Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Paulina Pasek

Użytkownicy
  • Postów

    30
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Paulina Pasek

  1. Gałąź zapukała do mojego okna Zasunęłam żaluzje bojąc się odgłosów Wczorajszego wieczoru spędzonego z Tobą Ciche marzenie wkradające się w luki pamięci Aby wypełnić je doszczętnie Nierealnością pomieszaną z pesymizmem (Twoje słowa wciąż dźwięczą mi w pamięci przypominając wczorajszy czas) Szum wiatru tańczącego z drzewami Rozbrzmiewa w mojej głowie Starając kierować sercem Pełnym niezliczonych paradoksów W odbiciu kałuży zobaczyłam Zobaczyłam odbicie pesymistycznego optymisty Wystarczy tylko chcieć – powiedziałeś Naprawdę w to wierzysz?
  2. Wolność Beztrosko wolne Huśtawki otoczone Kominkowym ogniem Z samotnością o zmierzchu Wypisaną w oczach Mówiły cicho Spięte na palcach przyszłości I skulone w sobie Trzymające w dłoni pustkę środka I drżenie najmniejsze Naokoło odlatujące Motyle Za linie horyzontu Wspomnień
  3. Słońce zaświeciło Śnieg stopniał -uśmiech na twarzy
  4. Gałąź zapukała do mojego okna Zasunęłam żaluzje bojąc się odgłosów Wczorajszego wieczoru spędzonego z Tobą Ciche marzenie wkradające się w luki pamięci Aby wypełnić je doszczętnie Nierealnością pomieszaną z pesymizmem (Twoje słowa wciąż dźwięczą mi w pamięci przypominając wczorajszy czas) Szum wiatru tańczącego z drzewami Rozbrzmiewa w mojej głowie Starając kierować sercem Pełnym niezliczonych paradoksów W odbiciu kałuży zobaczyłam Zobaczyłam odbicie pesymistycznego optymisty Wystarczy tylko chcieć – powiedziałeś Naprawdę w to wierzysz?
  5. Stłuczone kolano Wołające o pomoc Przyszło do Ciebie Rozwiązane sznurówki I palce nie umiejące Ich związać Przyszły do Ciebie Łzy w oczach Które nie chciały wypłynąć A wypłynęły Przyszły do Ciebie Smutki i troski o misia Którego ktoś wziął I oddać nie chciał Przyszły do Ciebie A Ty jak Matka Przyjęłaś to wszystko Pod ciężarem nakładanych Przez innych spraw Każdego wieczoru i ranka Gdy zasypiania czas i Budzenia się Byłaś przy mnie A najpiękniejsze słowa To być z ukochaną osobą Zawsze, na zawsze Dziękuję że Byłaś, Jesteś i Będziesz A oczy łzami zalane
  6. Nie ma tu miłosnych zawirowań, miłość nie dla mnie Raczej chodzi o coś innego Iza:) Wiem, że nie jest dobry, ale chciałam go poddać opini.
  7. -Masz osiemdziesiąt procent, a od siedemdziesięciu pięciu przechodzi się do drugiego etapu, ale najprawdopodobniej podwyższą liczbę punktów. Oznajmiła pani Kalas. -Czyli najprawdopodobniej nie przejdę, bo podwyższą, za dużo osób ma liczbę 29 punktów.- Powiedziałam do nauczycielki. -Tak, ale są szanse, że się dostaniesz -Małe powiedziałam bardziej do siebie -Lepiej żebyś nie robiła sobie za dużych nadziei, bo możesz się przeliczyć -Wiem. Dlatego nie robię sobie. Zadzwonił dzwonek. -Do widzenia powiedziałam, po czym wyszłam jako pierwsza z klasy. Znowu. Mogłam się przyłożyć, mogło mi lepiej pójść gdybym się więcej uczyła. Gdybym się przyłożyła. Lecz to moje nastawienie. Musze to zmienić, ale to takie trudne. Za trudne jak dla mnie. Za trudne Pamiętaj nigdy się nie poddawaj. Zawsze jest szansa, pamiętaj o niej i nie zmarnuj. Zmarnowałam kolejną szansę od losu. Poddałam się. Poddałam się kolejny już raz. Jak zawsze, skreśliłam się od