Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Kłębuszek kurzu poderwał się w górę, aby za chwile, kręcąc się dookoła własnej osi, opaść na swoje stałe miejsce pod stołem.
- Gdybyś nie spał jak zwykle pewnie siedziałbyś tu teraz ze mną... Wiesz, świeżo skoszona trawa ma taki piękny odcień zieleni! I ten niesamowity zapach, czujesz?
Otworzyła okno wpuszczając do pomieszczenia wiatr. Zamknęła na chwile oczy i odetchnęła głęboko. Stała tak dłuższą chwile, patrząc jak wiatr porywa w górę pojedyncze źdźbła trawy.
- Kiedyś uwielbiałam wyrwać się z ....domu- zamyśliła się. Słowo dom brzmiało dziwnie obco. - i wybiec boso na łąkę.
Odeszła od okna i spojrzała na swojego przyjaciela. Jak zwykle leżał w fotelu. Spał.
- To co że śpisz. I tak lubię z tobą rozmawiać- odeszła od okna i powędrowała do lodówki- -Jak myślisz? Kurczak czy schabowy?- Wyjęła z lodówki zapakowane w foliowe opakowania mrożone mięso. Wymachiwała rękoma kontynuując swoje rozważania o obiedzie.
- Czy ty też uważasz, że kurczaka powinno się podawać na szczególne okazje? Nasza kucharka zawsze mi tak wmawiała... Jak myślisz? Miała racje?- Założyła czerwony fartuch i zajęła się obieraniem ziemniaków. Usiadła na drewnianym taborecie i oparła się plecami o ścianę - Gdyby miała racje, nie powinniśmy dziś jeść kurczaka. Jednak i ty i ja mamy na niego ochotę. W takim razie możemy sobie ustalić, że dziś jest właśnie "specjalna okazja". Tak... To dobry pomysł. Rusz tyłek! Chociaż raz pomógłbyś mi przy obiedzie. -Powiedziała trochę głośniejszym tonem, chociaż i tak była pewna, że go nie obudzi. Wciąż spał.
Firanka całą swoją siłą usiłowała wydostać się ze szponów karnisza. Okiennice obijały się o siebie, jakby toczyły ze sobą okrutną walkę.
- O cholera! Moja pelargonia!- zerwała się z miejsca i podbiegła do okna.- Musiałeś tak wiać pieprzony psychopato?! Całkowicie ją połamałeś! Czasem na prawdę cię nie lubię! - Uśmiechnęła się do własnych słów. Doprowadziła do porządku połamaną pelargonię i wróciła do swojego zajęcia.
- Ja ciebie tutaj tak obieram a ty co? Tak po prostu się temu poddajesz? Bez żadnych próśb i błagań? Chyba nie jest przyjemnie kończyć w ten sposób. Zdejmuje z ciebie kieckę, dotykam, a potem bezdusznie kroje na kawałki. Mógłbyś osądzić mnie o gwałt, a ty potulnie mi się poddajesz. Doceniam poświęcenie. -Wrzuciła obranego ziemniaka do garnka i wzięła kolejnego. Usiłowała skupić myśli.
- Mógłbyś chociaż nie chrapać, co? Nie teraz! Błagam! -Lubiła przy nim wrzeszczeć. Wiedziała, że może. - Mruczeć to ty mi możesz w nocy, do ucha, a nie teraz kiedy zagłuszasz naszą domową muzykę! Nigdy nie myślałeś o tym, że każdy dom ma swoją muzykę? Wsłuchaj się.... Ciii... Woda w garnku, słyszysz? Syczy cichutko. Zaczyna się gotować. Lodówka mruczy. Nadaje jednostajny dźwięk. Okiennice uderzajš o siebie. Stuk, stuk, stuk. Ciii...bądź jeszcze ciszej... Korniki. Słychać drapanie. Wyjadają nasz piękny, drewniany sufit. Słyszysz? To kwiaty na parapecie. Rozwijają swoje pąki. Rozdzierajš cichutko swoją delikatną, zieloną skórkę, aby jutro stać się pięknym dorodnym kwiatem. Ciii.... to wszystko co cię otacza jest muzyką.- Z obranym do połowy ziemniakiem w ręku, zamkniętymi oczami spędziła spory kawałek dnia siedzšc, oparta o ścianę, na niewygodnym, drewnianym taborecie.
- No mój drogi, sobota nam mija a ja nawet obiadu nie skończyłam robić. Trzeba wracać do pracy. - Powiedziała do swojego towarzysza po czym ostatecznie zamordowała ziemniaki topiąc je we wrzącym wywarze. Gorąca para uniemożliwiała oddychanie, postanowiła więc jeszcze szerzej otworzyć okno.
- Najwyżej- rzuciła podchodząc do okna- Dziś, nic mnie już bardziej nie przytłoczy. Nawet kolejna połamana pelargonia.
Pajęczyna w rogu kuchni wygięła się przeraźliwie. Jej mieszkaniec zaczšł dorabiać dodatkowe nitki. Obawiał się pewnie przerwania precyzyjnie utkanej sieci. Wiatr zgasił zapalone na stole świece. Wywrócił wazon z kwiatami rozlewając wodę po całym obrusie.
Rozpłakała się. Usiadła na parapecie. Podkurczyła nogi i objęła mocno swoje kolana. Zaczęła się delikatnie kiwać.
- Byłam dzieckiem, więc to był mój dom. Kiedy tam przyjechałam też było wietrznie....

