Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Straszna noc -prolog cz 2-


Rekomendowane odpowiedzi

. „Ale bowiem dzień pomsty był w moim sercu
I nadszedł dzień mojej odpłaty
Rozglądałem się nikt nie pomagał
Zdziwiłem się nie było nikogo kto by podtrzymał
Wówczas moje ramie przyszło mi z pomocą
I podtrzymała mnie moja zapalczywość
Zdeptałem ludy w moim zagniewaniu
Starłem je w mojej zapalczywości
Sprawiłem że krew ich spłynęła na ziemi”

Księga Izajasza 63-4,5,6



„ Gorączka sobotniej nocy”


Jeszcze przed wyjściem z domu spojrzałem
Na stolik na którym leżał prezent od niej. Natychmiast bumerang wspomnień powrócił. Przez pryzmat wyimigowanego wyobrażenia ujrzałem.
Przepiękne obrazki przedstawiające nas radosnych, nas uśmiechniętych, w uściskach. sielanka, dobrostan życia. Lecz po chwili rozkoszy, obrazki jak stare zdjęcia straciły swoje barwy. Już nie było nas. Tylko ja sam., samotny .Bumerang wspomnień uderzając w moją głowę spowodował krwotok myśli, zdarzeń autentycznych ,schowanych i zapomnianych w zakamarkach podświadomości. Jak to możliwe, że tak niewielki szczegół, że tak drobny prezent , ten mały nożyk do otwierania kopert z wygrawerowanymi na rękojeści moimi inicjałami, mógł poruszyć lawinę tylu wspomnień Jak to możliwe, że człowiek potrafi podświadomie zapisać tyle szczegółów, zdarzeń, tyle chwil.
A pamiętam jeszcze jak dostałem go na imieniny, oraz w odpowiedzi na jeden z moich listów, który kończyłem takimi słowami „Vous m’ecrivez, mon ange, des letteres de quatre pages plus vite que je ne puis les lire”*
Jeszcze przed wyjściem z domu...
Schowałem mój mały nożyk do kieszeni, mój talizman przeszłości.

Jeszcze przed wyjściem z domu spojrzałem.
W lustrzane odbicie. Rozrzucając włosy palcami chciałem nadać fryzurze artystycznego chaosu, moje gigantyczne szkliste oczy błyszczały blaskiem księżyca, który rozjaśniał aurę nocy.
Wtem usłyszałem jakieś dziwne odgłosy, szczekanie. Wyjrzałem przez okno, na ulicy walczyły dwa rozwścieczone psy. Jeden był wielki, ogromny, ohydny, drugi chociaż był szybszy i zgrabniejszy nie miał szans. Był dwa razy mniejszy. Nie mogłem patrzyć na tę nierówną walkę, wiozłem więc z szafki dorodnego ziemniaka i rzuciłem w ich kierunku. Ohydny czworonóg spłoszył się i lekko odskoczył, co pozwoliło memu faworytowi na wybranie najkorzystniejszej opcji walki-
„Najlepszą obroną jest atak. A najlepszym atakiem jest ucieczka”


Jeszcze przed wyjściem z domu spojrzałem.
Na biurko na którym.

„Baba na rowerze” jedzie po tekturze
Z zieloną chustą i uśmiechem na twarzy
Obrazek iście sielankowy, gdyby nie
Delikwent który ściska w dłoni nóż rzeźnicki
Przebija dętkę ,odcina siodełko, zabiera się za
Wbija ,przecina ,odcina, gilotynuje głowę
Jeden centymetr kwadratowy głowy baby
Tekturowa landrynka ssana pod językiem
19.03.05

Zbłądzona ? Czy ogłuszona?
A może znieczulona?
Głowa! W której zapętlająca
Czai się myśl przerażająca.
Obraz zniekształcony, powykrzywiany
Słuch ślamazarnie spowalniany
Na skórze dotyk nie odczuwany
A umysł wciąż rozweselany
Chemią chemicznie zniekształcona
Jaźń odzwierciedlona..
21.03.04


„Rower jedzie, ciało rośnie
Dynamika świata nie pozwala na
Doskonałość ludzkiej osoby
Wyzwolić się od ruchu
Odczepić od życia
Od wszechświata
LSD...” T. Tali 13.05.98



Już wyszedłem z domu.