początku. Mówiłaś mi: -Nie przekreślaj się od razu. To złe, nie powinnaś tak robić. Przecież możesz mieć szansę. Nie skreślaj się. Ja odpowiadałam: -Nie mogę. To jest dobre, przynajmniej nie cierpię nie potrzebnie. Skreślam od razu, chociaż czasami mogę mieć szansę. Ale to mi na rękę. Usiadłam na łóżku w pokoju. W pokoju, w którym było tyle wspomnień, tyle marzeń, tyle mnie. Byłam tutaj ja, cała ja. Każda moją cząstka była w innym miejscu i ja łączyłam to w całość. Tylko w tym pokoju. Tylko w czasie spędzonym w nim. Siedziałam na łóżku oplątałam nogi rękoma schowałam głowę w kolana i kiwałam się delikatnie w przód i w tył. Tak po prostu. Chciałam się uspokoić. W drugim pokoju leciała cicha muzyka. Nie wiedziałam, jaka ważne, że była, że jej dźwięki mnie koiły. Uspokajałam się powoli. I ponownie postanowiłam, że się zmienię, że nie będę się skreślała na początku. Dam sobie szansę, a późnię się najwyżej się przekreślę. Nie rób czegoś, czego możesz potem żałować.(...) Nie składaj nie potrzebnych obietnic samej sobie -Nie podwyższyli liczby punktów. Dostałaś się i jeśli się postarasz to teraz pójdzie Ci jeszcze lepiej i dostaniesz się wyżej. Powiedziała z uśmiechem nauczycielka. -Na pewno się postaram. Nie zmarnuje tej szansy powiedziałam i odeszłam. -Nie tym razem, na pewno nie tym, postaram się pomyślałam i się uśmiechnęłam sama do siebie. Czasem wystarczy jedno słowo a uśmiech pojawi się w tym życiu -Gosiu zwróciła się do mnie polonistka -Tak? Zapytałam podchodząc do niej. -Nie zmarnuj swojej szansy. Nie skreślaj się Gosiu, bo wiem, że dasz radę. Jesteś mądrą dziewczyną, wiele przeszłaś, ale dasz radę. Tylko posłuchaj siebie głębiej. -Dziękuję uśmiechnęła się do mnie, a ja odwzajemniałam ten uśmiech -Skąd pani to wie? -Widzę, znam Cię już od trzech lat i widzę Twoją pracę na języku polskim. Z Twoich oczu łatwo wyczytać duszę, trzeba tylko się z nich odrobinę zagłębić. Nie martw się kiedyś ktoś przyjdzie do Ciebie i powie Ci jak bardzo jesteś mu potrzebna, że bez Ciebie nie da rady. A wtedy Ty się do niego uśmiechniesz i pomożesz mu. Jak łatwo wyczytać duszę, jak łatwo zobaczyć głębię serca w jednym spojrzeniu w jednym geście wystarczy się tylko przyjdzie sercem.
  8. Gdzie jesteś? Dlaczego Cię nie ma? Czemu nie widzę Cię tuż przy mnie? Huśtawka na wietrze Ogień w kominku Książka na stole I łzy dziecka Śmiech dookoła Śmiech dzieci Śmiech niewinny Śmiech wyjątkowy Śmiech szczęśliwy Uciekłeś? Zniknąłeś? Schowałeś się? Naokoło tysiące drzew Szum spadającej wody Leśna polana Oczy radosne Oczy nieskazitelne Oczy dobroci Oczy miłości Oczy szczerości Nigdzie cię nie ma Nie chcesz być Boisz się Śmiech dookoła Śmiech nastolatków Śmiech niewinny Śmiech wyjątkowy Śmiech sztuczny Uciekłeś Zniknąłeś Schowałeś Oczy smutne Oczy nieskazitelne Oczy dobroci Oczy miłości Oczy zakłamane A łza cichutko płynie
  9. Pociągam wciąż za linę By odnaleźć jak najszybciej Swoje marzenia w rzeczywistości Zamykam łzy w pamięci Przyszywam śmiech na twarzy Otwieram serce na świat Wkładam chusteczki do kieszeni By dodały delikatności słowom Wypowiadanych w cichym Mroźnym wietrze Zieleń oczu dodaje Mi nadziei na spełnienie Czerwień słów dodaje Mi otuchy na kolejne dni Więc wystarczy jeden gest A świat pomoże
