Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

pięść wrzask płacz
taki budzik zamiast koguta
sąsiedzi fundują rano

nie podziwiam pawia
przeskakuję narkomana
z pokorą znoszę obojętność
autobusu

wino świece kadzidełko
magiczny powiew jej rzęs
okno zabijam deskami
chcę odpocząć chociaż wieczorem

Opublikowano

dziwi mnie trochę ignorancja autobusu - ignorancja to, za słownikiem Onetu, ‘brak podstawowych wiadomości o jakiejś dziedzinie, nieuctwo; niewiedza, nieznajomość czegoś’; nie wiem, czy o to chodziło, ja bym to raczej zmienił na 'obojetność' lub coś w tym stylu [i zarazem zepchnął autobus do następnego wersu - może być ciekawy efekt]; jeśli ta ignorancja jednak jest na swoim miejscu, prosze o wytłumaczenie znaczenia;)

nie podziwiam pawia
przeskakuję narkomana
z pokorą znoszę obojętność
autobusu

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ładnie,
onetowy słowniczek zwierz mądry zapewne,
ale nigdy nie spotkał sie pan z " ingnorować kogoś " ?
przekomarzam się jednak li tylko dla zasady,
uwaga słuszna ...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



hip-hop wielkie biedaczysko kona w płapce komercji,
jednak chłopaki muszą trzy minuty słowa wypluwać ze swych gardzieli
temu 87 % tekstów przegadane i ułożone w jeden wielki bełkot

dziękuję
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



oczywiście, że się spotkałem, ale "ignorancja" a "ignorowanie" to coś innego - zwróciło to moją uwagę, więc postanowiłem zwrócić Twoją uwagę;) żeby już nie zwracało niczyjej uwagi [w sensie negatywnym naturlanie];))

z pokorą znoszę obojętność
[u]szarości[/u] autobusu


tu, moim zdaniem, występuje zjawisko dwóch grzybów w barszczu - doradzam usunięcie "szarości", wtedy uzyskamy delikatną personifikację, co ubarwi wiersz i "odbanalni" ten fragment;)

wiersz podoba się, duży plus, nie rozumiem tylko tego pawia - w kontekście narkomana interpretuję to na jeden sposób;)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KOBIETA Wiersz balansuje na granicy erotyzmu i przemocy, gdzie pożądanie miesza się z lękiem. Relacja między "ja" a "ty" jest toksyczna, pełna sprzeczności – jednocześnie przyciąga i odpycha. Ale mimo całej destrukcji, gdy "oczy błękitnieją", następuje moment czułości i kapitulacji. To "światło" brzmi jak uzależnienie.  
    • @Simon TracyNawet bardzo dobry utwór! 
    • @Berenika97 Napisałem ten wiersz gdy miałem 17 lat i byłem absolutnie zafascynowany Goethem i Werterem. Przez wiele lat to była moja ukochana książka. Dziś jestem po drugiej stronie barykady poetyckiej i życiowej, ale to był całkiem dobry utwór w moim dorobku
    • @Simon Tracy Kontynuacja równie mocna. Loch Neufchatel oddany z całą jego grozą - szczury, słoma sklejona odchodami, a w tym wszystkim pojawia się zakonnik-kastrаt z falsetem. Ten kontrast między brudem a "pogodą ducha" - znakomity. Narrator wciąż gra "marny teatrzyk", zakonnik dziwnie spokojny... Czuć, że to dopiero początek czegoś większego. Klimat gęsty jak zawsze. Czekam, co narrator powie na spowiedzi.
    • Tę niesamowitą pieśń Cohena odkryłam niedawno i zainspirowała mnie do napisania wiersza.   The crumbs of love that you offer me They're the crumbs I've left behind L. Cohen.   Krokiem nieśpiesznym i spokojnym - szedłem. Po prostu. Nie wiem dokąd, aż mnie zaczepił niespodzianie przymilny głos zalotną nocą.   Na oknie - uśmiech drżał w latarni. Mówiłaś - niech rozgrzewa słowa. Mój cień był blisko, coraz bliżej. Wabiła go łagodność złota.   Ciepło się przędło przez północe. Myślałem - może po raz pierwszy ktoś mnie zatrzyma w ciemnej drodze przez bezlitosną kolej rzeczy.   I choć bezradny język trzeszczał, jak lód stwardniały pod butami, szukałem w nim właściwych pojęć - by wszystko mogło się wydarzyć.   Znosiłem z włóczęg - niczym kocur - ryby baśniowe, świetlne ptaki, od nowa ucząc się beztroski, wpatrzony w twój nimb delikatny.   Lecz nieostrożnie wyszła na jaw dotkliwa prawda tego okna, że to nie dla mnie skrzy się lampka feerią szeptów i migotań.   Byłem iluzją od początku, garsteczką imion niewybranych, jak zwykle - nikim. Wagabundą, wśród obcych złudzeń niewidzialnym.   Zbiegły się myśli w rojowisko. Złowrogo skotłowane niebo świat na kolanach przeżegnało szaleńczą, zimną kantyleną.   Czekałem chwilę przy granicy blasku i śniegu. Po co? Nie wiem. Liczyłem, że ułomna czułość wciąż ma swój ciężar i znaczenie,   bo mimo błędów... Nic z tych rzeczy. Okno poświatę z siebie zdziera, jakby paliła coraz mocniej, wstydem się jątrząc przez wspomnienia.   Wierzysz, że jeśli teraz sypniesz okruchy łaski w moje rany, będzie nam łatwiej w dwie odnogi rozdzielić jeden nurt zdziczały.   A ja po śladach jasnych ścieżek przeciskam się, pędziwiatr błędny, czasoprzestrzenią, gdzie obrazy drzemią w domostwach zamarzniętych.   Z tobą na zawsze zaś zostanie - nieprzemakalna, słodka cisza. Wszak ból to także pewien komfort. Tak pięknie można o nim pisać.      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...