Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kolejne osiedle. Kolejna wielka, skondensowana aglomeracja mieszkań. Ściśniętych na sobie, pod sobą, obok siebie, upchniętych na paru hektarach – czysta ekonomia. Stutysięczna sypialnia ekshibicjonistów, rudera PRL – u. Bez przestrzeni, bez prywatności i bez sensu. Jedno z wielu. Nic szczególnego.

*


Mogła bez trudu powiedzieć, co sąsiadka z dołu robi na obiad, co te bachory z góry znów spieprzyły w szkole albo jak wygląda nowa kochanka tego z dziewiątki. Bez trudu, bez wychylania nosa z mieszkania. Ludzie bez żaluzji w oknach, bez iluzji w życiu – z wnętrznościami na dłoni. O niej pewnie też wiedzą wszystko. Wyleciała z tej cholernej roboty, a ta kreatura z dołu zrobiła z tego sensację na pół osiedla. Trudno. Teraz i tak ma to w dupie, w sumie nawet się nie łudzi, że jej życie jest tylko jej. Nie jest. Co dnia zagląda w nie paręnaście par wścibskich oczu i uszu. Pewnie już dawno wyczaili, że się nie rusza z domu i że z łóżka prawie nie wstaje, bo nie ma po co. Że kwiatki na parapecie uschły, cholera. Bo uschły. Zresztą i bez tego wyglądały jak badyle, pal licho te zdechłe kwiatki. Że jej jedynym towarzyszem jest nadmiar wódki i że ona, w przeciwieństwie do sztabu wzorowych żon i matek, znów dziś nie gotuje nic na obiad.


Czuła, że blaknie. Oplatała ją melancholia takich samych dni i obojętności. I nie robiła nic. Skapitulowała. Nie wychodziła z domu, bo czyjeś oczy spoglądały z politowaniem, a czyjeś mówiły, że i tak już przegrała. I cholera, miały rację. Nie sprzątała. Bo dla kogo? Dla siebie? A po co? Jakoś nigdy nie była pedantką. Nie szukała pracy. Bo co mogła znaleźć z ledwo skończonym technikum? Nawet z supermarketu ją wylali. Złamane życie, to wszystko. A co najśmieszniejsze, stanowiło ono prawdziwy ośrodek zainteresowania wszystkich wokoło, tych, którzy o niej wiedzieli więcej niż o sobie. Doprawdy, ironia losu.

*

Wstała z łóżka, by zaparzyć sobie herbatę. Zajrzała do pudełka - puste.

- Niech to szlag.

Sięgnęła po słoik z kawą. Najtańsze ścierwo. Nastawiła wodę. Markowski znów tłukł się po schodach ciężkim i nierównym, bo pijanym, krokiem. Po chwili błądził już kluczem w starym zamku, klnąc przy tym na czym świat stoi. Usiadła na blacie stołu, odruchowo spojrzała przez okno.

- Powodzenia. – Rzekła z sarkazmem.

Ci z naprzeciwka chyba zmieniali lokum, na co wskazywała sofa wypuszczana balkonem. Zresztą gdzieś już słyszała, że z końcem marca się wyprowadzają.

- Tak jakby to miało coś zmienić. – Prychnęła. – Wszędzie to samo. Wszędzie.

Napełniła kubek parującym wrzątkiem, ciężko oparła się o ścianę i obserwowała sennym wzrokiem jak ta z naprzeciwka krząta się po opustoszonym pokoju, jak zdejmuje obrazy i przenosi jakieś kartony. Po kwadransie zgasiła światło.


*

Wprowadzili się w połowie kwietnia. Jakoś tak nagle, nawet nie zauważyła kiedy. Zajęli wysterylizowane mieszkanie na drugim piętrze, mieszkanie bez duszy. Po prostu - wwiercili się w ten sztuczny makrokosmos zupełnie bezszelestnie.

*

Gapiła się tępo w ten szklany ekran, nie wiedząc nawet po co. Jakoś jednak trzeba zapchać czas. Już nawet Ruda nie dzwoniła, zresztą po jaką cholerę miała dzwonić? Ciągle słyszała, że monotonia, że bez sensu, że roboty nie ma, że życie spieprzone. W końcu przestała, a jej nawet ulżyło, że już nie musi się nikomu z niczego tłumaczyć. Odbijała się bezcelowo od czterech ścian, nie wychodząc poza nie prawie wcale. Wieczorami płakała z samotności, w nocy nie spała, rano nie mogła zmusić się do wstania z łóżka. Nie żyła. Wegetowała w wiecznym przygnębieniu.

Wyłączyła telewizor, wyciągnęła papierosa z paczki, klnąc w duchu, że to już ostatni. Poprawiła przybrudzony szlafrok, wyszła na balkon. Nowi z naprzeciwka też wyszli, chyba się przewietrzyć. On pogodny i lekko przygarbiony, ona niedołężna i na wózku. Podawał jej jakieś sadzonki, a ona nieudolnie wkładała je do prostokątnych donic, po czym on zasypywał je ziemią. Siedzieli naprzeciwko siebie i nie przerywali rozmowy ani na moment.

