowego - to albo nie czyta książek, albo też jest geniuszem nad geniusze i to jeszcze mało. wiec bynajmniej się nie obraziłam ;-)
  9. Miał ciepłe oczy. Lubiła w nie patrzeć. Weronika miała trzydzieści lat i płomienno rude włosy. Teraz stała przy komodzie i wodziła palcem po zdjęciach pełnych wspomnień. W jej życiu królowała przeszłość. Dzisiejszy dzień się nie liczył. Do drzwi zadzwonił dzwonek. Otworzyła. - Witaj moja droga. Przyszedłem po ciebie –powiedział mężczyzna o oczach czarnych jak węgiel – wiesz że nie możesz tu zostać. - Tak wiem – powiedziała w roztargnieniu – zaraz będę gotowa. Weszła do sąsiedniego pokoju, chwyciła kilka ważnych dla niej rzeczy. Na końcu zabrała zdjęcie i przyłożyła do piersi. Tak wyszli. Mężczyzna poufale objął ramieniem ciało Weroniki. Prowadził ją drogą w dół. Chłodny jesienny wiatr niósł ze sobą zawodzące dźwięki. Ziemia szykowała się na jałowe dni. Ludzi było mało. Szli prawie pustą ulica rozświetlaną ulicznymi latarniami. Takiej samotności nie czuła nigdy. Nawet kiedy odszedł i zamknął na wieki swe ciepłe oczy. - Nie martw się. Teraz zaznasz szczęścia – powiedział mężczyzna w płaszczu odczytując jej myśli. Weronika przytaknęła, choć nie była tego taka pewna. Chłód wieczoru przenikał ją do szpiku kości. Docierał aż do wnętrza jej duszy i zionął pustką. Wreszcie dotarli na miejsce. Ułożyła się posłusznie pod drzewem. Była w parku, niektórzy twierdzili że to już las, taki duży... - Śnij słodko – rzekł czarnooki pochylając się nad lezącą dziewczyną i musnął jej czoło wargami – niedługo przyjdę. - I on też? – wymamrotała - Tak, też. Śpij. Czarna postać się oddaliła. Idąc chodnikiem stukał głośno o bruk. „Jakby podkute” – pomyślała Weronika. Zasnęła. Obudził ją dziwny blask. Odwróciła się i zobaczyła nad sobą wpatrujące się w nią ciepłe oczy. - Witaj w domu.
  10. "zemsta" i "ta zemsta" -powtórzenie. ogólnie fajnyfragmencik. taka proza poetycka.... szkoda że nie wiersz
  11. Chciałeœ czuć to opowiadanie. To widać. Można jednak spróbować też pisać w połowie "na chłodno" czyli czuć to o czym się pisze, ale nei dać się wchłonšć. Powtórzenie tekstu na końcu - nie ma uroku. ogólnie - praca w miarę ciekawa, choć zawiera błędy (poprawki w cytowanym tekœcie). pozdrawiam
  12. Poranne słońce rozgrzewało płatki róży. Powoli, jakby z mozołem otwierała się na świat. Była najpiękniejszym kwiatem w ogrodzie. Lato trwało w swej pełni, ciepłe, a nawet skwarne. Niekiedy rześki deszcz zrosił czerwone płatki. Róża stała tak w ogrodzie rozkoszując się pięknem dni i tajemnicą nocy. Patrzyła jak właściciel zrywał co pewien czas kilka kwiatów. Potem widziała je w wazonie za oknem. Lecz ona nigdy nie została zerwana. Była za piękna, gospodarz wpatrywał się w nią, ale za każdym razem gdy sięgał już po nią dłonią zatrzymywał się w pół drogi i zrywał inny kwiat. Tak róża, najpiękniejsza z róż dotrwała do jesieni. Co dzień rozpościerała swe pąki na pieszczoty słońca. Ostatnimi zaś czasy już nie zamykała swych wdzięków. Z jednej strony nie miała na to siły, a z drugiej ciepło gwiazdy słabło. Przyszły jesienne zawieruchy i słoty. Róża walczyła dzielnie o przetrwanie, lecz natury pokonać nie dała. Jednego razu straciła swój pierwszy płatek, a za nim podążyły następne. Otuliły ziemię w koło ciepłym jedwabiem. Wieczorem zaś, nadszedł zdradziecki wiatr. Pochwycił płatki i porwał ku niebu. Najbardziej wewnętrzny płatek, nie nawykły do cierpienia i chłodu świata bronił się zaciekle. Lecz na nic się zdało. Dotarł aż na ulicę i spoczął tam na zimnym, ulicznym asfalcie. Siła woli w małym okruchu jedwabiu nie gasła. Jeszcze będąc zawieszonym między ziemią, a niebem przyrzekł sobie w duchu, że będzie wielki i przyczyni się do rozwoju miłości na świecie. Miał szerokie horyzonty tkwiąc jako jeden płatek pośród wielu w przepięknym kwiecie. Lecz teraz? Starał się o tym nie myśleć, rozpalając w sercu pragnienie miłości czekał na cud. Wreszcie nadszedł, ale bynajmniej nie ten którego wypatrywał. W oddali majaczyły dwa światła reflektorów, które zbliżały się nieuchronnie. Czerwony płatek nie spodziewał się niebezpieczeństwa, które nadeszło tak szybko. Nagle zrobiło się oślepiająco jasno, a zaraz potem poczuł dotkliwie, że został niemal wtłoczony w drogę. Zapłakał gorzko nad swym losem, gdyż zdał sobie sprawę z beznadziejności swojej sytuacji. W okrzyku ostatniej rozpaczy zaniósł ku Bogu swą modlitwę. W końcu i jego był stwórcą. Mamrocząc słowa zasnął. Obudził go dotyk ludzkiej dłoni, ciepły i delikatny. Zaskoczony rozejrzał się. Trzymał go młodzieniec o artystycznie wygiętej blond grzywce. Z uśmiechem podał go towarzyszącej mu dziewczynie. „Kochana, jak ten płatek, do końca będę tobie wierny, nie obawiaj się”. Dziewczyna wzięła go ze czcią, nakazaną przez chwilę. Wtuliła się w ramię ukochanego i poszli dalej wiejską uliczką. W domu odnalazła książkę z wierszami miłosnymi i w jej karty włożyła najpiękniejszy płatek róży. Tak stał się symbolem miłości dla tych dwojga i spełnieniem marzeń dla niego.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...