Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Aha, jeszcze do wypowiedzi Mirka: komuna jako system totalitarny deprawowała wszystkich po równo. Tych z jednej i z drugiej strony barykady. Czasami mam wrazenie, że ci, co walczyli o "wolność" po prostu chcieli się dostać na drugą stronę, tam, gdzie jest koryto. Czy naprawdę teraz lepiej wiedzie się robotnikom?... Dlatego większość obecnych "solidarnościowców" niewiele się różni od ówczesnych partyjnych. Może tylko tym, że wypada im chodzić do kościoła.
Pzdr., j.

  • Odpowiedzi 67
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

a mnie to wszystko denerwuje - to całe podejście Polaków do Polski;

tak, jakbyśmy potrafili tylko narzekać; jesteśmy motłochem, czarną masą itd - nie potrafię się z tym zgodzić; moze dlatego, ze jestem młoda, ale widzę dookoła siebie ludzi pełnych zapału, mądrych, którzy chcą coś zmienić i potrafią; którzy potrafią myśleć.

Narekanie nic nie zmieni. Bluzgajmy na polityków, a co!? tylko, co my byśmy zrobili, bylibyśmy tacy święci? twierdzimy, ze władza jest zła, ale nie bierzemy udziału w wyborach, bo to nie ma sensu - ma sens, uczestniczysz we władzy; a jeśli nie to potem nie narzekaj, nic nie zrobiłeś, zeby coś zmienić, to czemu Ci nie pasuje?

Po części zgadzam się z Mirkiem Serockim, po części także z Joaxii,a le właśnie nie bądźmi radykalni - myślmy, patrzmy na sprawę z dwóch stron;

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tu się nie zgodzę; to czy ktoś idzie do Kościoła, to tylko jego indywidualna sprawa, sprawa jego sumienia i my nie mamy prawa oceniać czy mu wypada czy nie. Zresztą wogóle nie rozumiem tego pojęcia nie wypada chodzić do Kościoła - bo uważał, ze komunizm jest dobry? czy to od razu sprawia, że człowiek jest zły? Jak by nie było jest coś takiego jak nawrócenie;

a zamiast głupio oceniać i krytykować spróbujmy myśleć
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Julio, kiedyś myślałąm tak, jak Ty. Ale przećwiczyliśmy już wszystkie układy polityczne (może poza tymi najstraszniejszymi) i nic się nie zmienia, chyba że na gorsze. Wszyscy kłamią, manipulują, kombinują, kradne, oszukują. Jeśli są wyjątki, to pojedyncze i nie są w stanie nic zrobić wśród całej reszty kombinatorów. Dotychcasz głosowałam na wszystkich wyborach począwszy od prezydenckich 1990. Więc nie zarzucaj mi, że nic nie próbowałąm zmienić. Te będą pierwsze, podczas których nie zagłosuję na nikogo. Dlaczego? Bo nie ma na kogo.
Wierz mi, patrzę na sprawę z wielu różnych stron. Wiem, jak było kiedyś, wiem, jak jest teraz. Nigdy nie oceniałąm ludzi po przynależności partyjnej. Ja po prostu wiem, że zmiana warty "u koryta" nic nie zmieni. Idealistów zadepczą, kombinatorzy będą rządzić. Bo to oni są silniejsi, bo potrafią kłamać, rzucać oszczerstwa, i robić te wszystkie obrzydlistwa, którw królują obecnie w polityce.
Pozdrawiam, j.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tu się nie zgodzę; to czy ktoś idzie do Kościoła, to tylko jego indywidualna sprawa, sprawa jego sumienia i my nie mamy prawa oceniać czy mu wypada czy nie. Zresztą wogóle nie rozumiem tego pojęcia nie wypada chodzić do Kościoła - bo uważał, ze komunizm jest dobry? czy to od razu sprawia, że człowiek jest zły? Jak by nie było jest coś takiego jak nawrócenie;

