Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

"a bunt będzie — jeśli tylko pojawi się człowiek, który zdobędzie autorytet — pytanie o oblicze tego buntu"
- to mnie własnie zastanawia - czy bunt jest możliwy, (nie chodzi mi nawet o jakieś rewolucje, tym bardziej zbrojne i tym podobne) ale o samą mentalność "wyborców" bo mam wrażenie że teraz jest taki podział, że niemożliwe jest nawet wyobrażenie sobie człwoieka, który byłby w stanie zdobyć większościowe poparcie...

i w sumie nie tak bardzo offtopicuje, bo przecież wątek typowo humanistyczny o kopaniu, wykorzystywaniu i niezgodzie na to... a więc można unacjonalistycznić pytanie, i zapytać czy polacy powinni kochać swoich polityków, za to ze ich okradają i wykorzystują...

  • Odpowiedzi 42
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

widziałem spore fragmenty... tyle tylko że jaką masz pewność, że on nie pisał tego co ludzie chcieli usłyszeć? to była książka wyborcza/propagandowa... więcej: pogląd ze tego wszystkiego dokonał biedny obłakany frustrat, jest dość naiwny...
ale oczywiście to bardzo wygodnie uznać hitlera i tylko jego za wcielenie zła, i tylko na niego zwalić odpowiedizalność (żeby nie powoływać się na tak trywialne (a jednak najlepsze) przykłady jak instytucja kapo, powiem że niedawno słyszałem że część sądzanych(i skazanych w norymberdze już po 30 latach wychodziła na wolność) o tym że gdyby wlk. brytania i francja juz na poczatku mu na to nie pozwoliły, nic by z tego nie wyszło nawet nie bede wspominał, bo to przecież szatan ich powstrzymał, a to tacy dobrzy ludzie byli...

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



kolego
nikt tu nie mówił o nienawiści — to jest rzecz historycznie nieweryfikowalna
nie podejrzewam dra Habielskiego z UW o demitologizowanie postaci Hitlera, informację o odsetku ludności żydowskiej posiadłem od niego
wyczuwam podejście, które sugeruje, że Polacy byli narodem pokrzywdzonym — z pewnością tak, ale nie to jest tematem dyskusji, czyją krzywdę się podnosi; widać swoją drogą, co kogo boli, różne kompleksy narodowe w takim podejściu się objawiają; mam nadzieję, że rychło takie myślenie się skończy
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



czytanie ze zrozumieniem to nadal wielki problem w naszym kraju, nawet na portalach poetyckich i wśród sędziów piłkarskich:D
przeczytaj jeszcze raz to, co napisałem
dla pewnych grup autorytetem jest Giertych, który kieruje bojówki na parady
inna kwestia, to działania stowarzyszeń gejowskich itp, które moim zdaniem działają z inspiracji tzw „lewicy”, właśnie aby wytworzyć temat zastępczy
i jedni i drudzy wykorzystują dokładnie ten sam chwyt — odwołują się tylko do różnych grup
szczerze wątpię, czy ludzie na forach są w stanie dojść do konstruktywnych wniosków na temat naprawy stanu rzeczy — problem w naszym kraju jest taki, że wszyscy się wypowiadają, tyle że nie każdy ma kwalifikacje, w Polsce każdy jest mądry i każdy ma receptę — oczywiście w zarysie ogólnym, najczęściej sprowadza się to do ważkiego stwierdzenia: „trzeba coś zrobić” i na tym się kończy
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



bunt w socjologii to zjawisko anomiczne i jeśli pojawia się w wymiarze masowym, to jest to katastrofa społeczna
cieszyłbym się, gdybym mógł mieć pewność, że jest to w Polsce niemożliwe
niestety tej pewności nie mam
to jest źle postawione pytanie, powinno brzmieć: czy Polacy mają prawo nienawidzić polityków za to, że ich wybierają?
Opublikowano

to nie kompleksy, a oburzenie na zakłamywanie historii... jeśli ten twój dr taki mądry, to niech mi jeszcze powie skąd się wzięło te miliony żydów zaagazowanych w obozach skoro w niemczech ich pół % było, to w polsce pewnie nie dużo więcej...
ale to takie bezsensowne dywagacje... nie trzeba być bardzo spostrzegawczym żeby zauwazyć pewne tendencje w pokazywaniu tamtych faktów, więc o co ta dyskusja...

Opublikowano

"dla pewnych grup autorytetem jest Giertych, który kieruje bojówki na parady"
a ja to zawsze myślałem że tego typu partie dostosowuja siędo gustu wyborców, a nie na odwrót (czyt: i bez autorytetu giertycha rzucaliby tymi kamieniami, tyle że mniej zorganizowani) co do reszty, przyznaje się do winy, tyle że do innej - słowa "a nie wpadłeś na pomysł" powinny być zamienione na "moim zdaniem" - tyle że gdzieć mi przy kopiowaniu uciekło (net mi się psuje i wszystko w notatniku robie) - mea culpa...

Opublikowano

"cieszyłbym się, gdybym mógł mieć pewność, że jest to w Polsce niemożliwe" - 30% dzieci w polsce jest niedożywionych, mnie taki stan rzeczy pasuje, ale nie wiem jak im, w końcu nie wiem czy przypadkiem teżnie ponoszę za to odpowiedzialności (jako bądź co bądź obywatel tego chorego kraju)... ale nie bój się - większe szanse są że zapragniesz buntu, niż że on się spełni...