  10. ... A teraz siedzi i nienawidzi samej siebie. Ona? Milion zalet widziała, gdy tylko myślała o sobie. A myślała i to nie mało. Teraz. Chciałaby być kimś innym. Kimkolwiek. Brzydka, gruba, głupia... Byle nie prawdziwa Ona. Byle nie Ona. Kolejna słona łza spłynęła po gładkim, nieskazitelnym policzku. Długie blond pasemko zawirowało przyklejając się do strumyka. Strumyka jej cierpień. Uwalniającego się każdego dnia bólu. Wstydu. Jak mogła! Przecież była najlepsza. Najwspanialsza... Jedyna w swoim rodzaju. Teraz tylko Ona sama widzi, jakim bezużytecznym człowiekiem się stała. Tylko Ona wie ile raniących słów padnie z ust tych bezbarwnych, szarych osób, z których jak dotąd sama kpiła. Tylko Ona czuje strach przed reakcją bliskich, strach przed reakcją i tych dalszych. Strach przed otaczającym ją zewsząd światem... Puchowa poduszka w jedwabnej poszewce wylądowała na podłodze. To był tylko przedmiot. Zwykły, bezwartościowy przedmiot. Kiedyś poniewierała tak nimi. Tymi nieidealnymi, zupełnie innymi od niej, którzy mieli wady. Tysiące wad i niedoskonałości. Bo przecież Ona była doskonała, perfekcyjna w każdym calu. Mogła wszystko, pragnęła wszystkiego. Ale to już przeszłość. Z własnej głupoty zaplątała się w nierozerwalny łańcuch nieszczęścia i teraz nie ma już odwrotu. Kochała go, chociaż? A skądże. Ona nikogo nie kochała prócz siebie. Był jedną z wielu jej zabawek. Stał na półce obok sentymentalniej lalki i misia. Ale czy nadal będzie chciał się z nią bawić? Co zrobi, gdy się dowie? Wstała i chwiejnym krokiem podeszła do stolika, na którym leżało białe pudełeczko. Czy każda kolejna w jej sytuacji czuje to samo? Czy każda zapyta się; dlaczego ja? Czy każda obwinia; jak mogłam?! Przełknęła ciężko ślinę i wyjęła z opakowania już zużyty test. To samo. To samo, co miesiąc temu, gdy to jeszcze były szanse, iż jednak nie. Dlaczego Ona? Jak mogła? Przecież była bogata. Przecież była inteligentna. Przecież była Kimś, a teraz?! Teraz stanie się Nikim! Dwie kreseczki naznaczyły jej życie grubą, czarną linią. Koniec. Koniec wszystkiego. Zapłakała kolejny raz zaciskając pięści. Jaką niechęć i wstręt czuła do siebie? Jak bardzo przerażała ją wizja przyszłości? Swojego życia od teraz? Bo nie ma już nic. Nie ma już ,,swojego” życia. Jest wstyd, bezsilność i złość. Złość na samą siebie. Jaka to hańba dla rodziny? Jaka to hańba dla przyjaciół? Zwykłe szesnaście lat. Przecież ma zwykłe szesnaście lat! A pierwsza trzeźwa myśl? Skończyć ze sobą. Bezmyślnie zmieniła tor swojego życia. Tor, o jakim w najgorszym koszmarze by nie śniła. Gdyby miała wybierać- wolałaby śmierć niż dziecko. Ona i dziecko? Przecież sama jeszcze nie dorosła. Ona jest jeszcze dzieckiem. Dzieckiem udającym dorosłą. Co ona wie o dzieciach?! Jaka by z niej matka była? Czy potrafiłaby spojrzeć na nie z tą prawdziwą matczyną miłością? Cieszyć się z każdego jego uśmiechu, z pierwszych jego kroków? Pierwszego słowa „mamo”? Z jego gestów jako niemowlę? Z jego wyrastających ząbków? Z tego wszystkiego, z czego cieszy się kochająca matka, która bardzo pragnęła swego dziecka? Podeszła do okna i spojrzała na ogródek koło bloku. Kiedyś była tu szczęśliwa. Kiedyś bawiła się beztrosko, śmiała i wygłupiała. Kochała to miejsce. Miejsce, gdzie się wychowała, gdzie dorastała. Gdzie spotykało