Marek Sobczak Opublikowano 28 Listopada 2005 Autor Zgłoś Opublikowano 28 Listopada 2005 Krótka ballada o matkach Frank był moim najlepszym kumplem. Raz nawet pożyczył mi dwa złote na piwo. Dziwne, bo ja przecież nie piję. To świadczyło jednak tylko o jego niesłychanie dobrym sercu. Byłem pewny, że Frank oddałby mi swoje stare nieużywane skarpety, gdybym go tylko ładnie poprosił. Dla mnie najważniejszy był fakt, że mogliśmy pracować razem jako prywatni detektywi. Nasza spółka nazywała się „Frank sp. zoo”. W nazwie Frank to był Frank, a mnie przypadło zoo. I tak byłem z siebie dumny, gdyż te kilka liter było moim wkładem w działalność tego wspaniałego człowieka. Pewnego dnia, kiedy siedzieliśmy razem w fotelu (Frank lubił brać mnie na kolana i mówić wiele miłych rzeczy) zadzwonił telefon. -Telefon dzwoni! – stwierdził nieomylnie Frank wstając i zrzucając mnie z kolan. Uwielbiałem tę jego bystrość umysłu i zdolności dedukcyjne. Frank zdecydowanym ruchem podniósł słuchawkę. Po chwili zorientował się, że trzeba ją trzymać odwrotnie, wykonał precyzyjny zamach i rozpoczął rozmowę. Okazało się, że to pomyłka. -To pomyłka! – Powiedział Frank i odłożył słuchawkę. -A kto dzwonił? – zapytałem trochę wścibsko. -To moja matka – spuścił głowę Frank. Nie wspominał matki zbyt dobrze. Kiedy był jeszcze małym dzieckiem wysyłała go na lekcje baletu klasycznego, ubierając w różowe rajstopki. To załamało jego psychikę. Z rozpaczy chciał nawet zapisać się do Samoprzepony – najgłupszej partii w Sejmie. Na szczęście poczuł powołanie i został detektywem. Frank wtulił się w moje ramiona i zaczął płakać jak dziecko. Kiedy pogłaskałem go po głowie i powiedziałem, że wszystko będzie dobrze puścił mnie, usiadł w fotelu, włożył kciuk do ust, zwinął się w kłębuszek i cichutko kwilił. Kilka minut później do pokoju weszła niezwykła wprost kobieta. Długie nogi, delikatna cera, ponętny biust, cudowne, głębokie spojrzenie, pełne usta, blond włosy i bijący od niej urok osobisty – niestety nie posiadała ani jednej z tych cech. Za to o jej obecności świadczył zapach taniego wina i zeszłorocznej ryby. Ubrana był skąpo. Nie miała butów, skarpet, spódnicy, swetra, bluzki, beretu, ani niczego innego. Jednym słowem była goła. -Pani jest naga! – stwierdził nieomylny Frank, który zerwał się z fotela i nie namyślając się długo wyjął z szuflady stare nieużywane skarpety i podał je nieznajomej. -Co panią do mnie sprowadza? – pytał Frank zastanawiając się która skarpeta jest lewa, a która prawa. -Zostałam napadnięta. – odparła kobieta głosem podobnym do basu Piworettiego – To musiał być zamach na moje życie. -Dlaczego pani tak sądzi? – wtrąciłem się do rozmowy. -Tak napisali w liście porywacze – odpowiedziała kobieta wskazując pomiętą kartkę papieru. Frank zaczął czytać, a ja zastanawiałem się skąd nieznajoma wyciągnęła list. -Znienacka…- wytrącił mnie z rozmyślań krzyk kobiety – skoczył na mnie i ogłuszył. Kiedy się ocknęłam ugryzłam go w… hmm… rękę i wyrwałam mu się. -Przeczytałem ten list i wnioskuję z tego, że porywacz jest mężczyzną w średnim wieku, posiadającym nienaganną opinię w społeczeństwie, o ciemnych włosach i niebieskich oczach. Jego znakiem szczególnym jest pieprzyk pod lewą pachą. -Jak udało ci się do tego dojść mój drogi Franku? – zapytałem jak zwykle zaskoczony i zmieszany zdolnościami mojego partnera. -Otóż to było prostsze niż myślisz – odparł – ten list to ksero dwóch pierwszych stron dowodu osobistego porywacza. To nam na pewno ułatwi poszukiwania. Mamy już jego dane łącznie z adresem i numerem buta. -Odpalajmy naszego Mercedesa i ruszajmy na spotkanie z tym złym i brzydkim porywaczem! – wykrzyknąłem podniecony wizją sławy i bogactwa. – Szable w dłoń!!! W naszym garażu nie znaleźliśmy żadnego Mercedesa. Nawet zwykłego Malucha nie było. Wtedy uświadomiłem sobie, że my przecież nie mamy samochodu. -Mój drogi