- Cóż za idylla. – Prychnęła z ironią. Dopaliła papierosa, wróciła z powrotem przed telewizor. – Tacy starzy, a się w ogródki bawią. – Wróciła na chwilę myślami do nowych. – Zbiera się na burzę, a ci se kwiatki wysadzają.

Chyba jeszcze nie wiedziała, że właściwie im zazdrości.

*

Nie mogła opanować ciekawości. Wychodziła wieczorami na balkon, przesiadywała przy oknie lub opierała się o ścianę i patrzyła na nich. Ostatnio czytali sobie gazety. To znaczy ona jemu, bo chyba nie widział tych drobnych liter. Potem przyniósł jej herbatę, pogłaskał po lichych włosach, usiadł ciężko i słuchał dalej. Innym razem znowu rozmawiali z kimś przez telefon. Ona, podekscytowana jak dziecko, co chwila wyrywała mu słuchawkę. Śmiali się jeszcze przez cały wieczór. A wczoraj grali w karty! Potem on zdjął ją z tego wózka i ułożył w łóżku. Chyba musiała być ciężka, bo na jego twarzy widać było grymas wielkiego wysiłku. A potem uśmiechnął się do niej i ona coś powiedziała. Może:

- Tyle sprawiam ci kłopotu.

Albo:

- Jeszcze mi się kiedyś złamiesz.

On się nachylił, a ona go pocałowała. Pocałowała. Tak jak całuje zakochana kobieta.


Tego wieczoru długo jeszcze stała w ciemnym pokoju przy oknie, dotykając palcami szyby i myśląc o nowych.

Opublikowano
Mogła bez trudu powiedzieć, co sąsiadka z dołu robi na obiad, co te bachory z góry znów spieprzyły w szkole, albo jak wygląda nowa kochanka tego z dziewiątki. - przecinki.
Nie wychodziła z domu, bo czyjeś oczy spoglądały z politowaniem, a czyjeś mówiły, że i tak już przegrała. - jw.
Ci z naprzeciwka chyba zmieniali lokum, na to bynajmniej, wskazywała sofa wypuszczana balkonem. - co tu robi słowo "bynajmniej"?
Zresztą gdzieś już słyszała, że z końcem marca się wyprowadzają. - interpunkcja.
Tak jakby to miało coś zmienić. - wyrażenie "tak jakby" oznacza "prawie". Jaki jest więc sens tego zdania?
– Tacy starzy, a się w ogródki bawią. - przecinek.
Zbiera się na burzę, a ci se kwiatki wysadzają. - może lepiej jednak "sobie" i "sadzą"?
Ona, podekscytowana jak dziecko, co chwila wyrywała mu słuchawkę. - wtrącenie.


Temat sąsiadów i podglądania był już przerabiany wielokrotnie. W wielu przypadkach został wykorzystany lepiej, niż Ty to zrobiłaś. Na razie nie przypadło mi do gustu (również ze względu na język, styl), ale kolejną część przeczytam.