Nigdzie nie spoglądałem.
Po prostu popłynąłem po
Wzburzonej tafli
Brukowej ulicy
Falująca rzeczywistość
Miękkość ruchów
Nogi jakby z gumy
. Tańczące włoski na rękach.
Gejzer, potok, wodospad myśli
Rozpiera ciasną mózgoczaszkę.
Wciąga mnie trąba powietrznych
Złudzeń, fata morgan, halucynacji.


Szedłem przed siebie, nie obierałem jakiegoś celu. Po prostu maszerowałem i to było głównym priorytetem. Nie bacząc na kierunek ,przemierzałem kilometry chodników, ulic, placów, skwerków. W pewnym momencie przeszedłem przez „Bramę”** i nagle wszystkie kamienice znikły a na ich miejscach pojawiły się drzewa i rzędy latarni .Szedłem teraz rozświetlonym szerokim deptakiem pośród leśnej gęstwiny. Mój cień rósł, a po chwili malał i tak w kółko, od ławki do ławki, od latarni do latarni ,powiększał się i znikał. Niczym nieugięty maratończyk parłem przed siebie. Krok za krokiem, myśl za myślą.
Szukałem odpowiedzi. Szukałem siebie samego. Kołowrót wspomnień powracał nieustannie, rozpoczynałem jakąś myśl, przeistaczałem ją, wyolbrzymiałem lub bagatelizowałem, rozkładałem na czynniki pierwsze. Lecz zapętlający węzeł powiększał się, tworząc straszny zamęt w głowie. Chaotyczna interpretacja przeszłości w odniesieniu do dzisiejszej rzeczywistości. Nagle usłyszałem jakiś pisk, tak jakby zagotowała się woda w czajniku.. Kotłujące ,parujące myśli, ulotne, uwalniane z wielką siłą.

Skręciłem w wąską alejkę, latarnie i drzewa znikły na rzecz kamienic i domów z betonu,. W mroku i cieniu jaki rzucały budynki dostrzegłem rozświetloną wystawę sklepową, która jaśniała w ciemnościach. Błyszczące neony, odblaski fluorescencyjne mieniły mi się w oczach. Wśród tych wszystkich lampek było lustro.
Spojrzałem i nagle otworzyły się drzwi percepcji



„Pozostań tam gdzie stoisz
Pozwól dotknąć swej dłoni
Ciepłem własnej wizji
Niech ogarnie cię
Niech przemówi do ciebie
Daj się ponieść w otchłań
Niekończącej się
Ekstazy.”
T. Tali 1998



Wszedłem w lustro, zatopiłem się w szklistej powierzchni. Byłem już po drugiej stronie, na początku obrazy przed moimi oczami rozpływały się jak pod wodą, jakby we śnie, lecz po chwili oczy przyzwyczaiły się i mogłem dostrzec wszystko z niesamowitą ostrością. I nagle uzmysłowiłem sobie, że ludzie są pacynkami w wielkim teatrze lalek, że to anioły wkładają w nas ręce i wychodzą na scenę życia. Że to one odgrywają główną rolę, ograniczając naszą wolę. Że całe nasze życie jest jednym długim scenariuszem napisanym przez..