"to jest źle postawione pytanie, powinno brzmieć: czy Polacy mają prawo nienawidzić polityków za to, że ich wybierają?"
dobry tor - pytanie o odpowiedzialnośc wyborców za "wyczyny" polityków

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



kolega nie uważał na lekcjach historii — tyle wynika z tej wypowiedzi, więc mówienie o przekłamaniach jest nadużyciem chyba
w Polsce mieszkało ok. 3mln Żydów, sama nazwa „obóz koncentracyjny” coś sugeruje, mianowicie to, że więźniowie byli tam zwożeni ze wszystkich terenów okupowanych przez Niemcy. Dane podawane przeze mnie odnosiły się do Niemiec sprzed Anschlussu i Monachium. Po tych wydarzeniach odsetek być może wzrósł, ale z pewnością nieznacznie. Takie informacje można znaleźć w podręczniku do historii. Chyba że kolega uważa, że istnieje w Polsce spisek, który ma na celu stworzenie fałszywego obrazu przeszłości. Jeśli tak, to gorąco proszę o wskazanie, na czym ten spisek polega i, przede wszystkim, kto w nim uczestniczy.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Giertych mógł dostosować się do wyborców o różnych „gustach”. Wybrał ludzi o poglądach faszystowskich. Choć bardziej bym się skłaniał ku opinii, że ludzie, których wybrał Giertych jako swój „target”, nie posiadają poglądów w dużej części. Posiadają jedynie frustrację. Frustracja ma to do siebie, że potrzebuje ujścia, które objawia się w agresji. Pytanie, czy pojawi się jakiś pan na trybunie, który wskaże tym ludziom wroga.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie wiem, na jakich przesłankach opierasz wniosek, że zapragnę buntu
buntowałem się jako nastolatek, potem szybko zacząłem wrastać w system, potem przyszedł tzw „kryzys” i dziura Bauca i znowu się buntowałem
teraz jest mi wszystko jedno
jeśli chodzi o bunt ogólnokrajowy — to on już się objawia, aczkolwiek osobliwie
dziesiątki tysięcy młodych ludzi wyjeżdżających z kraju i deklarujących niechęć do powrotu to niby wyraz czego?
ja boję się buntu, który może spowodować rozlew krwi
rewolucja, która doprowadziłaby do odnowy, powstania czegoś w rodzaju IV RP (nie chodzi slogan Kaczyńskich, ale o symbol), moim zdaniem w najbliższym czasie nie jest możliwa
mogliby ją przeprowadzić jedynie ludzie młodzi, np z naszego (mojego i twojego) pokolenia, lecz nie zrobią tego, bo są wkurwieni nieziemsko na swoich rodziców, którzy doprowadzili do stanu jaki mamy, nie czują odpowiedzialności za to, ani łączności pokoleniowej, a co gorsza pokolenia starsze w ogóle tego nie zauważają i nie próbują rozmawiać
nie ma dialogu
jakieś 4 lata temu na łamach „Gazety Wyborczej” odbyła się „debata” na temat tzw „pokolenia X”, która polegała na tym, że ludzie urodzeni przed 1980 mieszali z błotem tych urodzonych po i wzajemnie
wg redakcji to była debata pokoleniowa
nasi rówieśnicy są również wkurwieni na tych starszych, którzy się zdążyli załapać — wiem, bo sam byłem wkurwiony
i tak są wkurwieni, że nie kiwną palcem, dopóki „elity” same nie powiedzą: odchodzimy
„elity” tego nie zrobią, bo nie widzą tego, że są sowietikusami, bo mają głęboko zaszczepioną walkę klas w świadomości zbiorowej
i Być Może Istniejący Stwórca jeden wie, jak bardzo my mamy zaszczepione to samo
może nasze dzieci nam powiedzą, o ile będziemy z nimi rozmawiać
o ile będziemy mieli dzieci
Opublikowano

"nie wiem, na jakich przesłankach opierasz wniosek, że zapragnę buntu... (i cała reszta)"
aż miło usłyszyć własne poglądy z cudzych ust - dokładnie tak samo miałem na myśli mówiąc ze buntu nie będzie, tyle że jeszcze dodałbym tu odpowiedni podział spoleczeństwa (pomysł rzymian - nie zbuntuje się ten kto ma perspektywy na poprawę sytuacji, a w polsce w takiej sytuacji beznadziejnej znajduje sie może 20-30% a to za mało na bunt (do tego jeszcze dochodzi religia stworzona dla niewolników, a tak idealnie pasująca) - o tym właśnie mówiłem - że większe szanse że Ciebie (i statystycznie każdego) dosięgnie, niż że uda się to zmienić...

Opublikowano

"kolega nie uważał na lekcjach historii — tyle wynika z tej wypowiedzi, więc mówienie o przekłamaniach jest nadużyciem chyba"
nie było tu mowy o moich lekcjach historii, mówię tylko co czytałem - amerykanie sami się przyzanali że wynajęto psychologów żeby przedstawili historii hitlera w jak najgorszym świetle (http://serwisy.gazeta.pl/nauka/1,34148,2702195.html?nltxx=1000621&nltdt=2005-05-12-02-05 ) co rzuca dość duży cień na wszelkie informacje które można przeczytać na ten temat (przypominam że oficjalną przyczyną ataku na afganistan do teraz jest odnalezienie w samolocie arabksojęzycznych instrukcji obsługi samolotu - jeśli teraz taki kit ludziom wciskają, to dlaczegoby nie zmienić parę cyferek sprzed 60 laty?)