pozdr
Opublikowano

Być może, wg Ciebie, u kogoś został zrealizowany lepiej, kwestia gustu - nie każdemu musi się podobać.
Tak czy inaczej dzięki za odwiedziny i małą korektę :) ( w pewnych miejscach zostanę jednak przy swojej wersji,bo tak mi pasuje, chociażby nawet do stylizacji językowej)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Aby łamy, karoseria i resorak mały - ba.    
    • Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Tyle przecież jej zawdzięczamy, Poprzez liczne burzliwe wieki, Ostoją nam była naszej tożsamości,   W ciężkich chwilach dodawała nam otuchy, Gdy cierpiąc wciąż pod zaborami, Przodkowie nasi zachwyceni jej kartami, Wyszeptywali Bogu ciche swe modlitwy.   Gdy pod okrutną niemiecką okupacją, Czcić ojczystych dziejów zakazano, A pod strasznej śmierci groźbą, Szanse na edukację celowo przetrącono,   To właśnie nasza ojczysta historia, Kryjąc się w starych pożółkłych książkach, Do wyobraźni naszej szeptała, Rozniecając Nadzieję na zwycięstwa czas...   I zachwyceni ojczystymi dziejami, Szli w bój ciężki młodzi partyzanci, By dorównać bohaterom sławnym, Znanym z swych dziadów opowieści.   I nadludzko odważni polscy lotnicy Broniąc Londynu pod niebem Anglii, Przywodzili na myśl znane z obrazów i rycin Rozniecające wyobraźnię szarże husarii.   I na wszystkich frontach światowej wojny, Walczyli niezłomni przodkowie nasi, Przecierając bitewne swe szlaki, Zadawali ciężkie znienawidzonemu wrogowi straty.   A swym męstwem niezłomnym, Podziw całego świata budzili, Wierząc że w blasku zasłużonej chwały, Zapiszą się w naszej wdzięcznej pamięci…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii… Pseudohistoryków piórem niegodnym, Ni ranić Prawdy ostrzem tez kłamliwych, Wichrami pogardy miotanych.   Nie pozwólmy by z ogólnopolskich wystaw, Płynął oczerniający naszą historię przekaz, By w wielowiekowych uniwersytetów murach, Padały szkalujące Polskę słowa.   Nie pozwólmy bohaterom naszym, Przypisywać niesłusznych win, To o naszą wolność przecież walczyli, Nie szczędząc swego trudu i krwi.   Nie pozwólmy ofiar bezbronnych, Piętnem katów naznaczyć, By potomni kiedyś z nich drwili, Nie znając ich cierpień ni losów prawdziwych.   Przymusowo wcielanych do wrogich armii, Znając przeszłość przenigdy nie pozwólmy, Stawiać w jednym szeregu z zbrodniarzami, Którzy niegdyś świat w krwi topili.   Nie pozwólmy katów potomkom, Zajmować miejsca należnego ofiarom, By ulepione kłamstwa gliną Stawiali pomniki dawnym ciemiężycielom.   Bo choć ludzie nienawidzący polskości, W gąszczach kłamstw swych wszelakich, Sami gotowi się pogubić, Byle polskim bohaterom uszczknąć ich chwały,   My z ojczystej historii kart, Czynić nie pozwólmy urągowiska, By gdy oczy zamknie nam czas, I potomnym naszym drogowskazem była.   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…    Pośród rubasznych śmiechów i brzęku mamony, Ni kłamstw o naszej przeszłości szerzyć, W cieniu wielomilionowych transakcji biznesowych.   Nie pozwólmy by w niegodnej dłoni pióro, Kartek papieru bezradnie dotykając, O polskiej historii bezsilne kłamało, Nijak sprzeciwić się nie mogąc.   Nie pozwólmy by w polskich gmachach, Rozpleniły się o naszej historii kłamstwa, By przetrwały w wysokonakładowych publikacjach, Polskiej młodzieży latami mącąc w głowach…   Choć najchętniej prawdą by wzgardzili, By wyrzutów sumienia się wyzbyć, Wszyscy perfidnie chcący ją ukryć, Przed wielkimi tego świata umysłami,   Cynicznych pseudohistoryków wykrętami, Wybielaniem okrutnych zbrodniarzy, Nie zafałszują przenigdy prawdy Ci którzy by ją zamilczeć chcieli.   I nieśmiertelna prawda o Wołyniu, Przebije się pośród medialnego zgiełku, Dotrze do ludzi milionów, Mimo zafałszowań, szykan, zakazów.   Gdy haniebnych przemilczeń i półprawd, Istny sypie się grad, A skandaliczne padają wciąż słowa Milczeć nie godzi się nam.   Przeto straszliwą o Wołyniu prawdę, Nie oglądając się na cenę Odważnie wszyscy weźmy w obronę Głosząc ją z czystym sumieniem…   Nie pozwólmy zafałszowywać historii…  Prawdy historycznej ofiarnie brońmy, Czci i szacunku do bohaterów naszych, Przenigdy wydrzeć sobie nie pozwólmy.   Przeto strzeżmy wiernie ich pamięci, Na ich grobach składając kwiaty, Nigdy nikomu nie pozwalając ich oczernić, Na łamach książek, portali czy prasy…   Nie pozwólmy by upojony nowoczesnością świat, Zapomniał o hitlerowskich okrucieństwach i zbrodniach, By bezsprzeczna niemieckiego narodu wina, W wątpliwość była dziś poddawana.   Pamięci o zgładzonych w lesie katyńskim, Mimo wciąż żywej komunistycznej propagandy, Na całym świecie niestrudzenie brońmy, W toku burzliwych dyskusji, polemik.   O bestialsko na Wołyniu pomordowanych, Strzeżmy tej strasznej bolesnej prawdy, O tamtym krzyku ofiar bezbronnych, O niewysłowionym cierpieniu maleńkich dzieci.   Walecznych ułanów porośniętych mchem mogił,  Strzeżmy blaskiem zniczy płomieni, Pamięci o polskich partyzantach niezłomnych, Strzeżmy barwnych wierszy strofami,   Bo czasem prosty tylko wiersz, Bywa jak dzierżony pewnie oręż, Błyszczący sztylet czy obosieczny miecz, Zimny w gorącej dłoni pistolet…   Ten zaś mój skromny wiersz, Dla Historii będąc uniżonym hołdem, Zarazem drobnym sprzeciwu jest aktem, Przeciwko pladze wszelakich jej fałszerstw…                      
    • ładnie   chłodne spojrzenia poranków pochmurne deszczowe dni a przecież nie raz się trafi że słońce kasztan da mi   na krzakach żółci się pigwa pod drzewem niejeden grzyb nad nami czerwień jarzębin wiatr z liśćmi rozpoczął gry ...
    • @Somalija stałaś tam, stojąc w słońcu. a wiatr rozwiewał ci włosy. to było wtedy, kiedy o wieczorze liliowe zapalały si,e obłoki, w którymś lipcowym dniu gorącego lata, w którejś znojnej godzinie podwieczornego skwaru...
    • @Nata_Kruk

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       A ja Ciebie i Twoje komentarze :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...