Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Chciałem z nim porozmawiać.

Długo i szczerze.

Tak jak to potrafią,

prawdziwi mężczyźni.

Których zabija samotność.

Którzy zostali sami z dnia na dzień.

Nie zasłużyli na wyjaśnienia 

ani na gram współczucia.

Których oczy

nie mają ludzkich barw i odcieni.

Jest w nich mrok absolutny.

I twardość granitu.

Pioruny, które w nich biją.

Ranią ofiary.

Nie zabijają od razu. 

Bo lepiej jest, rozkoszować się bólem.

Niż nadać komuś 

miłosierdzie śmiertelnej łaski.

 

 

Usiadł spokojnie w fotelu.

Obiecałem za chwilkę wrócić 

z filiżankami herbaty

a on niech czuję się jak u siebie.

Posłał mi delikatny

i wdzięczny uśmiech.

Jego twarz zarośniętą

gęstą, siwą brodą 

o nieprzycinanych końcówkach,

była obliczem człowieka,

który człowiekiem

zwać się już nie mógł.

Kaftan jego, 

pełen dziur i przetartych, 

szerokich przestrzeni.

W moich oczach zdobił go tą przedziwną formą kloszardowej świętości postaci.

Był upadłym aniołem

i świętym bruku ulicznego, najpodlejszych dzielnic.

Patronem bram zapijaczonych, 

usłanych brudem 

i gorączką alkoholowego obłędu.

Gdzie wino było zbawieniem.

A krew i ciało mieszały się 

w nocnych procesjach

pod oknami spelun.

W bijatykach i sprzeczkach, 

wiernych grzechowi

nałogu straceńców.

 

 

Jego buty

o zdartych noskach i cholewach,

nosiły blizny mrozu i ulew

na bydlęcej skórze,

barwy lakierowanego drewna.

Umorusane były w znoju.

Błocie żywota.

Naszej nadziei.

Która jak ostatnia murwa.

Kolebie się od duszy do duszy,

między na wpół przeżartymi 

ścianami kamienic.

Oddana na posługę

wiatrów niepewności,

mami nas ciągłym jutrem.

A pojutrze wstanie ten sam dzień.

Z tą samą treścią obietnicy.

Czasami wracając do domu nocą.

Mijam tych, co jej oddali swe myśli.

Potoki łez lecą w dół.

Jak wodospady,

ku zapchanym

zbutwiałymi liśćmi i śmieciami 

studzienkom kanałowym.

Czasami rzucają się do mnie 

z wyciągniętymi rękoma.

Błagają by skrócić ich mękę.

 

 

Wchodzę do ciemnego pokoju, 

zapalam lampę na komodzie 

i zwracam się z modlitwą 

do obrazu nad moim łóżkiem.

Obrazu Świętej Śmierci.

Mojej patronki.

I błagam ją na kolanach

o godne odejście,

dla mnie i dla nich.

Nie ma miłości.

Nie ma nadziei.

Nie ma serc i współczucia.

Jest tylko pewna śmierć.

Jedyna,

której warto złożyć hołd i pokłon.

Każdy z nas jak i on.

Miał niegdyś marzenia,

rodzinę i miłość życia.

A teraz zostały tylko rany,

z których biesy 

co wynajmują nasze dusze

jak sutereny,

chłepcą krew.

Został bunt.

Zapisany wierszem.

Ludzie nie czytają.

Prawdy z naszych serc.

Oni wolą ufać w jutro.

W horoskopy dostatku.

 

 

Wróciłem z tacą 

na której spoczywały 

dwie porcelanowe filiżanki,

dzbanek z mlekiem,

cukiernica oraz wysoki i smukły imbryk.

Nalałem nam ciemnego, 

aromatycznego naparu,

wrzuciłem po kosteczce cukru

i wręczyłem mu filiżankę 

wraz ze srebrną łyżeczką.

Podziękował.

Akurat zaczynałem pisać wiersz, 

gdy zaczęło rzęsiście padać.

Machinalnie zerknąłem przez firanę

na ulicę 

i dostrzegłem jak leży pan 

ledwie żyw pod bramą.

Do tego jeszcze ta kobieta w płaszczu 

i sobolu na karku.

I tym czarnym kapeluszu z woalem,

która podeszła do pana 

i widać wymieniliście kilka zdań.

 

 

Z pewnością miała uprzedzone 

wyższością urodzenia i majętności obiekcje, że tarasuje pan 

swym ciałem plugawym chodnik 

miast dogorywać gdzieś z dala 

od jej nieprzystosowanych 

do oglądania nędzy oczu.

