Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki
Wesprzyj Polski Portal Literacki i wyłącz reklamy

Płacz ja poczekam


Rekomendowane odpowiedzi

-Myślisz, że ja nic nie wiem, lecz mylisz się bardziej niż się tego spodziewasz. Potrafię z twych oczu wyczytać wszystkie tajemnice. Nawet te, które tak bardzo zagrzebujesz w sercu za stertą niewidocznego pyłu. Kładziesz je na samym dnie by nie ujrzały światła dziennego. By ktoś nazywany przez ciebie jako niepowołany nie odkrył ich w chwili twej słabości. Nie chcesz ich zwalczyć, boisz się, że nie dasz sobie rady.
-Ale...
-Nie ma ale. Ja wiem jak to jest. Uwierz mi. Czasami tak bywa, że nie chcemy przyznać się do naszych i bliskich nam osób błędów. Wmawiamy sobie, że to tylko my zawiniliśmy, że tylko my i nikt inny. Ale jak takie rozumowanie jest mylne. Przez nie właśnie coraz bardziej się pogłębiasz. Twoje rany bolą bardziej niż byś chciała, ze zdwojoną siłą każdego dnia. Im głębiej tym gorzej. Uwierz. Dłużej je zapamiętasz. Jeżeli choć raz pozwolisz im ujrzeć światło dzienne, jeżeli choć raz powiesz o tym komuś zaboli. Ale tylko raz, gdy to będziesz mówiła będzie najbardziej bolało, lecz później ten ból zmaleje. Zobaczysz. Musisz tylko spróbować.
-Ty nic nie rozumiesz. Nie wiesz jak to jest. Nie wiesz jak bardzo boli. Jak chce się o tym zapomnieć.
-Wiem, bardzo dobrze wiem. Płacz jeśli chcesz, pomoże delikatnie, płacz kiedy tylko chcesz, nie wstydź się swych łez. Chodź, przytul się.
-To nie tak miało być, to nie tak... Ty wiesz za dużo, nie czytaj z mej duszy już... ja nie chcę, nie mogę, jeszcze nie teraz, proszę.
-Płacz, ja poczekam. Będę czekać tyle, ile będziesz tego potrzebowała. Naprawdę poczekam.
-Dziękuję za wszystko... za wszystko co robisz, że jesteś i że będziesz, za tą obietnicę, że pozwolisz płakać, pomożesz i poczekasz.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Świetny tytuł (swoją drogą powinien być po płacz przecinek lub kropka), który sprawia, że bez względu na wszystko chce się przeczytać do końca...bez względu na wszystko ponieważ treść nie jest zbyt dobra, żeby nie powiedzieć słabiutka.
Musisz popracować trochę nad tym pomysłem, może trochę rozbudować tę historię, postacie?

Z błędów, które dostrzegłem:

1) " Czasami tak bywa, że nie chcemy przyznać się do naszych i bliskich nam osób błędów" - fatalna składnia...powinno być raczej :

(...), że nie chcemy przyznać się do błędów naszych i bliskich nam osób.

2) "płacz jeśli chcesz, pomoże delikatnie..." Wybacz, ale choć bardzo się starałem, nie potrafię zrozumieć tego zdania. Pomoże delikatnie?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tytuł świetny.
Emocje prawdziwe.
Mistrz Różewicz twierdzi, że najlepiej opisuje się coś przez brak tego czegoś właśnie, bo brak rodzi potrzebę.
A więc może współczucie przez bezduszność?
Pomyśl o tym.
W sprawie zdania „Płacz jeśli chcesz, pomoże delikatnie….
Ja je rozumiem nawet na kilka sposobów. Nie zawsze precyzja w pisaniu jest najważniejsza. Czasami ważniejsza jest tajemnica, która tkwi miedzy słowami.
Pozdrawiam.
Czekam na coś następnego

