Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

“Niecierpliwie przebiegałem ulice miasta nieznanego, dążąc przed katedrę, a drżąc obawą, żeby nie rozczarowała mnie rzeczywistość ani choć trochę ujęła z tego cudu wymarzonego. Chciałem, żeby była tak uroczą jak sny o niej, żeby ją można pokochać jak marzenie o niej, tak uklęknąć przed nią jak przed Bogiem. Doznaje się uczucia podobnego jak w teatrze, kiedy Hamlet ma wejść na scenę ze swoim monologiem: drży się o aktora, żeby nie popsuł ideału, o którym się myśli, czytając dramat. Nie widziałem Hamleta na scenie – nie miałem odwagi go zobaczyć. Jakaś siła przykuwała mnie do miejsca. Stałem już na rogu ulicy, zostawał mi jeden krok...
Słońce kryło się za chmury. Wolałem jej nie widzieć, niż miałaby mi zburzyć i rozwalić w gruzy mój gmach wymarzony, w sercu utkany wyobraźnią. Ja chcę hymnu, nie prostej powieści! Nagle rozjaśnia się: płomieniste i krwawe blaski, ostatnie drżenie zachodu, rozwidniły łuną miasto... Przede mną stała katedra, złota przy zachodzącym słońcu, przyćmiona i omglona starością, młoda pięknem zaklętym, pełna dumy przeszłości – burza wyobraźni, zza której przesłaniał się tęczowy wdzięk arcydzieła... Potężny olbrzym drzemał w purpurze zachodu, oczerniały pożarami. Choć jak Lir wiekami zmęczony, jednak ów Lir z piętnem królewskości w postawie – czuwał, połyskując szybami róży portalu...”*
Książka wyślizgnęła się jej z ręki i upadła na kamienną posadzkę. Dziewczyna wstrzymała oddech, próbując policzyć ilość kolumn, o które głucho odbijały się dźwięki echa. Sześć, siedem, osiem... Odetchnąwszy po raz ostatni tym nieruchomym, zimnym szeptem katedry, wyszła na ulicę. Jasność niemal ją oślepiła, więc musiało minąć kilka sekund, zanim wybrała właściwą drogę. Wciąż się tu jeszcze gubiła. Potrafiła wejść w jakąś uroczą uliczkę i – zafascynowana jej, niemal cynamonowym, klimatem – wyjść na zupełnie nieznane podwórze.
Spojrzała na wyświetlacz komórki i po jej ciele przebiegł nieprzyjemny dreszcz. Miała piętnaście minut do odjazdu pociągu. Zaczęła biec, ciągnąc za sobą granatową walizkę na kółkach, podskakującą wesoło na bruku. W starych kościołach Czas zawsze zatrzymywał się u progu, jakby nie mając odwagi wejść dalej, lecz – gdy przekraczało się tę magiczną granicę i do uszu miękko powracał uliczny gwar – Czas ruszał z kopyta, chcąc nadrobić wszelkie zaległości. Ale kiedy rano przeglądała w bibliotece te listy... po prostu nie mogła odejść bez pożegnania. Nie mogła.

Gdy opadła zdyszana na twarde siedzenie, pociąg, ociągając się, ruszył z peronu. Westchnęła i wyjęła „Upadek Człowieka pod Dworcem Centralnym” Pilcha. W sam raz na siedmiogodzinną podróż.
Święta. Słowo zawibrowało w jej głowie. Jakie to dziwne... Tyle się zdarzyło, a to słowo – wieczne w swym trwaniu – ożywało co roku w ustach milionów ludzi. Wykrzykiwane radośnie przez dzieci, akcentowane z podnieceniem przez ulicznych handlarzy, szeptane przez samotnych. Dziewczyna miała wrażenie, że ucieka z miejsca, gdzie to słowo nabrałoby tradycyjnej urody, a tam... „A tam są wszyscy”, syknął głosik w jej umyśle. Wszyscy... No tak, w końcu to rodzinne święta. Więc wszyscy. Pomyślała o ludziach, którzy stali jej się bliscy przez te kilka miesięcy, o zaśnieżonych szczytach jej marzeń, o powietrzu, które z ulgą wdychała, o zapachu deszczu z piosenki Turnaua...
Drzewa falowały dziko w brudnej tafli pociągowej szyby.

