Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

ŚWIAT WEDŁUG KRATKA - nowe!!! cz 2.


Rekomendowane odpowiedzi

Mam nadzieję, że wreszcie konczy się awaria która powodowała, że Kratek był przerabiany na kratki.
Częœć 1 Kratka jest w częœci "Z", teraz na stałe wracam do "P"
Pozdrowienia dla wiernych czytelników.



Milion w rozumie


– I to jest właœciwa odpowiedŸ!!!– prowadzšcy teleturniej podskoczył na krzeœle. - Wygrałeœ Kratku pół miliona.
– Panie Kratku –nieœmiało sprostował Pan Kratek.
– My tu wszyscy mówimy sobie po imieniu.
– Ale ja nie mam imienia.
– Jak to?
– No tak, zwyczajnie. Jak Molier. On też nie miał.
– Molier? A racja – prowadzšcy opanował konsternację. – W każdym razie, Panie Kratku, jest pan pierwszym zawodnikiem, który dotarł do pytania za milion, majšc do dyspozycji trzy koła ratunkowe. Ma pan ogromnš szansę na wygranie. Co pan zrobi z tak wielkš iloœciš pieniędzy?
– Wydam.
– No jasne. Proste pytanie – prosta odpowiedŸ. Miejmy nadzieję, że podobnie prosto da sobie pan radę z pytaniem za milion. A oto ono. Mogę czytać?
– Proszę.
– Ile jest 2 x 2?
a) 8 b) 4 c) 1 d) 2
Pan Kratek uœmiechnšł się. Nie miał wštpliwoœci. Ot, żeby podtrzymać napięcie poprosił o pomoc publicznoœć.
Jakież było jego zdziwienie, kiedy okazało się, że na odpowiedŸ „b” zdecydowało się tylko 90 % widzów. Zwštpił trochę. W końcu pytanie za milion nie może mieć tak prostej odpowiedzi. Zadzwonił do przyjaciela. Ten nie miał wštpliwoœci:
– Cztery – strzelił od razu, ale po chwili dodał – na wszelki wypadek weŸ pół na pół.
Pół na pół? Pół na pół? Taaaaaakkkk!!! Teraz dopiero Pan Kratek zrozumiał podchwytliwoœć pytania. Pół na pół! Jak mógł o tym nie pomyœleć! Pytanie za milion nie mogło być tak proste! Pół na pół, czyli dwa.
– „d” – powiedział bez wahania.
– Jest pan pewien Panie Kratku? – prowadzšcy próbował zbić go z tropu
– Tak, ostatecznie i nie odwołalnie.
– W takim razie zaznaczam „d”. I spotkamy się po przerwie na reklamy.

(W tym miejscu, ze względu na koniecznoœć zachowania napięcia dramaturgicznego, które, jak wiemy, % roœnie tym mocniej, im dłuższy jest blok reklamowy, autor przewidział miejsce na reklamy. Nie stawia przy tym wobec wydawcy żadnych ograniczeń dotyczšcych ich liczby i treœci. Mogš to być zarówno reklamy banków, firm ubezpieczeniowych, luksusowych samochodów, komputerów, jak i popularnych proszków do prania, czy zupy pomidorowej Campbella, choć w tym ostatnim wypadku warto sprawdzić, czy praw autorskich nie zastrzegł sobie wczeœniej Andy Warhol. Autor życzy sobie jedynie stosownej prowizji. Liczy przy tym, że osišgnięte z tego tytułu profity pozwolš mu na uzyskanie większej niezależnoœci materialnej i uchroniš przed koniecznoœciš podejmowania zgniłych kompromisów pomiędzy swobodš twórczš a wymogami literackiej komercji.)

Po przerwie prowadzšcy ponurym głosem oœwiadczył, że jest to, niestety, zła odpowiedŸ.

* * *

Minęły dwa tygodnie. Pan Kratek otrzymał list:

„Szanowny Panie,
w zwišzku z Pana reklamacjš informujemy, że jest ona bezzasadna. Na pytanie ile jest 2 x 2 właœciwš była odpowiedŸ „c”. Słusznie podjęty przez Pana trop, niestety, nie doprowadził do właœciwej konkluzji. Pół, czyli 4:2 = 2, na pół 2:2 = 1 i to była właœciwa odpowiedŸ.
Żałujemy, że się Panu nie udało i zapraszamy do innych naszych teleturniejów.”
Pieczštki i podpisy.

Pan Kratek zmišł list i z wœciekłoœciš rzucił go przez otwarte okno. Pod oknem przechodził właœnie oœmioletni Jasio. Humanista z zamiłowania, czytelnik wszystkiego, co wpadało mu w rękę. Przeczytał więc i list do Pana Kratka.

