Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Obmyłam się z marzeń
Spłukując je w umywalce trzeźwego umysłu
wraz z rozwodnionym strumieniem pragnień

Stłoczone gdzieś w wirażach wyobraźni
Wpłyną do oczyszczalni świadomości
By bardziej realne i logiczne
mogły powrócić na runo myśli

Jednak nawrócone i przyzwoite
Rozsadzają szwy rozumu
już w pierwszych chwilach angelologii

Opublikowano

nie mogę pozbyć się tej kanciatości w wierszach... Ostatnio krucho z weną... to chyba przez tą nieadekwatną do miesiąca sierpnia pogodę. Nietypowa aura za oknem, więc twory nie mogą być zadowalające...

Opublikowano

a sorry, na czym polega owa kanciastość, bo jakoś nie dostrzegam?
wierszyk zalatuje banałem, już pierwszy wers zniechęca, a dalej...dalej jest dokładnie tak samo.

ps. jak mawia moja siostra: nie trać czasu w oczekiwaniu na natchnienie. zacznij. rusz głową, mózgiem, pupcią, rączkami, a natchnienie samo ciebie znajdzie. chyba żeby było jak ta burza - i przeszło bokiem. wówczas możesz zacząć tracić czas na poszukiwanie usprawiedliwienia. najlepiej: od znajomego lekarza. i najlepiej - na cały rok ;P

Opublikowano

hehe;D No właśnie... banał. Nie mogę myśleć, bo jak myślę, to spłycam każdą myśl... Mi potrzeba istnego napadu, konceptu - tak nagle hop siup do głowy... Ale jak już go mam, to nie potrafie się z nim obejść... ujrzmić zwierza. I chyba rzeczywiście muszę ruszyć kończynami... bo głowa moja ostatnio na wakacjach. Boje sie o nią... ale to juz inna sprawa.

Pozdrówki

Opublikowano

jejku, z każdego wersu bije tyle usiłowań napisania czegoś mniej banalnego...nie staraj się pisać, tylko płyń ze swoimi słowami, bo inaczej to będziesz pisała takie same "kancieste" wiersze jak te...
pozdr.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Maciek.J

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

       
    • Nie ma to jak turkus morza:)
    • @Robert Witold Gorzkowski To będzie dla mnie przyjemność :) Zawsze piszę wiersz na kartce. Pomazana moim myśleniem :) Póżniej czytam z kartki do notesu samsunga. Poprawiam wariactwa i dopiero wklejam. Kartkę z tworzenia mam. Jest Twoja.   Pewno, że z przyjemnością "wezmę" coś Twojego. Tylko daj adres na priv. Dziękuję.  
    • Odeszła, zanim przyszła. Zeszła z mojego istnienia jak światło gasnące za horyzontem, jak oddech, który znika z powietrza. Nie zostawiła blizn - tylko ciszę, której nie można dotknąć. Byliśmy snem, który się nie zaczął, a jednak obudziłem się z jej śladem na policzku. Byliśmy krwią, w której nie zamieszkało żadne serce, a jednak moja nabrała koloru jej subtelności. Całowaliśmy się w języku, którego nikt nie znał. Teraz gryzę litery rozsypane na portalu, kwaśne, jakby alfabet umarł w moich ustach i wziął ze sobą wszystkie możliwe „przepraszam”. Paragon za nadzieję leżał obok - wyglądał jak wspomnienie. Rozstaliśmy się bez słowa. Jakby ktoś przeciął powietrze żyletką i kazał nam iść w przeciwnych kierunkach we wnętrzu tej samej minuty. Milczenie - ostatnie zdanie. Zostały po niej okruchy, z których nie da się złożyć chleba: ciemne pęknięcia w świetle poranka, guziki z koszuli, której nigdy nie miała, zapach, który pachnie jak zbyt późne pytanie - „czy to coś znaczyło?” – wypowiedziane w próżnię. I włos - kasztanowy, zatrzymany w futrynie światła, jakby cień jej nieobecności miał kolor. I niebieski odblask jej oczu w lustrze, który nie był moim spojrzeniem, ale patrzył na mnie z wyrzutem. I cytryna w lodówce - przecięta, sucha, uśmiechnięta krzywo jak stary żart, którego nikt już nie opowiada, ale wszyscy pamiętają śmiech, bo echo bywa głośniejsze niż głos. Kiedyś wydawało mi się, że w jej głosie słyszę „do zobaczenia”, ale echo powtarzało tylko: „nigdy, nigdy, nigdy”. Czuję się jak jezioro, w które wrzucono skałę - a żadna fala nie powstała. Jak skóra, która pamięta dotyk, choć nie było dłoni. Jak Persefona, która nie wróciła na wiosnę - a ziemia zamilkła na zawsze. A ja - z ziarnem granatu rozgniatanym językiem w ustach pełnych żalu. Zegar tyka, ale wskazówki stoją. Czas oddycha – nie rusza się z miejsca. Chwile gonią się nawzajem, a ja - w tym wszystkim – znowu umieram w rozpaczy. Chodzę po pokoju jak niedokończona modlitwa. Moje mysli - jak koty bez właściciela: gryzą, drapią, miauczą w rytmie rozpaczy. Kładę się na podłodze jak porzucona metafora. Ściany są zrobione z jej spojrzenia, a sufity - z tego, czego nie powiedziała. Kochaliśmy się przez skórę duszy, a teraz moja dusza ma wysypkę z małych, czerwonych „gdyby”. I wtedy pękła szklanka. Nie spadła. Po prostu pękła na stole - jakby nie wytrzymała tego wszystkiego za mnie. Zostało mi echo jej oddechu, rozsypane w głowie jak tabletki LSD w kieszeni po końcu świata. A niebo? Cholerne niebo - ciąży nade mną jak zasłona bez gwiazd, zimna, ciężka, nieprzenikniona. Cisza rozdziera czas na strzępy. Migotanie bez światła. I nikt nie odpowiada.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...