a zamiast głupio oceniać i krytykować spróbujmy myśleć
Oczywiście. Pewnie nie pamiętasz, ale za komuny chodzenie do kościoła było, delikatnie mówiąc, źle widziane, szczególnie gdy chodziło o członków partii. Stąd to stwierdzenie o kościele.
Pozdrawiam, j.
PS.
Teraz ateizm jest źle widziany. Więc w sumie wychodzi na jedno.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




tu się nie zgodzę; to czy ktoś idzie do Kościoła, to tylko jego indywidualna sprawa, sprawa jego sumienia i my nie mamy prawa oceniać czy mu wypada czy nie. Zresztą wogóle nie rozumiem tego pojęcia nie wypada chodzić do Kościoła - bo uważał, ze komunizm jest dobry? czy to od razu sprawia, że człowiek jest zły? Jak by nie było jest coś takiego jak nawrócenie;

a zamiast głupio oceniać i krytykować spróbujmy myśleć
Oczywiście. Pewnie nie pamiętasz, ale za komuny chodzenie do kościoła było, delikatnie mówiąc, źle widziane, szczególnie gdy chodziło o członków partii. Stąd to stwierdzenie o kościele.
Pozdrawiam, j.
PS.
Teraz ateizm jest źle widziany. Więc w sumie wychodzi na jedno.



ja rozumiem, jak to było za komuny, ale ateizm moim zdniem jest teraz bardzo popularny :-)


Pozdrawiam Cię serdecznie
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Oczywiście. Pewnie nie pamiętasz, ale za komuny chodzenie do kościoła było, delikatnie mówiąc, źle widziane, szczególnie gdy chodziło o członków partii. Stąd to stwierdzenie o kościele.
Pozdrawiam, j.
PS.
Teraz ateizm jest źle widziany. Więc w sumie wychodzi na jedno.

Nie w LPR :)

ja rozumiem, jak to było za komuny, ale ateizm moim zdniem jest teraz bardzo popularny :-)


Pozdrawiam Cię serdecznie
Opublikowano

do joaxii:
wiesz co? ja też nie mam na kogo głosować, ale pójdę i zagłosuję, mam jeszcze czas i pomyślę nad tym
to jest twój psi obowiązek, żeby zagłosować
nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę z tego, że za dzisiejszą sytuację odpowiadają ludzie, którzy się „obrazili” wcześniej od ciebie i przestali wybierać, przez to żelazny elektorat wybrał czerwonych w 1993, przez to się odrodzili

do mirka:
ja nie mam złudzeń i nigdy nie miałem, nigdy nie wierzyłem w to, że postkomuniści to ludzie, którzy się zmienili
to nadal są ludzie bez zasad i kręgosłupa moralnego, wychowani przez peerelowskie organizacje młodzieżowe
przepraszam
miałem złudzenia co do Cimoszewicza
po tym, jak zdecydował się kandydować zmieniłem zdanie — nie w tym sensie, że odsądzam go od czci i wiary, ale w tym, że moim zdaniem nie można ufać człowiekowi, który swoją ekipę wyborczą buduje z ludzi skompromitowanych
jego zwycięstwo oznacza kontynuację czasów „Prezia”

co do wyborów jeszcze raz:
ludzie, czy zawsze, kiedy nie wiecie, jaką decyzję podjąć, postanawiacie w ogóle jej nie podejmować?????
joaxii, ja tego nie rozumiem, ty już trochę żyjesz na tym świecie, nie rozumiem takiej głupoty
pozdr