Kiedy w szkole, na lekcji matematyki, pani zadała pytanie: ile jest 2 x 2, Jaœ natychmiast uniósł rękę w górę. Na matematyce zdarzyło mu się to pierwszy raz w życiu.
– No Jasiu, proszę.
– Jeden, proszę pani.
– Co?
– Jeden.
– Kpisz sobie chłopcze - powiedziała pani i postawiła Jasiowi jedynkę.
Jasiowi zrobiło się przykro i to bynajmniej nie z powodu złej oceny. W końcu nie pierwszej i nie ostatniej. Mimo wszystko lubił swojš matematyczkę. Dlatego było mu jej żal, normalnie żal.
– Niby mšdra, niby ładna – myœlał – a milionerkš nie zostanie.



Outdoor


Pan Kratek postanowił spróbować sił w reklamie wizualnej. Na poczštek w tak zwanej społecznej.
– Mniejsza konkurencja - myœlał.
Myœlał, myœlał i wymyœlił. Największa społeczna plaga – AIDS. Zdecydował się zadziałać agresywnie. Projekt wyglšdał tak: plakat, na jednolitym tle gotowa do użycia prezerwatywa i napis: Pište – nie zabijaj.
OdpowiedŸ z międzynarodowej organizacji walczšcej z tš plagš nie była zachęcajšca. Mówišc szczerze – odmowna.
Pan Kratek wœciekły, czerwonym flamastrem przekreœlił prezerwatywę. Już miał projekt wyrzucić do kosza, kiedy nagle doznał olœnienia. Plakat w tym kształcie wspaniale nadawał się dla tych, którzy walczyli z wszelkimi przejawami antykoncepcji. Zapakował go więc znowu, opatrzył stosownym listem. I wysłał.
W odpowiedzi otrzymał grzecznš, acz stanowczš odmowę uzasadnionš tym, że, może mimo jego woli, plakat ten jest w zasadzie kryptoreklamš produktu, do którego adresaci czujš nieprzepartš awersję.
Tym razem podarł projekt. Podarłby i list, gdyby nie kolejny błysk intuicji. Przeczytał list jeszcze raz. Zatarł z zadowoleniem ręce, włšczył komputer, naniósł poprawki i wysłał projekt w kolejne miejsce.
Już wkrótce na słupach ogłoszeniowych, na œcianach domów, przy drogach mógł podziwiać swoje dzieło. Różniło się ono od pierwszej wersji jedynie tym, że u góry widniało logo producenta a napis pod spodem głosił: „Pišta - gratis”.



Dzień, jak co dzień


Po dobrze przepracowanym dniu Pan Kratek wrócił do domu. Coœ udało mu się sprzedać, coœ kupić i wyjœć na swoje. Nie żeby za dobrze, ale i nie najgorzej. Œrednio, jak zwykle.

Wszedł do mieszkania, zdjšł buty, założył kapcie, wyjšł z lodówki piwo, siadł w fotelu i rozłożył gazetę. W trakcie kolacji obejrzał wszystkie możliwe programy informacyjne. Nie odbiegały od normy:
Na œwiecie ludzie ginęli w wojnach, zamachach bombowych lub katastrofach. W kraju bezrobocie utrzymywało się na poziomie około 20%. Firma X od pół roku nie wypłacała wynagrodzeń. W wyniku przekrętów członków zarzšdu, wielkie przedsiębiorstwo Y upadło pozbawiajšc pracy kilka tysięcy osób. Posłowie sprzedali ustawę. Premier kłamał. Minister współpracował z mafiš. Urzędnik brał łapówki. Prokurator umorzył. Przestępca uciekł. Sędzia po pijanemu przejechał na pasach staruszkę. Policjant zastrzelił przypadkowego przechodnia. Komornik wyeksmitował bezrobotnš z siedmiorgiem dzieci. Ksišdz okazał się pedofilem, naukowiec hochsztaplerem, pisarz plagiatorem, student sprzedawcš prac magisterskich, uczeń skinem faszystš, uczennica małoletniš dziwkš. Zwišzkowiec ukradł składki. Wnuk zabił babcię, mšż żonę, matka niemowlę. Lekarz dobił pacjenta, żeby otrzymać dolę od przedsiębiorcy pogrzebowego. Oferty pracy w gazetach zamieszczali głównie oszuœci żerujšcy na naiwnoœci bezrobotnych. Oddział psychiatryczny w szpitalu zamknięto z powodu urlopu personelu. Piłkarze sprzedali mecz. Koszykarze przegrali eliminacje. Lekkoatletów i ciężarowców zdyskwalifikowano za doping. Nad morzem i w górach lały deszcze. Na nizinach słońce wysuszało zbiory. Płonęły lasy. Prognozy długoterminowe nie przewidywały zmian pogody.
Pan Kratek wyjšł z lodówki drugie piwo. Nacisnšł guzik pilota. Na kodowanym kanale erotycznym właœnie zaczynał się program dla sadomasochistów.