Kot zszedł z fotela. Wskoczył na parapet i otarł się prosząco o jej stopy.
- Tak, wiem. Ja też jestem głodna. Zjedzmy ten sobotni obiad w miłej, rodzinnej atmosferze.- Otarła łzy i zamknęła okno.

Opublikowano

chwile......chwile......chwile -jednak chwilę.... i czemu tak wiele na początku?

Słowo dom brzmiało dziwnie obco = a może lepiej coś wybrać, np dziwnie, lub obco

zapakowane w foliowe opakowania =? albo zapakowane w folię albo owinięte w foliowe opakowania, no bez takich powtórzeń...

racje = rację

głośniejszym tonem = ton może być wyższy np, ale głośniejszy się gryzie w moim odczuciu

na prawdę = naprawdę

uderzajš =ą, parę razy masz takie znaczki

niewygodnym, drewnianym taborecie = wcześniej wspominałaś, że jest on drewniany, po co to powtarzasz? w tak krótkim tekście powinno się unikać powtórzeń, chyba że to istotne

topiąc je we wrzącym wywarze = a tak z ciekawości, jaki to wywar? tzn z czego?
.........

tyle uwag technicznych, a tekst? trochę niedbale i narzucająco prowadzony, sama fabuła poprawna, choć, jak poprzednicy stwierdzili odczuwalny jest brak punktu zaczepienia.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @infelia niestety nie, za takie coś, czekają mnie lata zsyłki na syberię, wieczne zmarzliny i chuchanie na zimne, chyba, że to jest bardzo wyrafinowane, tupnięcie nóżką, które zarazem, głaszcze go  pod włos;)    skomplikowany typ mi się trafił:P  
    • @hania kluseczka A na tupnięcie nogą też nie reaguje? 
    • @KOBIETA Nic tylko zamknąć oczy i sobie dopowiedzieć, co po języku jeszcze…;)
    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem... Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie. Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.   Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.   – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.   Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.   Wtedy to się stało.   Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki. Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą. Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.   Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny. Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.   – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!   – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.   – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.   – Chłopie, ale o co ci chodzi? – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.   – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję! Nienawidzę was wszystkich!   Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:   – Co tu się odbrokatawia!   – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.   Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem. – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.   Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.   Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.   Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.   Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.   Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.   Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.   To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...   Wesołych Świąt!    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...