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Vacker, więc co, mam losować? Rzucać monetą? Oni wszyscy są siebie warci. Nie potrafię ODPOWIEDZIALNIE zagłosować na człowieka, co do którego nie jestem przekonana, że jest dobrym kandydatem. Brak odpowiedzialności to właśnie głosowanie na byle kogo. Bo potem jest mi zwyczajnie wstyd. Może gdyby ludzie zbojkotowali wybory to coś by się zmieniło. Może. Nie wiem. Wiem jedno: nie zagłosuję na żadnego z kandydatów, którzy startują, bo po prostu nie uważam, by nadawali się do sprawowania władzy, i nie chcę być odpowiedzialna za to, co będą robić.
Dzielenie ludzi na postkomunistów i resztę jest zwyczajnie głupie. Dlatego właśnie jest źle w tym kraju. Ci wychowani przez peerelowskie organizacje są już w wieku emerytalnym. Poza tym, dlaczego zakłądasz, że człowiek nie może sie zmienić? Tylko osioł nie zmienia zdania, wiesz? Uważam, ze ludzi należy wartościować według innych kryteriów. Takich, jak ich postępowanie, uczciwość, szczerość, wiedza, itp. Dopóli nie nauczymy się dogadywać ponad podziałąmi partyjnymi, nigdy nic nie osiągniemy.
Nie bronię żadnej opcji politycznej. Uważam, ze wszyscy są siebie warci. Dlatego nie zagłosuję na żadnego z kandydatów - po prostu oddam nieważny głos. Bo potem nie mogłabym spojrzeć sobie w lustrze w twarz.
25 lat temu zrobiono coś wielkiego. Wywalczono wolność dla tego kraju. I co myśmy z nią zrobili?... Władze sprawowały już chyba wszystkie opcje polityczne. I co?... Doprowadzają kraj do ruiny, kradną, kombinują, kłamią, wykorzystują i za nic mają zwykłych ludzi. Wszyscy po równo. Zieją nienawiścią, zwalczają sie nawzajem bez względu na koszty. Tyle, że te koszty ponosimy my. Zwykli ludzie.
Widzisz, dotychczas myślałąm podobnie jak Ty - trzeba głosować, nawet, jeśli miałoby się wybrać mniejsze zło. I dlatego czuje się odpowiedzialna za to, co się dzieje. I mam tego dość. Nie zamierzam własną osobą przyczyniać się do tego. Juz nie. Dajcie mi porządnego kandydata, a pobiegnę głosować, i jeszcze pognam rodzinę i znajomych. Na złodziei, oszustów i ludzi chorych z nienawiści swojego głosu nie dam.
Pozdrawiam, j.
Opublikowano