Opublikowano

zresztą obejrzyj sobie produkcję pt. "hitler - narodziny zła" - zrozumiesz o czym mówie (i może też cię zaciekawi jakie są przyczyny przekłamywania faktów na jego temat, skoro wydawać by się mogło, że już bardziej niż on sam to zrobił oczernić się go nie da... a po zakończeniu dowiadujemy się ilu żydów zamordował, nie "ludzi", nie żydów, cyganów, księzy, polaków... ale to pewnie przypadek...

Opublikowano

nie wiem Klaudiuszu, co kwestia propagandy ma do tematu dyskusji
każda władza realizuje propagandę — nieważne, czy to Hitler, czy Bush, czy Hu Jintao
demonizowanie Hitlera nie jest konieczne — fakty mówią same za siebie, a jeśli ktoś chce nim straszyć małe dzieci, to też czemu nie
co do amerykańskich psychologów — pokaż mi przejawy ich działalności, które się odbijają na fałszywym obrazie historii prezentowanym w naszym kraju
to jest pieprzenie w bambus — ilu ludzi wynajmuje kandydat na prezydenta, żeby przedstawić swoją osobę w jak najlepszym świetle?
wypadałoby abyś zakrzyknął: Eureka! odkryłem, że ludzie manipulują!!
pytanie powstaje jaki jest zasięg manipulacji i jej potencjalna szkodliwość, dla konkretnych grup (wiadomo, że manipulacja jednym robi dobrze innym niezbyt dobrze)
natomiast istotne jest to dla tematu, od czego powoli dyskusja się oddala, że groźne jest budowanie relacji w społeczeństwie w rodzaju my—oni, prowadzi to zawsze do ludzkich tragedii, a potem wszyscy biją się w piersi
człowiek lubi mieć wroga, lubi nienawiść — wystarczy tylko jeden charyzmatyczny szaleniec, by w ludziach to wyzwolić
i wtedy krew i flaki

Opublikowano

"nie wiem Klaudiuszu, co kwestia propagandy ma do tematu dyskusji" - też nie wiem

"to jest pieprzenie w bambus — ilu ludzi wynajmuje kandydat na prezydenta, żeby przedstawić swoją osobę w jak najlepszym świetle?" na pewno sporo (to pewnie zależy od kandydata) ale apropo czego to piszesz? bo nie widzę specjalnego zwiazku?

"demonizowanie Hitlera nie jest konieczne " - a jednak ma miejsce, co jest bardzo zastanawiające...

"co do amerykańskich psychologów — pokaż mi przejawy ich działalności, które się odbijają na fałszywym obrazie historii prezentowanym w naszym kraju"
- pewnien doktor UW twierdzi że w niemczech żyła gartstka żydów, co jest równoznaczne, ze niechęć rdzennych mieszkańców wynikała po prostu z fobi i z charyzmy hitlera, a nie z faktu, że zdominowali oni większość wysokopłatnych stanowisk, zawodów i urzędów (jeśli uważasz że to przejaw fobii z mojej strony - zapytaj się tego doktora ) (to oczywiście nie powód to nazizmu, ale zawsze to jakieś wytłumacznie (dla niedouczonego człowieka, który nie może wykarmić własnych dizeci - całkowicie wystarczające)... a tu nagle dowiadujemy się, że żydów to tam praktycznie nie było (a więcej miejsc pracy to zabierali im polscy masarze)...
dla mnie to wystarczający objaw tejże dizałalności - bo rodzi się obraz, nienawistnych żądnych krwi morderców, a nie zmanipulowanego społeczeństwa, i obraz szaleńca i psychola, a nie sprytnego polityka
A nie sądzę zeby ten doktor dysponował jakimiś niepodważalnymi dowodami, których nie dało się spreparować w zniszczonym wojną kraju - tym samym w "spisku" mogło wziąć udział pare osób (+ miliony "wkręconych" - ale jak sam zauważyłeś, manipulacja nie jest niczym nowym - a jej największą siłą jest to, ze nikt sienie chce przyznać, ze się dał oszukać - lepiej uznać, że to "teorie spisku" i bajki... (a irak miał broń jądrową i tylko przypadek sprawił ze miał też ropę)