-Aa !!!! Proszę zostaw mnie!, Puść mnie! To boli! Zostałem schwytany przez krzyki, które oplotły mnie swymi ramionami i wytargały z wnętrza lustra. Naprzeciwko kamienicy z rozświetloną ladą sklepową, po drugiej stronie ulicy, była marmurowa brama prowadząca na przerażająco ciemne podwórze, z którego dobiegały te głośne krzyki, krzyki młodej wylęknionej dziewczynki. Powolnymi krokami oddaliłem się od jasności ulicy i będąc coraz dalej coraz głębiej, zatapiałem się w ciemności podwórza ,które wyglądało jak ruina, ponieważ na ziemi leżało mnóstwo marmurowych głazów połamanych cegieł i gruzu. Wtem ujrzałem wielkiego wstrętnego osiłka, który szarpał małą dziewczynką za włosy. Drobna chudzinka była przerażona, łzy płynęły po jej delikatnych policzkach, miała urwany spazmatyczny oddech. Chciała mu się wyrwać ale on jej nie wypuszczał ze swoich ohydnych przerośniętych ramion..
- Hej ty-z przestrachem wyrzuciłem z ust przytłumione bezdźwięczne słowa, które bezszelestnie rozpłynęły się znikając bez echa w ogarniającej ciemności podwórza
- Hej ty!!!!- Powtórzyłem zabieg ze zdwojoną mocą i pełną stanowczością
Facet odwrócił głowę spojrzał na mnie, zignorował. Dalej potrząsał niewinną dziewczynką. Wtem, zapaliła się żaróweczka w mej głowie i automatycznie przypomniała mi się sytuacja z walczącymi psami, wziąłem więc pierwszy lepszy kamyk leżący pod nogą i Ciach prach[ ALEA ICTA EST]***- trafiłem go prościutko w potylicę , co sprawiło iż musiał przyjąć pozycję telemarku walcząc z utrzymaniem równowagi, Puścił dziewczynkę, która w panicznym tempie zaczęła uciekać, po chwili znikła za rogiem.
Ten monstrualny potwór stanął przede mną, uniósł barki w górę tworząc z pleców wielki garb. Patrzyliśmy sobie w oczy.. Z twarzy był podobny zupełnie do nikogo, lecz ta postura i.........Mój przeciwnik zrobił jednak coś szczególnego, coś czego nie da się zapomnieć. A mianowicie wykrzywił usta w bardzo specyficzny sposób.
Ten szyderczy uśmiech, przecież go znam, już go widziałem. Ale gdzie?
W sądzie!!!.. Tak, przypomniałem sobie, to on skrzywdził Belta Folgorante****, to przez niego ONA odebrała sobie życie.
Staliśmy patrząc sobie w oczy niczym rewolwerowcy, głucha cisza unosiła się w powietrzu, napięcia rosło jak balon który zaraz eksploduje. W mej głowie panowała burza myśli, odczuwałem chęć zemsty. Ogarniała mnie złość, czułem jak wzbudza się we mnie agresja. Wulkan złości. Me oczy zapłonęły ogniem niczym piekielnemu demonowi. Rzuciłem się na niego, waląc go zaciśniętymi pięściami, gdzie popadnie. Lecz moje ciosy zatrzymywały się na jego torsie jak na tarczy. Był jak z kamienia, taki monstrualny monumentalny pomnik.. Chwycił mnie swoimi wstrętnymi łapskami ,podniósł nad głowę z taką lekkością jakbym był szmacianą lalką. I tak trzepnął mną o ziemie, iż myślałem, że chrupnęły mi wszystkie kości. Siadł na mnie, Dziadek do orzechów- rozgniecie orzecha.. Ścisnął rękami moją szyję ,czułem jak mi zgniata krtań. Nie mogłem nabrać powietrza. ....Powoli zapadałem się pod ziemię, traciłem przytomność. W ciemnościach ujrzałem światło w tunelu, iskierkę oraz rozpływającą się w świetle, w oddali jej twarz. Twarz anioła. Przecież ja mam talizman przeszłości, mam jaj prezent, mały nożyk do otwierania kopert schowany w kieszeni. Z wielkim trudem wyciągnąłem maczetę. Ciach prach... ruchem okrężnym prosto w szyję z takim opanowaniem jakie mają pielęgniarki podczas robienia zastrzyku.
Jest ! Puścił mnie . Powietrze wspaniałe- ożywiające. Z trudem wyczołgałem się z pod tego cielska. Wstałem, krew uderzyła mi do głowy , zamroczenie ogarnęło oczy, nogi uginały się jakby były szparagami, falowały jak czćiny na wietrze. Chwyciłem rękami głowę, ścisnąłem, zatrzymałem w bezruchu. Pokręcałem uchem -Wizja, fonia odbiornik ustawiony. Widzę...... jakie to przyjemne wyskoczyć z ciemnej głębiny na płaski brzeg rzeczywistości . Ujrzałem go, charcząc podniósł się na kolana wyciągnął nóż z.... i odrzucił go gdzieś w mrok. Z szyi spływał mu krew pojedynczym strumyczkiem. Bez zastanowienia chwyciłem wielki kawałek gruzu, który leżał nieopodal uniosłem go nad głowę i skierowałem się w jego kierunku. Spojrzał na mnie z przestrachem....
Po chwili już leżał nieprzytomny. A ja zacząłem uciekać jak pies któremu przyklei się rzep do ogona. Będąc w bramie spojrzałem jeszcze za siebie.. On leżał bez ruchu z jego szyi tryskała krew jak z fontanny. Z głowy która była....
Wypływała krwista rzeka. Moje nogi nie pytając się o pozwolenie zerwały się do panicznej ucieczki. Biegłem, biegłem szalonym tempem.