ale tak czy inaczej ponosisz odpowiedzialność — bo brak decyzji to też decyzja
powiedz mi, jak bojkot wyborów może coś zmienić, skoro znowu wybrani zostaną ludzie, którzy „są siebie warci”
z jednej strony mówisz, że nie wartościujesz w ten sposób a z drugiej mówisz: „oni wszyscy są siebie warci”
ty chyba nie przemyślałaś tego, co napisałaś i ulegasz emocjom
bo jest źle
ja to ciągle słyszę: jest źle
no to ludzie, zróbcie coś do cholery, żeby było dobrze, a nie czekajcie na zbawiciela
pojawi się nagle ktoś, kto wszystko naprawi, uzdrowi i będzie słodko? nie rozśmieszaj mnie, to my wszyscy decydujemy o tym i mamy na to wpływ, chodzi o to, jakimi wartościami, jaką hierarchią się kierujemy
naprawde sądzisz, że wszyscy kradną, oszukują itd?
co do organizacji, to się mylisz, nasz aktualny prezydent nie jest w wieku emerytalnym, a jest właśnie produktem takich organizacji, zresztą prawie cała Ordynacka jest, koleżanka się nie przygotowała z historii, a szkoda, bo najnowsza
dlaczego nie mogą się zmienić — bo z relacji naocznych świadków, do tego niezaangażowanych politycznie, wiem, że w tamtych czasach (koniec lat 70-tych) porządni i uczciwi ludzie nie wstępowali np do ZSMP, tylko karierowicze, bo wszyscy już doskonale wiedzieli, z czym się je ten system, po Radomiu i Ursusie uczciwi ludzie tak nie robili
a uważam, że człowiek, który kieruje się przede wszystkim dobrem swojej kariery, uczciwym być nie może
ludzie może się zmieniają, mogą zrozumieć, że popełniali błędy itp, ale człowiek, który ma honor w takiej sytuacji się wycofuje, mówi: słuchajcie, przegrałem, zawiodłem, usuwam się, źle oceniłem sytuację itp to jest normalna praktyka w starszych demokracjach; to co mówisz na końcu, to typowy objaw egoizmu — umywam ręce jak Piłat, nie interesuje mnie to — ja się z takim podejściem nie mogę zgodzić, kiedyś przyjdą do mnie moje dzieci i zapytają: co ty zrobiłeś dla tego kraju? czy się starałeś?
wiesz co, joaxii? ja nigdy nie mówię: dajcie mi; w ten sposób można czekać sądnego dnia, aż ktoś coś da, aż coś „samo się” człowiekowi nie wolno rezygnować z jakiegokolwiek wyboru, nawet najgorszego; powiedzieć: nie wiem, nie umiem — to pójście na łatwiznę, to szybkie rozgrzeszenie
zmartwię cię, może jak nie pójdziesz głosować, to nie będziesz się czuła odpowiedzialna, może będziesz się czuła lepiej, ale ja (i sądzę, że jest jeszcze kilka osób, które myślą podobnie) będę cię uważał za odpowiedzialną, bo z tej odpowiedzialności nie można zrezygnować, ona się nie pojawia w dniu wyborów, ona jest zawsze, bez względu na wszystko, inna sprawa, czy ktoś się poczuwa, czy nie
zapewne nie obchodzi cię, co ja będę myślał na ten temat, czy ktoś tam — to też jest po części odpowiedź na pytanie: dlaczego w Polsce jest tak, a nie inaczej
pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A ja sobie należałem do ZHP od roku 1976 do roku 1985. To też się liczy? Fajnie być "komuchem". Może nawet ktoś mnie rozstrzela albo co?
Ale wiesz co? W ZHP jednak nie uczyli takich bzdur jak teraz uczy MW pana RG.
I ogólnie widzę, że jakoś rozmyło po kątach tych, których rodzice byli "partyjni", a dziwnym trafem rozmnożyli się ostatnio bojownicy o wolność i demokrację. Ja się nie wstydzę swojej rodziny i mam odwagę napisać, że mój ojciec był zawodowym żołnierzem. Szczęśliwie odszedł krótko przed wprowadzeniem stanu wojennego, ale i tak dosyć dobrze znam reakcje, motywacje i opinie tej "drugiej strony" tak przez wszstkich znienawidzonej. Widziałem jak tworzy się Solidarność, kto ją tworzył i co z tego wynikało. Wybaczcie, ale ja w tym niczego chwalebnego nie widziałem. Przynajmniej tutaj, na dole. Prawda jest taka, że wszystko rozgrywało się w zaciszu gabinetów i akurat to, czy ktoś biegał po mieście z ulotkami czy też rzucał kamieniami w milicje, nie miało żadnego znaczenia dla biegu historii.
Nikt nie pamięta, że postulaty ze Stoczni Gdańskiej mało miały wspólnego z całkowitym przewrotem politycznym i rewolucją. Polecam wszystkim lekturę tego dokumentu i wyciągnięcie odpowiednich wniosków:

21 postulatów sformułowanych 17 sierpnia 1980 r. przez Międzyzakładowy Komitet strajkowy w Stoczni Gdańskiej im. Lenina:

1. Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych wynikających z ratyfikowanych przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy, dotyczących wolności związków zawodowych.

2. Zagwarantowanie prawa do strajku oraz bezpieczeństwa strajkującym i osobom wspomagającym.

3. Przestrzegać zagwarantowanej w Konstytucji PRL wolności słowa, druku, publikacji, a tym samym nie represjonować niezależnych wydawnictw oraz udostępnić środki masowego przekazu dla przedstawicieli wszystkich wyznań.