ją tak wiele pięknych rzeczy? Gdzie usłyszała tysiące pięknych słów skierowanych do niej?. Wtedy jeszcze nie wiedziała, co ją czeka. Czym Bóg odpłaci jej za wyrachowanie i wyniosłość. Za pychę i egoizm. Za jej „nieomylność” i władczość. Ale przede wszystkim za głupotę. Za głupotę, jaką okazała pozwalając sobie na tą chwilę słabości podczas jednej z imprez u kolegi. Co teraz? Czy pieluchy będą jej jedyną przyszłością? Czy skończy ze świadectwem pierwszej klasy szkoły licealnej? Ona, z zadatkami na dziennikarkę, ze wspaniałymi perspektywami i rozległymi marzeniami. Ale pytanie, które od kilku dni spędzało jej sen z powiek, choć na pozór proste całkowicie ją przytłaczało: jak powie rodzicom o swojej ciąży? Przecież będzie to jak nóż w plecy. Przecież Ona nie spojrzy im w oczy, jeśli się dowiedzą. Przecież mogą ją wyrzucić z domu. A wtedy to już naprawdę będzie koniec. Wtedy nie zostanie jej już nic. Będzie sama. Wyłącznie sama z dzieckiem. Z dzieckiem, które się w niej rozwija. ,,Za głupotę trzeba płacić” Tyle łez. Lecz one nie pomagają. Nie potrafią zalepić ogromnej dziury, która powstała w jej sercu. Nie potrafią sprawić by znów normalnie oddychała. Nie pomagają, choć na sekundę zapomnieć o tym, jaką karę przyjdzie jej ponieść. Co teraz będzie? Ona nie ma pojęcia. A przecież zawsze miała coś do powiedzenia. Znała się na wszystkim, potrafiła wybrnąć z każdej sytuacji. Nawet takiej, która była praktycznie bez wyjścia. Zawsze wszystko wychodziło jej idealnie. Zawsze, aż do teraz. Aż do tej pamiętnej zabawy. Czy dalsze życie ma sens? Dla niej już nie. I w końcu jest egoistką, więc zapewne przy podjęciu decyzji nie pomyśli o swoim jeszcze nienarodzonym dziecku. O dziecku, które powinno się narodzić. Mieć własną przyszłość. Marzenia, dążenia, pragnienia. Wszystko, co powinien mieć każdy człowiek.
  11. Pocałunkiem zgasić księżyc wypisać szczęście i pociąć na kawałki rozdając go ubogim Pociągnąć za rękę wschód słońca i iść z nim do ciemnej odchłani by pomogło rozplątać sieć Łapać pożółkłe liście i chować do kieszeni by na przyszłej bieli ziemi odtworzyć jesienny krajobraz
  12. Ciemna droga wiodąca na miejsce do którego ostatnio tak często przychodzi. Każdego wieczoru nogi same niosą ją tu. Jest tu sama pośrodku tylu innych. Idąc w owe miejsce kroczy po zniszczonym asfalcie po którego lewej stronie stoją dwa domy i jakiś stary nieużywany budynek. Patrząc dalej po prawej stronie rośnie duża wierzba obok której jest zniszczone ogrodzenie jako tako jeszcze trzymającego się w odpowiednim kącie, by nie zawalić się. Potem znajduje się dość spora przestrzeń z dwiema drogami, które prowadzą do owego miejsca. Wybiera bliższe, lekko kierujące się ku górze. Przekracza mała bramkę, iż duża jest zamknięta jak to zwykle bywa. Przed sobą ma wąską drogę. Idzie nią powoli patrząc w rozgwieżdżone niebo, które uwielbia. Spogląda na nie każdego wieczoru, nawet gdy nie widać praktycznie na nim jaśniejących punktów. Skręca teraz w prawo, alejką prowadzącą lekko pod górkę. Odlicza w myślach: raz, dwa, trzy, cztery, pięć, sześć. Robi tak, chociaż i tak zna na pamięć drogę. Mogłaby ją przejść z zamkniętymi oczami i na pewno by trafiła. Przechodzi małymi przejściami i siada na pobliskiej i jedynej w najbliższym otoczeniu ławce. Przy