„Dobranoc panie; dobranoc, œliczne panie, dobranoc, dobranoc.”



Eko-marketing


Pan Kratek zaspał. Ledwo się ogarnšwszy wypadł na ulicę. Jakież było jego zdziwienie, kiedy zobaczył wokół swojego auta kršg młodych, sympatycznych ludzi siedzšcych na jezdni i zajadajšcych ze smakiem wegetariańskie kanapki. Poczuł œciskanie w dołku. Żołšdek przypominał mu, że nie zjadł œniadania. I nie zapowiadało się, żeby mógł to zrobić przez najbliższych parę godzin. Klienci czekali, więc i œniadanie też musiało poczekać.
– Dzień dobry - powiedział grzecznie do otaczajšcych jego samochód młodych ludzi. – Czy zechcieliby państwo przenieœć się ze œniadaniem na pobliski trawnik? Muszę odjechać samochodem.
– Pan chyba żartuje – odezwała się sympatyczna, młoda dziewczyna usadowiona tuż przed autem. Jej tycjanowsko rude włosy wyœmienicie komponowały się z nadgryzionš rdzš maskš, a rubensowskie kształty pozwalały domyœlać się, że kanapka, którš właœnie smakowicie zjadała, nie była pierwszš i ostatniš w dniu dzisiejszym.
– Nie rozumiem. – Pan Kratek naprawdę nie rozumiał.
– To raczej ja nie rozumiem, jak pan może składać nam tak nieprzyzwoitš propozycję.
– Nieprzyzwoitš?
– Pewnie. Czy zdaje pan sobie sprawę z tego, co by się stało, gdyby cała ludzkoœć nagle siadła na trawnikach?
– Nie.
– No właœnie, tak myœlałam.
– Ale przecież cała ludzkoœć nie siada.
– Ale by mogła. Przynajmniej teoretycznie. Prawda?
– Teoretycznie tak.
– Wyobraża pan sobie, co stałoby się wtedy z trawš?
– Nie.
– Zostałaby unicestwiona. Przestałaby istnieć. Zachwiana zostałaby równowaga ekologiczna. Najpierw wyginęłyby zwierzęta karmišce się trawš. Potem zwierzęta żerujšce na tych zwierzętach. Ziemia, pozbawiona naturalnego nawozu, którym te zwierzęta jš użyŸniajš, stałaby się jałowa...
– Już rozumiem. – Pan Kratek nerwowo spojrzał na zegarek. – Chętnie z paniš, z państwem nawet, podyskutuję o tej ewentualnej ekologicznej katastrofie, ale teraz już muszę jechać.
– Po moim trupie. – spokojnie stwierdziła ruda i z plecaka wyjęła następnš wegetariańskš kanapkę.
Reszta otaczajšcego samochód towarzystwa ze stoickim spokojem œniadała i z życzliwym zainteresowaniem przysłuchiwała się dialogowi.
– Ależ droga pani, ja muszę do pracy.
– Nikt panu nie broni.
– Przecież pani...
– Ja?
– No właœnie...
– Ja panu nie bronię pracować. Ja tylko nie zgadzam się, żeby pan, w imię własnych, egoistycznych interesów, korzystał z tej ruchomej komory gazowej. Pan uprawia ludobójstwo, więcej nawet, naturobójstwo. Na pana i panu podobnych przyjdzie w końcu czas. Czas sšdu i kary!
– W porzšdku. Ale ja teraz nie mam czasu.
– My mamy. – Odparła spokojnie i smakowicie odgryzła następny kęs.
– Ale to mój samochód.
– Oczywiœcie. Gdyby to był nasz, kazalibyœmy go już dawno złomować.
– Ale ja muszę jechać.
– Zawsze pan może. Musi pan tylko przejechać po nas. W ten sposób uœwiadomi pan sobie œmiertelne niebezpieczeństwo, jakie sprowadza pan na ludzkoœć.
– Może się dogadamy.- Pan Kratek sięgnšł do kieszeni.
– Pan nas obraża.
Pan Kratek schował portfel. Machnšł ręka i ruszył szybkim krokiem w stronę centrum miasta. Kiedy wyszedł na głównš ulicę, zobaczył, że z przecznic wybiegajš inni, jemu podobni. Wszyscy zgodnie sunš w kierunku, gdzie przy krawężniku stoi rzšd eleganckich taksówek z widocznym z daleka napisem „Eko-taxi”.