Opublikowano

"natomiast istotne jest to dla tematu, od czego powoli dyskusja się oddala, że groźne jest budowanie relacji w społeczeństwie w rodzaju my—oni, prowadzi to zawsze do ludzkich tragedii,"
- się nie zgodzę - to właśnie sprawia, że jest utrzymana względna równowaga (o czym była mowa wyżej - u ciebie też nie najlepiej z czytaniem ;) ) - to przecież "poczucie" jedności - jak ktoś już zauważył - sprawiło ze mógł się rozwinąć nazizm - w dzisiejszym społeczeństwie nie ma takiej możliwości - bo w społeczeństwie są podziały (jak to szło? "dziel i rządź" ? ).
Co bynajmniej nie znaczy że ten sposób popieram, ale wygląda na to że po paru tysiącach lat poszukiwań, okazało sie jednak ze jedynym skutecznym systemem społecznym jest niewolnictwo...
i jak na moje oko, to jedyne sensowne podsumownie tej dyskusji: jakiej filozofii, religii czy ideologi byśmy nie wzięli, ma ona na celu albo wzniecenie buntu, albo utrzymanie aktualnego ładu (chrześcijaństwo - zniechęca niewolników do walki, obiecując im nagrodę za cierpienia, w opozycji - satanizm: afirmujący życie doczesne i walkę o własne spełnienie)... a oba wyjścia są niedoskonałe

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


czyli mówienie dla mówienia — tak właśnie myślałem

związek jest prosty — działanie, które podałem, jest również manipulacją

z czasem postaci i wydarzenia obrastają w legendy, z czasem wydarzenia stają się na tyle abstrakcyjne, że być może ktoś gdzieś decyduje, że trzeba je podkolorować — uchylam się od oceny takiego działania

niechęć do Żydów była zawsze i wszędzie z wielu przyczyn — niezależnie od ich procentowego udziału w populacji, twoje wnioskowanie jest dla mnie zadziwiające — non sequitur! bardzo podziwiam to, że jesteś w stanie przewidzieć, co twierdzi osoba kompletnie ci nie znana, zwłaszcza że nie podejrzewam cię o studiowanie publikacji dra Habielskiego
dobrze, wyjaśnie ci, co wynika z tego, że w Niemczech Żydów było 0,5% — skala problemu w istocie nie była na tyle wielka, aby Żydami tłumaczyć niepowodzenia narodu niemieckiego
naprawdę, poczytaj trochę o problemie diaspory
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nic mi nie wiadomo o tego rodzaju opinii w środowiskach akademickich — choć z pewnością się znajdą oszołomy

nie sądzę, abyś ty dysponował dowodami, że ktokolwiek dane preparował
w ten sposób myśląc nigdy nie dojdzie się do żadnego sensownego wniosku, zwykle fałszerstwa wychodzą poprzez dogłębną i racjonalną analizę faktów
a jakie masz niepodważalne dowody na to, że Hitler w ogóle istniał? przecież kraj został zniszczony, a fuhrer podobno popełnił samobójstwo w bunkrze