samej ławce, za jej plecami rośnie rozłożysta jodła. W zimie gdy opierała się o nią lub kucała na ławeczce, albo jakoś podobnie do włosów czy do czapki, w zależności czy ją miała na czy nie, przyczepiały się małe igiełki. Od razu patrzy w niebo, jak to przeważnie ciemne. Gałęzie trochę ograniczają widoczność, ale i tak można bez problemu się w nie zapatrzeć. Jak to ona zrobiła i tym razem. Oparła się głową o wąski pień z serca samoistnie wydobyła się pieśń, nie wypuszczona z ust "Pan Jezus już się zbliża...". Do oczu napływają łzy. Lecą same, o dziwo jakieś inne, zimne. Głównie są ciepłe. Nie leci ich dużo, ale jednak. Potem - przychodzi - kolejna pieśń: "Kiedyś, o Jezu, chodził po świecie, brałeś dziateczki w objęcia swe. Patrz, tu przed Tobą stoi twe dziecię, do serca swego przytul i mnie." - Od razu przychodzą myśli, słowa niewypowiedziane. -Czemu ja nie mogę mieć Cię tu przy sobie, tak jak wtedy Cię mieli. Tak bardzo bym chciała. Panie, proszę. - i łzy spływające delikatnie po policzkach i te oczy skierowane w niebo. - jest dobrze, ale jest źle. Ja tak nie mogę, nie chcę. Potrzebuję Cię tak bardzo i kogoś jeszcze tu na ziemi, by pomógł mi. Nie tylko ona jedna, przyjaciółka, lecz jeszcze ktoś. Ona nie może przyjąć wszystkiego, są tej swoje problemy. - i już nie może wydobyć z siebie tego wewnętrznego głosu. Siada z podkulonymi nogami na ławce, oplatuje je rękami i przytula ramieniem i głową do drzewa. Ponownie łzy wypływają z ciemnych oczu. Cichy płacz przeradza się w głośniejsze łkanie. Tak samo samoistnie. Próbuje je powstrzymać, lecz on wydobywa się głośniej, nie potrafi go powstrzymać. Po chwili czuje dużą ciepłą dłoń na ramieniu, która wywołuje u niej przyjemne ciepło ogarniające całe jej ciało. Czuje się bezpieczna. Nareszcie bezpieczna i zauważalna. Moment później jej twarz jest obrócona ku niemu, jego prawa ręka trzyma jej podbródka. Patrzą na siebie tak po prostu. Uśmiecha się do niej i całuje w czółko. -Już dobrze - szepta siadając koło niej i ogarniając ją ramieniem. Ona przytula się do niego jakby to robiła zawsze, a jest tak po raz pierwszy. Już nie płacze, łzy znikły, ale policzki jeszcze są mokre. Na ustach widnieje prawdziwy, szczery uśmiech. -Opowiem ci coś - szepta cicho owy chłopak - tą historię usłyszałem całkiem przypadkiem od pewnego staruszka. Nie wiem jak zacząć, na pewno nie będzie brzmiała ona tak jak ja ją usłyszałem. Ale chcę ci ją opowiedzieć. Pewien mężczyzna wychylając się zza obręczy spoglądał w dół na nurt rzeki a wiesz, że przeważnie nurty są rwące. A więc patrząc tak zobaczył dusze płynące tuż pod pokrywą wody. Nie wiedział jak miał to opisać, ale uważał, że to były dusze, iż nie przypominały całkowicie ludzi. Na ich twarzach widniał szczery uśmiech, a ich oczy były całkowicie czarne, powieki były na pewno otwarte. Pokrywała ich nieokreślonego koloru szata, która delikatnie poruszała się wraz z ruchem wody. Szedł wzdłuż obręczy cały czas obserwując owe dusze. W pewnym momencie wypłynęło z nich nikłe światełko. I z ust popłynęła pieśń " Twemu sercu cześć składamy. O Jezu nasz, o Jezu! Twej litości przyzywamy, o Zbawicielu drogi. Chwała niech będzie zawsze i wszędzie, Twemu sercu, o mój Jezu" A reszta opowieści jest w Twej duszy i sama ją musisz dokończyć.
