Czas
ponad rozedrganie
ponad orzeźwienie
rzeka gładzi rozpalone ciała
wynurzając
pęcherzyki powietrza.
Oblepiają twoją skórę
pokutnie posępnie
a ja ponad wszystko
unoszę w palcach
twoje ciało
w ten rozgrzany
sierpniowy poranek.
Nosisz moją bluzę
ciepło poranka
otula twoje imię
otaczasz się
pięknem
ale to one
w niej wyglądają.
Na mokrym
czarnym materiale
jak odcisk dziecka
spragnionego pokarmu
jak krople zimy zwilżają
spiechrzchłe usta
ten co widział
nigdy nie zapomni.
Uniesie wspomnienie
głęboko zazdrośnie
tłumnie aż do szału
aż do wariactwa
ukojenia światłem.
Twój oddech sprawia
że słodycz którą znałem
nie niesie
już takiej rozkoszy
tej co na zgubę
jak wyuzdanie pali.
A ruchy
jak gwiazd wybuchy
z ich eksplozją
na podniebieniu
na strzelistym firmamencie
tak niebieskim
jak oczu twoich śnienie.
W ich wnętrzu płonę
a na powrót
z tej otchłani
z blaskiem odsinieję.