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • a woło pałac cała połowa  i krowa a worki 
    • Facet to ma w życiu przerąbane. Uchodzi za chuligana lenia itp. Przejawem tych uprzedzeń jest dowcip: „Gdzie można znaleźć idealnego mężczyznę? Takiego, który chodzi spać o 21.00, wstaje o 6.00, sam ścieli swoje łóżko? W więzieniu.” Kiedyś to słyszałem, a niedawno znalazłem to znowu w internecie. I czuję się przez taką narrację trochę dyskryminowany jako mężczyzna. I dlatego zacząłem się zastanawiać, czy nie może to dotyczyć także idealnej kobiety… . Aż w końcu sam doświadczyłem, jak to może być za sprawą … mojej żony.   Z Agnieszką jesteśmy małżeństwem od trochę ponad trzech lat. Ja mam lat 37, jestem bibliotekarzem i nauczycielem akademickim, Agnieszka ma 30 lat i jest dziennikarką. Nie żebym chciał uchodzić za takiego całkiem „grzecznego chłopczyka”, ale to jednak moja małżonka ma większe skłonności do lekkomyślności i ... do alkoholu. Nie, żeby była alkoholiczką albo pijaczką, ale jednak, jak to się mówi, „lubi sobie wypić”. O tej jej lekkomyślności mogą opowiedzieć coś ci, którzy poznali jej styl jazdy samochodem. Ja natomiast doświadczyłem tego jej podejścia do życia, kiedy gdzieś razem szliśmy, ja stawałem na czerwonym świetle, a ona, jak gdyby nigdy nic, właziła na jezdnię. Dzieci, póki co, jeszcze nie mamy. I dlatego miałem nadzieję, że uda mi się Agnieszkę przed pojawieniem się naszego pierwszego dziecka trochę wychować w kierunku nieco bardziej odpowiedzialnego zachowania. Aż zdarzyło się coś, co mnie w znacznej mierze wyręczyło w tych wysiłkach wychowawczych.   Któregoś wiosennego wieczoru Agnieszka była na imprezie urodzinowej swojej redakcyjnej koleżanki. Wszystkie dziewczyny miały wypite i dlatego oczywiście pod koniec imprezy zostały wezwane taksówki. Kiedy jedna z taksówek mocno się spóźniała, moja Agnieszka, będąc w stanie zdecydowanie nietrzeźwym, uparła się, żeby koleżankę, dla której była przeznaczona ta spóźniająca się taksówka, podwieźć do domu samochodem gospodyni przyjęcia. Ponieważ moja żona w stanie upojenia alkoholowego stawała się bardzo stanowcza, natomiast dziewczyna, u której była impreza, pod wpływem alkoholu popadała w stan daleko idącego zobojętnienia, mojej żonie udało się wyciągnąć od niej kluczyki od samochodu i tak zaczęła się feralna jazda.   W stanie nietrzeźwym Agnieszka nie była w stanie jechać prosto i tak zjechała na lewy pas i uderzyła w bok samochodu stojącego przy lewym pasie jezdni, w którym nikogo nie było. Była to bardzo mała ulica, na której nie było prawie żadnego ruchu, znalazł się tam natomiast przypadkowo patrol drogówki, który bez najmniejszego problemu podjął czynności, ponieważ Agnieszka po tej kolizji nawet nie próbowała dalej jechać. No i okazało się, że miała 0,6 promila we krwi i dlatego sprawa trafiła do sądu, który był nieubłagany. Pomimo starań obrońcy Agnieszki, żeby sąd orzekł karę w zawieszeniu, moja żona została skazana na sześć miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności za jazdę w stanie nietrzeźwym. Sędzia, mężczyzna na oko w wieku przedemerytalnym, argumentował, że lepiej za pierwszym razem stosunkowo surowo ukarać i w ten sposób dać wyraźny sygnał zarówno oskarżonej, jak i całemu społeczeństwu, jak bardzo niebezpieczne jest takie zachowanie i w ten sposób powstrzymać rozwój szkodliwych skłonności u podsądnej. Pan sędzia był poinformowany o mandatach, jakie Agnieszka dostała nie tak dawno temu za przekroczenie prędkości i przechodzenie na czerwonym świetle. Przekonywał w uzasadnieniu, że Agnieszka wymaga bardziej intensywnego wysiłku wychowawczego, niż byłoby to możliwe w warunkach wolnościowych. Najwyraźniej argumentacja sędziego przekonała Agnieszkę, bo zrezygnowała z odwoływania się od wyroku. Wyrok się uprawomocnił i po jakimś czasie Agnieszka dostała wezwanie do zakładu karnego.   Tego dnia, kiedy Agnieszka udawała się do więzienia, żeby odbyć karę, ja nie miałem czasu jej odprowadzać. Pożegnaliśmy się rano, jak zwykle, szybkim całusem. Potem, przez następne dwa tygodnie, kontaktowaliśmy się ze sobą przede wszystkim telefonicznie. Ale te rozmowy telefoniczne były raczej zdawkowe. Aż wreszcie po dwóch tygodniach doszedłem do wniosku, że w zasadzie nic o tym nie wiem, jak Agnieszka w tym więzieniu żyje i zacząłem myśleć o jej odwiedzeniu. Nie, żebym się o Agnieszkę bał… To nie było w stylu naszego małżeństwa, żeby się bać o siebie nawzajem. Po prostu byłem ciekaw, a nawet bardzo ciekaw, jak tam leci u żony. O więziennictwie, także tym dla kobiet, miałem bardzo blade pojęcie. Jakieś tam migawki w telewizji, jakieś newsy ze zdjęciami w internecie, kiedyś może jakiś reportaż, ale poza tym nic… A więc tym bardziej byłem ciekaw, jak tam teraz wygląda.   