4. Przywrócić do poprzednich praw:
· ludzi zwolnionych z pracy po strajkach w 1970 i 1976 r. studentów wydalonych z uczelni za przekonania,
· zwolnić wszystkich więźniów politycznych (w tym Edmunda Zadrożyńskiego, Jana Kozłowskiego, Marka Kozłowskiego),
· znieść represje za przekonania.

5. Podać w środkach masowego przekazu informację o utworzeniu Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego oraz publikować jego żądania.

6. Podać realne działania mające na celu wyprowadzenie kraju z sytuacji kryzysowej poprzez:
· podanie do publicznej wiadomości pełnej informacji o sytuacji społeczno-gospodarczej,
· umożliwienie wszystkim środowiskom i warstwom społecznym uczestniczenie w dyskusji nad programem reform.

7. Wypłacić wszystkim pracownikom biorącym udział w strajku wynagrodzenie za okres strajku - jak za urlop wypoczynkowy, z funduszu CRZZ.

8. Podnieść zasadnicze uposażenie każdego pracownika o 2000 zł na miesiąc, jako rekompensatę dotychczasowego wzrostu cen.

9. Zagwarantować automatyczny wzrost płac równolegle do wzrostu cen i spadku wartości pieniądza.

10. Realizować pełne zaopatrzenie rynku wewnętrznego w artykuły żywnościowe, a eksportować tylko nadwyżki.

11. Znieść ceny komercyjne oraz sprzedaż za dewizy w tzw. eksporcie wewnętrznym.

12. Wprowadzić zasady doboru kadry kierowniczej na zasadach kwalifikacji, a nie przynależności partyjnej oraz znieść przywileje MO, SB i aparatu partyjnego poprzez: zrównanie zasiłków rodzinnych zlikwidowanie specjalnych sprzedaży, itp.


13. Wprowadzić na mięso i jego przetwory kartki - bony żywnościowe (do czasu opanowania sytuacji na rynku).

14. Obniżyć wiek emerytalny dla kobiet do 55 lat, a dla mężczyzn do lat 60 lub przepracowanie w PRL 30 lat dla kobiet i 35 lat dla mężczyzn bez względu na wiek.

15. Zrównać renty i emerytury starego portfela do poziomu aktualnie wypłacanych.

16. Poprawić warunki pracy służby zdrowia, co zapewni pełną opiekę medyczną osobom pracującym.

17. Zapewnić odpowiednią ilość miejsc w żłobkach i przedszkolach dla dzieci kobiet pracujących.

18. Wprowadzić urlop macierzyński płatny przez okres trzech lat na wychowanie dziecka.

19. Skrócić czas oczekiwania na mieszkania.

20. Podnieść diety z 40 zł na 100 złotych i dodatek za rozłąkę.

21. Wprowadzić wszystkie soboty wolne od pracy. Pracownikom w ruchu ciągłym i systemie czterobrygadowym brak wolnych sobót zrekompensować zwiększonym wymiarem urlopu wypoczynkowego lub innymi płatnymi dniami od pracy.

Wynika z tego, ze mowy nie było o obaleniu socjalizmu. Czy ktoś się nie zgadza?
Opublikowano