Wszystko było tak, jak sobie wyobrażała. Trzy osoby o podobnych rysach twarzy, wciskające zmarznięte dłonie do kieszeni. Peron. Taki szary, taki obco-znajomy. Już nie jej. Jak to możliwe, że zaledwie kilkadziesiąt dni tak głęboko mogły zmienić kolor świata?
Gdy ucichły rozmowy za ścianą i pojawiła się zapowiedź snu w postaci regularnego oddechu, wtuliła twarz w poduszkę i zamknęła oczy. Wsłuchując się w tę nocną muzykę, nie mogła pozbyć się wrażenia metronomu. A więc i tu Czas ją odnalazł. Teraz już nie puści jej tak łatwo – była tego pewna. Będzie go musiała zabrać ze sobą, w granatowej walizce na kółkach, by później porzucić w którejś z ciasnych uliczek.
Cisza... Ale jakaś taka inna. Nie, nie gorsza, nie bardziej obca. Po prostu inna. Wydawało jej się, że parapet ugina się pod ciężarem białych płatków, symetrycznie skapujących z czarnej nocy. „Śnieg wciąż zjeżdża z dachu, leżę i myślę, że jakbym był śniegiem, też bym z łoskotem leciał na ziemię, bo przecież jako śnieg bym myślał, że spadaniem swoim wiecznym pomagam temu, co pod dachem leży, na równe nogi wstać...”**

Morze też pachniało śniegiem. I wodorostami. Gdy przesypywała zimny piasek w dłoniach, zdawało jej się, że tylko tu potrafi odnaleźć tę brakującą cząstkę siebie. W nadmorskim wietrze była ona bezpieczna i nieosiągalna dla innych. Zaciągnęła się zielono-brudnym zapachem tak zachłannie, że aż zakręciło się jej w głowie. Lodowaty powiew podrażnił nozdrza i wdarł się do umysłu. Miało przynieść ulgę, ale nie przyniosło. „Uśpij mnie, uśpij...”, szeptała w przestrzeń rozdzierającą się przed nią. Hipnotyczną przestrzeń nieograniczonej wolności...

"przypływ, odpływ, fala za falą
wieczną mantrę morze nuci
przypływ, odpływ, oddech czasu
co odeszło, kiedyś wróci
jesteś, jestem, ślady na piasku
trwają po nas tylko chwilę
mijasz, mijam, przypływ, odpływ
tylko tyle i aż tyle..."***

Woda szeptała – coraz głośniej, coraz namiętniej – przywołując kolejne fotografie sprzed lat. Lecz między znajomymi obrazami zaczęły pojawiać się nowe, intensywniejsze.
Nagle w żółty, sklejony gdzieniegdzie mokrą bielą piasek wbiły się drzwi. Dziewczyna zawahała się, rejestrując podświadomie strach, który osiadł na dnie jej żołądka, lecz ciekawość tej niecodziennej sytuacji zwyciężyła. Podszedłszy bliżej, dotknęła czubkiem palca stare drewno, jakby chciała zapytać, skąd się tutaj wzięło. Drzwi zaskrzypiały łagodnie, zachęcająco wyciągając klamkę. Jej ornamentalne, dziwnie ciepłe żłobienia przyciągnęły dłoń dziewczyny. Ostrożnie przeszła przez bramę framug.
Po drugiej stronie woda z rytmicznym szumem odprowadzała białą pianę do brzegu, tworząc monotonny akompaniament dla śmiechu dzieci, karmiących łabędzie. Duże ptaki podbiegały, niezgrabnie połykając kawałki chleba. Dwoje maluchów w identycznych fioletowych czapeczkach próbowało podejść jak najbliżej, lecz za bardzo się bało gwałtownych ruchów ptaków. Młodsze dziecko biegało wesoło, próbując robić zdjęcia i co rusz zasłaniając pulchnymi paluszkami obiektyw.
Dziewczyna zachłysnęła się powietrzem, z przerażeniem patrząc na dzieci. Czy to możliwe? Oczywiście, że nie. Przecież tyle razy pragnęła wejść w tamten świat, świat swojego dzieciństwa, tyle nocy myślała o różnych wariantach tego samego scenariusza... Zimny wiatr chłosnął ją po rozpalonej twarzy. Spojrzała na kobietę, nie spuszczającą oczu ze swoich dzieci, spojrzała na swoją mamę młodszą o osiem lat. Podeszła bliżej i dotknęła jej policzka. Pod palcem wykwitła pojedyncza zmarszczka. Dziewczyna przestraszyła się i gwałtownie cofnęła rękę. Zrozumiała, że to już nie jest jej teraźniejszość, że nie należy do tego świata.
„Gdybym miała cofnąć czas, niczego bym nie zmieniła”, głos w jej głowie zabrzmiał bardzo stanowczo. Jej życie było jak reakcja łańcuchowa – ciąg zależnych od siebie godzin. Teraz już wiedziała, że na pojedyncze życie składa się tysiące istnień. I wiedziała, że trzeba je schować w najintymniejszym miejscu duszy, aby być świadomym siebie. By być naprawdę szczęśliwym.
Drzwi zamknęły się za nią bezgłośnie. Powietrze zaskrzypiało.