Tym bardziej byłem ciekaw, jak to jest w takim więzieniu dla kobiet, że Polska się bardzo mocno zmieniała. Po kolejnych przejściach politycznych w zasadzie całkowicie załamał się system pookrągłostołowy. Budowanie wpływów sił globalistycznych, jakie nam towarzyszyło od początku transformacji ustrojowej na przełomie lat osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych XX wieku, a może i wcześniej, zostało przerwane, a jego efekty w znacznej mierze zniweczone, chociaż nie wszyscy to otwarcie przyznawali. W debacie publicznej główne siły polityczne zaczęły otwarcie negować ideę doganiania przez Polskę dobrobytu, czy to krajów zachodniej Europy, czy Ameryki Północnej, czy też jakichkolwiek innych tzw. krajów wysokorozwiniętych. Zaczęto nawet w dyskusji głównego nurtu negować ideę wzrostu gospodarczego! Coraz częściej zaczęto natomiast głośno domagać się własnej polskiej drogi w sprawach nie tylko polityki gospodarczej, ale wręcz rozwoju cywilizacyjnego. To wszystko byłoby podawane w otoczce ideowo-politycznej będącej mieszanką zarówno pierwiastków chrześcijańsko-demokratycznych i konserwatywnych, jak i radykalnie lewicowych, przy czym w tym wypadku kojarzenie radykalnej lewicy z ruchem LGBT jest błędem. Zarówno Unia Europejska, jak i Stany Zjednoczone straciły w naszej polityce zagranicznej w znacznej mierze na znaczeniu, czemu, wbrew temu, czego można by się spodziewać, nie towarzyszył wzrost znaczenia dla Polski takich mocarstw, jak Chiny i Rosja. Raczej Polska wzmacniała swoje relacje z chrześcijańskimi krajami tzw. Globalnego Południa, a na gruncie europejskim oczywiście z krajami Międzymorza. Wszystkie znaczące siły polityczne uznały za strategiczny cel daleko idącą autarkię gospodarczą Polski. Dla polityki gospodarczej oznaczało to wzmożony interwencjonizm państwowy, który w znacznej mierze wyparł międzynarodowe koncerny z polskiego rynku, w których miejsce weszły przedsiębiorstwa państwowe, oraz wzmocnienie pozycji małej i średniej przedsiębiorczości, między innymi przez zagwarantowanie w konstytucji, że daniny takie, jak składki zusowskie muszą być proporcjonalne do dochodu danego przedsiębiorstwa. Poza tym zniesiono wszystkie restrykcje odnośnie uprawy konopi, czy to naszych rodzimych, czy też indyjskich. W ogóle co rusz wychodziły na jaw różne globalistyczne układy, którymi Polska była dotychczas zniewolona i teraz nasz kraj je wypowiadał. Mógłbym jeszcze długo opowiadać o tym, jak Polska z dnia na dzień robiła się coraz bardziej autarkiczna, demokratyczna, chrześcijańska, prospołeczna i wolnościowa zarazem, jak porzucała zglobalizowany i oligarchiczny kapitalizm, ale nie o tym chcę tu opowiadać. Musiałem jednak zrobić ten wtręt, bo żadne małżeństwo i żadna miłość nie istnieje w próżni społeczno-politycznej. O więziennictwie w tej naszej nowej, polskiej, coraz bardziej odległej od mieszczańskiego społeczeństwa konsumpcyjnego rzeczywistości też była mowa. Miało ono mieć funkcję coraz bardziej moralizującą. Padały wręcz takie określenia, że zakład karny powinien być, jak klasztor. Co z tego jednak dokładnie miało wynikać, nie miałem za bardzo pojęcia. W końcu człowiek nie może zajmować się wszystkim…   A więc, wracając do sprawy odwiedzin u Agnieszki, zadzwoniłem do zakładu karnego i spytałem się, kiedy mogę odwiedzić żonę, a następnie wziąłem na ten dzień wolne w pracy. Żeby dotrzeć więzienia, gdzie Agnieszka odbywała karę, trzeba było jechać około godziny PKSem do miejscowości położonej nieopodal naszego miasta. Zaplanowałem podróż odpowiednio wczesnym autobusem, żeby mieć zapas czasu i wyszedłem z domu odpowiednio wcześnie, żeby kupić bilet na autobus w kasie. Jeżeli jakaś zmiana w kraju rzucała się szczególnie w oczy, to stosunkowo duża liczba żołnierzy na ulicach. Zarówno pojedynczych żołnierzy, jak i żołnierzy w zwartych formacjach i to w dosyć różnym wieku. Szeregowi w wieku 50+ nie byli niczym nadzwyczajnym. W ramach prosuwerennościowych reform w miejsce obowiązku obrony ojczyzny przywrócony został powszechny obowiązek obrony. Jakkolwiek nie została odwieszona zasadnicza służba wojskowa, to jednak stworzono taki system ćwiczeń wojskowych, że w zasadzie żaden w miarę zdrowy i sprawny face między 19 a 55 rokiem życia nie mógł się od tego wywinąć. No i żebym nie zapomniał: dotychczasowa kategoria D została z automatu zamieniona na kategorię A. Kto może w czasie wojny iść do wojska, ten może i w czasie pokoju – taka była oficjalnie głoszona logika. Ja też dostałem wezwanie na ćwiczenia i miałem się stawić do jednostki za dwa tygodnie. Przezornie zacząłem znowu biegać, robić pompki, wspinać się itd. Chodziły słuchy, że starszym rocznikom rezerwy mogą nawet dawać większy wycisk, niż młodemu wojsku, żeby takiemu n.p. czterdziestoośmiolatkowi na „dzień dobry” wybić z głowy jakiekolwiek myśli, że jest już stary, że to „już nie te lata”, itd. Trochę nawet rozumiałem takie myślenie. Oby tylko nie przegięli w tym kierunku…   Podczas całej tej podróży do Agnieszki musiałem się zająć myśleniem o właśnie takich i nieco innych sprawach, oglądaniem