  13. Słowa wzbijają się wysoko Ponad szczyty A tam jak mgła znikają Zapomniane Kołyszące się na wietrze Gałęzie drzew Zrzucają jesienne liście By okryć ziemię Słońce dodaje ciepła I rozdaje uśmiechy Mijającym się przechodnią By pamiętali je Jak najdłużej (przeszłość bywa złudna) Małe dzieci szukające Resztek kasztanów by Udekorować zamki z piasku Zapominają o chłodzie dnia (chcę wrócić do zabaw z piasku proszę pani proszę mi pozwolić to nie będzie trwać długo) Przepraszam
  14. Jak szelest nocy Przemijasz się prze mgłę Zapomniany, odrzucony Ale nie samotny Uśmiech - powiedziałeś kiedyś - To coś co pomaga i leczy. Zapomniałam. Przepraszam tak bardzo, nie chciałam. Przeminąłeś tak jak Wczorajszy deszcz Która padał Małymi kropelkami Wsiąkając w zdradziecką Ziemię pod stopami Nie wiem, choć wiedzieć chcę. Chciałabym żebyś Powiedział jeszcze raz To co kiedyś Przyjaciel Tak pamiętam, to bolało jak nigdy. Nawet ona tak nie raniła. Rozumiesz? Tak. Ty zawsze wszystko rozumiałeś. Chociaż ja nie chciałam, nawet wtedy gdy nie dawałam ci do tego podstaw. Ty rozumiałeś. Gdy cokolwiek mówiłam wiedziałeś jak się czułam lepiej niż ja sama. Ja już nie wiem czemu zniknąłeś. Rozpłynąłeś się jak mgła, ta na górskich szczytach która uwielbiałeś. Przychodziłeś tam by odpocząć, by zaczerpnąć tej pięknej zakrywającej słonce mgły, która działała dla ciebie tak leczniczo. Pamiętasz jak kiedyś przyszedłeś i powiedziałeś, że zabierzesz mnie kiedyś do swego miejsca. Tak bardzo się cieszyłam, miałeś pokazać mi wtedy kawałek siebie ten duży. Największy. To miało być cos co nie przeminie, coś co na pewno nadejdzie i co nie zniknie jak pył. Tyle razy tłumaczyłeś - uśmiech to jak przyjaciel - przepraszam, zapomniałam, Nie potrafiłeś. Nie zdążyłeś nauczyć ostatniej części do tego klucza. Zniknąłeś tak nieoczekiwanie. Napisałeś list, który mam schowany głęboko w sercu i w moim pudełeczku. Zawsze się śmiałeś z tego pudełka. Mówiłeś ze to dziecinne, że to dziwne iż mam tak mało magii w sobie, że powinnam mieć więcej. To za mało. Bardzo mało, lecz ja nie słuchałam bałam się że masz racje, że kiedyś będę się tym martwic, że będę pamiętać. I że będę chciała to mieć tak jak teraz chcę. Nie udało mi się to. Żałuje, tak bardzo żałuje. Chciałabym tak wiele, a tak nie wiele mi po tobie pozostało. To nie tak miało być sam mówiłeś. Zniknąłeś jak ten wczorajszy dzień jak cos co przemija, a ty miałeś nie przeminąć miałeś być, a nie ma cię. Ja to wiem choć to boli. Pragnę byś wrócił tak jak obiecałeś, powiedziałeś, że wrócisz ja będę czekać tyle ile będzie to potrzebne. Nawet do końca życia. Tylko proszę o jedno wróć i zapamiętaj mnie na zawsze. Gdy widzieliśmy się ostatni raz dałeś mi list. Kazałeś przeczytać tego samego wieczoru. Napisałeś mi w nim tak: " Kochana Asiu Kiedyś napisałem do Ciebie list, którego nigdy nie odczytałaś, ale który chce Ci teraz pokazać. Brzmi on tak: [...Asiu jeśli poczujesz, że chce Ci się płakać to nie zależnie od pory od okoliczności przyjdź do mnie, a gdy to będzie nie możliwe po prostu zadzwoń. Obiecuję Ci, że pomogę tak jak będę potrafił i że będę płakał wraz z tobą. Kiedy on, osoba dla której teraz oddajesz swe serce w pewnym momencie porzuci je to ja będę zawsze obok, nawet wtedy gdy wszyscy Cię zostawią, ja do nich nie będę należał. Bo wiedz, że zawsze możesz na mnie liczyć, nawet jeśli najpierw zranisz mnie tak jak jeszcze nikogo na świecie to i tak przyjdź, wybaczę Ci i pomogę na pewno. Chciałbym byś była szczęśliwa. To jest pewna obietnica, którą mogę Ci złożyć. ...] Jeśli odczytujesz teraz ten list to wiedz, że zawsze byłaś, jesteś i będziesz dla mnie najważniejsza nie zależnie od pory. To jest pewna obietnica, którą mogę Ci dać, bo będę obok ciebie, aż do końca. Uwierz. To ostatnia rzecz, którą ode mnie dostajesz. Tak bardzo chciałem byś mnie zauważyła, byś