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Jak się nazywasz? Alkione, prawda? Bo tak właśnie się nazywasz? Nikt nie znał twojego imienia aż do teraz. Opada w chmurze gryzącego kurzu zasłona tajemnicy. Po miliardach lat. Po całych eonach dekad niczym wieczność. Mimo że w przestrzeni jeszcze do końca niewyśnionej… Zatem, powiedz mi, bo tamto nie uzyskało żadnego poklasku, podoba ci się czy nie? Mów szczerze. Masz, naleję ci czegoś mocniejszego. Może rozwiąże ci się język i popłyniesz wartkim potokiem słów. Tylko przesuń się trochę w bok, bo nie widzę księżyca w pełni. Widzę jedynie twoją twarz usianą księżycowymi kraterami. Albo może to ty nim jesteś? Jesteś nim, prawda? To ty jesteś tym księżycem, który wkrada się chytrze srebrną smugą blasku? A zatem mówię do księżyca, nadając mu nawet imię. A zatem…   Tu przerywam na chwilę pisanie, albowiem słyszę jakieś stukania i szurania krzeseł dobiegające z książkowych półek regału. To bohaterowie powieści próbuję wydostać się na zewnątrz. Kołaczą się i wyją jak te psy uwięzione w klatkach. Książka spada na podłogę. Jedna. Druga. Trzecia… Spadają, furkocząc w locie skrzydłami rozbieganych nerwowo stronic. Wzniecają pył zakrzepły przez lata… I znowu cisza…  Cisza, aż w uszach dzwoni. A więc to był jedynie krótki zryw rzeczywistości. Chwilowy błysk pamięci. Tylko takiej enigmatycznej. Zatajonej.   Zatem wchodzę po półkach jak po drabinie. Wspinam się, poruszając wieloma odnóżami, aby dosięgnąć czułkami drgających gwiazd. I kiedy tak osiągam powoli szczyt słyszę jakieś polemiki dobiegające z ciemności. Ktoś się z kimś sprzecza. Spoufala. Kłóci… Muskają mnie słowa, jakby zimne usta całowały skronie. Zamknięte powieki… Okrywam się koszulą z wilgoci i pleśni. Upodobniony na kształt ekscentrycznej ćmy, która wciska się na powrót do kokonu  poczwarki. Zapadam w letarg…   Kiedy się budzę, w dole słychać trzaskanie podłogowych klepek od czyichś kroków. Ktoś bez wątpienia chodzi w tę i z powrotem. Jakby w zadumie. Ale będąc na górze jestem bezpieczny. Nie dosięgną mnie niczyje myśli. Chyba, że jakiś olbrzym o wzroście strzelistej topoli i wiotkich ramionach. Kołyszą się. Kołyszą się za oknami drzewa. Tak blisko i tak strasznie daleko. Na wyciągnięcie ręki. Kołyszą się całe szpalery, te prawdziwie i te urojone… Światła ulicznych latarni żółkną jeszcze bardziej jak woskowe ciało nieboszczyka szykującego się do kolejnej próby wniebowzięcia. A więc jestem w górze. A więc się przepoczwarzam. Albo raczej dopoczwarzam. Wracam do początku. Do nadmiaru niewiadomego piękna. Księżyc przesuwa się. Coraz bardziej odchyla… Odchyla… Odchyla… Coraz bardziej odchyla… Aż trzeszczą wszystkie kości i stawy. Albo ta twarz czyjaś. Nieustalona w rysach.. Absolutnie obca. Niczyja… Oświetla wszystko wartkim potokiem blasku. Posrebrza nawałą pikseli mżące krawędzie przedmiotów… Po lewej stronie rozgrzebane łóżko. Odsunięte na środek krzesło… Po prawej… Na stoliku zwietrzały skrawek papieru. Wazon pęknięty na wpół. I rozsypane wokół okruchy czerstwego chleba…    A więc ktoś tu był. Kto taki? Ktoś coś zaczął, ale nie skończył. Rozsypał się w proch. Zwietrzał jak ta karetka papieru z okruchami nic nieznaczących słow. I widzę siebie. Koło stołu. Siedzę pod ścianą z kolanami pod brodą. Ale nie poznaję do końca, albowiem kościste truchło zatarł w połowie czas. Pod płachtą pajęczyn. Wrośnięte korzeniami w ziemię. Połączone ze ścianą. Z żeliwnymi rurami rozgałęzionymi pod stropem, jakby pępowinami z krwiobiegiem matczynego ciała. Wszystko znieruchomiałe i martwe od wieków. Od całych tysiącleci… W absolutnej ciszy gwiazd. W głębokim oddechu nieskończonej nocy…   (Włodzimierz Zastawniak, 2024-05-13)      
    • @beta_b Bo na tych złożach, zorza dodana Po na powrozach, tak wyczekana   Bardzo dobry wiersz Zostaje w głowie   Pozdrawiam miło, M.
    • @Andrzej P. Zajączkowski Kolejne strofy, na przecinek Kolejne chwile, łap oberżynę   Bardzo wartościowy wiersz   Pozdrawiam miło, M.
    • @Jacek_Suchowicz I te marzenia, tak doniesione I te pragnienia, będą skończone   Fajnie. Miękko. Z polotem   Pozdrawiam miło, M.
    • @liwia Na sadzenie, po co spory Rozsadzenie, to opory   Ciekawie napisane Podoba mi się :)   Pozdrawiam miło, M.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...