Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Opowiadania Kanadyjskie II: W forcie Liard cz.2 (ostatnia)


Rekomendowane odpowiedzi

Własnie skończyłem jedno ze swoich opowiadań i wrzucam je. jest ono luźno powiązane z Opowiadaniem Kanadyjskim I:Sokole oko, jest jakby jego kontynuacją.

2

Ciemnymi uliczkami przemykał niewielki oddział zbrojnych. Było ich sześciu, okrytych czarnymi opończami, z głowami skrytymi pod kapturami. Na przedzie szedł wysoki, barczysty mężczyzna, John Mc Intosch, prawa ręka O’Hary. W końcu stanęli pod kantorem Xawier’a. Dowódca podszedł do drzwi i uderzył w nie pięścią.

- Kogo tam licho niesie ? – zapytał z niechęcią głos z wewnątrz.
- Otwieraj psie i nie pytaj – ryknął John.

Ponieważ nie było reakcji wydobył zza pasa pistolet i strzelił w zamek. Jednym kopnięciem otworzył drzwi. Wpadł na zaskoczonego Francuza, który spodziewał się wszystkiego tylko nie tego, i powalił go na ziemię. Już pochylał się nad nim, gdy długa starzała przeszyła mu szyje na wylot. Wydał z siebie przeciągły charkot i zwalił się na podłogę. Jego towarzysze bez wahania ruszyli w stronę sąsiedniego pokoju. Jednak zastali tylko otwarte okno. Dwóch zostało, reszta zabarykadowała wejście ciężkim stołem. Był to błąd. Przez okno wpadł do pokoju Sokole Oko. Jeszcze nie postawił nóg na ziemi, a już nożem trzymanym w ręku przejechał po gardle pierwszego bandyty. Lądując wykonał błyskawiczny półobrót i wpakował ostrze w brzuch drugiego. Jego ruch były tak szybkie, że zaatakowani nie zdążyli się nawet przestraszyć. Szawanez wyskoczył przez okno nim pozostali bandyci zdążyli przybyć na pomoc towarzyszom. Byli wystraszeni zaczęli panikować. Wreszcie najodważniejszy z nich, Jean, postanowił, że spróbują się wymknąć używając jeńca jako żywej tarczy.
Indianie ukrywali się za pobliskim płotem. Była z nimi Brigitte, której mąż kazał uciec, podczas gdy sam uparł się zostać w domu. Gdy ujrzeli białych wychodzących z budynku jeden z nich sięgnął po łuk, ale Sokole Oko zgromił go wzrokiem, nie chciał ryzykować życia handlarza, który był im życzliwy. Następnie zwrócił się do kobiety:

- Było by dobrze gdyby moja siostra udała się do kogoś ze znajomych.

Pani Delacroix oponowała, ale w końcu zgodziła się, pod warunkiem, że nie zrobią nic co mogłoby zagrozić Xawier’owi. Teraz Czerwonoskórzy mogli się spokojnie namyślić co robić dalej. Sytuacja w jakiej się znaleźli była bardziej niż niekorzystna. Wbrew zdrowemu rozsądkowi zdecydowali udać się śladem napastników.
Poruszali się pewnie plątaniną uliczek. Noc była jasna co sprzyjało tropieniu, ale nie zasadzce. Wreszcie usłyszeli przed sobą ciche odgłosy. Postanowili dotrzeć do równoległej ulicy, wyprzedzić ściganych i dopiero ich zaatakować. Właśnie skręcali między zabudowania, gdy stanęli jak wryci... Trzy kroki od nich stało trzech żołnierzy ze straży fortu. Celowali w nich ze sztucerów. Szawanezi wiedzieli jedno. Nie sprzedadzą tanio swojego życia. Jednak kule broni palnej są szybsze od najzręczniejszego wojownika. Dwaj przyjaciele Sokolego Oka, ledwo sięgnęli do pasów, padli jak ścięci. On sam Wyszarpując tomahawk rzucił się na kolana, biorąc jednocześnie szeroki zamach i pocisk przemknął mu nad głową. Ostrze toporka zgruchotało kolano jednego z przeciwników. Szawanez w mgnieniu oka był już na nogach i łokciem zmiażdżył krtań drugiego. Trzeci nie stracił zimnej krwi, ale trzymanym za lufę rewolwerem grzmotnął Indianina w skroń. Ten padł zalewając się krwią. Tom, tak zwał się żołnierz dla pewności wymierzył powalonemu kilka soczystych kopnięć w brzuch i związał.


3

W dużym pomieszczeniu siedziało przy stole kilku mężczyzn, centralne miejsce zajmował Gilbert Fox. Przy drzwiach stało dwóch strażników i podtrzymywało słaniającego się na nogach jeńca. Był to Sokole Oko. Na czole miał brudna, zaplamioną szmatę. Niezwykle blada twarz, z przecinającymi ją zaschniętymi strużkami krwi nie wyrażała żadnych uczuć. Spojrzenie miał spokojne i poważne. Niewiele sobie robił z otaczających go ludzi i z więzów ściskających mu nadgarstki i tamujących krew. Podobnie jak z dwóch bagnetów wycelowanych w jego pierś.