_________
* Listy S. Wyspiańskiego do L. Rydla, Bibl. Jagiell., rkps sygn. 9929/III.
** J. Pilch, Historia węża w butelce, [w:] Upadek człowieka pod Dworcem Centralnym, Kraków 2002.
*** A. M. Jopek, Przypływ, odpływ, oddech i czas, z płyty: Upojenie (z P. Methenym), 2002.

Opublikowano

Plastyczne, czułe - genialnie zwięzłe.
Końcowa intryga - stwarza niedosyt. Musiałam przeczytać drugi raz, bo "... nie z tego świata..." powiodło mnie na manowce myślowe.
Bardzo dobre. Podoba mi się

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Sobota; zaczynam odliczać dni bez Ciebie Bo ja kolejny raz nie mogę odnaleźć siebie. Coś we mnie siedzi, zaczyna mnie dręczyć Poczytam Twoje listy, żeby się nie męczyć. Tak wiele w nich ciepła, bo piszesz o miłości Pod Twoją nieobecność one są źródłem radości Sprawiają mi cudowną ulgę, kojąc moją duszę Więcej już nie napiszę, bo je czytać iść muszę.   Przy Tobie spędziłem najcudowniejsze życia chwile Było ich wprawdzie niewiele, ale aż tyle.... Dla mnie będzie najpiękniejszym snem Kiedy znów będziemy mogli spotkać się.
    • @Berenika97  Rozumiem. A moje osobiste doświadczenie jest takie- kiedyś puścił plotkę- ohydną nieprawdziwą i co? Jak udowodnić- hej nie jestem wielbłądem. Każda plotka ma to do siebie- że coś się przylepi. I jak z tym żyć? Wiem, sędzia dał sobie radę- wygrał nawet w Trybunale Praw Człowieka. Jest osobą publiczną więc musi  być z definicji gruboskórny, i zna prawo bardziej niż kto inny- (przepraszam za kolokwializm)- zwykły.   Jesteś zła albo coś- i co jak dalej się bronić? Bo ktoś nie mając nic- dowodów ot tak-  bo kogoś się może nie lubi. I co dalej?  A to się ciągnie- plotki i pomówienia uderzają i są. Przepraszam za osobiste wywody. A to co napisałam w odpowiedzi dla @Migrena nie jest doniesieniem medialnym- jest faktem. Aby nie być gołosłowną przytoczyłam linki- jak inaczej uczynić
    • Kto chce kochać poczeka  Z uniesionymi rękami    Śpiewając te kilka słów:   "Boże daj mi jeszcze dzisiaj  Trochę pięknej miłości"   Niech zapuka do moich drzwi  Przywitam ją z otwartymi ramionami    Jeszcze tego wieczoru...
    • @Berenika97 Bo musi się słuchać, oglądać i klikać - z tego leci kasa, Bo to co nas podnieca, to się nazywa kasa, a kiedy w kasie forsa, to sukces pierwsza klasa. Super solo na gitarze i saksofonie    
    • 1. Czy rzeka naszych dziejów gdziekolwiek zmierza? Nie kieruję nią, więc wieszczyć nie zamierzam. Ale patrzę za siebie w tył podręczników, Gdzie spisany bieg coraz wbrew do wyników: 2, Piszą tam wszędy, że Polski wewnętrzny stan Za powód jej zwycięstw i klęsk winien być bran; I z kim na geo-ringu przeciwnikiem To bez znaczenia i nic tego wynikiem. – Lecz wbrew: Na mapie Polska za Batorego, Za Władysława, za Zygmunta Trzeciego W innej proporcji jest do Rosji jak widać Niż za Króla Stasia,  – to się może przydać. – Może, bo „Historia magistra vitae est” [1] Kiedy pisze: co było i co przez to jest. Gdy odwraca uwagę od spraw istotnych Nie jest belferką dla państw spraw prozdrowotnych.   