otoczenia, żeby się jakoś wyluzować, no bo jednak napięcie we mnie było. Pierwszy raz udawałem się do takiego miejsca, jak więzienie, które kojarzy się mimo wszystko raczej negatywnie, a w takim miejscu była właśnie moja żona… Po opuszczeniu autobusu i dotarciu do zakładu karnego, zostałem, po okazaniu dowodu osobistego, tam wpuszczony i zaprowadzony do pokoju, gdzie usiadłem na jednym z krzeseł i czekałem na Agnieszkę. Na ścianie wisiał jakiś regulamin, a nad nim nasz herb państwowy, orzeł biały w formie znanej z czasów PRL i Trzeciej Rzeczypospolitej, tyle, że z koroną zamkniętą z krzyżem na górze – efekt ostatnich prosuwerennościowych zmian. Nad wejściem wisiał krzyż. Po kilku minutach usłyszałem na korytarzu kroki – jedne bardziej ciche, inne bardziej klekoczące. Po chwili funkcjonariuszka wprowadziła Agnieszkę. „Macie Państwo godzinę czasu na widzenie”, powiedziała łagodnym głosem strażniczka. Ja na widok Agnieszki poderwałem się z krzesła, wymieniliśmy parę szybkich całusów, a następnie siedliśmy na krzesłach. „Jak tam, Marek, dajesz sobie radę beze mnie”, rozpoczęła Agnieszka rozmowę z radosnym uśmiechem na twarzy. „Jak zawsze wtedy, kiedy ciebie nie ma w domu” odpowiedziałem z lekką nutą obojętności, żeby z góry uciąć wszelkie sugerowanie mi jakiejś męskiej niezaradności. „Lepiej to ty powiedz, co tam u ciebie nowego. Widzę , że masz nową kreację...” powiedziałem do Agnieszki z lekkim ironicznym uśmiechem o delikatnym odcieniu złośliwości. „A co, podoba ci się” odparła Agnieszka rezolutnie, nie dając się poirytować. Ja się dalej przyglądałem tej jej „nowej kreacji”, która, sądząc po literach „ZK”, czyli „zakład karny” na piersi, była ubraniem więziennym mojej żony. Agnieszka ubrana była w zieloną drelichową kurtkę, w drelichową spódnicę tego samego koloru, a na nogach miała białe drewniaki. Mniej więcej takie, jakie dziewczyny nosiły latach 90. XX wieku, z tyłu otwarte z przodu zamknięte, tyle, że bez paska w poprzek stopy, natomiast biały wierzch każdego drewniaka po tej stronie, gdzie się wkłada stopę, miał niebieski margines. Ponadto na białym wierzchu każdego drewniaka widniały czarne litery ZK. Na głowie Agnieszka miała natomiast zawiązaną białą chustkę, spod której wystawał kawałek warkocza. „ Czy mi się podoba...” powiedziałem lekko zalotnie. „Jakoś tak staromodnie...” „No bo mamy konserwatywną rewolucję, to i ubrania więzienne są bardziej staromodne” odparła Agnieszka z lekką nutą ironii. „ Jakoś tak skromnie, wręcz siermiężnie wyglądasz...” powiedziałem. „No bo więźniarki powinny wyglądać skromnie. To właśnie przez brak skromności dziewczyny schodzą często na złą drogę. Ja jestem tego akurat przykładem” odrzekła moja żona teraz lekko zamyślona. „A możesz też chodzić we własnych ciuchach” drążyłem dalej temat. „No właśnie nie. I dlatego przypomnij mojej mamie, żeby mi tu żadnych ubrań i żadnej bielizny nie przysyłała, bo i tak tego nie mogę tu nosić. Jeszcze nie tak dawno temu te zasady nie były aż takie surowe. Ale teraz... Sam pewnie słyszałeś… Więzienie ma być jak klasztor...” Nasza rozmowa, która rozpoczęła się w radosnej atmosferze spowodowanej spotkaniem po dłuższym czasie, teraz stała się bardziej poważna. Mimo to, delikatny uśmiech nie schodził z twarzy Agnieszki. Ja byłem coraz bardziej ciekawy i dlatego drążyłem sprawę ubioru Agnieszki coraz bardziej. „A chustka na głowie to obowiązkowa?” „Tak, obowiązkowa. Musimy ją nosić właściwie wszędzie. Szczególnie na widzeniach. Co najwyżej w celach nam to odpuszczają.” Mówiąc to schowała wystający kawałek warkocza pod chustkę. „Dziewczyny lubią prezentować swoje fryzury. Dlatego za karę zabrania się im tego” powiedziała Agnieszka i zaśmiała się. Więzienny strój Agnieszki nie przestawał mnie intrygować. „A te twoje drewniaki...” zacząłem drążyć, „dawno już takich butów nie widziałem”. „No i właśnie o to chodzi, żebyśmy tu wyglądały niemodnie” usłyszałem z ust Agnieszki. „Mamy wyglądać skromnie i siermiężnie, żeby nas w ten sposób odciągać od współczesnego konsumpcjonizmu.” „A te drewniaki to twoje jedyne buty” dopytywałem dalej. „No nie całkiem. Te tutaj to nosimy wewnątrz budynku, a jak wychodzimy na zewnątrz to zakładamy takie same, tylko z czerwonymi literami ZK. I to są wszystkie buty, które nam wolno nosić.” Po chwili dodała: „Trochę ciężko tak chodzić cały dzień w tym twardym obuwiu, ale co tam… Dajemy radę...Wychowawczyni nam zawsze powtarza: Jak dawniej dziewczyny z biedoty w czymś takim chodziły, to wy też możecie”. „A tak w ogóle, to mamy tu żyć ascetycznie, jak zakonnice” dodała po chwili z fikuśnym uśmiechem. „Niedawno zresztą kodeks karny wykonawczy został uzupełniony o taki zapis. Dokładnie go teraz nie zacytuję, ale tak mniej więcej to brzmi...” wyjaśniła po chwili. To ostatnie stwierdzenie Agnieszki zrobiło nam mnie największe wrażenie. A więc ta medialna retoryka, że więzienie ma być jak klasztor, to jednak nie był pic na