zapomniałam o nim. Nie zaprzątała sobie nie potrzebnie głowy. On Cię za niedługo porzuci, sama dobrze o tym wiesz, lecz jednak nie chcesz o tym myśleć. Boisz się, bo to będzie boleć. Mnie to bolało i boli nadal. Tak bardzo chcę widzieć szczęście w twych oczach zawsze gdzie tylko się znajduję. Szkoda, że to tylko jedno z marzeń, które mam i które we mnie pozostaną do końca. Dziękuję Ci jeszcze raz za wszystko i przepraszam, że muszę zniknąć. Na zawsze Twój... " Przeczytałam go tuż po Twoim wyjściu. Właśnie wtedy zrozumiałam to co powinnam zrozumieć już bardzo dawno temu. "Choćbyśmy cały świat przemierzyli w poszukiwaniu Piękna, nie znajdziemy go nigdzie, jeśli nie nosimy go w sobie."
  15. Zapalona świeczka w oknie Ogrzewa myśli swym ciepłem Na starej fotografii spoczywa biała wysuszona róża by nie zapomnieć Czerwony różaniec kontrastem swym odbiega od kolorów nostalgicznego bicia serca Słońce chowające się za horyzontem przypieczętował spadający na mogiłę jesienny liść Szarość spływająca kroplą bezradnego deszczu obudziła głos wiatru śpiewającego modlitwę za zmarłych
  16. Bezsenność przytulam do poduszki Choć ty nie widzisz Porannej rosy w oczach Złamanym ołówkiem Próbuję narysować Twoje odbicie Nieskończoność drzemie Na spodzie Biegnąc łapię Coraz głębsze oddechy By odciąć się Od dnia wczorajszego Mam sentyment Za paznokciami
  17. Wskazówki zegara Bezwstydnie odmierzają Czas wspólnego milczenia Nieprzyzwoicie zielona Łąka Zmienia swą barwę Na jesienną (tak bardzo tajemnicza nieodgadnięta) Wiatr pędzi ile Tchu Wypychając słońce Z widnokręgu (zamiast zatrzymać się na czas milczenia) Uśmiech wciąż Trwający na twarzy Przykrywają ciemniejące Chmury (wcześniej nieosiągalnych potęg nierównej nadziei z latoroślą na końcu)
  18. Rozbijasz szklankę By jej kawałki Mogły rozprysnąć się Jak krople brudnej wody Spływającej do rzeczywistości Skracasz rozszerzając Zieloną strunę Hawajskiej gitary By jej dźwięk Ogłuszył przechodniów Rzucających się pod koła Niepoprawnych kierowców Zamieniasz interferencję fal Na czerwień bluz Któregoś z umarłych poetów By przypadkiem nie Zamoczyły się w Melancholijnych morzach Ludzkiego umysłu
  19. -Myślisz, że ja nic nie wiem, lecz mylisz się bardziej niż się tego spodziewasz. Potrafię z twych oczu wyczytać wszystkie tajemnice. Nawet te, które tak bardzo zagrzebujesz w sercu za stertą niewidocznego pyłu. Kładziesz je na samym dnie by nie ujrzały światła dziennego. By ktoś nazywany przez ciebie jako niepowołany nie odkrył ich w chwili twej słabości. Nie chcesz ich zwalczyć, boisz się, że nie dasz sobie rady. -Ale... -Nie ma ale. Ja wiem jak to jest. Uwierz mi. Czasami tak bywa, że nie chcemy przyznać się do naszych i bliskich nam osób błędów. Wmawiamy sobie, że to tylko my zawiniliśmy, że tylko my i nikt inny. Ale jak takie rozumowanie jest mylne. Przez nie właśnie coraz bardziej się pogłębiasz. Twoje rany bolą bardziej niż byś chciała, ze zdwojoną siłą każdego dnia. Im głębiej tym gorzej. Uwierz. Dłużej je zapamiętasz. Jeżeli choć raz pozwolisz im ujrzeć światło dzienne, jeżeli choć raz powiesz o tym komuś zaboli. Ale tylko raz, gdy to będziesz mówiła będzie najbardziej bolało, lecz później ten ból zmaleje. Zobaczysz. Musisz tylko spróbować. -Ty nic nie rozumiesz. Nie wiesz jak to jest. Nie wiesz jak bardzo boli. Jak chce się o tym zapomnieć. -Wiem, bardzo dobrze wiem. Płacz jeśli chcesz, pomoże delikatnie, płacz kiedy tylko chcesz, nie wstydź się swych łez. Chodź, przytul się. -To nie tak miało być, to nie tak... Ty wiesz za dużo, nie czytaj z mej duszy już... ja nie chcę, nie mogę, jeszcze nie teraz, proszę. -Płacz, ja poczekam. Będę czekać tyle, ile będziesz tego potrzebowała. Naprawdę poczekam. -Dziękuję za wszystko... za wszystko co robisz, że jesteś i że będziesz, za tą obietnicę, że pozwolisz płakać, pomożesz i poczekasz.