A trzeba by pilnie wyciągnąć wniosek „bokserski”, że po to ważą tych panów w rękawicach, żeby 1 zawodnik o wadze piórkowej nie walczył z 1 zawodnikiem o wadze superciężkiej, gdyż jak pouczał Izaak Newton „Siła równa się masa razy przyśpieszenie.” Więc dalej, że kiedy Rzeczypospolita mniej więcej utrzymywała swoją wielkość do r. 1772, to Rosja bardzo powiększała swoje terytorium wcale nie kosztem Rzeczypospolitej, ale tym samym zwiększając swoje możliwości i tzw. głębię strategiczną. Co by jeszcze dalej kazało wyciągnąć negatywny wniosek co do braku sojuszu Polski z sąsiadami Rosji na znanej w geopolityce zasadzie „Sąsiad mojego sąsiada jest moim przyjacielem.”, więc np. Chanatem Kazachskim (قازاق حاندىعى, istniał w latach 1465-1847 i podzielił los Rzeczypospolitej), Chanatem Dżungarskim (istniał w latach 1634-1758, który toczył wojny z Rosją w XVII i XVIII wieku), Chanatem Jarkenckim vel Kaszgarskim (istniał w latach 1514-1705.), Chanatem vel Emiratem Bucharskim (istniał w latach 1500-1920, i w końcu podzielił los Polski w starciu z ZSRR), Chanatem Chiwskim (Xiva Xonligi , istniejącym w latach 1511-1920, i w końcu podzielił los Polski w starciu z ZSRR), Chinami (których stosunki układały się dosyć pokojowo z wyjątkami, np. próbą powstrzymania ekspansji Rosji przez armię chińską w r. 1652 przy nieudanym oblężeniu gródka Arczeńskiego bronionego przez Jerofieja Chabarowa, który jednak po stopnieniu lodów wycofał się w górę Amuru oraz odstraszające kroki militarne w tym samym celu w latach 80-tych XVII w. cesarza Kangxi (panującego w latach panujący w latach 1661-1722.))  i Mongolią (która akurat wystrzegała się większych konfliktów z Rosją od XVI do XVIII w.). Nie wspominając o Chanacie Krymskim i Persji, z którymi Rzeczypospolita jakieś stosunki utrzymywała. Wniosku tego jednak lepiej nie wyciągać, bo takie wyciąganie prowadzi wprost do pytania o ewentualny sojusz azjatycki blokujący ewentualne agresywne poczynania Rosji, bo takiego ani nie ma, ani nawet prac koncepcyjnych.   3. Albo fraza „królewiątka ukrainne” Z sugestią: one Polski kłopotów winne, Latyfundiów oligarchów dojrzeć nie raczy, Konieczne, – tuż czyha wniosek, co wbrew znaczy!   A trzeba by pilnie wyciągnąć któryś z przeciwstawnych wniosków, że: a) Albo te latyfundia magnatów w I RP nie były takie złe, skoro i dzisiaj są latyfundia. Bo? – Np. taka jest właściwość miejsca, że sprzyja ono wielkim majątkom ziemskim. b) Albo, że dzisiaj na Ukrainie biegiem trzeba by przeprowadzić parcelację latyfundiów oligarchów.   Nasi lewicowi histerycy-historycy wniosku a) nie chcą przyjąć, bo przeszkadzałby im w lewicowaniu, (albowiem przecież nie w badaniu czy wykładaniu historii!). Wniosku b) zaś przyjąć nie chcą, bo zarówno by im utrudniał propagandę, jak i nie wydaje im się specjalnie bezpieczny (ci wszyscy pazerni a krewcy współcześni oligarchowie jeszcze by postanowili rozwiązać problem lewicowego histeryka), co zresztą może i słusznie, tyle, że wyjątkowo tchórzliwie.   PRZYPISY [1] Jest to cytat z „De Oratore” Cycerona.   Ilustracja: W żadnej książce opisującej historię wojen Rosji z Polską ani razu nie udało mi się zobaczyć porównania ich wielkości, tedy je sobie sam zrobiłem w Excelu.

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...