wodę. Mamy XXI wiek, a jednak władza wprowadza zakładach karnych jakieś porządki kojarzące się z jakąś dawno minioną epoką. Przez chwilę rozmarzyłem się… Zapatrzyłem się w Agnieszkę. Zacząłem w niej widzieć taką zakonnicę „na czas określony”, taką niesforną dziewuchę zamkniętą za karę w „klasztorze”. Popołudniowe słońce i zazielenione gałązki drzew zaglądające przez zakratowane okno tworzyły jakąś taką romantyczną atmosferę… Nie wiem, jak długo się tak wpatrywałem w Agnieszkę. W każdym razie po jakimś czasie usłyszałem jej pogodny i jednocześnie rezolutny głos: „Marek, obudź się. Nie mamy aż tak dużo czasu. Może porozmawiamy jeszcze o czymś innym. Nie tylko o więzieniu. Co tam na przykład u mojej mamy?” „U twojej mamy? Ach nic takiego...Oczywiście się bardzo przejmuje tym, że ty tutaj jesteś. Powiedziałem jej, że jadę do ciebie, więc kazała, żebym zaraz potem zadzwonił do niej.” „Przyzwyczai się” odpowiedziała Agnieszka wyluzowanym głosem. „A tak w ogóle to życie toczy się, jak zawsze. To lepiej ty opowiedz jeszcze coś o tym, jak tutaj, za kratami, życie wygląda. Nie boisz się żadnej ze współwięźniarek?” „No co ty” usłyszałem w odpowiedzi. „Wszystkie dziewczyny tutaj są w porządku. Zresztą to wygląda tak, że na początku więźniarka jest w pojedynczej celi, a potem, w czasie, kiedy cele są otwarte i możemy się swobodnie poruszać po oddziale, poznaje inne więźniarki i dziewczyny dobierają się, jaka z którą by chciała siedzieć w celi.” „Ale opowiedz mi trochę, co tam w szerokim świecie” dodała po chwili. „Bo my tutaj mamy tylko godzinę czasu dziennie, żeby skorzystać, czy to z internetu, czy z telewizji, czy z radia. A tak poza tym, to same gazety. Widzisz, to jeszcze jeden element tej ascezy.” No i zacząłem Agnieszce przekazywać różne informacje społeczno-polityczne, aż w końcu usłyszeliśmy miły, łagodny głos funkcjonariuszki: „Proszę państwa, musimy kończyć.” Wstaliśmy więc oboje z krzeseł, Agnieszka z radosnym spojrzeniem wyściskała mnie, ja ją zresztą też. Następnie żwawym krokiem ruszyła razem z funkcjonariuszką do wyjścia. Przed wyjściem spadł jej ze stopy więzienny drewniak. Agnieszka żwawym ruchem wsadziła stopę z powrotem do drewniaka, obróciła się szybko w moim kierunku i z rozpromienioną twarzą posłała mi całusa. Następnie funkcjonariuszka z Agnieszką zniknęły mi z oczu. Na korytarzu słyszałem jeszcze łagodne odgłosy kroków strażniczki oraz trzaskanie więziennych chodaków mojej żony.   Rozmarzony opuściłem pokój widzeń, a następnie teren zakładu karnego. I byłem taki rozmarzony najpierw w drodze z więzienia do autobusu, potem podczas jazdy autobusem, a potem w drodze z autobusu do domu. Wokół siebie widziałem ludzi mniej lub bardziej modnie ubranych, a tam za murami więziennymi moja żona praktykowała jakiś ideał ascezy chyba na miarę jakiejś innej epoki...Może ta epoka miała dopiero nadejść? Zafascynowało mnie, że moja żona, dotąd imprezowa dziewczyna, najwyraźniej odnalazła się w tym, jakże innym od jej dotychczasowego życia, świecie. Jako dziennikarka pragnęła doświadczać tego, co nowe, niezwykłe. Ale może był jeszcze jakiś inny powód. Na przykład jej pochodzenie szlacheckie. Myślę, że w Polsce, gdzie odsetek szlachty był stosunkowo duży, wiele osób może wywodzić się ze szlachty i o tym nie wiedzieć, ale akurat w rodzinie Agnieszki pamięć o tym była żywa. Tak sobie myślałem, że przecież szlachta to stan wojskowy, którego etos nastawiony jest na poszukiwanie przygód, a nie na drobnomieszczańską stabilizację. Agnieszka dotąd szukała przygód w imprezowym życiu, a teraz tę więzienną rzeczywistość także zaczęła traktować jako przygodę. I chyba ten jej sarmacki indywidualizm nie pozwalał jej traktować pobytu w zakładzie karnym tak, jak to nakazywały w znacznej mierze akceptowane normy społeczne: czyli jako czegoś wstydliwego, jako swego rodzaju dziury w życiorysie. Takie luźne i nie aspirujące do ścisłości myśli towarzyszyły mi podczas drogi od Agnieszki do domu. Po opuszczeniu autobusu spojrzałem na mój telefon komórkowy i zauważyłem, że teściowa próbowała się do mnie dodzwonić. Żeby nie zaczynać pod koniec dnia jakiejś długiej rozmowy, wysłałem teściowej tylko SMSa: „U Agnieszki wszystko w miarę w porządku. Porozmawiamy jutro. Marek.” Chociaż bałem się, że po takim dniu pełnym przeżyć trudno mi będzie zasnąć, to jednak dobra lektura szybko sprowadziła na mnie sen. A kiedy spałem były sny. Na przykład, jak Agnieszka zdejmuje kolorową sukienkę i szpilki i zakłada zieloną więzienną spódnicę i drewniaki...
    • @Nata_Kruk Dziękuję, pozdrawiam. 
    • @wierszyki Znajomość elfich obyczajów chyba nie jest powszechna:) Dziękuję. 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Jestem przygotowany. Mam cukier, sól, mąkę, czekam aż piękna sąsiadka wpadnie coś pożyczyć :) :) :) Przyznaję, że potrafisz tchnąć dobrym humorem. Dzięki za odwiedziny :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...