Doprawdy tupet.

Mogła panu rzucić choć kilka centów.

Kloszard pociągnął łyk herbaty.

Rozkoszował się widać jej ciepłem 

bo dopiero po chwili odpowiedział.

Widzi pan. 

To nie była taka pierwsza lepsza dama.

A sama Święta Śmierć 

w najpiękniejszej postaci.

Przyszła oznajmić mi 

bym szykował się na jutro.

Zabiera mnie.

I idę bez lęku drogi panie.

I panu też radzę się szykować.

Każdemu co tu spędził

choć część żywota.

Wszystko jest lepsze od życia tutaj.

Nawet najgorsza śmierć.

 

 

Opublikowano

@Simon Tracy

Ten wiersz porusza coś, czego większość współczesnych tekstów w ogóle nie dotyka. Stara się zrozumieć prawdziwą godność w nędzy, człowieczeństwo w stanie całkowitego rozpadu.

Nie ma w nim patosu, taniej egzaltacji, nie ma udawania,  tylko  czysta szczerość, a wraz z nią trudne współczucie i zrozumienie, że w świecie pozbawionym wiary jedyną świętością staje się śmierć, a jedynym sakramentem wspólne milczenie.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Wiersz o bardzo ważnym temacie, czyli o ślepym zaufaniu do takiego, czy innego wodza. Można to też szerzej ująć, że chodzi o instynkt stadny. Bo nawet ludzie, którzy uważają, że nad nimi nie ma żadnej władzy, mogą mimo to ślepo podążać za jakąś grupą. 
    • Słońce zachodziło nad Itaką Posiwiała broda Odyseusza skrywała Usta wykrzywione w grymasie samozadowolenia Wspomnienie Penelopy odmierzało mu odległość do celu A im bardziej zapominał uśmiech Tej przecież najpiękniejszej ze wszystkich dam Achai Tym bardziej wydawało mu się, że błądzi w poszukiwaniu domu Pierwsze gwiazdy spoglądały na niego z nieba Jako doświadczony marynarz znał przecież ich układ Wskazywały na to, że to naprawdę jego dom Bogowie się zlitowali Penelopa jednak przymierzała już nową suknię ślubną Przeszło dziesięć lat od wojny minęło Porzucono nadzieję na jego powrót Królewskie sztandary powiewające na okręcie Odysa Zatraciły swój stary majestat Zamiast tego: podarte przez harpie zwisały luźno na maszcie Bo noc była dość skąpa w wiatr Statek kołysał się powoli na wodzie Ale nieuchronnie zbliżał się do portu Wrzawa powstała wskutek nowego przybysza Rozbudziła królową pogrążoną w śnie Obawiała się jutra, więc wolała spać Obudziło ją jedynie wspomnienie męża Który wracał do domu późnymi godzinami Z narad wojennych i wypraw, które Zawsze stały pomiędzy nimi Jednak dziś, wyskoczyła boso z łóżka By spojrzeć, ostatni raz, przez okno I przekonać się raz jeszcze, że to nie on Najmężniejszy z mężów Itaki Umarł błądząc na krótkim odcinku między Troją, a domem Brodaty Odys w podartych szatach przybił wtedy do portu Uśmiechnął się, lecz jedynie na chwilę Bo mina mu zrzedła, kiedy nikt go nie poznał Wezwał imienia Penelopy Jednak uznano go za szaleńca Głos mu się zmienił  Włosy mu urosły Broda zakryła mu ładną twarz Stare ciuchy, które wyszły z mody przed dziesięciu laty Zdradzały, że nie przybył z tej epoki I sugerowały, że z bogami ten nie ma nic do czynienia Nawet sprawiedliwy trybunał żony go nie poznał Musiał udowodnić kim jest Odys - Przed strażnikami portu Przed Penelopą Przypomnieć sobie Co to znaczy być królem Wyplutym przez morze.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Nie mówi się wcale

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      , choinkowe pozdrowienia
    • -Mistrzu, co mam czynić, bo mam wilczy apetyt, ciągle jem i nie umiem z tym walczyć niestety. - Moim zdaniem nie ma na to lepszej metody, zanim do stołu siądziesz, wypij kwartę* wody. Ona brzuch ci wypełni i mniej wpuści jadła, jak będziesz w tym niezłomny, pozbędziesz się sadła.     Kwarta = 0.94 litra
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...