ja nie rozumiem dlaczego to pod moim cytatem wkleiłeś
ja w ogóle nie o tym pisałem
to że porozumienia sierpniowe stały się symbolem później nie ulega wątpliwości
mój ojciec też należał do harcerstwa
Mirku, nie zgrywaj się, doskonale wiesz, jakie organizacje miałem na myśli, one miały w nazwie młodzieżowość
komuch to skrót myślowy, którego zresztą nie użyłem, bardziej właściwe byłoby stwierdzenie „aparatczyk”
a były członek politbiura a niedawny premier to z pewnością człowiek o nieskazitelnej moralności
ja nie wiem, nie wypowiadam się na temat czyjejś moralności, uczciwości, ja tylko mówię o braku zaufania
nie wierzę jak psom tym, którzy aktywnie działali w aparacie partyjnym w latach 1976-1989, ani w przybudówkach
obrona organizacji socjalistycznych poprzez porównanie ich z młodzieżówką Giertycha to argumentacja na zasadzie „a wy bijecie murzynów”
co to za argument?? no przecież tylu ludzi zamordowano w okresie stalinizmu
a Dzierżyński? wot charoszij czeławiek, mog ubit a tolka won skazał
więc oni są bardzo fajni i w ogóle trzeba ich kochać i w ogóle to jest wszystko spisek przeciwko polskiej lewicy, spisek, w którym szkaluje się niewinnych i nieskazitelnych ideowo
ja mam zdanie radykalne — niewiele się zmieni, dopóki nie odejdą ludzie skażeni komuną, czyli WSZYSCY, którzy tym nasiąkli, mówię o polityce oczywiście
w głębokie przemiany u ludzi nie wierzę, człowiek sam siebie nie przeskoczy, a osiagnąwszy pewien wiek zmieniać się jest niełatwo
„Solidarność” stała się ruchem antyustrojowym i „antysocjalistycznym” (nie ideowo!!) wskutek stanu wojennego
a dlaczego się mówi o niej w kontekście antyustrojowym? dlatego że dokonała czegoś wcześniej niemożliwego — połączyła ogromne rzesze ludzi, którzy poczuli, że razem stanowią siłę, że razem są w stanie zmieniać, że są coś warci, że mają prawa
właściwie chodzi o to zjednoczenie, którego teraz nie ma, każdy wyrywa tylko dla siebie
i dla siebie i dla siebie i ma na uwadze tylko swój własny dobrostan, w społeczeństwach to nie popłaca, istnieją na ten temat teorie ekonomiczne nawet
jak ktoś widział „Piękny umysł” to powinien wiedzieć o co chodzi

Opublikowano

Jako ojciec chrzestny tego posta zaczynam mieć wyrzuty na sumieniu ;)

