Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Miasto bez oddechu


M._Krzywak

Rekomendowane odpowiedzi

A Marek opowiadał, istnieje miasto bez oddechu, wytarte z map, wydarte historii. Taka biała plama czasów, które plam białych nie zawierają. Stworzył je Architekt, ktoś absolutnie sprawiedliwy, ktoś absolutnie mądry. Absolut.
A Zło i Dobro to podzielona jedność. Ja wolałem zaznawać zła, tak jest wygodniej zresztą, bo nie trzeba się tłumaczyć dlaczego, więc ruszyłem, z plecakiem wypełnionym plackiem jęczmiennym i serem, i krystaliczną wódką. Widziałem czerwone węże i zimę stworzoną z dewów. Widziałem też cudowny posąg Molocha obiecujący tak wiele, lśniący i piękny w swej bezduszności ( na wysokościach światło płonęło potęgą istnienia, a w dole ciemność kusiła tym, co jeszcze niepoznane. Wybrałem).
I One, Córki Moabu rzekły: „tyś nasz, ty już zostań z nami”. Jak rzeka wpada do morza, jak zginęło tutaj 24 000 Izraelitów. Nie będę następny, idę, by poznać więcej niż Wy możecie mi oddać z siebie, te wasze ciała są ulepione i polepione. Nie was wyzwolił Perseusz, nie wam szarpać włosy z wiedzy, stójcie przy nim, brodatym starcu i spełniajcie smutną wolę jego.
I oto rosną białe kwiaty wokół. Utpala co życie wam nam daję. Pogłaskałem czerwony kwiat, tam, na rozstajach dróg wicher szarpie stary krzyż, tam przeszło wspomnienie o Tobie, tam ja pójść nie mogę. Marek starł kurz z Księgi, i pokazał to miejsce mówiąc: „idź, a co miniesz, już minione będzie, i zapomnij, a dojdziesz. To miasto nie oddycha, tam mury nie ruszają się, nie kleszczą żywych, nie zduszają”.
I otóż uwierzyłem. Jestem świadomy ryzyka, Ona jest niebezpieczna, jak bezlitosne fatum każące wyłupić oczy. O, wieszczu niewidomy, a widzący wszystko. Wskaż drogę, a pójdę. Śniłem o Tobie tak niedawno, wessałaś się we mnie i piłaś, widziałem to widowisko. Znasz słowa: „prawdziwą karą jest ta, która uszczęśliwia”. Mój cel.
I On milczy . Pustka, skrzypią spróchniałe deski w rytm kiwającej się głowy, świadomie czekam na zagładę. Jeżeli Ciebie nie ma, jestem sam. Tym razem nie zbłądzę, nie jestem śmiertelnikiem, bezradność nie zapełnia mych piersi. Ta piekielna służąca wydzierała karty Księgi, ta diablica skowała Ojca Twego, a Ty przyszedłeś do mnie. Idź. Idź i kontynuuj to zło, które zastałeś. Idź, i myśl, bo w niewiedzy pobłądzisz. Idź, niech ślepiec wskaże ci drogę.
I okropny lament wkradł się w chudobę, płacze Ona, synu marnotrawny, nie idź, jutro deszcz spadnie a pustynia zamieni się w Eden. Nie wierzę już w to, pakuję placek, pakuję ser i wódkę. Bez was będzie mi lepiej. Chrzęst wyrywanej kartki, Marek podaję ją, otwieram drzwi, idę.
I opadli Aniołowie na ziemię i ich dzieci były złe. Ich dzieci zalęgły się na swiecie tym, ich dzieci nie rozumiały potęgi ducha czystego. Ich dzieci wbijały we mnie szpony i szarpały. A wody stały w miejscu, a nic się nie działo. A miało zalać ich przez moją trwogę i ból mój.
I oto hyliczny komponent wbity w płótno trwania. Już przestało cię interesować, już mrużysz oczy by zapaść w sen, by powędrować i być inaczej. Już nie chcesz słuchać opowieści błędnych i mylnych, opowieści nużących i ciężkich. Jestem złym przewodnikiem, przesiąkniętym chaosem, ale nie wyrwiesz mi serca, nie wzniesiesz go na swych dłoniach ku górze, nie jestem kozłem błąkającym się po pustyni. Miasto to jest błękitne, ulice są posypane piaskiem a w środku tkwi kamień. Miasto otoczone jest zielenią, ogrodami i rzekami.
I odszedł Marek .
I odnajdź mnie teraz i zerwij maskę z mojej twarzy. Ona tańczy, tuż obok, opleciona w len biały, falujący do ziemi, opięta pasem białym i bosa. Obok stół z lnianym obrusem, kaganki napełnione olejem. Ona mnie nienawidzi, zostawiłem ją gdy zamarzła, zostawiłem ją bo byłem zbyt słaby by dać życie, by napełnić ją, by ją ocalić. A gdy uciekałem, kamienie płakały. Obok trójnóg, dwie świece z czystego wosku. Nie sądź mnie teraz, teraz jest już za późno. Ktoś uwiódł i zostawił, ktoś obiecywał i nie spełnił. Niósł światło, zwodnicze kłamstwo, któremu uległaś. Pamiętaj, że błysk to nie światło.
A gdy wrócił, przestało być to dla mnie ważne. Oddałem mu ten potargany świstek i rzekłem, że tego po prostu nie ma, że za bardzo wierzy w coś, co nie może istnieć. Że jest opętany i głupi i że nawet nigdzie nie wyszedłem. Zostałem, by zatańczyć w deszczu, by przytulić ją i wreszcie pokochać, bo ostatnio coś zimno w naszym domu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • 1 miesiąc temu...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...