Telefon zaufania


Zadzwonił telefon.
– Słucham?
– Pan Kratek?
– Tak.
– Mówi Prezydent.
– Wałęsa?
– Nie. Młot-Kowalski. Prezydent Miasta (prezydent, z szacunku do urzędu, jaki sprawował, miał zawsze zwyczaj mówienia o sobie z dużej litery, nie dodajšc wice, bo nie był drobiazgowy).
– Aha... – Pan Kratek starannie skrył rozczarowanie. - Słucham pana, Panie Prezydencie (też grzecznoœciowo użył dużych liter i nie dodał wice).
– Dzwonię do Pana w bardzo nietypowej sprawie.
– Tak?
– Czy mógłby pan zdradzić...
– Zdradzić?
– Tak.
– Kogo?
– Nie kogo, raczej co?
– Co?
– Czy pan kandyduje?
– Nie rozumiem?
– Czy pan kandyduje na radnego?
– Nie.
– To œwietnie. Będzie pan kandydatem Naszej Fali.
– Czyjej?
– Naszej. Czyli nas. Wszystkich mieszkańców miasta.
– Ale...
– Proszę nie odmawiać. Potrzebujemy nowych twarzy. Ludzi mšdrych, uczciwych, aktywnych...
– Ale...
– Rozumiem. Potrafimy być wdzięczni. Pańskie kontakty, poparcie społeczne dla pana Ruchu Poszukujšcych Pracy... Docenimy to. Po wyborach...
– Ale...
– Oczywiœcie, jasne, że już teraz! Co pan powie na fotel prezesa Zakładu Kanalizacyjno-Asenizacyjnego?
– Ale...
– Woli Pan coœ mniej brudnego? Już mam, dyrektor biura do spraw...
– Ale...
– Panie Kratku, proszę mi wierzyć, więcej nie mogę...
– Proszę...
– Rozumiem. Prezesura dla pana, a dyrektorkš zostanie pańska żona
– Żona? Ależ ja...
– Jasne, przepraszam, pewnie, że nie żona. Oczywiœcie, pani Kasia. To wspaniała... (tu prezydent westchnšł z rozmarzeniem) kandydatura.
– Panie Prezydencie...
– I działkę budowlanš. Bez przetargu. Za darmo nie możemy, pan rozumie.
– Starczy.
– Prezydent odetchnšł z ulgš i wytarł pot z czoła. (Pięćset głosów, co najmniej pięćset głosów – kalkulował w myœlach).
– Jesteœmy zaszczyceni. Ja i cała Nasza Fala – nie krył entuzjazmu. - Z ludŸmi takimi, jak pan: bezinteresownymi, oddanymi sprawie miasta, zdziałamy wiele dobrego dla wspólnych korzyœci.
– Panie prezydencie.
– Tak? – zapytał prezydent z lekkim niepokojem w głosie.
– Pan się chyba pomylił?
– Nie rozumiem? - To już nie był niepokój, lecz poczštek paniki.
– To pan Kartek jest przewodniczšcym Ruchu Poszukujšcych Pracy. Ja jestem Pan Kratek, zwyczajna, mało znaczšca literacka postać.
– To czemu tego od razu nie powiedziałeœ baranie?!!!
– Próbowałem – powiedział Pan Kratek.
Połšczenie zostało przerwane.
– Zdumiewajšce! – Pan Kratek nie mógł się nadziwić. – Jak to możliwe, by sam Prezydent, no, niech by tylko i wice, mógł znać mój znak zodiaku?



Po sezonie


Kiedy zbliża się wrzesień, plaża w miasteczku pustoszeje. Zapełniajš się pocišgi. Korkujš drogi. Psychoterapeuci nie nadšżajš, by gipsem słów okładać setki złamanych serc. Na tekturowej tacce po rybie, omijajšc łzy tłuszczu, ktoœ napisał:

œlad stopy
na piasku morskiego brzegu

fala dotyka go
obmywa
całuje
pieœci

œlad znika
fala zostaje

falš jesteœ
czy œladem
strzeż się
wszechogarniajšcej....

NUDY
(dopisane innš rękš)

– Panie Kratku!
– Tak?
– Zamykamy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetne :]
tylko poprawić literówkę:
Nie odbiegały od normy:
Na świecie ludzie ginęli w wojnach, zamachach bOMbowych lub katastrofach. (w części: dzień, jak co dzień)

oraz w dialogu z wice, starczy (uwiąd) zmienić na wystarczy
może ;)


bardzo się podobało, duża wyobraźnia, lekkie pióro
czyta się naturalnie, prosto, jakby od początku tak właśnie miało się czytać
(chyba komplikuję wypowiedź, więc znikam)

pozdrawiam

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Dzięki za dobre słowo i uwagi o błędach. Boję sie je poprawiać, bo wszelkie próby mieszania w edycji kończyły się dla mnie przrobieniem Kratka na kratki. Może dlatego, że kopiuję z Worda.
Bez błedów będzie w e-booku, jesli uda mi sie go wydać
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...