Może krótko powiem tak: zostałem wychowany (ukształtowany) w czasach nie głębokiej komuny, ale aspirującego socjalizmu; marzec 68 pamiętam tylko z opowieści koleżanki na lekcji (leczyła się w szpitalu Warszawie akurat); w grudniu 71 spanikowana lokalna władza nakazała spalić cały skserowany pracowicie w ciągu tygodnia (na powielaczu denaturowym tejże władzy) nakład szkolnej gazetki, która chcieliśmy wydawać, kolega, który pobierał nauki w szczecinie opowiadał o czołgach na ulicach, no i jeszcze obrazek z tv "pomożecie"; należałem do harcerstwa, z grupą przyjaciół fajnie się bawiliśmy, na głębokiej prowincji nie za bardzo nas szturchano ideologicznie, robiliśmy więc swoje, a kiedy przegięliśmy (dowcipy obyczajowo-polityczne z nauczycieli w ogólniaku) i zawieszono nasz 'klub' - robiliśmy prywatnie dalej mniej więcej to samo; jako wyróżniający się harcerz byłem nawet delegatem na zjazd ZHP, gdzie towarzysz Gierek przeforsował wpisanie imponderabiliów do statutu, ale nie udało mu się połączyć harcerzy z "czerwonymi" młodymi; trochę wtedy zobaczyłem jak się robi politykę, te zakulisowe przepychanki, ustalenia glosowania - dla 18-latka z prowincji (drugi raz w życiu we stolycy) to taki szok - wyleczyłem się skutecznie; studia to był okres bez tv, bez gazet - pasje polonistyczne, nadrabianie kulturalnie (wiadomo Kraków ;), w międzyczasie czerwiec w Radomiu i Ursusie - od kolegów dostawałem dokładne informacje i wtedy już wiedziałem, że to nie o to chodzi, a potem na końcowym czwartym roku studiów, kiedy zginął student z roku wyżej z zaprzyjaźnionej grupy znajomych: nocne zebrania w akademiku, rezolucje, marsze, wieszanie czarnych flag, rozrzucanie ulotek, ale trafiłem na byłego marcowego komandosa, radykała (obecnie szacowny członek jednej z ważnych komisji, zwykle siedzi na końcu po prawej stronie), który kazał nam zdobywać jakieś rusztowania, prawie walczyć z policją i ubecja na Rynku - strach czy otrzeźwienie/ nie wiem, ale odpuściłem tę działalność.
Skończyłem studia, podjąłem pracę, założyłem rodzinę.
Jednak coś wisiało w powietrzu - to się po prostu czuło. I wybuchło.
Tak, dla mnie sierpień 80 był wydarzeniem pokoleniowym i osobistym. To, co piszecie o zdobyczach, to nie wszystko. Przemiana, która zaszła w ludziach jest jeszcze nieopisana, ani w dokumentach, ani w literaturze. kto nie żył w PRL-u - temu naprawdę trudno zrozumieć.
To, że w 21 postulatach nie zapisano spraw zmiany ustroju nie znaczy, że do tego nie dążono - wręcz przeciwnie, takich rzeczy nie trzeba było mówić, to była rewolucja. Nie mnie oceniać straty tych lat od stanu wojennego - może to był czas potrzebny do dojrzałości (pewnej czy pewnej grupy) społeczeństwa?
Sądzę, ze należy to oceniać już w perspektywie historycznej, jako pewne, dziejące się procesy.
I to aż do dziś.
Nie wiem czy perspektywa absolutyzowania jakiegoś (jednego) wroga to coś innego, niż zwykła socjotechnika (Jacek Kuroń napisał kiedyś, że najłatwiej żebrać grupę, zmobilizować i prowadzić, kiedy ma się określonego wroga; to określanie się na NIE - trudniej coś robić, kiedy pole bitwy przed nami puste, wróg rozproszony, albo z nami, albo udaje, że - a trzeba iść do przodu i powiedzieć TAK to zróbmy).
Każdy dorosły i odpowiedzi lny człowiek podejmuje decyzję sam (chciałbym, żeby tak było, ale wiem, że legion zdyscyplinowanych słuchaczy zrobi karnie to co trzeba i zagłosuje).
Może czasem trzeba wybrać "mniejsze zło", żeby przeciwstawić się "większemu złu"? Lata trzydzieste w Europie to dobre pole obserwacji (Niemcy, Włochy) dla tego, jak reagowali ludzie inteligentni, twórcy kultury (a z nimi cała 'ciemna masa' - jak ktoś radośnie był łaskaw to nazwać ;)
Dziękuję za dotychczasowe głosy - może jeszcze czegoś ciekawego się dowiem?
pzdr. b

Opublikowano

OK, więc mam pójść i wybrać metodą rzutu kostką? Mam wybór: zły kandydat i zły kandydat. Wszystko jedno który wygra, i tak będzie źle. Więc jakie znaczenie ma mój głos?
Co do lat 70-tych: żeby coś wtedy osiągnąć, choćby na studiach, trzeba było należeć. Poza tym: dlaczego nie mogło być tak, że młodzi idealiści chcieli coś zmieniać w systemie "od wewnątrz"? Skąd wiesz, ze to tylko kwestia kariery? Poza tym, wśród obecnych "prawicowców" nie było członków ZSMP czy partii? Jeśli którykolwiek z nich w tamtych czasach zrobił doktorat, wyjechał za granicę czy coś w tym stylu, to zwyczajnie musiał należeć do jakiejś organizacji. Wiec co, są lepsi, bo szybciutko sie przestawili na drugą stronę? A moze im nie zależało na karierze?...
Niestety, świat nie jest czarno-biały. Głównie skłąda sie z szarości. A polityka śmierdzi.
Pozdrawiam, j.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


