Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Jego oczy przenikają na mnie wrażliwością
Dumnie stoją delikatnie oscylując swą mądrością
W zielonościach najzielońszych, tak zielone nie były niespodzianie
Przejrzystości dokładnością osaczone całe

kurtyny mocą zasłonięte!
antraktu złośliwością...

Komedii łzawej nie czuję ni tonu
w głowie huczy eksodosu pieśń.

Opublikowano

za nic nie potrafię powiedzieć, o czym to jest
ale, moim zdaniem, niezrozumienie
nie jest tutaj winą czytelnika
mam wrażenie, że to pisanie dla pisania
"bo ładnie brzmi" - ale nic mi to nie przekazuje
żadnej myśli, żadnego obrazu

pozdrawiam

Opublikowano

Troszkę zastanowiłem się nad wierszem. I mimo szczerych chęci odnalezienia jakiejś interpretacji nie mogłem nastroić się na częstotliwość piszącego.
Będę wdzięczny jeśli niewyjaśnione zostanie wyjaśnione.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Herbert kiedyś powiedział, że jesli wiersz trafi nawet tylko do jednego odbiorcy, warto go napisać. No cóż, wielkość poety ocenia się chyba (jak tu oceniać subiektywność, no nie?) nie tylko jego zrozumieniem w świecie odbiorców, ale również przesłaniem, wnętrzem jego wierszy. Problem polega na tym aby to wnętrze, niemal przezroczyste, postawić przed oczy innym. Znowu zacytuję, pewnie niedokładnie bo z pamięci, Herberta : 'tworzenie wiersza, to pisanie w obcym języku, rozwiązywanie równań'. Moim zdaniem chodzi o to aby ilość niewiadomych w układzie równań nie była nieskończenie duża. Czyli trzeba 'podarować' czytelnikowi szansę zaczepienia na czymś myśli, reszta powinna przyjść sama. W Pani wierszu trudno znaleźć początek interpretacji. Nawet poezja powinna podlegać pewnym regułom.
Bardzo przykro mi z powodu Pani sąsiadki.
Niech Pani dalej próbuje pisać. Nie ma chyba piękniejszego uczucia niż stworzenie nowego wiersza.
Kłaniam się i pozdrawiam.
PS. mam nadzieję, że nie wymądrzałem się za bardzo :)

  • 1 rok później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Annna2 cześć i chwała bohaterom !!!!! Tym z Ak i NSZ. Na wiecznej warcie u stóp Boga.   Aniu --jesteś wielka !!!!
    • @Jacek_Suchowicz Jacek, rozumiem Twój nastrój i to, jak bardzo wiadomości potrafią przygnębić… U mnie dziś poezja gra inną melodię - taką, która pozwala na chwilę zapomnieć i odnaleźć oddech, nawet jeśli świat za oknem bywa trudny. Może to właśnie w takich chwilach warto sięgnąć po słowa, które nie ważą, nie dzielą, tylko łączą. Dziękuję, że jesteś - nawet gdy mamy różne perspektywy. @Migrena

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Ale to raczej wierszem pozwalam sobie - bo mi tak pasuje - tam mam dużo przestrzeni, w życiu - malutko,  pozdrawiam serdecznie :)
    • "Panna Jaskółka z miastka Lulkowo,                 zamierza dobić targu na nowo. Ptaszka pragnie zatrzymać", by ród ptasi podtrzymać. Konsensus - robią jaja hurtowo.     @Nata_Kruk Podoba mi się Twój ptasi cykl, ale dlaczego, no dlaczego, nie AABBA? Pozdrawiam.
    • @Alicja_Wysocka Alicjio -- rezygnujesz z rozumu na rzecz serca. Świat wokół się rozmywa, zostaje tylko ty i ja -- i to wystarcza, by żyć w pełni. Czułe, bezwstydnie zakochane. Świetne.
    • Ona miała włosy jak ogień, a on śmiał się jak benzyna. Skradli motor z dachu motelu i pojechali tam, gdzie kończy się mapa. W ustach mieli sól, a między nogami -- lato. Lizał jej serce jak lody waniliowe, ona wgryzała się w jego sny jak dzika winorośl. Brat i siostra krwi, kochankowie bez metryki, bez prawa jazdy, bez przyszłości -- tylko dzikie oczy i skóra jak napięty żagiel. Zamiast walizek -- oddechy. Zamiast celu -- język świata. Plaża nie miała granic -- oni też nie. Śmiali się w twarz księżycowi, rozbierali się z rozsądku jak z ciuchów. Słońce pieściło ich językiem, a potem spali w cieniu wydm, jak dzikie psy, syci miłością, głodni jutra. Aż we śnie czyjś cień musnął stacyjkę, i przez mgnienie zniknęli – bez siebie, bez tchnienia, tylko z echem, co w pustce się kruszyło. Lecz zaraz, gdy świt dotknął rzęs, mówili sobie „na zawsze” z winem na ustach i piaskiem w zębach. Nikt ich  nie rozumiał -- i dobrze. Miłość była dzika. A dzikie nie musi się troszczyć o jutro. Na mapie zostali jak cień bez ciała -- piach we włosach, płonące serce, błękit wolności, który nie zna granic, i słońce, które nigdy nie gaśnie.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...