* piszesz mi mój aniele listy na cztery sronice, prędzej niż mogę je odczytać
** Brama Floriańska
*** Kości zostały rzucone

W tekście pojawiają się wiersze mojego brata T. Tali

prolog cz 1 nastąpi..

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

MaCIEJ ! pędzisz w tym tekscie jak szalony, zmienajace sie obrazy, wyskakuje i wskakujesz do róznych rzeczywistości i na sam koniec działasz w obronie dziewczynki !! ale ty masz wizje jaku u B. Szultza w "sklepach cynamonowych" cofasz sie w czasie, wyprzedzasz, petlĄ otaczasz . przyduszasz, do tekstu przyciskasz --- ty to masz pisarski temperament
! ten teks aby zrozumiec jego logike tża przeczytac conajmniej 2 razy!
pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

i najlepiej czytać to od końca, najpierw post epilog a później dopiero powrócić do tego opowiadania, (niezrozumiałość może również wynikać zwielu wątków które tu nie były wytłumaczone a pojawaiją się w innych opowiadaniach jeszcze tu nie publikowanych a stanowiącycgh jakoby jedną spujną całość)

dzięki za poświęcony czas lektórze

nisko się kłaniam i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Natychmiast bumerang wspomnień powrócił - nigdy nie słyszałem :) ale za to obiło mi się o uszy coś w stylu ''jak bumerang powraca''

Tylko ja sam., samotny - albo '.' albo ','

błyszczały blaskiem księżyca - dla mnie to jakby masło lśniło masłem ;) może lepiej np. odbijały blask księżyca? mieniły się w..?

był wielki, ogromny - jeden z tych wyrazów w zupełności wystarczy.

wiozłem więc z szafki dorodnego - a nie wziąłem? chociaż może żeby nadać artyzmu np. dobyłem ;))

Ohydny czworonóg - dwie linijki wcześniej wspomniałeś, że jest ohydny, więc po co powielać. Po prostu może: większy czworonóg...

z betonu,. W mroku - znowu trzeba dokonać wyboru.

lecz ta postura i......... - zalęgł się tasiemiec?

to on skrzywdził Belta Folgorante****, - pod tekstem nie ma takiego przypisu.

piekielnemu demonowi. Rzuciłem się na niego - po co tyle spacji?

monstrualny monumentalny - pomiędzy słowami przydałby się przecinek, choc i tak uważam, że jednego z nich można spokojnie się pozbyć ;)

czćiny na wietrze - trzciny

Z szyi spływał mu krew - spływała


zbyt krwiście na koniec, najpierw mały strumyk, a później cała fontanna (?). bardzo niedbale wstawione znaki interpunkcyjne, raz jest spacja, raz nie, czasem nazbyt dużo kropek - nie wiem w jakim celu. ale opowiadanie naprawdę niczego sobie, zagłębiłem się w ten tekst i zapomniałem przynajmniej na te kilka minut o świecie i przemijaniu. dobry do refleksji, chociaż wiersze niezbt mi się podobają, nie lubię takiego stylu pisania. ten tekst przypadł mi bardzo do gustu, minus za w/w zarzuty, chociaż to nie mogło przekreślić wartości artystycznej. świetnie. pozdr.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

dzięki Jay za wnikliwą analizę i korektę wielu błędów, kurcze czytałem tekst chyba z 3 razy przed wklejeniem i 3 razy po i jakoś nie mogę zobaczyć tych błędów (choćby przykład z tym ziemniakiem, myślałem o wziąłem a napisałem wiozłem, puźniej to czytajkąc cały czas widziałem wziąłem....


jak znajdę czas to jeszcze przy tekście popracuję, dzięki za miłe słowa pod końcem komentarza, dają odrobinę otuchy

nisko się kłaniam i pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...