- Chyba domyślasz się, co cię czeka za napaść na żołnierzy Jej Wysokości Królowej Anglii? – rzekł, a raczej syknął komendant fortu.

Czerwonoskóry nie odpowiedział, więc Gilbert wstał i podszedł do pojmanego. Uśmiechnął się, jeśli oczywiście ten grymas, który wykrzywił jego gębę, można było nazwać uśmiechem. Stał chwilę i nagle zdzielił Indianina pięścią w żołądek.

- Odpowiadaj psie jak pytam – ryknął mu w twarz i ponownie ty razem kolanem zadał silny cios, od którego Sokole Oko zwinął się w pół.

Jednak wyprostował się i nadal milczał jak zaklęty.

- Wyprowadzić – warknął Fox.

Żołnierze z zapałem wykonali rozkaz ciągnąc za sobą jeńca i co chwilę obdarzając go kopniakami w nogi, od których ten przewracał się, lecz zaraz wstawał.
Wyszli na dziedziniec fortu. Tuż za nimi kroczyli pozostali „sędziowie”. Żołdacy przywiązali skazańca do słupa wkopanego w ziemię i odsunęli się. Z grupy mężczyzn wyszedł pasierb komendanta.

- Ja mam do niego starszą urazę, tatku. Pozwól.

Gilbert skinął bez słowa głową. Jim wydobył długi, ostry nóż i pewnym krokiem podszedł do skrępowanego Sokolego Oka. Chwycił go za czuprynę, przyłożył ostrze do jego czoła i trzema szybkimi ruchami zerwał mu skalp. Ciało Szawaneza przeszył straszny ból, lecz nie mrugnął on nawet okiem. O’Hara mimo woli spojrzał na niego z uznaniem. Przywiązał sobie krwawe trofeum do pasa. Indianin zaczął cicho śpiewać słowa pieśni śmierci:

- O przyjdźcie duchy z dalekich dolin. O przyjdźcie duchy, gdyż wiatr mówi mi o śmierci i każdy liść szepcze mi o niej. Przyjdźcie więc i wskażcie mi, słoneczną drogę ...

W tym momencie Jim chwycił go za brodę i nożem trzymanym w drugiej ręce rozciął mu gardło. Z rany bluzgnął na mordercę strumień krwi. Sokole Oko ostatni raz spojrzał gasnącym wzrokiem w błękit nieba, poczym jego głowa bezwładnie opadła na piersi.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nareszcie dalsza część:
W 3 - "brudna" -> brudną
I jakoś określenie "blada twarz" nie pasuje do Sokolego.;) Mimo, iż to wiadomo przeżycia, znaczny upływ krwi etc to jednak nie za bardzo.
Ogólnie sam wiesz, że lubie takie opowieści więc podoba mi się.
I powiedzi - czy mi się zdaje czy zabiłeś głównych bohaterów?:)
A i jeszcze jedno - pierwsza walka Sokole najpierw wskakuje przez okno, potem nagle jest za płotem. Albo tu jest coś dziwnego, albo ja jestem dziwny ;)

Pozdrawiam serdecznie

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło mi, ze sie podobało. co do uwag to Sokole Oko najpierw wskoczył przez okno i zlikwidował dwóch trampów, potem wyskoczył.

Tak zabiłem głównego bohatera, gdyby przeżył to byłby happyand, a takie zakończemie jest już w Opowiadaniu kanadyjskim I:Sokole oko, wiec teraz chciałem zakończyc inaczej. Zresztą luibie zabijac na końcu głównych bohaterów. Jest wtedy bardziej patetycznie.

W Opowiadaniu kanad. III, które powstaje główną postacią bedzie juz ktos inny (skrzydło Kruka indianin Cree), ale oczywiscie ,moge sie zawsz cofnąc w czsie i opisac inny epizod z życia Sokolego Oka.

Przy okazji chciałem zaqznaczyc, że nie jestme fanem Coopera(wręcz przeciewnie). Imię Sokole Oko wybrałem dla swojej postaci juz dawno, kiedy jeszcze nie słyszałem o Cooperze. Przyzwyczaiłem sie do tego imienia i nie chcialem go już później zmieniac.

Co do "bladej twarzy" indianie z północy nie mieli zbyt ciemniej cery i przy dużym upływie krwii mogli naprawde zbladnąc (stawali sie dużo bledsi niz zdrowi indianie). Może nie bledli tak na krede, jak europejczycy, ale i tak odcień skóry im sie zminiał przy uływie krwi jak kazdemu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Sokole Oko ostatni raz spojrzał gasnącym wzrokiem w błękit nieba, poczym jego głowa bezwładnie opadła na piersi.

Podobno furorę robi western o homoseksualistach, a Ty widzę, podążając tym tropem, piszesz o wodzu transwestycie?

Sorry, wiem, już taki jestem złośliwy drań...

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za komenatrze.

Tez sie ciesze jak skończe. Następna rzecz którą wrzuce to tez bedzie dokończenie i jeszcez 3 mi zostaną. W komputerze mam znacznie więcej takich "półproduktów" (dokładnie 9) i wszystkie wołają by sie nimi zając, a czasu jak juz pisałem mało. Sesja zbliża sie wielkimi krokami i już widzę nad sobą jej uniesioną każącą dłoń. ;)

pzdr

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...