To trochę tak, jak ze stwierdzeniem, że "kiedyś" było lepiej, bo nikt nie był głodny. Pominę prywatne obserwacje małolata (prowincja głeboka pegeerowska, więc trochę widziałem), ale można sięgnąć choćby do OCENZUROWANYCH reportaży dobrych autorów (np. Kapuscińskiego pierwszy zbiór), żeby zobaczyć, że było różnie (jeśli chodzi o biedę, jeśli chodzi o 'władzę'). Zawsze było różnie - może nie tak boląco widocznie, może w nie takim zróżnicowaniu (pałace nowobogackich arogantów i rozwalające się altanki). To jest kwestia patrzenia, uwagi, wgłębienia się.
Ja też nie wiem na kogo głosować, od dawna wiem, że polityk to zawód lekkich obyczajów. Widzę, że ci, którzy są "mądrzy" przegrywają raz za razem, bo nie są medialni, marketingowo nowocześni etc., a spośród tej całej reszty, która się kręci na karuzeli stanowisk (b. to przypomina PRL niestety) wybierać się nie da. Tylko wiem, kto na pewno pójdzie głosować i na kogo odda swoje poparcie. Pojęcie "emigracji wewnętrznej" nie jest nowe (właśnie lata trzydzieste), owszem można przyjąć zasadę, że decyduje "kwestia smaku" i że nie bedziemy brudzić rąk. Sam nie wiem, co zrobię i nie chcę nikomu niczego sugerować - po prostu głośno myślę.
Śmierdzi - fakt, jasne, nie tylko tu, nie tylko teraz.
Masz rację.
pzdr. b
Opublikowano

Fajnie, Mirku, że zacytowałeś postulaty. Minęło 25 lat. I co z nich zrealizowano? Co zostało? Wolność słowa? Jasne, mogę teraz poczytać kto z kim sypia i dlaczego. Bardziej mi to przypomina wolność kłamstw. Prasa niestety niewiele różni się od tamtej, jest tylko więcej tytułów, no i każdy kłamie w swoją stronę. Jedna wielka manipulacja. Uczciwy dziennikarz? To mniej więcej tak, jak uczciwy polityk. Zagryzą. Bo pisać trzeba zgodnie z profilem tytułu, do którego się pisze. Pomówienia, tematy zastępcze, steki bzdur, stronniczość. Tyle na temat wolności słowa.
Należałam do bardzo biednej rodziny. Moja matka wychowywała mnie sama, pracowała jako sekretarka w przychodni, zarabiała grosze. Ale nie chodziłam głodna, bo na chleb i ser starczało. Co więcej - zwiedziłyśmy całą Polskę. Serio. Jeździłyśmy za darmo na wycieczki krajoznawcze (nie szkoleniowe czy indoktrynacyjne) za darmo, w ramach socjalu dla samotnej matki. Zawsze jeździłąm na kolonie czy obozy. A teraz?... Wolne raz na 3 lata.
Związki zawodowe?... Piękna fikcja. Biorąc pod uwagę, że większość firm na rynku to firmy małe, które nie podlegają ustawie o związkach zawodowych, pracowników nikt nie broni. Mam zastrajkować? Wziąć transparent i isć pod sejm? Sama? Jestem jedynym pracownikiem na etacie w mojej firmie. Co więcej - związki zawodowe bronią nie pracowników, tylko swoich członków. Czy to nie przypomina przymusu politycznego?
WYobraźcie sobie, że na zjeźdie delegatów w hali Olivii 30. sierpnia tego roku było kilka przedstawicielek związków zawodowych pracowników np. Biedronki. Młode, ładne, nieprzepracowane dziewczątka. Widziałąm na własne oczy. Delegatki, bo działalności związków jakoś nie widać.
Przeczytajcie sobie postulaty. I zastanówcie sie, co z nich zostało. I jeszcze - kto tak naprawdę zyskał na przemianach. Robotnicy?... Zwykli, szarzy ludzie?... Chyba nie.
Pozdrawiam, j.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Poniższe opowiadanie jest wizją przewidywanej przyszłości i tak należy je rozumieć. *************************************************************************************************************************************************************************** Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...