  20. Świat o drżących dłoniach Otulających zmarznięte drzewo Wśród niewidocznego pyłu Omijającego jedynie gorące serca Nowo poznanych Spogląda w ciemną głębię Słonecznikowych ziarenek Wypełnionych szczęściodajnym Płynem z różowej łodygi Oczyma wymalowanymi Starą słońca krwią Usypiają niedorzeczne Poglądy pięciu okręgów Szybujących na wybujałych Chmurach w kolorze Ust ukojenia cicho szepczących Tęczową bajkę na dobranoc
  21. Zaszumiały wczorajsze marzenia W wazonie nieśmiertelnych pragnień Podlane obłąkaną siecią Z jadowitym pająkiem W środku Zadrżała ziemia paląca moje Nagie stopy Powietrze ciężkie od zgiełku Zatonęło wraz z przedwczorajszą Kartką z kalendarza Ojciec przyszedł do domu Zapominając o uderzeniu głową W szybę rannych ran
  22. Szum przedwczorajszego wiatru Rozciągnął potargane spódnice Nowoczesnych potęg Wściekłe psy targały Uczuciami Zepsute ogórki z pożółkłymi Paskami Dyrygowały ruchem ulicznym Burząc tamy By woda z płynem do Mycia naczyń zalała Nowe spodnie miss świata Kompoty z nie czarnej Już porzeczki Występowały jako gladiatorzy Na boisku do piłki ręcznej Niefortunne zdarzenia Wraz z czarną filiżanką Kawy na spodzie Pędziły jak wagony Starej lokomotywy Piątego wieku przyszłej ery
  23. Nim odejdę pokaż mi Czym zasłynął świat Kaskadowych marzeń Tylko nie zapomnij O małej mrówce Siedzącej pod ławką Przypnij kolejną pineskę Do tablicy kandyzowanej Muzyki Włącz żółty guzik By chusteczki znów Same Mogły się produkować Nie pozwól by Niepewność wygrała Uchroniona od lęku Wczorajsza gwiazda Zgasła okryta Gwarantowaną purpurą Popijając gorącą czekoladę Powspominaj morelowe Zapinane policzki Nie pozwól by inni Zrozumieli za późno Jak bardzo kogoś Kochali Zrób to dla mnie Ja tego nie zapomnę W pamięci mej Za zawsze zostanie
  24. Martwym wzrokiem pożegnałam wczorajszy dzień Paląc go skrawkami świadomości Fantazyjne obłoki zesłane z programów telewizyjnych Zakryłam grubą kołdrą skórek pomarańczy -dzisiaj już pożyczonego koloru Poruszając oddechem niebo i ziemię szklanej kuli Stąpałam po cienkim gzymsie trzymając ambicję za rękę Wąskiej równoważni optymizmu Zamykam parasol by zamienił się w wykałaczkę atramentu Płonącą deszczowymi różami zakwitły mi pod blokiem Łamiąc śnieżne bariery niewypowiedzianych jeszcze słów Rozpościeram skrzydła morelowej gołębicy By utworzyła bezinteresowną więź
  25. gołębiu w chmurach łapiesz mnie ostrymi pazurami ostygła krew
×
×
  • Dodaj nową pozycję...