słabo opłacany wspólniku – powiedział Frank – przecież my nie mamy samochodu. Byłem zdumiony bystrością jego umysłu. -Frank mam wrażenie… - zacząłem -Że czytam w twoich myślach? Nie sądzę. Poza tym co może być ciekawego w książce z nie zapisanymi kartkami? Nie byłem pewien czy Frank mnie czasem nie obraża, ale przyznałem mu rację. W końcu ruszyliśmy do dzielnicy willowej, gdzie pod numerem 13 miał ukrywać się porywacz. Frank poświecił się i przez całą drogę niósł kobietę na rękach, a ja jak zwykle niosłem franka na barana. Byłem dumny z jego poświęcenia. Kiedy dotarliśmy na miejsce powiedziałem do mojego partnera: -Coś tu nie gra Frank! On natychmiast zorientował się w sytuacji i stwierdził: -Masz rację przyjacielu. To radio nie gra. – Frank znów wykazał się sokolim wzrokiem. Wtedy stało się coś strasznego. Nieznajoma kobieta wyciągnęła pistolet (ciekawe skąd?) i wycelowała w mojego partnera. -Co pani robi?! – krzyknąłem najgłośniej i najokrutniej jak umiem. -Strzelam baranie! – jej gruby głos rozniósł się echem po pustym domu. Dopiero wtedy zauważyłem, że to nie dom tylko sala baletowa. Zaczynałem wszystko rozumieć. Nieznajoma w końcu zdenerwowała się i strzeliła. Na szczęście nie trafiła, bo Frank zrobił błyskawiczny unik. Zawsze podziwiałem jego sprawność fizyczną. On był po prostu gibki. Nieznajoma jednak w końcu dopięła swego. Związała nas razem i przykuła ręce do grzejnika. W innych okolicznościach to byłoby nawet przyjemne, ale nie w tym momencie. Kobieta stanęła przed nami i spojrzała na nas dziko. Frank znal to spojrzenie. Kojarzyło mu się z domem. -Pokaż nam swoje prawdziwe oblicze wiedźmo! – krzyknął zdenerwowany Frank – No co mamusiu? To porwanie wymyśliłaś jedynie po to, by mnie tu zwabić? -Masz rację. Ale teraz jest już za późno. – Matka Franka zdjęła maskę. To co ujrzałem było straszne! W końcu zrozumiałem przez co musiał przechodzić mój przyjaciel. -Teraz będziesz tańczył dla mnie całe noce i dnie. Matka-Monstrum wyjęła (skąd?) różowe rajstopki. To był za duży cios dla Franka… Następnego dnia w Radiu M. podano, że w okolicach doków znaleziono zwłoki kobiety nie możliwe do zidentyfikowania. Frank siedział wtulony w moje ramiona. W kącie leżały małe różowe rajstopki…
Katarzyna Brzezińska Opublikowano 29 Listopada 2005 Zgłoś Opublikowano 29 Listopada 2005 "O Boże, co za schiza" - cytując moją Mamę przez duże M. :D pozdrawiam
Leszek_Dentman Opublikowano 29 Listopada 2005 Zgłoś Opublikowano 29 Listopada 2005 Jest kilka błędów, ale nie będę ich wymieniał, bo nie miały żadnego wpływu na fakt, że ubawiłem się pierwszorzędnie. Czekam na dalsze parodie czarnych kryminałów.
Marek Sobczak Opublikowano 30 Listopada 2005 Autor Zgłoś Opublikowano 30 Listopada 2005 Dzięki zaraz coś sklecę. Przy okazji pozdrowionka dla mamy:)
Katarzyna Brzezińska Opublikowano 30 Listopada 2005 Zgłoś Opublikowano 30 Listopada 2005 A dziękuję, dziękuję, uśmiałyśmy się obie, czytałam na głos ;)
Pedro Salazar Opublikowano 30 Listopada 2005 Zgłoś Opublikowano 30 Listopada 2005 Śmieszny tekst, ale żarty poliytyczne w stylu "Z rozpaczy chciał nawet zapisać się do Samoprzepony – najgłupszej partii w Sejmie" już troche mi się przejadły. Za dużo tego ostatnio, a co za dużo to niezdrowo.
Marek Sobczak Opublikowano 1 Grudnia 2005 Autor Zgłoś Opublikowano 1 Grudnia 2005 Co ja pocznę że wybory tak odebrały robotę satyrykom.
Jan Nowacki-Snow Opublikowano 31 Grudnia 2005 Zgłoś Opublikowano 31 Grudnia 2005 kolega Marek uratowal honor forum i obecnych tu satyrykow - smialem sie i to tu chodzilo. czy moze sie myle?? szatansko!
Rekomendowane odpowiedzi
Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto
Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.
Zarejestruj nowe konto
Załóż nowe konto. To bardzo proste!
Zarejestruj sięZaloguj się
Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.
Zaloguj się